Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Kanibal

Od samego rana nastrój Narcyzy był bardzo kijowy. Zła jak osa łupała na wszystkich uczniów złowrogo, a swoim wzrokiem obiecywała rychłą śmierć temu, kto się do niej zbliży chociaż na kilometr. Nawet profesorowie Hogwartu unikali ślizgonki na korytarzach czy lekcjach, chowając się w drugi kąt pomieszczenia, co ją bardzo cieszyło. Uwielbiała czuć się jakby to ona rządziła innymi, a nie na odwrót. Siedząc na zaklęciach, swoją różdżką wystukiwała alfabet morse'a, którego musiała się dawno temu nauczyć.

Voldemort zostanie zjedzony... Voldemort zostanie zjedzony...

Treść wiadomości nie wróżyła dobrze dla jedynej osoby, która stwierdziła, że można olewać pannę Black z zimną krwią. Od stu dwudziestu dni i siedemdziesięciu dwóch godzin nie odpisał na żaden z jej porypanych listów z prośbą o spotkanie.

- Niech ja go tylko dopadnę, a mu nogi z tyłka powyrywam!  Niech no ja go tylko spotkam! - Narcyza mruczała pod nosem przekleństwa i groźby, które chciałaby zastosować na Voldemorcie, łaskawym ryju, który nie wie do czego służą sowy i listy.

Gdy potomkini rodu czystokrwistych, weszła do swojego pokoju, od razu skierowała się do swego kufra. Wyjęła z niego czarną pelerynę, którą rzuciła bezceremonialnie na łóżko. Przeszukała najmniejszą z przegródek i znalazła pilniczek do zębów. Spokojnym krokiem poszła do łazienki, przymykając dobrze drzwi, po czym spojrzała w wielkie lustro. Wystawiła swoje górne zęby i już po chwili zaczęła ostrzyć sobie kły. Gdy skończyła, dotknęła palcem ostre czubki, sprawdzając ich stan. Stwierdziwszy, że jest idealny, wyszczerzyła się do swojego odbicia w zwierciadle i wręcz wybiegła przez drzwi, a następnie skoczyła przez okno jak taki szalony skoczek. Biorąc przykład ze szybkiego Billego, czy jak mu tam było, popędziła do punktu aportacyjnego i teleportowała się do posiadłości Voldemorta.

- Voldziusiu, kochanie moje! Kici kici, kotku! Wyjdź do mnie... Twoja Pani przyszła Cię odwiedzić... - Narcyza krążyła po dobrze znanych sobie pomieszczeniach, poszukując wstrętnej gadziny. - WYŁAŹ MI TUTAJ NATYCHMIAST!!! - wrzasnęła, płosząc pająki, nietoperze i wszystkie stworzenia, które zamieszkały w zamku Czarnego Pana.

- Riddle'a nie ma w zamku - odezwał się dobrze jej znany głos z progu sali tronowej.

- Dolohow! Gdzie on jest? - kobieta zmrużyła oczy na mężczyznę, podpierając się pod boki.

- A bo ja wiem. Czarn... - śmierciożerca nie dokończył zdania, gdyż uczennica wystrzeliła do przodu i złapawszy go za gardło, przygwoździła do ściany.

- Gdzie. Jest. Voldemort. - powiedziała, akcentując każde słowo trochę zbyt dosadnie.

- Wyjechał... - wydyszał ledwo Antonin, a blondynka puściła go, na co szybko przełknął ślinę.

- I pewnie nikomu nie powiedział gdzie - Narcyza zaczęła krążyć po pomieszczeniu. - Skoro wyjechał pewnie wiedział, że przyjdę. Jasna cholera! - walnęła dłonią w tron Voldzia, który po uderzeniu rozpadł się na proch. - Wiem! W jego komnacie są schowane plany i notatki!

Dziedziczka Blacków pobiegła do nikłego mieszkania Riddle'a i zaczęła wszystko mu wywalać, przeszukując rzeczy.

- Stara zasuwka, nie wnikam po co mu... opaska do spania... nocniczek... jego dziennik... - kobieta rzuciła za siebie notesik. - Chwila! Jego dziennik? - obejrzała się za siebie i wzięła znów do ręki wspomniany przedmiot. - Tutaj coś musi być...

Przysiadła sobie przy jego zagraconym biurku i zaczęła przeglądać jego zapisy.

- 12 września Moje życie diametralnie się zmieniło, odkąd poznałem wcielenie większego zła niż jestem ja. Duszę się... nie mam przez tego diabła żadnego własnego życia. Muszę wyjechać najlepiej daleko od niej... Tak daleko, by nigdy mnie nie znalazła. Ale czy jest to możliwe? - ślizgonka ziewnęła i przerzuciła stronę. - Nudy...

Po godzinie Narcyza była znudzona i wyczerpana, a od czytania bzdur nie wiedziała, co ma ze sobą począć. Przetarła dłonią oczy i mruknęła pod nosem przekleństwo. Spojrzała na okno i nagle dostała olśnienia.

- Ale ja jestem głupia! - uderzyła się ręką w czoło i teleportowała się do Doliny Godryka.

Blondynka ruszyła przed siebie, rozglądając się co chwile na boki w poszukiwaniu cienia tego przeklętego cholerstwa. Gdy doszła do ruin dawnej posiadłości Potterów, usłyszała ciche mamrotanie. Starając się, by niczym nie zaszeleścić, doszła do rogu dawnego budynku i ujrzała Voldemorta, trzymającego się za kolana i kołyszącego się boki.

- Dlaczego? Dlaczego to właśnie mnie spotkało? - Czarny Pan wydawał się pogrążony w otchłani samotności i głębokiego smutku.

Kobieta trochę ochłonęła, jednak nie na tyle, by zaprzepaścić swojej szansy na zemstę. Z dzikim krzykiem rzuciła się na mężczyznę, gryząc go w ucho.

- Kanibal! Aaaa! - Voldemort poderwał się z siedzenia i zaczął biegać w kółko, by uciec od śmiercionośnych zębów Narcyzy.

Gdy po Czarnym Panie nie zostały nawet kosteczki, młoda Black wytarła rękawem szaty krew ze swojej twarzy i teleportowała się do Zakazanego Lasu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro