ROZEMARIJN: 0
Trzydzieści sześć godzin temu Rozemarijn stała pod klubem, udając, że dobrze się bawi bez alkoholu, na który jej nie stać. Niczym złodziej, który zawsze pozna złodzieja, wyłapała w tłumie palących drugą trzeźwą osobę. Podeszła, zaczęli rozmawiać i od słowa do słowa wyszło, że Ties nawet nie brał udziału w imprezie. Przechodząc obok postanowił dołączyć do grupki palaczy. To było dziwne, trchę niepokojące, ale w gruncie rzeczy całkiem cool, więc zamiast wrócić do klubu, udostępniła lokalizację przyjaciółce i poszła z Tiesem na spacer. Po kilku godzinach zapytała, czy ma ochotę na herbatę, a on potwierdził, więc poszli do niej. Zaznaczyła, że naprawdę ma na myśli herbatę i nie zamierza się z nim przespać. Nie sprawiał wrażenia rozczarowanego, a gdy koło południa stawiał jej śniadanie, zapewnił, że to nie jest próba dobrania jej się do majtek.
Przyjaciółka Rozemarijn nazwała ją naiwną za wierzenie w to, ale nadal tylko sprawdzała, co jakiś czas, czy jeszcze nie ukradł jej organów.
W trzydziestej czwartej godzinie ich randki, która po namyśle jednak nie była randką, zapytała Tiesa, czy często poznaje tak ludzi. Ties potwierdził. Zapytał też, czy Rozemarijn chce poznać ludzi, których tak poznał. Spodziewała się propozycji wspólnego wyjścia na piwo, zamiast tego Ties zaprosił ją na obiad do siebie do domu. W ten sposób teraz siedziała przy stole z trzema obcymi kobietami, dwie kolejne piły szampana w wannie (była czternasta) w łazience, gdzie Rozemarijn chwilę wcześniej chciała umyć ręce, jedna miała się spóźnić i jedna wcale nie dotrzeć.
— Podasz mi sól? — zapytała Salome, którą Rozemarijn w myślach nazywała hot lesbą z fioletowymi włosami.
Nie do końca rozumiejąc, co się dzieje, podała Salome sól.
Typiara w różowej bluzie i resting bitch face po piętnastu minutach intensywnego wpatrywania się w Rozemarinj, rzuciła do Tiesa:
— Kupiłeś chociaż te papierosy?
— Poszedłeś po papierosy i wróciłeś z kobietą? — zainteresowała się dziewczyna z zielonymi paznokciami.
— Dwa dni temu — potwierdziła ta w różowej bluzie.
— Wow, to takie... Tiesowe. — Wyciągnęła rękę do Rozemarijn. — Cześć, jestem Kirabo.
— Rozemarijn. Miło cię poznać?
— Ciebie też. To — wskazała na sukę w różowej bluzie — jest Lotte. Nie przejmuj się, że cię nie lubi, lubi tu tylko Tiesa. A to — machnęła ręką w stronę hot lesby — jest Salome.
— Wiem, podwiozła nas.
Dokładniej przyjechała po nich, bo Ties zadzwonił do niej, gdy tylko Rozemarijn zgodziła się wziąć udział w obiedzie.
— O, super. Salome zawsze wszystkich wozi, bo lubi auto Tiesa.
Rozemarijn też polubiła auto Tiesa, ale bałaby się je prowadzić. Konkretnie bałaby się je rozbić.
— Okej. Um. Wy też poznaliście się, gdy Ties poszedł po papierosy, że to takie Tiesowe?
— Nie. Sprzedawałam mu kawę w Starbucksie i powiedział, że mam ładne ręce, a ja powiedziałam, że ładniej wyglądają owinięte wokół biblii, a on nie zrozumiał, ale Salome się zaśmiała, więc po skończeniu zmiany poszłam z nimi na maraton horrorów.
— O-okej.
— A Salome poznał...
— Kirabo, daj dziewczynie przetworzyć pierwszą historię — przerwała jej Salome. Rozemarijn uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
Ties nie odezwał się do tej pory, bo jadł ze słuchawkami w uszach. Lotte, straciwszy zainteresowanie Rozemarijn, wyjęła jedną z nich i włożyła do własnego ucha.
— Dobre — skomentowała z miękkim uśmiechem.
Ties, który nie przejął się utratą jednej słuchawki, popatrzył po pozostałych dziewczynach, nagle się ożywiając.
— Puścić wam głośno?
Nie czekając na odpowiedź wstał od stołu i prawie podbiegł do sprzętu stereo, który wyglądał na najdroższą rzecz w mieszkaniu. Siedzieli przy stole w jadalni, która płynnie przechodziła w salon, a ten od kuchni oddzielał tylko barek. W salonie stała maksymalnie czteroosobowa kanapa, ogromne kolumny, wielki telewizor i półki ze stosami kaset. Samo pomieszczenie nie było szczególnie duże, ale jedną ze ścian zajmowały okna, rozciągające się od podłogi po sufit, a jednolita podłoga w kuchni, salonie, jadalni i korytarzu za nią optycznie dodawała przestrzeni.
— To — Lotte znów wbiła spojrzenie w Rozemarijn — jak dokładnie się poznaliście?
Przełknęła kawałek batata, który właśnie włożyła do ust.
— Na imprezie integracyjnej mojego rocznika.
Lotte odwróciła się do salonu.
— Ties, w którym momencie kupowania papierosów postanowiłeś udawać studenta?
Podczas ich trzydziesto sześciogodzinnej jednak nie randki Ties powiedział, że to nawyk z czasów, gdy mieszkał sam. Wychodził i robił wszystko, żeby nie wracać do pustego mieszkania.
— Gdy przechodziłem obok klubu i stwierdziłem, że nie chcę palić sam.
Wyraz twarzy zmiękły jakby chciała powiedzieć coś w stylu: "Nie jesteś już sam", ale się powstrzymała. Ties wrócił do stołu.
— A wy jak się poznaliście? — zapytała Rozemarijn, bo niczego tak nienawidziła jak ciszy przy nowych ludziach.
— Pod postem naszego ulubionego zespołu.
Rozemarijn uprzejmie pokiwała głową, bo wow, lubicie ten sam zespół. To takie niezwykłe. Zanim zdążyła o to samo zapytać Salome, dwie kolejne dziewczyny w końcu wyszły z łazienki. Jedna miała na sobie żółtą sukienkę na ramiączkach, a druga jeansy i czerwony biustonosz.
— Veerle, nikt nie chce oglądać twoich cycków przy jedzeniu — warknęła Lotte.
Ta w żółtej sukience uniosła podbródek i chłodno odpowiedziała:
— Ja chcę.
— Ja też — rzuciła Salome. — Ties?
Wzruszył ramionami.
— Czemu nie?
Salome rozłożyła ręce w geście "sorry, i'm not making rules here".
— Przegłosowana.
— Czemu nikt nie zapytał mnie o zdanie? — oburzyła się Kirabo.
— A masz coś przeciwko?
— Nie. — Zadowolona z siebie wróciła do zdrapywania zielonego lakieru z paznokci.
Ta w żółtej sukience odgarnęła idealnie proste włosy z ramienia i podała dłoń Rozemarijn.
— Gamila — przedstawiła się.
— Rozemarijn.
— Mogę mówić ci Rose?
— Mary bardziej pasuje — skomentowała ta w czerwonym, koronkowym biustonoszu.
— Rose. — Gamila uśmiechnęła się przekornie do Veerle. — Ties, czy nie ustaliliśmy ostatnio, że jest nas już za dużo.
Ties, jakby to miało przekonać Gamilę, że Rozemarijn jest warta zatrzymania, odpowiedział:
— Interesuje się gwiazdami.
— Naprawdę?
Rozemarijn skurczyła się pod uwagą Gamili.
— Mam aplikację z mapą gwiazd, to nic takiego.
— Widzisz, Ties, to nic takiego.
— I ona chce być zoopsychologiem.
— O, masz jakieś zwierzę, Rose?
Skurczyła się jeszcze bardziej.
— Nie, ale jestem weganką.
— Och, dlatego jesz batata Imane.
— Kim jest Imane?
— Imane się spóźnia.
— Imane — wcięła się Lotte — w ostatniej chwili napisała, że nie będzie jej na obiedzie.
— Też jest weganką?
Tym razem odpowiedziała jej Salome:
— Ma fenyloketonurię.
Rozemarijn pokiwała głową, udając, że rozumie. Gamila zajęła się posiłkiem, zamiast dalej przepytywać Tiesa, dlaczego przyprowadził Rose do domu. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, więc Rozemarijn powtórzyła w myślach imiona i wszystko, co o nich wie.
W czerwonej koronce: Veerle. Prawdopodobnie dziewczyna Gamili.
W żółtej sukience: Gamila. Protekcjonalna i ewidentnie jej tu nie chce, ale nie tak wrogo nastawiona jak Lotte.
W różowej bluzie: Lotte. Nikogo nie lubi oprócz Tiesa, z którym słuchają tej samej muzyki. Zazdrosna suka. Robiła obiad. Poznali się w internecie.
Z fioletowymi włosami: Salome. Kierowca, rozumie żarty z Tumblr, miła.
Z zielonymi paznokciami: Kirabo. Pracuje lub pracowała w Starbucksie, gdzie poznała Tiesa i Salome.
Ta od batata: Imane. Ma fenylo coś.
Niewiele. Brakuje jednej.
Imane wpadła chwilę po tym, jak skończyli jeść. Miała pomarańczowy hijab, okulary i jeansową kurtkę podobną do tej, w której przyjechała Rozemarijn. Wpadła tylko się przywitać, bo już i tak prawie były z Salome spóźnione na film. Salome zapytała Rozemarijn, czy chce iść z nimi. Odmówiła. Wtedy Salome zapytała, czy chce, żeby ją odwieźć do domu, ale wtedy Imane zaczęła narzekać, że nie zdążą, jakby to nie była jej wina, że tak późno dotarła. Ostatecznie Rozemarijn zgodziła się zaczekać, aż wrócą z kina.
Wysłała przyjaciółce SMS, że to raczej nie randka, ale właśnie leci trzydziesta ósma godzina i chyba właśnie poznała rodzinę Tiesa. W odpowiedzi dostała wiadomość "jak lesbijki w memach".
A propos lesbijek, Ties zniknął z Lotte w jednym z pokoi, a Kirabo ogłosiła, że wraca do domu, więc Salome skończyła na kanapie z Gamilą i Veerle.
— Wszystkich o to pytam, więc: Jak poznałyście Tiesa?
— Wszystkich? — Gamila uniosła brew, ale wydawała się bardziej rozbawiona niż zdenerwowana.
— Imane nie zdążyłam.
— A co powiedziała ci Salome?
Nerwowo wytarła ręce w swoją błękitną sukienkę. Nic, prawda? Przerwała Kirabo, gdy chciała jej opowiedzieć. Gamila uśmiechnęła się pobłażliwie, widząc jej reakcję.
— Powie ci w swoim czasie. Tak samo Eun-Ji. Im mniej będziesz naciskać, tym szybciej się otworzy.
— Kto?
— Nie było jej dzisiaj. — Veerle podniosła brodę z ramienia Gamili i zwróciła się bezpośrednio do swojej dziewczyny. Nie odpowiadała na pytanie Rozemarijn, przypominała o tym Gamili. Właściwie odkąd wyszły z łazienki, ani razu nie zwróciła się do nikogo innego.
— Och, w takim razie, Rose, gdy poznasz Eun-Ji, nie naciskaj na nią.
Uznała to za wiadomość, że na nie też ma nie naciskać. Najwidoczniej nie wszyscy mieli niewinne historie. Gamila włączyła jakiś, niezwykle nudny, artystyczny film. Rozemarijn zwinęła się w rogu kanapy i zasnęła po pierwszych dwudziestu minutach. Salome, gdy wróciła, zamiast ją obudzić i w końcu zawieść do domu, usiadła na ziemi, oparła głowę o udo Veerle i zamknęła oczy.
*
Przypomniałam sobie, że ta historia istnieje i napisałam to na raz. Uczę się nie przejmować, więc załamię się kiedyś, w przyszłości, gdy to przeczytam i wtedy poprawię. Na razie będę się cieszyć z powrotu do pisania.
30.12.2022
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro