Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Lina

Kiedy tylko Laura, Romero i Stefano zamknęli się w gabinecie jakaś niezwykła siła przyciągnęła mnie do niego. To co usłyszałam sprawiło, że straciłam grunt pod nogami, które momentalnie się ugięły. Usiadłam na ostatnim ze schodków słuchając ostrej wymiany zdań pomiędzy nimi. Luisa żyła. Słysząc takie słowa z ust obcej osoby i wiedząc, że to prawda bolało.

To czego chciał ten mężczyzna było tym czemu tak bardzo się wzbraniałam. Chciałam być wolna jak ptak a on chciał mi to odebrać. Wiedziałam jednak, że jeśli tylko w ten sposób mogłam odzyskać siostrę nie będę się wahać.

Byłabym samolubna gdybym chociaż nie spróbowała. Nie byłam wybitnie uzdolniona tak jak Laura, ale posiadałam swój rozum, więc mogłam to rozegrać na swoją korzyść. Przecież Stefano chciał mnie poślubić dla interesów, ale to nie znaczy, że tak łatwo się poddam i zrezygnuję z wolności. Przez te kilkanaście miesięcy bardzo wiele może się wydarzyć. A nie wiadomo czy w jego życiu pojawi się jakaś kobieta, która zawróci mu w głowie i ta umowa przestanie obowiązywać.

Podniosłam się z miejsca i zrobiłam te kilka kroków oddzielających mnie od drzwi. Złapałam za klamkę jednak momentalnie przystanęłam. Wiedziałam, kiedy już zrobię ten krok nie będzie odwrotu i moje życie ulegnie zmianie.

Wzięłam głęboki oddech wiedząc, że to właśnie ta chwila, kiedy podejmę swoją pierwszą samodzielną decyzję. Zdawałam sobie dobrze sprawę z tego, że moja siostra będzie chciałam mnie od tego odwieść, ale nie ugnę się. Nie tym razem i nie wtedy, kiedy stawką jest życie Luisy.

- Zrobię to. – powiedziałam po otworzeniu drzwi, gdzie w momencie wszystkie głowy obróciły się w moją stronę. – Wyjdę za ciebie, ale powiesz, gdzie jest Luisa.

Nie patrzyłam na Laurę czy Romero a na mężczyznę siedzącego na fotelu przy biurku. Cała jego postawa emanowała władzą. Teraz dotarło do mnie, że nasze spotkanie w szpitalu nie było przypadkowe. On znalazł się tam specjalnie chcąc zobaczyć czy towar, czyli ja spełnia jego wymagania.

- Nie mogę na to pozwolić Lina. – moja siostra pokręciła głową.

- Wiem, ale pamiętasz naszą ostatnią rozmowę i wiesz, ile to dla mnie znaczy. – powiedziałam z pełną mocą.

Chciałam, aby przestała mnie traktować jak dziecko i pozwoliła podejmować własne decyzje. To było moje życie i jeśli chciałam zniszczyć je sobie sama nie powinna protestować. Wiedziałam, że pomimo różnicy zdań i tego jak bardzo byłyśmy pokłócone ona musiała zrozumieć to był mój wybór a nie jej.

Chociaż moje serce protestowało wiedziałam, że to najlepsza decyzja jaką mogłabym podjąć. Czułam na sobie wzrok Stefano jednak nie dałam po sobie poznać, że to zauważyłam. Nie dam mu tej satysfakcji ani teraz, ani nigdy w przyszłości.

- Ale to zbyt poważna sprawa, aby traktować ją tak lekkomyślnie. – podeszła do mnie po czym wzięła w ramiona. Zaczęła szeptać a ja zrozumiałam, że nie chciała, aby Stefano usłyszał to co miała mi do powiedzenia. – Kocham cię, ale to co chcesz zrobić to dla mnie zbyt wiele. Nie mogę ci na to pozwolić, bo to jakbym straciła i ciebie a nie wiem czy będę mogła to znieść.

- Poradzę sobie. – odpowiedziałam z całą pewnością na jaką było mnie stać chociaż jej słowa bolały mnie tak samo. – Pozwól mi na sprowadzenie naszej siostry do domu. - poprosiłam ją wiedząc, że tego potrzebuje. Może nie ukoi to do końca jej bólu, ale w pewien sposób pomoże.

- Nie wiesz czy na pewno ona jeszcze żyje.

- Ty też nie, ale nawet niewielka szansa jest warta ryzyka prawda? – zdawałam sobie sprawę z tego, że to ja przekona, bo gdyby to ona była na moim miejscu to ani chwili by się nie wahała.

Od jedenastu lat ciągle się przeniosłyśmy i przeprowadzałyśmy nigdzie nie zagrzewając miejsca. Nie wiedziałam co dokładnie wydarzyło się w przeszłości, bo nikt nie chciał mi o niej mówić. Nie pytałam też ufając moim siostrom więc teraz one musiały odwdzięczyć się tym samym. Chociaż raz chciałam im pokazać, że też jestem taka jak one. Tak samo silna i nieustraszona.

- Dlaczego musisz być taka mądra. – westchnęła.

- Mam to po tobie. To ty mnie wszystkiego nauczyłaś.

- Jeśli tego chcesz zrób to. – wiedziałam jak wiele trudu sprawiło jej wypowiedzenie tych słów.

- Dziękuję. - poczułam niesamowitą ulgę.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Laura podprowadziła mnie do biurka, przy którym siedział Stefano a na jego blacie zauważyłam kilka kartek które najwyraźniej zabrał ze sobą jakby wiedział, że i tak się zgodzę. Udawałam, że mnie to nie rusza, ale jedyne czego chciałam to wykrzyczeć mu co tak naprawdę o nim myślę. Mężczyzna, który przymusza kobietę do ślubu jest dla mnie zwykłą kanalią. W dodatku wykorzystywał do tego naszą siostrę tym samym sprawiając, że nie miałam w stosunku do niego ani grama szacunku.

Wzięłam do ręki dokument i zaczęłam go czytać. Nie miałam zamiaru potem czuć się zaskoczona, że coś przeoczyłam czy nie chciałam wiedzieć. Każde słowo wsączało się w mój umysł i osiadało nam nim tak aby nigdy o nich nie zapomnieć.

Przechadzałam się po gabinecie i czasami wzdychałam, potakiwałam czy nawet kręciłam głową. Ani trochę nie śpieszyłam się tak aby mężczyzna zobaczył, że nie należałam do osób, które się go boją. Niech wie, że nie byłam jakąś cichą myszką, która siedzi cicho i milczy. Kiedyś może by mi to odpowiadało, ale on wybudził moją odwagę z uśpienia swoim postępowaniem.

- Chyba jest w porządku. – stwierdziłam podnosząc wzrok po wielu minutach niezmąconej w pomieszczeniu ciszy. Nikt ani razu nie przerwał mi czytania a tym samym dawali mi tyle czasu, ile potrzebowałam.

Spojrzałam na siostrę, na twarzy której widniało zmartwienie, ale też coś innego jakby na kształt dumy. Romero natomiast spoglądał na siedzącego przed nim mężczyznę spod byka jakby ten pomysł ani trochę mu się nie podobał. Nie oponował jednak, kiedy zgodziłam się podpisać umowę.

- Chyba? – powiedział Stefano oburzony jakbym powiedziała coś co go obraziło. Podniósł się z miejsca jakby chciał do mnie podejść jednak spojrzenie jakie posłała w jego stronę moja siostra całkowicie go zniechęciło. Śledziłam uważnie jak poprawił mankiety koszuli by na koniec wygładzić marynarkę. Nie spuszczał ze mnie wzroku więc odpowiadała mu tym samym. – Ta umowa jest sporządzona bez zarzutu.

- Skoro tak sądzisz. – rzuciłam mu nieprzychylne spojrzenie. – Ale i tak wolę, aby spojrzała na to moja siostra. – wyciągnęłam dokument w jej stronę które od razu przyjęła.

Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego co robię jednak odebrała ode mnie papiery i zaczęła je przeglądać. Odeszłam kilka kroków po czym usiadłam na parapecie przy oknie dzięki czemu miałam dobry widok na ogród skąpany promienia zachodzącego słońca. Przepiękne kolory zlewało się ze sobą tworząc niesamowity widok zapierający dech w piersi. Kątem oka śledziłam, jak mężczyzna miota się pomieszczeniu.

- No na litość boską. – podniósł głos jednak mnie ani trochę to nie obeszło.

- Cierpliwość jest cnotą. – powiedziałam z tak wielką słodyczą, że nigdy bym się o taki ton nie podejrzewała.

Nie wiem, dlaczego ciągle mu do zagryzałam jednak z jakiegoś powodu niezmiernie mi się to podobało. W dodatku zauważyłam irytację na jego twarzy, ale i też coś więcej. Jego prawe oko zaczęło drgać jakby chwila dzieliła go od wybuchnięcia. Poprawiłam sukienkę, która podwinęła mi się na kolanach i obciągnęłam ją na tyle na ile mi się udało. Przy okazji strzepnęłam nieistniejący paproch i w dalszym ciągu rozkoszowałam się przyciągającą się chwilą, która nie trwała tak długo jak na to liczyłam.

- Nie przeciągajmy tego dłużej Lino. – siostra oddała mi dokumenty które przejrzała tak samo wnikliwie jak ja. – Dobrze wiesz, że umowa jest bez zarzutu, ale z jakiegoś powodu podoba ci się wyprowadzenie go z równowagi. Oby tak dalej. – mrugnęła do mnie.

Podeszłam do biurka i położyłam na nich dokumenty. Niedaleko mnie leżał długopis, więc sięgnęłam do niego i złożyłam zamaszysty podpis na wyznaczonym miejscu i oddałam mu je. Patrzyłam mu prosto w oczy, kiedy odbierał je ode mnie i wkładał sobie do kieszeni marynarki. Jak widać jemu to nie przeszkadzało, że zmuszał mnie do małżeństwa, ale na co ja liczyłam. Przecież należał on do jednej z rodzin mafijnych a tacy ludzie mieli gdzieś uczucia innych.

- Mam nadzieję, że twoja umowa przyniesie ci korzyści na jakie liczysz. – odwróciłam od niego wzrok wbijając go w drzwi. – Zostawię was teraz, ale dotrzymaj swojej części umowy. Powiedz Laurze, gdzie znajdziemy nasza siostrę.

Nic więcej nie miałam mu do powiedzenia. Nawet się z nim nie pożegnałam, bo nie był nikim ważnym dla mnie. Choć moje serce kilka razy zabiło mocniej chcąc poznać prawdę o Luisie wiedziałam, że i tak przyjdzie na to pora. Mogłam z czystym sumieniem zostawić ich samych wiedząc, że Laura i Romero zrobią wszystko, aby odnaleźć ostatniego członka naszej rodziny. Tylko to pozwalało mi spokojnie się od nich oddalić.



Laura

Spoglądałam na wychodzącą siostrę i podziwiałam jej ogromną siłę jaką się wykazała. Podjęła samodzielną decyzję, która zaważy na całym jej życiu więc jedyne co mogłam zrobić to wspierać ją w tym. Nieważne jak bardzo chciałabym rozszarpać Stefano na strzępy nie mogłam tego zrobić. Mieliśmy być pierdoloną rodzinom co tym bardziej rozsadzało mnie od środka jednak hamowałam się tylko dlatego że wiedział, gdzie znajduje się Luisa.

- Teraz mów co wiesz. – zaczął Romero wiedząc, że we mnie buzuje zbyt wiele emocji.

- Nie zginęła tak jak wszyscy myśleli jedenaście lat temu.

- No co ty nie powiesz geniuszu. – prychnęłam czując jak rozwiązuje mi się język.

- Tak jak powiedziałem nie zginęła jedenaście lat temu – zaczął ponownie nic nie robiąc sobie z mojego tonu. – Jakiś czas temu natrafiłem na zdjęcie, które na tamtą chwilę nie wydało mi się znajome. Do czasu aż wróciłaś. – spojrzał na mnie. – Możecie mieć różny kolor włosów, ale twarz pozostaje praktycznie identyczna. Nie wiem czy ktoś jeszcze o tym wiedział czy tylko nieliczni, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że coś mi tu nie gra więc zacząłem szukać aż znalazłem powód, dlaczego ona nadal żyje.

- Przecież nikt nie miałby z niej pożytku. – aż skrzywiłam się na dźwięk moich słów. Zabrzmiało to tak jakbym nic nie czuła do siostry, ale myślałam raczej o tym, że nikt nie miałby korzyści materialnych utrzymując ją przy życiu.

- Jest jeden powód. – wyciągnął z kieszeni kolejną kopertę. Ile on ich tam trzymał do cholery – pomyślałam.

- Co tym razem? – Romero nie czekał, od razu wyrwał kopertę z rąk Stefano. Sama chciałam to zrobić, ale byłam mu wdzięczna, że zrobił to za mnie.

- Jej krew. - jego słowa sprawiły, że wróciły wspomnienia z dzieciństwa jednak nie mogłam dokładnie ich sobie przypomnieć. Wiedziałam, że coś musi być na rzeczy, ale byłam na to zbyt mała i rzadko kiedy wracałam do tamtych wydarzeń jednak wiedziałam, że mężczyzna mówi prawdę. Nie miałam jednak zamiaru mu tego mówić.

- Co z nią? – podeszłam do biurka i zajrzałam Romero przez ramię.

Był to dokument z badania krwi jednak nie byłam analitykiem ani żadnym mózgowcem więc szereg cyfr i różnorakich napisów był dla mnie niezrozumiały. Spojrzałam na górny prawy róg, na którym widniała data sprzed dwudziestu lat. To były wyniki badań Luisy która miała zaledwie kilkanaście miesięcy, podczas kiedy zostały one przeprowadzone.

- Wiecie co to jest złota krew? – zapytał, ale kiedy spojrzeliśmy na niego niezrozumiale od razu zaczął tłumaczyć. – Złota krew to niczym graal dla dosłownie każdego żyjącego człowieka. Osoba taka posiada krew, która nie jest ani dodatnia, ani ujemna przez co można ją przetoczyć każdemu.

Kiedy zaczął o tym mówić w mojej pamięci jakby coś przeskoczyło. Rodzice czasami mówili, że Luisa to złote dziecko, ale myślałam raczej pod kątem tego jak perfekcyjnie i dobrze się zachowywała. Nigdy nie nosiła ubrań, które były poplamione jakby była wyczulona na tym punkcie. To samo tyczyło się układania włosów czy porządku w pokoju.

- Ale kto mógłby ją por... - nie dokończyłam, bo dobrze wiedziałam kto. – Pierdolony Simmons. – warknęłam.

- Co z nim? – zapytał niczego nieświadomy Romero.

- Nie zauważyłeś, że jest chory? – spojrzałam na niego z góry. – Od razu było widać, że coś mu jest dlatego zostawiłam go na koniec myśląc, że sam się wykończy.

- Nathaniel od lat choruje na niedokrwistość sierpowatokrwinkową która sprawia, że tylko dzięki transfuzji krwi jeszcze żyje. – kiedy to powiedział wszystko zaczęło układać się w logiczną całość.

Nie wiedziałam jednak co mam na to odpowiedzieć. Na samą myśl, że moja siostra była tak wykorzystywana od lat czułam wściekłość rozsadzającą mnie od środka. Równie szybko w mojej głowie zaczęły tworzyć się pytania.

Dlaczego się na to zgadzała?

Dlaczego nie uciekła?

Dlaczego go nie zabiła?

Dlaczego nie skontaktowała się z Romero?

Dlaczego to musiało trafić na nią?

Nie mogłam tego zrozumieć jednak musiał być jakiś konkretny powód, dlaczego nie dawała znaku życia. Cokolwiek się wydarzyło wiedziałam, że muszę poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie i nie spocznę, dopóki nie ich nie uzyskam.

- Wiesz, gdzie się ukrywa i co dalej planuje? – zapytałam Stefano.

Musiałam dowiedzieć się, gdzie jest moja siostra i tylko to utrzymywało mnie w pełnej świadomość. Nie wiedziałam co zrobię, jeśli nie uda mi się jej znaleźć albo gdyby okazało się, że jest już za późno. Na samą myśl czułam jakbym rozpadała się na kawałki. Przez tyle lat myślałam, że nie żyje a teraz miałam ją praktycznie na wyciągnięcie ręki. Tak blisko zarazem tak daleko.

- Ostatni ślad urywa się na lotnisku. - to ostudziło moje nadzieje. - Z tego co wiem poleciał swoim prywatnym samolotem i nie było mi łatwo ustalić, gdzie się udał, ale mam nadzieję, że to wam pomoże.

- Gdzie? – zapytałam tylko.

- Los Angeles.

Chociaż tyle że nadal przebywała w kraju tym łatwiej było ją teraz odszukać. Musiałam z głową zaplanować co zrobię i kogo w tym celu zatrudnię, bo już wiedziałam, że sama nie dam rady tego zrobić. Byłam zmuszona zostać tutaj, bo interesy musiały się kręcić a nie chciałam zostawiać wszystko na głowie Romero po raz kolejny. Potrzebowałem zaufanej osoby, której będę mogła powierzyć to zadanie. Już nawet wiedziałam kto to może być jednak musiałam to zaplanować mądrze.

- Muszę zadzwonić. – spojrzała na Romero a w kolejnej chwili przenosiłam wzrok na Stefano. – Dziękuję, że nam o tym powiedziałeś, ale i tak mam ochotę cię zabić. – dorzuciłam, żeby nie poczuł się zbyt pewnie.

- To zrozumiałe. – podniósł się z miejsca. Przez chwilę tylko stał i nic nie mówił jakby bił się z myślami. Jego twarz momentalnie się rozluźniła a napięcie zniknęło jakby go wcale nie było. – Twoja siostra będzie ze mną bezpieczna.

- Oby. – w tym jednym słowie zawarłam wszystkie groźby jakie tylko miałam w tej chwili na myśli.

Stefano może i zrobił coś godnego pochwały, ale przy tym zawalił na całej linii wykorzystując do tego Linę. Tego nie mogłam mu zapomnieć. Lepiej dla niego, żeby dał szczęście mojej siostrze, bo jeśli ją zrani nie będę patrzyła na wojnę, która by mnie czekała. Świat mógł nawet płonąć, ale szczęście mojej rodziny było dla mnie najważniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro