Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Stefano

Przez chwilę się wahałem, czy da radę. Każdy był mocny w gadce, ale kiedy przychodziło co do czego to nikt nie był już tak odważny. Ta chwila szybko minęła, kiedy Laura podeszła do stołu, na którym leżał Verri. Powoli i dokładnie wszystko przemyślając zaczęła swoje tortury. Widziałem, jak ludzie odwracali wzrok, ale nie ona. Była w pełni skupiona na tym co robiła a co najważniejsze błysk w jej oczach mówił mi, że jej się to podoba.

Po ponad dwóch godzinach tortur dałem znak Romero, że pora kończyć. To co do tej pory zrobiła jak dla mnie wystarczyło, ale i też spotkanie w tak wielkim gronie trwało zbyt długo. Kto wie co mogło im przyjść do głowy. Mogli do kogoś zadzwonić i pochwalić się tym czego są świadkami. Znałem życie na tyle aby wiedzieć, że w każdej chwili mogła tu wpaść policja. Niby wszystko miałem z nimi dogadane, ale w każdej placówce znajdzie się ta jedna osoba, która będzie chciała się wykazać.

- Zajmij się zwłokami. – rzuciłem do mojej prawej ręki, kiedy akcja dobiegła końca a ja wróciłem do niego, gdzie przez cały czas na mnie czekał.

- Nie przypuszczałem, że kiedyś to powiem, ale kobieta daje radę. – odpowiedział z podziwem Samael.

Jego imię ani trochę do niego nie pasowało. Bo jak można określać kogoś jako anioła śmierci, kiedy on robił wszystko, aby pomagać biednym dzieciom z jego dawnej dzielnicy, w której się wychował. Kiedy jakieś zachorowało kupował im leki i zabierał do lekarza. Kiedy jakieś chciało się uczyć pomagał im w szkole. Kiedy jakaś kobieta padała ofiarą przemocy on rozprawiał się z jej katem. Samael był moja prawą ręką, ale był też dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. Szanowałem jego zdanie jakie by ono nie było.

- Coś mi się zdaje, że będzie dobrym sojusznikiem. – rzuciłem do niego patrząc jak wychodzą z pomieszczenia.

Miałem obmyślony cały plan jak to rozegram, ale byłem dobrej myśli. To co dla niej miałem a co znalazłem przez czysty przypadek sprawi, że wszystko się zmieni. Dla mnie a dobre, bo czekały mnie dobre czasy, ale co do Laury miałem mieszane uczucia. Jej reakcji była w tej chwili kluczowa, bo nie chciałem przez przypadek stracić ręki a co najgorzej życia.

- Jesteś pewny tego co zamierzasz zrobić? Co, jeśli cię za to zabije. – odgadł moje myśli.

- Nie zrobi tego. – pokręciłem głową. – Za bardzo będzie jej zależeć na informacjach, które mogą się jej przydać.

- To twoja decyzja. – powiedział spokojnie, ale wiedziałem, że nie pochwala moich metod związanych z tym tematem.

- Posprzątaj tu. – zakończyłem rozmowę nie chcąc, aby dalej się nakręcał co było bardzo prawdopodobne. Skurkowaniec z sumieniem się znalazł.



Laura

Stefano był dziwnie natarczywy i chciał się spotkać konkretnie w moim domu z samego wieczora. Nie wiedziałam co o tym sądzić, ale skoro pozwolił mi we własnym magazynie na rzeź a nawet potem zajął się ciałem mogłam wysłuchać tego co ma do powiedzenia, ale niech nie liczy na zbyt wiele. Moja dobroć była na wyczerpaniu zwłaszcza po szczerej do bólu wymianie zdań z Romero. Tak, w ten sposób miałam zamiar myśleć o tym co się wydarzyło i mało mnie to obchodziło co ktoś o tym myślał.

Patrząc na siedzącego nad papierami w moim prywatnym gabinecie mężczyznę czułam, że tutaj jest jego miejsce. Założyłam dłonie na piersi opierając się o framugę drzwi zastanawiając się do czego prowadzi nas życie, bo moje było tak pogmatwane, że nie mogłam odnaleźć w jakim punkcie teraz jestem.

- Nie czujesz się tutaj za bardzo jak u siebie? – zapytałam ruszając w jego kierunku.

Śledził uważnie każdy mój krok chociaż w dalszym ciągu wpatrywał się w dokumenty. Ufałam mu dlatego nawet się tym nie przejęłam, że robi coś takiego a raczej byłam wdzięczna, że sprawdza je jeszcze raz w razie jakiegoś błędu. Oficjalnie na każdym świstku widniał mój podpis i to ja brałam odpowiedzialność za każdą decyzję, ale dalej pytałam Romero o zdanie. Jakby nie patrząc był ode mnie starszy i bardziej doświadczony.

- Dlaczego nigdy się nie ożeniłeś? – zapytałam obchodząc biurko i zatrzymując się za jego plecami.

- Po co. – wzruszył ramionami na których po chwili spoczęły moje dłonie. – Nie wiedziałem powodu dlatego, żeby przedłużyć ród a nawet nie miałem na to ochoty. Kobiety przychodziły i odchodziły jednak żadna nie była dla mnie na tyle ważna, żeby zadać jej to pytanie.

- Czyli jesteś facetem, który się nie angażuje. – pokiwałam energicznie głową, kiedy na mnie spojrzał.

- Twoje żarty nie są zabawne. – złapał moje palce i splótł nasze prawe dłonie. – Może z czasem zmienię zdanie. Kiedy poznam kobietę, która będzie dla mnie bardzo ważna.

- Aha. – aż zazgrzytałam zębami. – Mam nadzieję, że taką znajdziesz.

- Już znalazłem. – ścisnął mocniej moją dłoń nie wpuszczając jej nawet wtedy, kiedy zaczęłam ją wyszarpywać. – Jesteś taka słodka, kiedy się denerwujesz. – zaśmiał się okręcając w fotelu i przyciągając do siebie. Moje ciało słuchało go pomimo protestów nawet wtedy, kiedy naprowadził je na swoje kolana.

- Nie wiem jak ja z tobą wytrzymuję. – wymamrotałam, kiedy pochylił się w moją stronę zatrzymując zaledwie kilka centymetrów od moich ust. Wodziłam wzrokiem po jego twarzy zapamiętując każdy jej szczegół tak aby nic mi nie umknęło. Było w tej chwili coś niesamowitego a jednocześnie urokliwego.

- Mogę powiedzieć to samo o tobie. – musnęłam jego wargi swoimi podjudzając go jeszcze bardziej. Wiedziałam, że władza to jego drugie imię i to, że nie dałam mu się pocałować wyraźnie go irytowało.

- Laura! – warknął, kiedy po raz kolejny się odsunęłam. Jego dłonie mocno zacisnęły się na moich udach nie pozwalając się podnieść. – Przestań mi się stawiać i dawaj mi swoje usta.

- Tylko usta?

- W tej chwili to ich chcę. – szarpnął mnie w swoją stronę przez co piersi przylegały ściśle do jego muskulatury. – A potem...

Moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach. Nasze ciała w łóżku na górze całkiem nagie i sprawiające, że...

- Nie przeszkadzam? – westchnąłem schodząc z kolan Romero i stając tuż za nim.

Spojrzałam na stojącego otwartych drzwiach Stefano który był rozbawiony i nawet tego nie ukrywał. Mogłam zamknąć drzwi i uniknąć tej sytuacji, ale po co, skoro byłam we własnym domu, gdzie mogłam czuć się swobodnie. Chyba przyszła pora oznajmić niektórym osobom, aby na początku przyszli do mnie i mówili kto przekracza teren posesji.

- Nie wiem, dlaczego chciałeś się tak bardzo spotkać, ale nie licz na miłe powitanie. – zaczęłam, kiedy otaksował wzrokiem całe pomieszczenie.

- Nawet bym się tego nie spodziewał. – zaśmiał się rozsiadając na fotelu przed biurkiem. Założył nogę na kolan podpatrując na nas jakby nie wiedział, jak ma zacząć temat.

- Więc co cię do mnie sprawdza. – zapytałam koniec końców chcąc to mieć już z głowy i zostać sama z Romero. Miałam określone plany na dzisiejszy wieczór i nie chciałam go w swoim domu.

- Mam dla ciebie propozycję. Wspólne interesy które podwoją nasze zyski. – zaczął układając dłonie na oparciu. Z jego postawy biła pewność siebie, ale ja przez cały czas analizowałam każdy jego ruch czy nawet maleńki tik, który powiedziałby mi, kiedy oszukuje czy kłamie. Teraz jednak nic takiego nie zauważyłam co tylko utwierdziło mnie w tym, że powiedział dokładnie to co usłyszałam.

- A po co mi to. – prychnęłam.

- Może tobie się nie przydadzą, ale mnie tak. Chcę zacząć z tobą współpracę a po tym co odwaliłaś w magazynie nie tylko ja.

- Nie. – odpowiedziałam od razu.

Moje interesy to moja sprawa i nie chciałam prowadzić ich razem, bo to tylko dokładnie sobie problemów. Istniało wiele powodów, dlaczego to był zły pomysł, ale najważniejszym było to, że jedna ze stron chciałaby się hamować a druga rozkręcać do woli. Tutaj nie było miejsca na kompromis tylko stanowcze i czasami brutalne decyzje. W przypadku dwóch osób zawsze dochodziło do kłótni i niesnasek a nie potrzebowałam tego teraz. Ani nigdy.

- Wiedziałem, że tak powiesz, dlatego się przygotowałem. – włożył dłoń do kieszeni a po chwili wyciągnął z niej białą kopertę. – To taka motywacja dla ciebie.

- Co to jest? – zapytałam podejrzliwie.

- Sama zobaczy, ale ostrzegam, że możesz doznać szoku. – zachęcał.

Nie wiedziałam w co on pogrywał, ale moja cierpliwość się wyczerpała. Zamaszystym ruchem otworzyłam ją i wyciągnęłam zdjęcie, które się tam znajdowało. Momentalnie poczułam jakby ktoś przywalił mi w twarz. To nie mogła być prawda. Widok jaki przed sobą miałam jasno wskazywał, że to nie zwidy. W dodatku u dołu zdjęcia widniała data sprzed dwóch miesięcy.

- Co to ma być? – zapytałam zduszony głosem.

- Luisa.

- Ona nie żyje. – szłam w zaparte chociaż miałam na to dowód.

Moja siostra była bardzo do nas podobna. W moich snach i marzeniach tak właśnie wyglądała. Jej włosy sięgały do ramion i były zaczesane w kucyk. Jej oczy takie same jak moje – brązowe. Tylko ta jej mina świadcząca, że nie jest szczęśliwa.

- Ależ żyje i ma się dobrze. – powiedział po czym dorzucił. – Albo miała.

Poderwałam głowę na jego słowa. Przez cały czas trzymałam w dłoni zdjęcie jak koło ratunkowe które nie pozwalało mi się rozpaść. Jeśli istniała szansa na to, że moja siostra gdzieś tam jest...

- Co to ma niby znaczyć! Gdzie ona jest! – podniosłam głos.

- Wszystko w swoim czasie. – jego spokojny ton sprawiał, że moje nerwy były w strzępach.

- Przestań pieprzyć i mów czego chcesz za informacje, gdzie ona jest. – krzyczałam.

Musiałam wiedzieć, gdzie ona jest. Romero zdawał sobie sprawę z tego, że jestem o krok od zrobienie czegoś czego będę mogła żałować, dlatego stanął za mną i przytrzymał mnie za ramiona. Tylko jego obecność utrzymywała mój umysł przed popadnięciem w obłęd.

- Gwarancji interesów. – rzucił.

- Dobrze. – odpowiedziałam od razu, bo dla siostry zrobiłabym wszystko. Władza władzą, ale była jedna rzecz, której pragnęłam bardziej od niej a było w nią choć raz zobaczenie Luisy.

- Skąd mogę wiedzieć, że się nie wycofasz? – zapytał rozkładając ręce na boki.

- Masz moje słowo. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- To za mało. – w jego głos wkradła się stalowa nuta. – Powiem ci, gdzie jest Luisa pod jednym warunkiem. – przeciągał słowa a jego następne zwaliły mnie z nóg. - Twoja siostra Lina zostanie moją żoną jak tylko osiągnie osiemnaście lat.

- Nie ma kurwa mowy! – wydarłam się. Nie miałam zamiaru przehandlować jednej siostry na drugą, ale skoro już wiedziałam, że żyje mogłam zacząć jej szukać. Oczywiście bez pomocy Stefano to będzie trudne, ale miałam czas i pieniądze.

Luisa prędzej czy później wróci do domu i niech tylko ktoś spróbuje mnie przed tym powstrzymać. Musiałam dowiedzieć się, gdzie przez ten czas była i co się z nią stało.

- Zrobię to. – w ciszę wdarł się głos mojej siostry. – Wyjdę za ciebie, ale powiesz, gdzie jest Luisa.

W tej właśnie chwili poczułam, jak to jest, kiedy ktoś wyrywa ci serce. Nic nie może równać się z tym uczuciem, zwłaszcza kiedy robi ci to własna siostra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro