Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Laura

Zrobiłam, jak kazał i nie wychylałam się z pokoju chociaż miałam ochotę dowiedzieć się jak idą postępy. Nie zrobiłam tego jednak wiedząc, że tylko bym im przeszkadzała. Co nie zmienia fakty, gdyż wykorzystywałam każdą okazję, aby się czegoś dowiedzieć. Co chwilę uchylałam drzwi, ale jak mogłam się spodziewać niczego nie usłyszałam, ponieważ mój pokój był za daleko od salonu.

Wiedziałam też, że Lina wstała, ale nie wychodziła z pokoju. Próbowałam do niej wejść, ale zamknęła drzwi. Kiedy nie przestawałam pukać kazałam mi spadać i jej nie przeszkadzać co z niechęcią zrobiłam. Byłam pewna, że nie zrobi sobie krzywdy, dlatego odpuściłam. Każda z nas inaczej sobie radziła z tą sytuacją.

Po raz kolejny składałam i rozkładałam broń na części. Pomagało mi się to chociaż trochę skupić. Co ja pieprzyłam. Z każdą chwilą czułam coraz większy niepokój a wraz z kolejną godziną wiedziałam, że to jeszcze nie koniec i najgorsze dopiero przede mną.

- Lauro – usłyszałam, jak wymawia moje imię a po chwili poczułam jego dłonie na ramionach.

Nie powinnam się na niego gniewać, że odciął mnie od tej sprawy jednak uraza pozostała. To ja powinnam tam być i to ja powinnam mówić ludziom co mają robić. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś robi coś za mnie nawet jeśli był to Romero.

Dłońmi powoli zaczął masować moje barki w uspokajającym geście co tylko jeszcze bardziej mnie rozdrażniło. Łudziłam się, że przyszedł, aby powiedzieć, że jest jakiś przełom sprawie jednak czułam, że tak nie jest. Pojawił się tylko z jednego powodu. Chciał sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku a wiedziałam to po tym rząd po prostu już taki był.

- Nie wychodzę z pokoju i nie wychylam się tak jak powiedziałeś. - wrzuciłam od niechcenia nie spuszczając wzroku z broni.

- To nie jest twoja wina. – pomimo jego słów i tak czułam, że zawiodłam.

Byłam najstarsza i to na mnie spoczywał obowiązek zajmowania się nimi. A ja co zrobiłam? Nic. Zupełnie nic.

- To moje decyzje do tego doprowadziły. Jeśli cokolwiek się jej stanie... - z trudem przychodziło mi panowanie nad emocjami.

Odłożyłam złożoną broń na łóżko i w końcu się do niego obróciłam. Na jego twarzy widać było ślady zmęczenia, ale i czegoś więcej. Coś co wcześniej podpowiadało mi, że nie dowiedział się czegoś więcej zmieniło się momentalnie, kiedy tylko zobaczyłam jego minę.

- Co się stało?

- Chodź ze mną. – wziął mnie za rękę i pociągnął na nogi. – Chcę żebyś zachowała spokój.

Poruszyłam się niespokojnie, ale pozwoliłam się poprowadzić w kierunku schodów prowadzących do centrum dowodzenia. Za jego słowami kryło się coś mrocznego przez co po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że tracę grunt pod nogami. Z trudem przychodziło mi stawianie kolejnych kroków, ale robiłam to wiedząc, że mam w nim oparcie.

- Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? - zaczęłam się niecierpliwić.

Po zejściu na dół w moją stronę obróciły się wszystkie głowy a po chwili obecne w pomieszczeniu osoby zniknęły na dworze jakby nie chciały być tu jak wybuchnę. Zamknęli za sobą drzwi unikając mojego wzroku. Stało się coś na tyle poważnego, że nikt z nich nie chciał przekazać mi tego osobiście i zrzucił to na Romero. Nie dziwiłam im się, bo tylko on potrafił dać sobie ze mną radę i nie przejmował się tym, że wydzierałam się na niego i groziłam śmiercią.

W pomieszczeniu zostaliśmy tylko we dwoje i czarna paczka na stole. Wiedziałam, że cokolwiek tam jest złamie mnie na zawsze. Wyrwałam więc rękę z uścisku Romero i podeszłam powoli z mocno bijącym sercem do pakunku. Wyciągnęłam dłonie i otworzyłam je a to co tam zobaczyłam sprawiło, że nie mogłam oddychać.

- Lauro – cały czas czułam go za sobą, ale za bardzo byłam zapatrzona na wnętrze pudełka.

Czułam, jak grunt osuwa mi się pod nogami i tylko silne ramionami Romero utrzymały mnie w pionie. To była dłoń mojej siostry. Mojej ukochanej siostry, dla której zrobiłabym wszystko. Nie obroniłam jej ani nie zapewniłam bezpieczeństwa.

- Zabiję. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Zabiję każdego ktoś przyczynił się do jej krzywdy.

Koniec z okazywaniem miłosierdzia.

Koniec z wahaniem się.

Koniec z sumieniem.

Koniec z tym kto sprawił jej ból.

Nie zaznam spokoju, dopóki nie odpłacę się porywaczowi mojej siostry w ten sam sposób. Czułam ogarniającą mnie furię, kiedy patrzyłam na jej dłoń i na pierścionek na środkowym palcu, który zawsze nosiła i nigdy nie zdejmowała.

- Wiem, że jesteś wściekła i rozumiem, ale...

Wyrwałam się z jego ramion nie chcąc nawet tego słuchać. Co on tam mógł rozumieć i czuć, skoro to nie była jego siostra. Nic nie wiedział. Nie wiedział jak wielką potrzebę miałam, aby chronić tych których kochałam. Nie wiedział, że tylko zachowując kontrolę byłam w stanie racjonalnie myśleć.

Niech nie mówi, że cokolwiek wie, bo to nie była prawda. Czułam rozsadzającą mnie od środka wściekłość, która chciała wydostać się na zewnątrz. Po raz ostatni mój wzrok podążył w kierunku pakunku. Ten kto odważył się na taki krok nie zdawał sobie sprawy co zrobił. Gdyby porzucił swój plan i oddał mi siostrę sytuacja wyglądałaby inaczej, ale teraz nie spocznę, dopóki nie dorwę osoby, która za tym stoi. Będzie błagał abym zakończyła jego nędzne życie jak już z nim skończę.

- Masz mi go znaleźć. – spojrzałam na niego nie okazując emocji. – Chcę go. I ty zrobisz wszystko, żeby tak się stało.

Kątem oka minęła mi postać za oknem a nawet kilka. Spojrzałam w tamtym kierunku wiedząc, że moi ludzie czekają aż ochłonę i nie będę chciała ich zabić. Wyłapałam w tłumie zmartwioną twarz Scotta, który nie spuszczał ze mnie wzrok jakby wiedział, że potrzebuję jego mentalnego wsparcia.

Zamknęłam szczelnie swoje wszystkie uczucia wiedząc, że w tej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na panikę czy histerię. Przede wszystkim musiałam się skupić na odnalezieniu siostry żywej.

- Znajdziemy ją. – zapewnił, ale jego mina wcale na to nie wskazywała.

- Oby. – rzuciłam mu kolejne beznamiętne spojrzenie. Pomimo tego, że czułam do niego pewnego rodzaju słabość nie chciałabym być na jego miejscu, kiedy mnie zawiedzie.

***

Ufałam moim ludziom, ale to nie znaczy, że miałam zamiar siedzieć bezczynnie i czekać na rozwój wydarzeń. Pół godziny później wykonałam telefon do Luciano wiedząc, że na niego będę mogła liczyć i że on znajdzie jako pierwszy moją siostrę. Już nieraz korzystałam z jego pomocy, ale robiłam to niechętnie, bo to tylko pokazywało, że sobie nie radzę. On nigdy tego nie powiedział, ale z chęcią pomagał.

Siedziałam z telefonem w ręce czekając na jego wiadomość, ale im więcej czasu minęło tym bardziej zaczynałam się niecierpliwić. Nie wiedziałam w jaki stanie jest Lucia i czy zdążę na czas, aby jej pomóc.

Nie czułam takiej bezsilności od dawna. Nie od czasu, kiedy po raz pierwszy poczułam, że moje siostry są zagrożone i ciągle muszę mieć na nie oko. Dlatego tak wielką wagę przywiązywałam do ich ochrony.



Sześć lat temu

Uderzałam rytmicznie w worek bokserski raz lewą ręką a następnie prawą w jednostajnym rytmie. Pot spływał mi po skroniach a sportowy stanik lepił się do skóry tak bardzo, że czułam dyskomfort. Nie przestawałam jednak wiedząc, że nieraz będę musiała mierzyć się z różnymi niekomfortowymi sytuacjami i znosić je.

Tydzień temu oficjalnie osiągnęłam pełnoletność, ale to były tylko liczy. Stałam się dorosła dawno temu, kiedy spoczął na mnie obowiązek przejęcia rodzinnych interesów. Jeszcze nie teraz oczywiście, ale za kilka lat będę na to gotowa. I właśnie dlatego musiałam się przygotować na wszystko. To, że będę rządzić nie budziło wątpliwości, ale jako kobieta musiałam wykazać się bardziej niż mężczyźni, bo na każdym kroku będę oceniana.

Do moich uszu dotarł przeraźliwy dźwięk, który wytrącił mnie z równowagi przez co worek o mało co nie uderzył mnie w twarz. Udało mi się go w ostatniej chwili zatrzymać. Odwróciłam się w kierunku drzwi, zza których dochodził ten jazgot. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy czasem się nie przesłyszałam.

Zignorowałbym to myśląc, że znowu Scott czy Brandon znowu coś odwalili, ale nie. Przerażony krzyk sióstr rozniósł się echem docierając wprost do mojego umysłu wysyłając sygnał alarmowy który zmobilizował mnie do działania. Ruszyłam biegiem w kierunku, z którego dochodziły odgłosy wybiegając z sali treningowej. W powietrzu unosił się jakiś dziwny zapach, który od razu rozpoznałam. Im bliżej krzyków byłam tym bardziej dostrzegałam wydostający się spod drzwi kuchni dym.

Poczułam jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Szarpnęłam mocno za klamkę prowadzącą do kuchni i wpadłam do środka. Wszędzie było widać dym, ale nie na tyle aby zasłonił mi widok na siostry. Lucia machała ścierką przed kuchenką i starała się ugasić pożar wywołany olejem na patelni a Lina z kolei siedziała na podłodze trzymając się za dłoń i popłakując.

Ściągnęłam ze ściany gaśnicę pianową przystosowaną go gaszenia pożarów w kuchni zwłaszcza olei. Wyciągnęłam zawleczkę i nie tracąc więcej czasu na kierowałam ją na palącą się patelnię i pociągnęłam dźwignię. Nie było mi łatwo jednocześnie gasić pożar a w kolejnej chwili patrzeć na swoje siostry i szukać oznak zranienia.

- Co tu się kurwa dzieje! – usłyszałam krzyk Andrew który podbiegł do Liny, która dalej siedziała na podłodze zanosząc się płaczem.

Kiedy pożar został ugaszony odstawiłam gaśnicę i włączyłam po drodze wentylator przy syficie, aby cały dym został odprowadzony z pomieszczenia, a że nie było w nim okien to był jedyny sposób. Dopiero wtedy, kiedy upewniłam się, że można w miarę oddychać nie kaszląc co chwilę odwróciłam się do sióstr siedzących przy stole. Patrzyły wszędzie, byleby nie na mnie.

- Możecie mi wytłumaczyć co chciałyście zrobić? – zapytałam spokojnym tonem a od środka miałam ochotę je rozerwać na strzępy. Wiedziałam, że mój ton bardziej na nie podziała niż jakbym się na nie wydarła.

- Chciałyśmy tylko zrobić coś nowego. – wymamrotała Lucia patrząc na mnie przepraszająco, ale tym razem to na mnie nie podziałało

- No to wam się udało. – prychnęłam.

Wiem, że chciały dobrze, ale doprowadziły do tego, że Lina została poparzona. Kątem oka widziałam jak w dalszym ciągu zajmuje się nią Andrew. Jej dłoń nadal zanurzona była w zimnej wodzie, ale i tak widziałam zaczerwienioną dłoń, na której już tworzyły się pęcherze. Ostatkiem sił powstrzymałam się przed tym, aby do niej nie podjeść.

- Lucia jesteś starsza i powinnaś być mądrzejsza. – powiedziałam skupiając się w pełni na siostrze. Ta w odpowiedzi wymamrotała coś czego nie zrozumiałam. – Możesz mówić głośniej?

- Tak jakbyś ty była idealna.

- Nie jestem i zdaję sobie z tego sprawę. – podeszłam do niej i zatrzymałam się tak że czubki naszych butów praktycznie się stykały. – Jednak ja w przeciwieństwie do ciebie jestem dorosła. – nie powinnam tak do niej mówić, ale to był jedyny sposób, aby w końcu się obudziła.

Nie byłyśmy na wakacjach, ale w takim momencie życia, że każda z nas musiała zdecydować, czy chce w tym uczestniczyć czy nie. Wiele razy dawałam jej taką szansę, że gdyby chciała odejść pozwoliłabym jej na to. Ona za każdym razem twierdziła, że nie chce, ale patrząc na nią teraz może mogłam bardziej popchnąć ją ku wolności.

- Proszę nie kłóćcie się. – wymamrotała płaczliwie Lina skupiając na sobie naszą uwagę.

- Nie kłócimy się. – w moim głosie pojawiła się łagodność a z twarzy zniknęła maska. Przy mojej małej siostrzyczce nie potrafiłam udawać, że się nie martwię.

- A wcale, że tak. – spojrzała na mnie ze łzami w oczach. – Przepraszam, że przeze mnie się zdenerwowałaś i że w ogóle jestem beznadziejna. – wybuchła płaczem, od którego coś ścisnęło mnie w żołądku.

Podeszłam do niej i przytuliłam jej głowę do swojego brzucha. Westchnęłam przeciągle wiedząc, że moja siostra jest niezwykle delikatna i bezbronna.

- No już. - gładziłam ją po włosach. – Nic się nie stało. – mówiłam cicho i łagodnie chcąc, żeby już przestała płakać. Nie radziłam sobie, kiedy płakała czy krzyczała, bo nie wiedziałam, jak mam się zachować.

- Przepraszam. – wymamrotała.

- Przestań mnie przepraszać. – odparłam takim tonem, że od razu na mnie spojrzała. – Następnym razem spróbuj nie wywołać pożaru i upewnij się, że wiesz co robisz.

- Dobrze.

- I postaraj się następnym razem nie wkładać ręki do oleju. – rzuciłam wesoło.

- Ale ja wcale... - spojrzała na mnie. – Kocham cię. – objęła mnie w pasie i mocno uściskała. Tylko to pozwoliło mi okiełznać emocje. Mocny uścisk siostry wiedząc, że nic poważnego jej się nie stało.

Tylko raz z życiu poczułam taki strach. W momencie, kiedy dotarło do mnie, że straciłam Luisę i wiedziałam, że zrobię wszystko, aby nigdy nie doszło do podobnej sytuacji, w której ktoś z moich bliskich jest zagrożony.


To wspomnienie i ta obietnica pojawiły się w mojej głowie z konkretnego powodu. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nikt ich nie skrzywdzi i zawiodłam. Moje sumienie potrafiło znieść wiele, ale nie wiedziałam, czy podniosę się, gdyby siostra nie wróciła żywa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro