Rozdział 25
Laura
Przez kolejne cztery dni padał tak wielki i mocny deszcz, że nawet nie wynurzaliśmy się z domku. Ściana wody zalewała wszystko dookoła tworząc niesamowity widok a intensywny zapach lasu unosił się w powietrzu. Przez ten czas znajdywaliśmy sobie wszelakie zajęcia, aby jakoś zabić nudę, skoro z biegania nic nie wyszło.
Na początku postanowiliśmy trochę poboksować, ale skończyło się na trzasku lampy i rozwaleniu bujanego fotela. Wszystkiemu winny był Max, którego udało mi się pokonać, ale urażona duma nie pozwoliła mu się poddać. Tak więc nieco sfrustrowana przestałam nad sobą panować i za mocno go uderzyłam.
Potem nastąpiło sprzątanie a po niej granie, w karty które znalazłam w moim dawnym pokoju. Nie przeszkadzało im to, że cała talia miała postacie z księżniczek Disneya i były różowe. W tej grze ponosiłam klęskę. Nie rozumiałam w ogóle zasad grania w remika a zwłaszcza te dziwne sekwensy i komplety. Już wolałam, żeby dali mi broń i kazali strzelać.
Skończyło się na tym, że wygrzebałam grę planszową o nazwie węże i drabiny, która wykończyła mnie psychiczne. Jako dziecko lubiłam w nią grać, ale jako dorosła miałam ochotę wrzucić ją do kominka. Tak nudnej gry to jeszcze nie spotkałam.
- Ja mam dość. – wrzasnął Max podnosząc się z miejsca. – Ta gra to jakiś koszmar.
- To może teraz ty wpadniesz na pomysł jak zabić czas? – zapytałam z podniesioną brwią, bo mnie już pomysły się wyczerpały.
Kto by pomyślał, że ich towarzystwo pozwoli mi odciążyć myśli i zapomnieć a chwilę o tym co czeka mnie po powrocie do domu. Max i Liam okazali się nawet fajnymi facetami, kiedy wyciągnęli przysłowiowy kij z tyłka. Okazało się też, że nie są tacy bezmyślni jak mi się z początku wydawało, zwłaszcza kiedy dotarło do mnie, że umieją podejmować swoje decyzje, kiedy trzeba.
- Ugotuj nam coś. – powiedział nagle Liam jakby ten pomysł bardzo mu się podobał a mnie wręcz zamurowało chociaż myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy.
Do tej pory to oni zajmowali się przygotowywaniem posiłków a ja na to przystałam, bo jak bym nie mogłam. Moje zdolności kulinarne jakby to powiedzieć były gorsze od niejednego dziecka a może nawet i gorsze.
- Że co proszę?
- Jesteś kobietą no nie. – podrapał się ręką po głowie jakby nie był pewny tego co mówi, ale jednak się przemógł. - Więc może zrobiłabyś dla nas jakiś obiad.
- Chyba cię pogrzało. – parsknęłam śmiechem. - Nigdy nie jestem wpuszczana do kuchni z jednego ważnego powodu. – skończyłam chcąc zbudować nieco napięcia.
- Jakiego? – zapytał od razu Max.
- Jestem kulinarną amebą. – powiedziałam z dumą. Tak byłam z tego dumna i nie kryłam się z tym, bo wtedy nie musiałam gotować. A w razie, kiedy byłam poza miastem albo sama w domu to po prostu zamawiałam jedzenie na wynos.
- Czyli że co? – Liam spojrzał na mnie jakby nie zrozumiał.
Faceci - pomyślałam. – Kiedy trzeba wtedy są bezmyślni.
- Po prostu nie nadaję się do gotowania. Ostatnia próba skończyła się na zagotowaniu czajnika. – rzuciłam.
- To chyba dobrze nie? Po to się gotuje wodę w czajniku. – chyba jednak Max tego nie zrozumiał albo źle się wyraziłam.
- Nie o to mi chodziło. Przez przypadek zagotowałam czajnik. – wymamrotałam.
- Czekaj, czekaj. – wyciągnął rękę abym przestała mówić, ale i tak bym to zrobiła. - Nic już z tego nie rozumiem co tak dokładnie zrobiłaś?
- Tak jakby zagotowałam czajnik elektryczny na kuchence gazowej. – oświadczyłam, ale mogłam się zamknąć. Po ich minach wiedziałam, że będę się z tego nabijać do upadłego.
- Jakim kurwa cudem.
- Skąd mogłam wiedzieć, że tak nie wolno. – wzruszyłam ramionami.
Chwilę po moich słowach w pomieszczaniu wybuchł śmiech dwojga mężczyzn, którzy nie mieli zamiaru przestać. Ułożyłam dłonie na brzuchu i założyłam nogę na nogę czekając z aż przestaną, ale widząc jak Liam prawie spadł z kanapy nie wytrzymałam i kopnęłam go w brzuch.
- Laura to bolał. - jęknął.
- I miało. – warknęłam. – Nie moja wina, że nie umiem gotować, ale za to wiem, jak zabić tak aby sprawić jak najwięcej bólu. – oświadczyłam podnosząc się z miejsca.
- Laurenko nie gniewaj się. – krzyknął za mną.
Pokręciłam oczami na to jak zdrabniał moje imię. Może gdyby to był ktoś inny to strzeliłabym mu w pysk, ale polubiłam go a także jego brata, który starał się chociaż zapanować nad śmiechem.
Skoro tak bardzo im się nudziło to niech sami coś przygotują a nie każą mnie. Postanowiłam zaszyć się w swoim pokoju, a że chciałam coś sprawdzić postanowiłam trochę popracować.
Odpaliłam laptopa zachodząc w głowę skąd to dziwne napięcie, które towarzyszyło mi od czasu ostrzelania ciężarówki i do tej pory nie mogłam tego rozgryźć. Ktoś chciał żebym cały czas myślała o tym jak rozwiązać sytuacje tym samym nie mając czasu na nic innego.
Przyszła mi na myśl jedna rzecz, ale do tego musiałam uzyskać dostęp do kamer, które kilkanaście mieście temu udało mi się złamać za pomocą przyjaciela mojej siostry. Przez cały ten czas miałam podgląd do domów pozostałych moich celów, których ciągle sprawdzałam. Zapewniłam sobie w ten sposób pewnego rodzaju pewność, że nie uciekną, ale już od miesiąca nie sprawdzałam co się u nich dzieje.
Jako pierwszego wybrałam Verriego i od razu włączyłam podgląd. Sprawdziłam każde pomieszczenie, ale nie zastałam go w domu. Może by mnie to nie zaskoczyło do często lubił wyjeżdżać jednak znowu poczułam to dziwne napięcie. Zwłaszcza kiedy zobaczyłam jak na meblach zarzucone zostały prześcieradła jakby ktoś się wyprowadził i nie miał zamiaru wracać. Dla pewności sprawdziłam też podgląd z ogrodu, ale i tam nic nie było co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.
Verri lubił mieć zawsze swoich ludzi w domu nawet wtedy, kiedy wyjeżdżał, ale tym razem nikogo tam nie było. Nawet jego nieodłącznych psów które ciągle pilnowały, aby nikt nieznajomy nie wszedł ani nie wyszedł.
Wyłączyłam podgląd i włączyłam tym razem dom Simmonsa w którym zastałam do samo z tym, że na podłodze w salonie leżało jedenastu jego ludzi. Rozpoznałam ich po ubraniach, które zawsze kazał im nosić, kiedy dla niego pracowali. Zabił cały personel począwszy od kucharki a skończywszy na ogrodniku. Nie podobało mi się to, dlatego od razu zamknęłam laptopa i zaczęłam się pakować.
Coś podszeptywało mi, że dobrze wiedzieli co się dzieje i postanowili się ukryć. Może za długo czekałam albo coś mi umknęło. Nie wiedziałam tego, ale teraz musiałam zacząć od nowa. Wiedzą, że ktoś chce ich wykończyć więc będę uciekać a ja musiałam ich znaleźć tylko tym razem będzie o wiele trudniej. Nie znaczy to że jest to niewykonalne. To po prostu kolejna przeszkoda, którą muszę pokonać na swojej drodze.
***
Dziesięć minut później wyszłam z sypialni z torbą w dłoni gotowa do drogi. Byłam niezwykle zdeterminowana, aby dokończyć zadanie albo raczej wykończyć pozostałe osoby z mojej listy. Nie pozwolę na to, aby te wszystkie lata poszły na marne.
- Wyjeżdżamy – powiedziałam do siedzących w salonie mężczyzn. Chyba jednak postanowili się zbuntować i nie gotować, bo w dalszym ciągu zajmowali te same miejsca.
- Ale że teraz? – zdziwił się Liam.
- Tylko zbierzemy swoje rzeczy. – dorzuciła Max podnosząc się z miejsca. Spojrzał na brata tak że ten od razu zrozumiał. Pokiwał głową i oboje po chwili zniknęli mi z oczu.
Rozejrzałam się po domku żałując, że tak szybko muszę go opuścić, ale i tak jednocześnie cieszyłam się, że choć przez chwilę mogłam tu wrócić. To przywołało wspomnienia o szczęśliwym dzieciństwie i rodzicach, którzy na każdym kroku okazywali sobie uczucia.
Pamiętam historię, którą mama zawsze opowiadała nam do snu. Historię o ubogiej dziewczynie i chłopcu z wyższych sfer którzy zakochali się w sobie. Wystarczyło tylko jedno spotkanie w bibliotece i jedna książka, którą razem chwycili, aby wiedzieć, że to co ich połączyło nie uda się nikomu rozdzielić.
Początkowo ich związek utrzymywali w tajemnicy, ale kiedy chcieli się pobrać musieli uciec, bo rodzina taty nie zgadzała się na ten związek. Jako dziecko ta historia była niesamowita i chciałam jej słuchać cały czas na okrągło. Teraz myślałam o tym jak dwoje ludzi kochało się tak bardzo, że byli w stanie poświęcić dla siebie wszystko.
Dla mnie miłość to tylko słowo, które nie ma większego znaczenia tak jak w ich przypadku. Siostry są dla mnie całym światem i kochałam je tą cząstką serca która jeszcze cokolwiek czuła, ale z mężczyznami było całkowicie inaczej. Nie wiem, czy byłabym w stanie tak bardzo obnażyć się przed kimś i pokazać mu jaka naprawdę jestem.
Przy Romero czułam się jakbym mogła pokazać mu wszystko, ale strach zwyciężył. Uczucia to ta część mojego życia o której nie chce mówić ani myśleć, bo one sprawiają, że jestem słaba a nie mogę taka być. Nie kiedy nas każdym kroku mnie i mojej rodzinie może grozić niebezpieczeństwo.
Może w innych okolicznościach... Nawet nie będę sobie tego wyobrażać, skoro to i tak nie ma sensu.
- Możemy jechać. – powiedział Max podchodząc do mnie.
Pokiwałam głową wiedząc, że nie będą zadawali zbędnych pytań. Zapakowaliśmy wszystko do samochodów, zamknęliśmy dom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przez cały czas miałam ich w zasięgu wzroku. Wystarczyło tylko że spojrzałam w lusterko i zobaczyłam ich zaledwie dwa metry ode mnie.
Moje myśli zaprzątało to co w pierwszej kolejności będę musiała zrobić. Jak na razie wiedziałam tyle że dwójka ludzi, których śmierci pragnęłam zniknęła a transport został ostrzelany. Czułam, że to wszystko miało za sobą coś wspólnego, ale nie miałam na to dowodu.
Jakbym kiedyś go potrzebowała – wypowiedziałam w myślach.
Wjechałam na autostradę, kiedy rozdzwonił się mój telefon, który odebrałam wciskając przycisk na kierownicy. Ktokolwiek dzwonił miałam nadzieję, że ma dobry powód, bo jak dla mnie to miałam jeszcze dzień odpoczynku.
- Cześć wiem, że chciałaś odpocząć, ale nie wiesz może co się dzieje z Lucią? – w samochodzie rozbrzmiał głos Liny.
- Nie a co się stało?
- Nie mogę się do niej dodzwonić. – słyszałam, że jest zaniepokojona na co moje dłonie bezwiednie zacisnęły się mocniej na kierownicy. – Wyszła wczoraj wieczorem i do tej pory nie wróciła. Nigdy tak nie robiła.
- Na pewno gdzieś zabalowała i zatrzymała się w hotelu. Zadzwonię do niej i dam ci znać. – starałam się panować nad głosem tak aby nie wyczuła w nim mojego zaniepokojenia.
- Dobrze. – powiedziała po czym sama się rozłączyła.
Wypuściłam jeden drżący oddech starając się zapanować nad emocjami i wybrałam numer do siostry. Z każdym kolejnym przeciągłym dźwiękiem połączenia czułam coraz większe zdenerwowanie. Nie odbierała a to nie był dobry znak.
Zrobiłam wtedy jedną rozsądną rzecz. Zadzwoniłam do Romero chociaż obiecałam sobie, że nie zrobię tego w odwecie za to co powiedzieli mi Liam i Max o kagańcu i lokalizatorze. Chodziło jednak o moją siostrę a to było o wiele istotniejsze niż moja urażona duma.
- Już się stęskniłaś? – zapytał, kiedy tylko odebrał.
- Zrób coś dla mnie i sprawdź lokalizację Lucii. – powiedziałam pewnym tonem. Nie mogłam pozwolić sobie na załamanie nie wtedy, kiedy nie wiedziałam co się z nią dzieje.
- Już to robię. Powiesz mi co się dzieje?
- Nie mogę się z nią skontaktować a ona nigdy tego nie robi. Zawsze odbiera. – dodałam ciszej.
- Już to robię.
Nie chcąc tracić więcej czasu przyśpieszałam a to samo zrobił samochód za mną. Czułam, że to nadchodzi, ale myślałam, że mam więcej czasu. Jak widać się przeliczyłam, dlatego jak najszybciej musiałam dotrzeć do domu. Musiałam przygotować się na każdą ewentualność i możliwe scenariusze.
Wiedziałam jednak, że to co mnie czeka zmusi mnie i moją rodzinę do poświęcenia, na które nie będę gotowa. Coś co zmieni nie tylko mnie, ale każdego na kim mi zależało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro