Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Romero

Dzień nadszedł zdecydowanie zbyt szybko a z nim rzeczywistość. Laura leżała obok mnie całkowicie spokojna a jej miarowy oddech wskazywał na to, że jeszcze się nie obudziła. Ta noc była... Nawet nie znam słów, aby to pisać.

Czy można zakochać się w kimś kto niedawno wszedł w moje życie tak szybko i nieoczekiwanie? Czy w ogóle ktoś taki jak ja jest zdolny do miłości? Nie wiedziałem, czy miłość jest tym co czuje, ale za to miałem pewność, że mi na niej zależy. Bardziej niż powinno chociaż starałem cię zachować odpowiedzialnie.

Kiedy poruszyła się niespokojnie przyciągnąłem ją do siebie rozkoszując się zapachem jej włosów. Jej dłoń oplatała mój bok a nogi nadal były ze sobą splątane. Nigdy nie czułem potrzeby, aby się z kimś przytulać po seksie ani spać w tym samym łóżku, ale z nią wszystko było inaczej. Z nią chciałem tych chwil, aby trwały jak najdłużej.

Dopóki byliśmy w tym pokoju mogliśmy udawać, że życie nas nie dopadło a także wszystko co z nim wiązane. Laura mogła udawać, ale widziałem tą palącą potrzebę, aby w końcu coś poczuć. Przez tak długo starała się wszystko w sobie tłumić, że kiedyś to w końcu wybuchnie i obawiałem się, że ten moment będzie nieodpowiedni.

- Czuję, jak myślisz. – wymamrotała nie podnosząc głowy. – Idź spać albo skopię ci dupę.

- Myślisz, że dałabyś mi radę? – pogładziłem jej ramię nie mogąc przestać jej dotykać.

- Ja to wiem.

Zaśmiałem się na jej pewność siebie, ale miała rację. Patrząc na to jak się poruszała ostatnim razem wiedziałem, że i tak bym przegrał. Rozpraszała mnie samą swoją obecnością, a kiedy by mnie dotknęła to już całkowicie przestałbym myśleć.

Po chwili jej oddech znowu się wyrównał co mnie zaskoczyło, że tak szybko zasypiała. Zapamiętałem to wiedząc, że kiedyś może mi się to przydać. Przysunąłem się do niej i okryłem ją pościelą tak aby nie zmarzła. Wtedy, kiedy upewniłem się, że jest jej wygodnie pozwoliłem sobie na odpoczynek.

***

Ze snu wybudził nas dzwonek telefonu, ale nie mojego a Laury. Niechętnie wypuściłem ją z ramion i spoglądałem, jak podchodzi naga do torebki leżącej w salonie. Nie mogłem oderwać wzroku od jej rozkosznego ciała poruszającego się z każdym jej krokiem.

- Że co kurwa! – krzyknęła przez co wstałem z łóżka i szybko narzuciłem na siebie spodnie.

W jej głosie była dziwna nuta, która mówiła mi, że wydarzyło się coś poważnego. Podszedłem do niej, ale pokazała mi dłonią żebym zaczekał co z niechęcią zrobiłem. Nie przywykłem do tego, aby ktoś mi mówił co mam robić jednak przy niej musiałem się tego nauczyć.

- Będziemy jak najszybciej. – rzuciła po czym się rozłączyła. – Ktoś ostrzelał nas samochód z dostawą.

- Gdzie?

- Godzinę drogi stąd. – mówiła nie podnosząc na mnie wzroku znad telefonu. Jej palce szybko stukały o klawiaturę. – Napiszę do Lucii, żeby przywiozła jakieś ubrania a potem pojedziemy zobaczyć jak to dokładnie wygląda.

- Masz jakieś podejrzenia kto to?

- Nie wiem i nie podoba mi się to. – podeszła do leżącej na podłodze mojej koszuli i zarzuciła ją na siebie. W innych okolicznościach bym to wykorzystał, ale mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie. – Coś się dzieje.

W takich chwilach pokazywała swoją prawdziwą twarz. Zacięty wyraz i determinacja w oczach sprawiała, że wyglądała w tej chwili jak prawdziwa przywódczyni. A ja siedziałem dając jej szansę się wykazać i zobaczyć, jak sobie radzi, ale i bez tego wiedziałem, że nie będzie takiej potrzeby się wtrącać.

Wykonywała telefon za telefonem rozmawiając z każdą osobą, która zajmowała się transportem. Wypytywała tych którzy pakowali samochód, tych którzy prowadzili go a nawet tych którzy byli wtedy w magazynie. Nie opuściła żadnej osoby, bo dobrze wiedziała, że wystarczył jeden błąd i wszystko poszłoby się walić.

W tym czasie w naszym apartamencie pojawiła się Lucia z diabolicznym uśmiechem na twarzy. W ręce trzymała torbę z ubraniami, ale ta jej mina mnie zirytowała. Wiedziałem co się wydarzy, dlatego do razu to uciąłem.

- Nawet nie zaczynaj. – powiedziałem zanim zdążyła się odezwać.

- Nic nie chciałam mówi. – odparła niby znudzona, ale widziałem tej jej błysk w oczach. Aż dziwne, że ona i Laura były siostrami i to w dodatku bliźniaczkami, ponieważ różniły się niczym dzień i noc.

Stojąca przede mną kobieta po chwili wyszczerzyła się jakby dostała gwiazdkę z nieba i otaksowała mnie z góry na dół. Spojrzała szybko w kierunku sypialni, za którą zniknęła jej siostra z torbą w ręce i przeszła do ataku.

- Zastanawiałam się czy znasz jakieś fajne sztuczki?

- Że co proszę? – ta dziewczyna zadziwiała mnie za każdym razem.

- No nie wiem... - usiadła przede mną na kanapie. - ... jakieś wiązanie w łóżku, jakieś fetysze albo inne fajne sztuczki? – patrzyła na mnie szczerze zaciekawiona.

- Piłaś coś?

- Nie, ale jestem tego bardzo ciekawa. Laura nic mi nie powie, ale jak tylko cię zobaczyłam wiedziałam, że jest w tobie coś wyjątkowego.

- Nie pytaj siostry o to jaki jestem w łóżku. – ostrzegłem ją.

- No coś ty. – machnęła ręką śmiejąc się. – Wczoraj nawet jej mówiłam, żeby zapamiętałą każdą rzecz, żeby mi to potem opowiedziała, ale nie chciała.

- Zawsze taka jesteś? – zapytałem nie odrywając od niej wzroku.

- Szczera?

- Szalona. – parsknąłem.

- Przynajmniej wiesz, że z Laurą będziesz miał spokój. – poruszyła sugestywnie brwiami.

- Nie liczyłbym na to. – wymamrotałem wiedząc, że cicha osoba jest jeszcze gorsza niż ta co wiele mówi.

Wszystko można było powiedzieć o Laurze, ale nie to, że z nią będę miał spokój. Sądziłem, że będzie wręcz odwrotnie, zwłaszcza kiedy lubiła pakować się w niebezpieczne sytuacje tak jak w przypadku tamtego dnia, kiedy postanowiła wbić pięścią jednemu ze swoich ludzi trochę rozumu. Albo dzisiaj, kiedy oznajmiła, że pojedzie na miejsce, w którym została ostrzelana ciężarówka.

Kto normalny pcha się tak gdzie była strzelanina. A jakby czekali tam właśnie na nią? Nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak bardzo się uparła, żeby tak jechać, skoro to i tak niczego nie zmieni.

- Ty jeszcze nie gotowy? – zapytała Laura pojawiając się w salonie ubrana cała na czarno w jeansy, bluzę i buty. Wyglądała jak królowa śmierci.

Moja królowa.

- Mnie nikt nie przywiózł ubrań. – powiedziałem nie spuszczając z niej wzroku. – A koszulę ktoś mi zabrał.



Laura

Podjechaliśmy na miejsce, gdzie w dalszym ciągu stał ostrzelany samochód. Wokół kręciło się kilkunastu naszych ludzi, ale z ulgą stwierdziłam, że było ono na tyle odludne, że rzadko przejeżdżał tamtędy samochód. Stanie w tym samym miejscu nie było bezpieczne, ale musiałam zobaczyć wszystko po swojemu.

Podeszłam do pojazdu okrążając go powoli i patrząc na każdą kolę wbitą w naczepę. Wszystkie co do jednej pochodziły z tej samej strony przez co wiedziałam, że strzelano z lasu. W ten sposób napastnik albo i napastnicy mogli bez problemu strzelać nie przejmując się tym, że ktoś ich zobaczy.

- Wyciągnęliście pociski? – zapytałam, kiedy zauważałam Andrew.

- Tak, ale wiesz, że nic może z tego nie być. – westchnął. – Spróbuję dowiedzieć się od znajomego w policji czy nie ma zgodności z jakimiś innymi. Może ktoś był karany i w ten sposób dojdziemy do konkretnej osoby, ale jak dla mnie to zbyt poważna akcji.

- Pokaż mi je.

Wyciągnęłam dłoń, w której po chwili znalazł się woreczek z siedmioma pociskami. Oglądałam jej z każdej strony, ale wszystkie były takie same co mogło wskazywać na to, że była tylko jedna osoba. Kule sześć milimetrów to jak szukanie igły w stogu siana, zwłaszcza że pochodziły z karabinu maszynowego z zasięgiem gdzieś do czterdziestu metrów.

Oddałam woreczek Andrew i ruszyłam w stronę lasu dokładnie odmierzając odległość. Denerwowało mnie to, że doszło do takiej sytuacji, zwłaszcza że niedawno zaczęłam rządzić rodzinną spuścizną. Nie miałam czasu na błędy, ale ktoś uparcie chciał żebym takowy zrobiła.

Trzydzieści osiem, trzydzieści dziewięć, czterdzieści – dokładnie omierzałam każdy metr i stanęłam w miejscu, w którym powinny zostać łuski. Poprzez korony drzew docierało słońce, dlatego nie musiałam włączać latarki, aby dostrzec to czego chciałam. Ktoś był na tyle niedoświadczony albo miał to gdzieś, że zostawił łuski nie przejmując się tym, że ktoś je znajdzie.

- Nic nam one nie dadzą. – oświadczył Romero zatrzymując się obok mnie. – Komuś zależało na tym, żeby transport został opóźniony.

- Nie ma nawet takiej opcji.

- Zadzwoniłem do magazynu, żeby przygotowali kolejną dostawę. Już jedzie do klienta, ale inną drogą.

I właśnie dlatego tak dobrze mi się z nim pracowało. Byliśmy jak dwie strony jednej monety uzupełniając się bez słów.

- Ty naprawdę o wszystkim myślisz. – posłałam mu delikatny uśmiech.

- Jestem twoim zastępcą więc nie mogę pozwolić na to, aby twoje dobre imię ucierpiało przez jakiegoś śmiecia.

- Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jesteś aż tak troskliwy. – dotknęłam dłonią jego piersi jednocześnie skandując okolicę czy aby nikogo przy nas nie ma.

Nie chciałam, żeby ktokolwiek nas widział, bo tak tylko zaczną się plotki, że zaczynałam rządzić przez łóżku a tego nie chciałam. Ludzie mieli mnie mieć za silną i to tylko wyłączenie dzięki mnie a nie komuś innemu. Miałam tylko nadzieję, że po wczorajszej kolacji nikt z obecnych tam osób... Nawet nie chciałam teraz o tym myśleć, że będą z tego problemy.

- Lepiej chodźmy, bo zaczną coś podejrzewać a tego byśmy nie chcieli. – Romero odsunął się o metr i spojrzał na mnie beznamiętnie. Wiedziałam jednak, że robił to, dlatego aby nikt się nie zorientował co się między nami wydarzyło. Ale czy na pewno? Ta jego mina w dalszym ciągu nie dawał mi spokoju jednak nie mogłam teraz tego roztrząsać. Miałam ważniejsze sprawy na głowie niż moje zranione uczucia.

Wróciliśmy na pobocze, na którym stała ciężarówka. Rozdysponowałam zadania ludziom i kazałam pozbyć się samochodu tak by już nikt jej nie zobaczył. Nie miało sensu restaurowanie go, bo mieliśmy na tyle pojazdów, że strata jednego nie uszczupli moich finansów. Do tego trzeba było wykapować towar i posprawdzać go, ale patrząc na to w jakim stanie był bok samochodu większość towaru prawdopodobnie została uszkodzona. Zostało mi w tej sytuacji tylko jedno.

Tyle ile się da uratować jeszcze raz wykapować, zważyć i spakować ponownie. W przypadku paczek, które zostały rozerwane bądź uszkodzone sprzedać po kosztach tak żeby nie bawić się z tych za bardzo, a że było wiele osób na taki towar jeszcze dzisiaj pozbędę się problemu.

Na koniec musiałam się dowiedzieć kto mi bruździ w interesach a potem się ich pozbyć. W tym celu tylko jedna osoba mogła mi pomóc i która zawsze zajmowała się sprawami związanymi z wyszukiwaniem osób nawet tych które chciały się ukryć.

- Lucia! – krzyknęłam do stojącej w grupce mężczyzn. Moja siostra zjednywała sobie ludzi szczerym uśmiechem i po prostu byciem miłą a sądząc jak wodzili za nią wzrokiem już miała ich w garści.

- Idę! – powiedziała coś przyciszonym głosem przez co cały wianuszek wybuchnął śmiechem i ruszyła w moją stronę.

W kilku słowach wytłumaczyłam jej czego chce a wiedziałam, że ona to dla mnie zdobędzie. Nie pytałam kto jej pomagał, ale posiadała swoje własne źródła, które nieraz nam pomagały, gdy nasza najmłodsza siostra wychodziła bez naszej wiedzy. W takiej sytuacji zawsze nagrania z kamer zostały wykasowane a wszelki ślad ginął tak aby nikt nie zorientował się, że któraś z nas żyje.

- Potrzebuję kilku godzin. – rzuciła po czym wyciągnęła telefon i zaczęła mówić.

Rozejrzałam się jeszcze raz wokół zastanawiając się jak ktoś wybrał akurat takie miejsce. Przecież dzisiejsza dostawa była dla Nathaniela Simmonsa a on był na tyle zrównoważony, że nie zacząłby kombinować. Zwłaszcza wtedy, kiedy był chory. O tak. Był chory i dobrze zdawałam sobie z tego sprawę po tym jak zobaczyłam niewielkie krople potu na jego skroni. Może to byłby jakiś sposób na pozbycie się go. Podanie mu nie tych leków co trzeba, niepozorny zawał serca a może coś innego. Musiałam się nad tym zastanowić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro