Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Laura

Ubrałam się z samego rana w wygodne ubrania składające się z siwych dresowych spodni które nie krępowałyby moich ruchów do tego czarny krótki top. Na ramiona zarzuciłam bomberkę w takim samym kolorze. A na nogi postawiłam założyć adidasy jakby przyszło do ucieczki co mogło być nawet realne.

Nie jedząc śniadania od razu wyszłam z domu. Potem i tak dostanę tyradę od Liny za to, że o siebie nie dbam, ale to będzie później. W tej chwili musiałam pokazać moim ludziom, że jestem kimś komu mogą zaufać i powierzyć swojej życie a nie zrobię tego siedząc w domu.

Samochód na podjeździe już stał więc chyba tym razem moi niby ochroniarze chcieli się przyłożyć do swojej pracy. Nie wiem, ile powiedział im Romero, ale miałam nadzieję, że wysłuchał mojej prośby i zbytnio ich nie poturbował. Weszłam do samochodu obserwując bacznie dwóch mężczyzn, którzy nie wiedzieli jak mają się zachować.

- Jak rozumiem Liam i Max. – spojrzałam na każdego z nich po kolei.

- Ja jestem Liam. – odezwał się ten za kierownicą. Wyglądem przypominał mi niejednego aktora ze swoimi blond włosami zaczesanymi na jedną stronę i błękitnymi oczami. Do tego na jego ramionach rozpościerały się tatuaże zaczynające się od samych knykci.

- Max. – kiwnął mi głową ten drugi bardziej gburowaty. Jego włosy były w kolorze jasnego brązu tak samo jak oczy, dlatego bardziej kojarzył mi się z Romero. Zwłaszcza kiedy patrzył na mnie tak jakby był obrażony.

- Rozumiem, że przejażdżki się udały? – zapytałam od niechcenia zapinając pas.

Ich miny były bezcenne i po części było mi ich szkoda. Mieli na tyle przyzwoitości, że nie wykłócali się o to co się stało a milczeli. Jak widać ich duma ucierpiała, ale tak czasami bywa. Niekiedy człowiek zawodzi i popełnia błędy dlatego że jesteśmy tylko ludźmi a nie robotami.

- Nie macie się czym przejmować. – powiedziałam nie okazując złości. - Nie tylko was udało mi się wywieźć w pole. Romero też przecież nie wiedział, że żyję a to on był waszym szefem przez tyle lat. – mówiłam spokojnie nie chcąc im dowalać a przedstawiałam same fakty.

Samochód sunął powoli ulicami miasta mijając nic nieznaczących ludzi. A oni niczego nieświadomi jakie sprawy toczyły się pod ich nosami cieszyli się z normalnego życia. Kiedyś kilka lat temu miałam ochotę być jak oni, ale szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Andrew miał rację mówiąc, że byłam bezpieczna, ale zawsze znajdzie się ktoś kto odkryje prawdę, dlatego musiałam być gotowa, aby wykonać atak jako pierwsza. Wiązało się to z wyeliminowaniem wszystkich potencjalnych celów które chciałyby mojej śmierci.

- Ale szefowa jest kobietą. – wyartykułował Max jakby to było coś obraźliwego.

- No i?

- O mężczyznach mówi się, że są silniejsi i bardziej odważni a to szefowa nas okantowała.

- Musicie zrozumieć jedno. – założyłam nogę na nogę. – Nauczyłam się już dawno temu, że nikt nie docenia kobiet myśląc, że są słabe i nieporadne, ale tak naprawdę jest zupełnie inaczej. Kobieta potrafi zabić dla tych których kocha a ja ma kilka takich osób dla których zrobiłabym wszystko więc mam motywację.

- Ale motywacja to nie wszystko. – dodał Liam patrząc na mnie przez ramię.

- Oczywiście że nie, ale kiedy twoja rodzina może być w niebezpieczeństwie zrobisz wszystko, aby ich ochronić. Możesz zabijać, torturować a nawet okaleczać, jeśli to zapewni im bezpieczeństwo.

Robiłam każdą z tych rzeczy i nigdy tego nie żałowałam. Mafia było w moich żyłach od urodzenia dlatego odpowiedzialność za rodzinę spoczywała na moich barkach, jako że byłam najstarsza.

- Szefowa ma trochę racji, ale kobiety są bardziej słabe psychicznie. – dodał mężczyzna.

- Pytasz o to czy dobrze sypiam? – spojrzałam na Maxa przenikliwie. – Sypiam bardzo dobrze a to dlatego że mam gdzieś to kogo zabiję po drodze. Liczy się tylko efekt końcowy.

- A jeśli kiedyś on pani nie zadowoli?

- Wszystko co robię najpierw kalkuluję więc nigdy nie będę żałować tego co zrobiłam. – oznajmiłam z pewnością. – Dlaczego tu tyle samochodów? – dopytałam.

- Pewnie zaczęli wcześniej niż zazwyczaj. – parsknął Liam. – Stefano Junior Bianci lubi pojawiać się wcześniej niż planował co wywraca nasz system pracy i mobilizuje ludzi.

A więc Bianci znowu wkracza w moje życie, ale tym samym w młodszej wersji. Stefano widziałam po raz ostatni, kiedy zabijałam jego ojca a on na to patrzył. Nigdy wcześniej nie spotkałam mężczyzny, który tak zwyczajnie pozwoliłby zabijać członka swojej rodziny.



Romero

Przez cały wieczór i noc próbowałem pozbyć się twarzy Laury sprzed moich oczu, ale kiedy choć trochę udało mi się zasnąć pojawiała się w moich fantazjach. Skończyło się na porannym wzwodzie, z którym musiałem sobie poradzić pod prysznicem i tym razem pozwoliłem na to, aby moje myśli wyobrażały sobie wszystko co mógłbym z nią robić.

Już niedługo mieliśmy się spotkać, dlatego jak najszybciej doprowadziłem się do porządku i przestałem bujać w obłokach. Jeszcze tego by brakowało, żeby ludzie zaczęli coś podejrzewać. Ja nie miałbym z tym problemów, ale Laura już tak. Patrzyliby na nią jak na kogoś kto załatwia wszystko przez łóżko, ale ona udowodniła mi, że jest ponad to i potrafi o wiele więcej niż pokazuje.

W magazynie byłem od godziny i chociaż do spotkania zostało jeszcze trochę czasu .ubiłem być przygotowanym na różne sytuacje, dlatego stawiałem na zapobiegliwość.

- Romero mamy problem. – obok mnie pojawił się Andrew. – Bianci znowu przyjechał za wcześniej. Jak tak dalej pójdzie to w końcu coś mu zrobię. – westchnął pocierając bezwiednie kaburę z bronią przy pasku spodni.

Może i tak mówił, ale dobrze wiedział, że nie mógł mu nic zrobić, bo tym samym stracilibyśmy odbiorcę na towar. A młody Bianci brał, ile wlezie nie przejmując się tym, że kiedyś to może kosztować go życie. Takie skrajne ryzyko dla mnie było głupotą, ale ona najwyraźniej urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, skoro do tej pory nie został złapany ani jego towar skonfiskowany. Miałem swoje podejrzenie, że ma układy u celników i dlatego przewoził na spokojnie towar za granicę.

- Przeklęty Stefano. – warknąłem czując jak moja cierpliwość do niego zaczyna się wyczerpywać.

Facet działał na mnie jak płachta na byka tymi swoimi niezapowiedzianymi wizytami. Rozumiem, że był jednym z największych odbiorców jednak to już była lekka przesada a granica została przekroczona.

- Załatwię to.

- Byle szybko, bo za niedługo będzie Laura. – przypomniał mi.

- Jakby miał zapomnieć. – wymamrotałem.

Tego mi jeszcze brakowało, żeby się spotkali. Bianci widział ją tylko przez kilka minut, ale zdążyłem zaobserwować każdego z nich a już zwłaszcza jego, kiedy patrzył na nią z pożądaniem. Ja mu kurwa dam patrzenie na nią tymi swoimi parszywymi ślepiami w ten sposób.

Ruszyłem w kierunku przedniej części magazynu wiedząc, że dokładnie tam mogę go spotkać. Mijałem po drodze ludźmi uwijających się, żeby zdążyć przygotować towar do transportu, ale zanim by to nastąpiło trzeba było go najpierw załadować na samochody a to wymagało czasu. Jeden niewłaściwy ruch i paczki z narkotykami mogłyby zostać zniszczone a to kosztowało i to nie mało.

- Romero przyjacielu. – przywitał się Bianci rozkładając szeroko ramiona.

- Z tego co pamiętam mieliśmy się spotkać dopiero za... - spojrzałem na zegarek. – Godzinę i dwadzieścia siedem minut.

- Drobiazgowy jak zawsze. – zaśmiał się jakby to był żart z mojej strony.

- Raczej punktualny czego nie można powiedzieć o tobie. – podszedłem do niego o krok bliżej. – Ile razy przerabialiśmy tą sytuację. Masz się pojawiać o określonej godzinie, zabierać towar i spierdalać.

- To niegrzeczne z twojej strony. – wydął wargi.

No cholera no. Na niego nic nie działało i nawet nie spodziewałbym się, że to by się zmieniło gdybym przystawił mu broń do głowy. Co z kolei nie byłoby możliwe, bo wtedy stracilibyśmy kolejnego sojusznika a do tego nie mogłem dopuścić.

- Słyszałeś o Richardsonie? – zagadnął niby przypadkiem, ale on nigdy nie robił nic bez przyczyny.

Zastanawiałem się czy czegoś się, aby nie dowiedział i czy ma to związek z Laurą, ale przecież jak. Kobieta była tak dobrze wyszkolona, że nie dałaby się przyłapać byle jakiemuś kolesiowi podczas zabijania. Ona była na to zbyt mądra więc co się kryło za jego słowami? Domysłów nie było końca, ale stwierdziłem ze muszę grać niczego nieświadomego.

- Nie słyszałem a co się stało? – powiedziałem zakładając ramiona na piersi. Im szybciej przejdzie do sedna sprawy tym szybciej wyjdzie razem ze swoim towarem.

- Podobno ktoś go zabił. – chodził po pomieszczeniu niby się rozglądając, ale i tak wiedziałem, że spoglądnął w moim kierunku chcąc wybadać jego reakcję.

- Każdemu z nas może się to przytrafić.

- Ciekawe jest to, że został zabity z tej samej broni co mój ojciec... czy Russo i Borratte a nawet McKey. Dziwny zbieg okoliczności nie sądzisz? Jakby ktoś eliminował po kolei każdego z bossów poszczególnych rodów, ale nie tykał pozostałych członków.

- To faktycznie dziwne. – oznajmiłem niewzruszony.

- Masz jakieś podejrzenia kto to może być? – zapytałem.

Jeśli wyjdzie na jaw, że to Laura za tym stoi będziemy mieli problem, ale do tego jeszcze daleko. Nic nie wskazywało na to, że mężczyzna będzie rzucał oskarżeniami a co za tym idzie byliśmy bezpieczni. Na razie.

Zapewne powstrzymywało go to, że w magazynie znajdowała się ponad trzydziestka ludzi więc mówienie czegoś takiego otwarcie mogłoby poskutkować masakrą. Stefano nie był głupia. Był praktycznie w moim wieku. No może przesadziłem, bo miał tylko dwadzieścia osiem lat, ale dla mnie był kompletnie zielony w tym biznesie. Może za kilka lat zacznę go szanować.

Był sprytny, ale też i spokojnie analizował sytuację, w której się znajdował tak jak w tej chwili. Wiedział, że nie wyszedłby z tego żywy, gdyby powiedział na głos swoje oskarżenia nie ważne czy były prawdziwe czy nie.

- Przestań pieprzyć Stefano. – w magazynie rozbrzmiał donośny głos Laury. – Zabieraj towar i spierdalaj, skoro przyjechałeś wcześniej.

Odwróciliśmy się w jej kierunku patrząc jak kroczy w naszą stronę. Miała na sobie luźne ubrania; niby zwyczajne a wyglądała w nich jak królowa mafii. Z tym swoim pewnym chodem i wysoko podniesioną głową pokazywała że nikogo się nie boi a już zwłaszcza mężczyzn.

Od czasu pojedynku pomiędzy nią a jednym z ludzi nadal szeptano, że jest niesamowita. Nikt tak naprawdę jej nie znał a niektórzy już wyrobili sobie o niej zdanie, że będzie dobrze rządzi. Kolejni z kolei mieli pewne obawy, ale trzymali je dla siebie.

- Laura kochana jak dawno się nie widzieliśmy. – Stefano nic nie robił sobie z jej miny. Zlustrował ją wzrokiem za co powinien od razu dostać w ryj.

- Jest jakiś powód, dlaczego ciągle mówisz? – odparła znudzonym tonem.

- Jak zawsze urocza. – zaśmiał się. – Pomyślałem, że może dasz mi jakiś rabacik tak po starej znajomości. – oparł się o jedną ze skrzyń.

Przysłuchiwałem się ich rozmowie i doszedłem do jednego z wniosków. Starzy znajomi może oznaczać tylko jedno. Spotkali się już wcześniej, ale w jakiej sytuacji to była dla mnie zagadka, którą chciałem jak najszybciej rozwikłać. Jeśli z nim spała powinienem od razu go odstrzelić, ale po tym jak na niego patrzyła to nie było to. Kryło się za tym coś znacznie poważniejszego.

- Nie przeginaj. – posłała mu stalowe spojrzenie. – Zabieraj się.

- Z tobą to nie da się poplotkować. – parsknął. – Ale miło było cię widzieć.

Zaskoczyło mnie to, że tak szybko odpuścił i zebrał się do wyjścia. Przyłapałem się na tym, że trzymałem dłoń na broni jakby w każdej chwili mogło się coś wydarzyć, ale to nie tylko ja. Zauważyłem kilka osób, które robiły do samo a nawet wraz z biegiem ich rozmowy zbliżali się coraz bardziej jakby chcieli zaatakować, w razie, gdyby sytuacja tego wymagała.

- Stefano! – krzyknęła, kiedy był już przy drzwiach.

- Tak? – odwrócił się.

- Pięć procent więcej. – powiedziała a ja miałem ochotę zakląć. Chyba będzie trzeba przeprowadzić z nią rozmowę jak należy prowadzić negocjacje, bo takim sposobem to tylko stracimy kolejnych klientów.

- Tak jak myślałem jesteś nudna, ale niech ci będzie. – machnął ręką. – Dla ciebie zapłaciłby dwa razy tyle.

Nie wierzę. Zgodził się po zaledwie trzech jej słowach a ja nie mogłem wytargować z nim większej ceny od roku. Sukinsyn i ten jego parszywy uśmiech, który pokazywał, kiedy wychodził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro