Rozdział 11
Laura
- Opowiesz mi co się tam wydarzyło? – zapytałam jednym tchem, kiedy cisza długo się przeciągała. – Chciałabym to od ciebie usłyszeć.
Nigdy o to nie pytałam, nie szukałam o tym informacji chociaż bardzo chciałam się dowiedzieć co stało się z moimi rodzicami i Luisą. Jak zginęli. Teraz miałam okazję, aby wypytać i jego, skoro wyjawiłam część prawdy o swojej przeszłości.
Może nie do końca uspokoiłam jego sumienia, ale nie wszystko wiedziałam. Tylko to co było mi potrzebne do przeżycia i z czym podzielił się ze mną tata. Za każdym razem, kiedy próbowałam przywołać w pamięci jego obraz nie potrafiłam. Rysy jego twarzy zaczęły się zacierać i to samo działo się z mamą.
- Wiem tylko że był pożar i zanim przyjechałem dom płonął. – zaczął powoli jakby pomimo czasu nadal sprawiało mu to ból. – Nie mogłem zrozumieć co tak się właściwie stało i dlaczego przez tak długi czas nie mogłem znaleźć odpowiedzialnych za to ludzi.
- Scott i Bennet nam pomagali a nawet dostarczali ci fałszywych śladów. – spojrzałam na niego czując nieco zawstydzona. Teraz rozumiałam jak bardzo musiało mu być ciężko, kiedy kolejny i kolejny trop prowadził donikąd. To mogło człowieka wykończyć psychicznie.
- Ale dlaczego ukrywali to tyle czasu? Wiedzieli, że twoja rodzina była dla mnie wszystkim a i tak mi nie zaufali. – pokręcił głową.
Zdawałam sobie sprawę, że obietnica wymuszona na nich przez tatę ich do tego zniechęcała. Któregoś dnia jednak powiedzieli, że dłużej tak nie mogą, dlatego wkroczyłam. Postanowiłam być z nim szczera i powiedzieć mu wszystko.
- Ja im rozkazałam, żeby tego nie robili. Minęły dwa lata od tamtych wydarzeń i wiedzieli, że nie poradzą sobie z ciągłym ukrywaniem nas, ale wymogłam na nich, aby nigdy tego nie zrobili. – poprawiłam się na miejscu czując, że mam dość tej rozmowy, ale i tak ja ciągnęłam, bo on potrzebował tej prawdy. – Do czasu mojego powrotu nie było im łatwo, bo ciągle cię okłamywali, ale lojalność wobec mnie była dla nich ważniejsza.
- Dałem się oszukać jak dziecko. – parsknął śmiechem, który z wesołością nie miał nic wspólnego.
- Wiem, że teraz to tak odbierasz, ale z czasem zrozumiesz, że tak było najlepiej.
- A te tropy które mi podsyłał?
- Wszystkie zmyślili, ale robili to tak żeby trochę ci to zajęło. – wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale wyciągnęłam dłoń i połączyłam ją na jego zaciśniętej w pieść. Powoli rozprostowałam ją i splotłam nasze dłonie. – Wiem, że nasza rodzina była dla ciebie ważna dlatego dziękuję ci, że pomimo tego jak bardzo namieszaliśmy ty i tak się nie poddałeś. Szukałeś dalej. Bez ustanku. – zakończyłam cicho.
Nie odzywał się tylko muskał kciukiem moją dłoń jakby to go uspokajało. Patrzył się tempo w nasze złączone dłonie rozmyślając o tym co mu powiedziałam. Powinnam się odsunąć, ale wiedziałam, że on potrzebuje czasu, żeby dojść po tym czego się dowiedział.
Natomiast ja nie dowiedziałam się tego czego chciałam, dlatego skoro i tak atmosfera była ponura postanowiłam kontynuować.
- Po pożarze co było dalej?
- Z domu wyniesiono sześć ciał, które jasno pokazywały, że nie żyjecie.
- Nigdy nie zrobiłeś badań czy to nasze ciała? – domyślałam się, że i za tym stał Scott, ale na samą myśl, że w tych workach mogłam leżeć ja i moje siostry poczułam ciarki. Nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy, które się tam wydarzyły, ale nie chciałam do tego wracać, ale coś mówiło mi, że muszę.
- Scott nadzorował badania a ja mu zaufałem. – spojrzał na mnie a w jego oczach było tyle bólu, że z trudem przychodziło mi odwrócenie wzroku. – Przecież nie żyliście a wyniki jasno to pokazały.
- Rozumiem. – pokiwałam głową, ale to i tak musiało być makabryczne przeżycie.
Siedzieliśmy obok siebie, każde pogrążone we własnych myślach. Było to dla mnie niezwykle dziwne, że jego uścisk nie wywoływał we mnie ochoty, aby się odsunąć i uciec jak to w przypadku innych ludzi. Łączyła nas wspólna przeszłość, ale i zemsta na tych którzy odebrali nam to co najbardziej kochaliśmy.
Przez chwilę chciałam mu powiedzieć o swoich planach w stosunku do Anthonego Richardsona, ale zrezygnowałam. To był mój kolejny cel, na który już się przygotowałam. Za dwa dni facet zginie i jest to bardziej niż pewne. Wszystko realizowałam krok po kroku i może robiłam to zbyt szybko nie miałam wyjść. Był on jednym z najgorszych ludzi jakich do tej pory spotkałam i chciałam go zostawić na koniec jednak moje plany się zmieniły po tym jak tylko na niego spojrzałam pierwszego dnia po powrocie.
***
Nie wiedziałam, ile czasu minęło, ale zdążyło się już trochę ściemnić. Usłyszałam ciche kroki na schodach które mogły należeć tylko do jednej osoby.
- Laura? – spojrzałam na drzwi, zza którymi chowała się Lina. – Robi się późno a ty nic prawie przez cały dzień nie jadłaś poza popcornem.
- Wiem, ale nie miałam czasu.
- Ale teraz już coś zjesz? – zapytała po czym przeniosła wzrok na siedzącego obok mężczyznę. – Może pan też zostanie na kolacji? – zapytała z nadzieją.
- Muszę wracać. – oznajmił podnosząc się z miejsca przez co nasze dłonie przestały się dotykać. Poczułam przeraźliwe zimno i z wielkim trudem zmusiłam się, aby nie pochwycić jego ręki po raz kolejny.
- Szkoda. – wyszeptała.
- Zostań. – powiedziałam wstając. - Lina nie ma dużo okazji, żeby porozmawiać z kimś nowym a skoro ją znasz możesz jej opowiedzieć trochę historii z dzieciństwa.
- Serio mnie pan zna?! – pisnęła. – Super. To ja zacznę podgrzewać kolację.
Jak mogłam się spodziewać znowu bawiła się w kucharkę, ale to może i dobrze. Miała czas, aby zająć się tym na dłużej, a że szło jej całkiem nieźle wszyscy na tym korzystaliśmy. Lina posłała nam szeroki uśmiech po czym ruszyła w stronę kuchni znajdującej się po przeciwnej stronie od salonu.
- Na pewno to nie będzie problem? – zapytał zachowując się tak jakby jednocześnie chciał wyjść i zostać.
- Lina się ucieszy. – zrobiłam coś czego nie robiłam od dawna. Ułożyłam usta w delikatnym uśmiech skierowanym w jego stronę bez żadnych podtekstów. Nie robiłam tego od tak dawna, że nawet nie wiedziałam czy robiłam to dobrze. – Chodź.
Wyszłam z salonu, gdzie zostawiłam za sobą bałagan, którego narobiły moje siostry. Nie miałam zamiaru tego po nich sprzątać co wytknę im obu przy nadarzającej się okazji. W sumie dobrze się składało, że Romero został, bo kiedy przypomnę im o tym co zrobiły w jego obecności to zrobi im się jeszcze bardziej głupio.
Przeszłam przez korytarz a następnie dotarłam do dwuskrzydłowych drzwi które popchnęłam lekko rękami. Poczekałam na Romero, który rozglądał się niepewnie po pomieszczeniu, w którym krzątała się moja siostra.
Wiedziałam, że gdybym to ja zajęła się urządzaniem tego miejsca zapewne byłoby ono całe w bieli lub szarości, ale ten zaszczyt przekazałam Linie wiedząc, że urządzi go tak jak sobie tylko wymarzy. Skoro i tak spędzała w niej całe dnie miała do tego prawo.
Wielkie pomieszczenie zostało pomalowane na jasnoróżowy kolor a trzy pary wielkich białych okien wychodzących na ogród jeszcze bardziej rozjaśniały pomieszczenie. Wszystkie meble zostały wykonane na wymiar i były o ton ciemniejsze od ścian sprawiając, że nawet czułam się tu jak w domku dla lalek. Tyle różu w jednym pomieszczeniu mogło człowieka przytłoczyć, ale nie kiedy w jego środku krzątała się moja siostra.
W dodatku wszelkiego rodzaju wyposażenie AGD było z najlepszej półki, które trochę kosztowało, ale było warto. A na koniec wielki biały stół z sześcioma krzesła w takim samym kolorze. Na blacie leżał kolorowy obrus z namalowanymi na nim wisienkami. Na samym środku znajdowała się wielka patera z owocami, w których przeważały mandarynki które uwielbiałam.
- Lubisz może mięso? – zapytała Lina w kierunku naszego gościa.
- Zjem co mi dasz. Nie jestem wybredny.
- W porządku, ale zawsze o to pytam, w razie, gdyby ktoś nie jadł mięsa albo był na coś jesteś uczulony. – uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Nie musisz się o to obawiać. – tak naturalnie rozmawiał z moją siostrą jakby zapomniał, że jeszcze kilkadziesiąt minut temu nie wiedział o jej istnieniu.
Zajęłam miejsce przy stole i ruchem głowy kazałam zrobić mu to samo. Lina nie znosiła jak ktoś kręcił się jej pod nogami a co za tym idzie zawsze usuwałyśmy się z Lucią i czekałyśmy na gotowe.
Zanim zdążyłam zawołać siostrę ta weszła do środka po czym spojrzała w stronę Romero z przymrużonymi oczyma. Wiedziałam co się szykuję, dlatego ani myślałam się odzywać. Stwierdziłam, że lepiej, żeby moja siostra wypytała go wcześniej niż później.
- Więc... - zaczęła siadając naprzeciwko niego podpierając ręce na stole. - ... jesteś tym dobrym czy tylko udajesz?
Rozsiadłam się wygodnie przy stole wiedząc, że czeka mnie nie lada przedstawienie. Nalałam sobie wody z cytryną z dzbanku, który postawiła przede mną Lina i wróciła do krzątania się po kuchni. Wzięłam trzy małe łyki rozkoszując się zimnym napojem a kątem oka przyglądałam się tej dwójce.
Muszę przyznać, że było to fascynujące jak spokojnie odpowiadał Romero na każde pytanie mojej siostry jakby naprawdę zależało mu na zaskarbieniu sobie jej sympatii. Słuchałam wszystkiego co mówił chłonąc każdą informację na jego temat.
To, że lubił ćwiczyć od razu było po nim widać, ale kiedy usłyszałam, że w wolnym czasie chodzi do kina na filmy przygodowe poczułam uścisk w żołądku. Starałam się nie dać po sobie poznać jaki wpływ wywarły na mnie jego słowa.
Zawsze, kiedy miałam zły dzień zabierał mnie do kina i pozwalał wybrać film, a że byłam dzieckiem, które uwielbiało przygody wybór był łatwy. Romero ani razu nie powiedział, że nie wejdzie ze mną do środka nawet jeśli to mogłoby pokazać go w złym świetle. Kupował mi wtedy wszystkie słodycze na jakie miałam ochotę i oczywiście jakiś słodki napój, od którego dosłownie robiło mi się niedobrze.
Poczułam po raz kolejny to niepokojące uczucie, o którym starałam się zapomnieć. Nie mogłam pozwolić sobie na odczuwanie więcej niż powinnam a obecność Romero wcale tego nie ułatwiała, bo przypominał mi o tym jaka byłam. W dalszym ciągu czułam mrowienie na dłoni od jego uścisku co tylko sprawiało, że trudniej było mi się skupić na ich rozmowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro