Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Laura

Godzinę zajęło im zanim na coś się zdecydowały. Siedziałam pomiędzy nimi wpychając w siebie popcorn ignorując jak się przekrzykiwały, ale wiedziałam jedno. Nie chcę mieć dzieci, skoro one w takim wieku zachowują się jakby miały po cztery lata.

- Możemy w końcu zacząć oglądać!? – warknęłam.

- Nie denerwuj się tak. – Lucia spojrzała na mnie tak jakby to była moja wina.

- Jakaś ty nerwowa – dodała Lina.

Prychnęłam. Spokojne się znalazły.

W końcu mogłyśmy zacząć oglądać to coś. Spojrzałam szybko na nazwę u góry. „Jumanji: Przygoda w dżungli" – mogło być gorzej, bo jeszcze by wybrały jakąś bajkę.

Czasami zastanawiałam się, dlaczego moje siostry są do siebie tak podobne. Wystarczyło pokazać im na ekranie Dwayne'a Johnsona a od razu przepadały. Normalnie orgazm bez stymulacji. Patrząc na ich zachwycone twarze wpakowałam sobie kolejną porcję popcornu, żeby nie powiedzieć czegoś co zniszczy tą chwilę.

Uwielbiałam swoje siostry, ale momentami miałam ochotę je udusić. Zwłaszcza teraz kiedy nie mogły przestać gadać a ja siedziałam pomiędzy nimi przez co czasami energiczne ruchy ich rąk zasłaniały mi ekran. Jedyne co utrzymywało mnie w miejscu było to, że one dobrze się bawiły więc to mi wystarczało.

Niewiele rozumiałam z fabuły przez to ciągłe ich paplanie, ale musiałam im przyznać rację, że Dwayne jest niczego sobie. Mięśnie, tatuaże i zabójcze spojrzenie, które rzucał w filmie sprawiały, że z chęcią poznałabym go w realu. Chyba potrzebuję seksu. – stwierdziłam, kiedy to do mnie dotarło. Minęło trochę czasu, odkąd poszłam z kimś do łóżka, ale może przyszła pora wyjść do klubu, poderwać jakiegoś kretyna i się z nim bzyknąć. Tak, to dobry plan.

- O czym tak myślisz? – zapytała Lucia spoglądając na mnie przenikliwie.

- Oglądaj. – unikałam odpowiedzi na to pytanie, bo nawet nie chciałam, żeby o tym wiedziała, bo i po co.

Kiedy nie spuszczała ze mnie tego swojego wzroku mówiącego, że nie ma zamiaru odpuścić wzięłam garstkę popcornu i wpakowałam jej do ust. Coś tam jeszcze mamrotała, ale nawet nie chciałam tego słuchać. Rzuciłam tylko żeby skupiła się na filmie i przestała drążyć.

Lina położyła głowę na moich kolanach i wtuliła się we mnie jakby chciała mnie w ten sposób zatrzymać w miejscu. Bezwiednie zaczęłam gładzić dłonią jej włosy które zawsze nosiła rozpuszczone za wyjątkiem białej kokardy spinającej niektóre kosmyki.

Dzwonek do drzwi przerwał nas seans a tym samym sprawił, że podniosłam się z miejsca. Lina musiała się odsunąć z czego nie była zadowolona a jej naburmuszona mina jasno na to wskazywała.

- Spodziewasz się kogoś? – zapytała Lucia idąc w moje ślady.

- Nie. – odpowiedziałam sięgając do paska od spodni, przy którym miałam schowaną broń. – Zostań z Liną.

Wiedziałem, że wokół są ludzie i miałam ich ochronę, ale nie mogłam w pełni im zaufać, dopóki nie poznam ich dobrze a na to potrzeba czasu więc odbezpieczyłam broń i schowałam ją za placami. Podążyłam w stronę drzwi zachodząc w głowę kto by to mógł być. Nie czekając dłużej szarpnęłam za nie otwierając szybko, żeby ten ktoś nie zdążył zareagować.

- Witaj. – powiedział Romero zaskakując mnie swoją obecnością.

- Co tu robisz? – zapytałam zabezpieczając broń, chowając ją w spodniach i wpuszczając go do środka. Szybki rzut oka w stronę salonu utwierdził mnie w tym, że Lucia nie pozwoli wyjść Linie. Mężczyzna o niej nie wiedział i jak na razie mi to odpowiadało.

- Chciałem porozmawiać o tym jak będzie wyglądała moja praca. – wszedł do środka. – Nie powiedziałaś, czy chcesz moich rad.

- A zrobisz to?

- Tylko jeśli tego chcesz. – pochylił nieznacznie głowę okazując mi tym samym szacunek.

- Jesteś bardzo ugodowy. – wykrzywiłam usta w grymasie. – Nie podoba mi się to.

- Więc chcesz żebym walczy z tobą o władzę?

Jego pytanie było głupotą, bo wiedziałam, że nie zrobiłby tego. Gdyby było inaczej nie mówiłby z taką lekkością ludziom, że wróciłam i od teraz ja rządzę. Nie ważne jak bardzo i długo na niego patrzyłam nie mogłam zrozumieć jego lojalności. Ktoś inny od razu by mnie zabił jak tylko się pojawiłam na co miał niezliczoną ilość podejść, ale tego nie zrobił.

- Myślę, że...

- Laura! – głośny pisk Liny sprawił, że oboje z Romero odwróciliśmy głowę w kierunku salonu. Przełknęłam z trudem ślinę wiedząc, że za chwilę tutaj wpadnie a ja nie będę miała czasu, żeby się go pozbyć, ale zawsze mogłam spróbować.

- Myślę, że powinieneś już iść. – wydusiłam z trudem.

- Co ukrywasz Lauro? – zapytał przyglądając mi się badawczo.

- Idź. – ponagliłam popychając go w stronę wyjść, ale on jak na złość nawet się nie ruszył. Moja dłoń znajdowała się na jego piersi, ale to było jak przesunięcie góry.

- Dlaczego nie chcesz mi zaufać? – pytał dalej.

- Zaufanie jeszcze mnie do niczego dobrego nie doprowadziło. – syknęłam pomimo tego, że i tak miałam zamiar wziąć sobie do serca słowa Pana Thao, ale dotyczyło to tylko moich rządów a nie rodziny.

Zrobił krok w moją stronę zmniejszając tym samym odległość pomiędzy nami. Poczułam jak mięśnie na jego piersi napinają się a moja dłoń nieznacznie zadrżała. Coś w jego czekoladowych oczach, które... Skąd ja w ogóle wytrzasnęłam to porównanie, za które powinnam strzelić sobie w twarz, żeby otrzeźwieć.

- Laura! – kolejny krzyk tym razem coraz bliższy. – Lucia chce mnie zabić. – a potem huk jakby coś się wywróciło.

Odsunęłam dłoń od piersi Romero i popędziłam do salonu chcąc się dowiedzieć co one tak odwalają. Jak znowu postanowiły zrobić wojnę na poduszki to... Aż przystanęłam kilka metrów od nich nie wiedząc w to co widzę.

Wszystkie poduszki leżały na podłodze, wazon leżał obok stolika roztrzaskany, telewizor miał wgłębienie jakby ktoś w niego uderzył a moje siostry leżały na podłodze szamotając się jakby były na zawodach.

- Koniec. – powiedziałam, ale kiedy nie usłuchały podeszłam do nich i rozdzieliłam je. – Co wy robicie! – warknęłam.

- Kto to? – zapytała Lina patrząc za mnie. Przymknęłam oczy i policzyłam do pięciu, ale to mi nie pomogło tylko bardziej zirytowało. Jeszcze tego mi brakowało, żeby wszystko wyjaśniać.

- Nikt ważny. – spojrzałam na Lucię który od mojego wzroku wzdrygnęła się i uciekła z salonu zostawiając nas samych. Normalnie ręce mi przy nich opadają jak znowu zaczynają rozrabiać. Jedna lepsza od drugiej.

Skupiłam się w pełni na młodszej siostrze ignorując to jak Romero przyglądał się jej jakby prawda miała samu mu wyskoczyć przed oczy. Sądząc po tym jak mocno zaciskał szczękę już się domyślił, ale na to już nic nie mogłam poradzić więc skupiłam się w pełni na Linie.

- Sama chciałaś spędzić ze mną wieczór a zachowujesz się teraz jak dziecko. – powiedziałam i wyciągnęłam rękę poprawiając jej kokardę, na głowie która nieznacznie się przekrzywiła. – A jakby coś ci się stało? Jakbyś sobie coś złamała to co wtedy?

- No wiem. – wymamrotała znowu tak na mnie patrząc.

- Proszę cię przestań. – westchnęłam wiedząc, że nie umiem się na nią gniewać. Nie kiedy robi tą swoją minę.

- Kocham cię wiesz. – uśmiechnęła się, pocałowała w policzek i pobiegła w stronę schodów. Udało jej się zrobić tylko dwa kroki, kiedy potknęła się i wywróciła na nich.

- Lina! – krzyknęłam. – Uważaj!

Kiedy podniosła się i pobiegła dalej zrozumiałam co zrobiłam. Powiedziałam jej imię na głos, przy Romero który patrzył na mnie teraz nieprzeniknionym wzrokiem. Jakby usłyszenie tego sprawiło, że w końcu wierzył chociaż uparcie unikałam mówienia o niej jakby też zginęła tamtego dnia.

Sytuacja całkowicie się pogmatwała a zaczynało się wszystko tak dobrze układać. Gdyby nie pojawił się niezapowiedziany i nie był tak uparty nie chcąc opuścić mojego domu nic by się nie stało. A tak teraz musiałam się naprodukować i powiedzieć mu wszystko.

Już na samą myśl, że znowu przyjdzie mi o tym rozmawiać poczułam zbliżający się ból głowy. Zignorowałam go jednak tak samo jak bałagan w salonie i wskazałam na kanapę, która jako jedyna ocalała w całym pomieszczeniu. No może nie do końca, ale na tą chwilę musiała wystarczyć.

- Może lepiej usiądź. – powiedziałam. – Bo to trochę zajmie.



Romero

Przyjazd do domu Laury był niespodziewany, ale to co się tam wydarzyło sprawiło, że całkowicie mnie zamurowało.

Lina. Lina. Lina.

To imię w kółko krążyło w mojej głowie a to za sprawą nastolatki, która jeszcze chwilę wcześniej znajdowała się przede mną. Ubrana w białą prostą sukienkę, balerinki i kokardę była niczym anioł. Dziewczynka miała blond włosy i tak sam kolor oczy jak jej siostry.

To, że i ona przeżyła sprawiło, że poczułem ulgę. Lina miała tylko pięć lat jak doszło do śmierci jej rodziców więc miałem nadzieję, że chociaż ona nic nie pamiętała z tamtego okresu. Tak było dla niej najlepiej.

- Może lepiej usiądź. – powiedziała Laura, kiedy w dalszym ciągu nie ruszałem się z miejsca. – Bo to trochę zajmie. – dodała.

- Chyba nie tego się spodziewałem. – w końcu ruszyłem się i zająłem miejsce, które wskazała mi dłonią. W miedzy czasie poprawiłem leżące przy moich nogach poduszki i odłożyłem jej miejsce, żeby zająć czymś ręce.

- Nie możesz nikomu powiedzieć, że ona żyje. – Laura zajęła miejsce obok mnie.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że najważniejsze jest jej bezpieczeństwo. – chyba to właśnie chciała usłyszeć, bo na jej twarzy pojawiła się ulga.

- Zawsze chodzi mi o ich dobro. – wymamrotała.

- A Luisa? – zapytałem nie mogąc nie zapytać i o nią.

- Nie.

- Jak udało wam się przeżyć a jej nie. – powiedziałem to machinalnie, ale zauważyłem jak jej plecy przygarbiły się.

- Wszystko szło dobrze, ale nie spodziewałam się, że ona zawróci. – pokręciła głową.

Nie rozumiałem tego co ona mówi, ale musiałem wysłuchać jej do końca. Tylko w ten sposób ostatnie elementy tajemnicy jej rzekomej śmierci wskoczą na swoje miejsce. Tyle było niewiadomych w tym wszystkim że czasami zastanawiałem się czy ich istnienie było prawdziwe.

- Tata nauczyłem mnie jak mam postępować, kiedy będziemy w niebezpieczeństwie. Wszystko przewidział i dlatego zbudował dla nas bunkier, w którym mogłybyśmy się ukryć. – zaskoczyło mnie to, bo nigdy o tym nie słyszałem jednak cierpliwie słuchałem. - Nawet specjalny przycisk, który otwiera tajemne przejście i zamyka się po określonym czasie. Nie przewidział tylko tego, że Luisa nie zawsze słuchała, a kiedy usłyszała krzyk mamy wybiegła z niego. – spojrzała na mnie z takim bólem, że poczułem go w piersi. – Zostało zaledwie kilka sekund do zamknięcia a ona wybiegła z niego jak jakaś kretynka. Chciałam za nią podbiec, ale wtedy drzwi się zamknęły. Nikt później nie powiedział nam co się wydarzyło w domu.

W tej jednej chwili zrozumiałem całe jej postepowanie. Nie pokazywała emocji, bo to wiązało się ze wspomnieniami, ale tak nie można było żyć. Emocje sprawiały, że wszystko co robiliśmy miało sens.

- Dlaczego Cassio mi o tym nie powiedział? – zapytałem nawet nie wiem czy do niej, czy do siebie. Po prostu musiałem to wiedzieć, ponieważ nie mogłem tego zrozumieć. – Nie ufał mi?

- Ufał i to bardzo. – nadal nie patrzyła w moim kierunku. – Nigdy nie powiedział, dlaczego podejmował takie decyzje, ale jednego możesz być pewny. – w końcu na mnie spojrzała. – Ufał ci bezgranicznie i może dlatego ci nie powiedział.

To nadal nie wyjaśniało, dlaczego mi nie powiedział, skoro darzył mnie zaufaniem. Laura najwyraźniej musiała wyczytać z mojej twarzy wątpliwości, bo dodała:

- Byłeś pogrążony w żałobie a to nie najlepszy czas na opiekę nad trzema dziewczynkami. Musiałeś skupić się na ocalaniu tego co pozostało po imperium mojego taty, ale bez nas. – mówiła spokojnie jakby naprawdę długo nad tym myślała.

Było to dla mnie trudne, bo w jej słowach była prawda. Nie wiedziałem, czy byłbym w stanie zająć się nimi tak jak należy wiedząc, że każdego dnia patrząc na nie miałbym przed oczami Cassio. Musiałem przestać sobie wyrzucać, że było ze mną coś nie tak a skupić się na tym, aby Laura godnie zajęła stanowisko szefa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro