Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Laura

Od razu po wejściu zajęłam miejsce przy stoliku przy rogu ściany tak aby mieć dobry widok na każdego. To nie było miejsce jakoś specjalnie prestiżowe, ale słyszałam od Scotta, że lubił spędzać tu obiady więc stwierdziłam, że czas się przekonać z czego on był tak zadowolony.

- Nie spodziewałem się, że gustujesz w stekach. – oznajmił zajmując miejsce obok mnie a nie przede mną. Przez takie coś teraz trzymał swoje kolano przy moim co mu najwyraźniej nie przeszkadzało. Ale na mnie z kolei działało pobudzająco. Z trudem udawało mi się skupić na czymś innym niż na jego ciele tak blisko mojego.

- Co? – zapytałam, kiedy powiedział coś o mięsie albo mi się tylko zdawało.

- To miejsce z niego słynie.

- A to kutas. – syknęłam. – Scott powiedział, że można tu zjeść coś dobrego i bez mięsa.

Zrobił sobie ze mnie żarty wiedząc, że od wielu lat go nie tykam. Nawet opowiadał jak to pyszne zapiekanki, ziemniaki i ryże z warzywami tutaj mają. Jak go tylko dorwę to zobaczy do czego jest zdolna wściekła kobieta.

- Nie jadasz go? – przyglądał mi się zaciekawiony.

- Nie lubię go. – zmarszczyłam nos z obrzydzenia na samą myśl.

- Zadziwiasz mnie coraz bardziej.

- Po prostu jestem świadoma skąd się bierze.

Na samą myśl, że ktoś musiał zabić niewinne zwierzę żebym ja mogła zjeść czułam, że robi mi się niedobrze. Od czasu tego durnego filmu, który pokazał mi Scott jak się zabija kurczaki co miało mi pomóc oswoić się z widokiem krwi nie tknęłam więcej mięsa. Ktoś mógłby powiedzieć, że to głupota, ale ja się zaparłam i nie mogłam się przemóc. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego, że jem inaczej niż inni.

- Nie będziesz mieć nic przeciwko jeśli ja zjem steka albo dwa? – wyciągnął dłoń w stronę menu leżącego na stoliku.

- Nie. – pokręciłam głową. – To że ja go nie lubię nie znaczy, że będą kazała ci się podporządkować.

Rozejrzałam się wokół i w końcu to do mnie dotarło. To miejsce faktycznie słynęło ze steków, bo wszędzie je widziałam. Na talerzach gości, na witrynie przed wejściem a nawet na ścianach jednak tak bardzo byłam skołowana obecnością Romero, że nie potrafiłam logicznie myśleć.

Byłam osobą która otwarcie mówi to co myśli więc wzięłam serwetkę w dłoń patrząc jak zamawia dla nas jedzenie. Czekałam też na stosowany moment, żeby zacząć rozmowę. Kelnerka szybko zebrała nasze zamówienia a Romero znalazł dla mnie w karcie naleśniki z serem polane czekoladą. Nie powiem, żeby to był szczyt moich marzeń w posiłkach, ale zawsze to coś.

Odczekałam jeszcze chwilę aż kobieta odjedzie po czym spojrzałam na niego poważnie mówiąc:

- Chcesz uprawiać ze mną seks?

- Czy ja właśnie usłyszałem to co usłyszałem? – spojrzał na mnie zszokowany.

- Nie przesłyszałeś się. – odpowiedziałam wzruszając ramionami, bo dla mnie to było to czyste pożądanie między dwojgiem ludzi. – To jak chcesz czy nie?

- Przyznaje, że jesteś śliczna, ale...

- Przynudzasz. – przerwałam mu machając ręką, żeby przestał gadać bzdury. – Robisz z tego nie wiadomo jaką sprawę a to tylko seks. – mówiąc to przejechałam noga po jego łydce obserwując każdy niewielki ruch z jego strony.

Na mojej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, kiedy poruszył się niespokojnie na krześle zaciskając dłonie w pieści. Przyglądałam mu się cały czas z ręką opartą na blacie a brodą na palcach. To było niezwykle podniecające obserwować go jak się miota pomiędzy odtrąceniem mnie a wzięciem w ramiona.

Nie mogąc się powstrzymać wyciągnęłam dłoń muskając palcami górą część jego uda tak blisko rozporka, od spodni który robił się coraz większy z każdą chwilą. Przysunęłam się jeszcze bliżej sprawiając, że widziałam jak nerwowo drga jego szyja. Dzięki wysokiemu stolikowi, na którym ktoś rozłożył obrus nikt nie zauważył na to co robiłam.

- Możesz udawać, że jest inaczej, ale ty też to czujesz. – musnęłam wargami jego policzek. – Czujesz to, ale z jakiegoś powodu się hamujesz a nie powinieneś. Ze mną byłoby ci bardzo dobrze.

- Nie jestem kimś kogo możesz wykorzystać, kiedy tylko najdzie cię na to ochota. – wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Oj Romero. – wyszeptałam w jego szyję przygryzając ją szybko. – Oboje wykorzystalibyśmy się nawzajem. Pomyśl o tym. – zakończyłam mówić i odsunęłam się, kiedy zauważyłam, że kelnerka podchodzi z tacą do naszego stolika.

Parujące jedzenie zostało przed nami postawione. Od razu zabrałam się do jedzenia i musiałam przyznać rację Scottowi tylko w jednym. To miejsce miało bardzo dobre jedzenie.

***

Pół godziny później wyszliśmy z baru najedzeni, ale nie poruszaliśmy tematu, który zaczęłam. Może to i dobrze, bo najwyraźniej Romero potrzebował trochę czasu, żeby to przemyśleć, bo ja wiedziałam czego chcę. A chciałam właśnie jego, ale to mogło poczekać.

Na razie cieszyłam się z samej jego obecności i co najdziwniejsze nie miałam ochoty uciec jak najdalej od niego.

- Dlaczego zmieniłaś kolor włosów? – zapytał, kiedy oparłam się plecami o samochód. Dzień był ciepły dlatego czułam na odkrytych ramionach delikatny wiaterek zwiastujący, że kolejne dni będą takie same.

- Luisa takie miała. – wspomniałam przeczesując je palcami. – Nie mogłam patrzeć na nie w lustrze wiedząc, że jej już nie ma.

Uparcie od lat farbowałam je i dopiero kiedy po wizycie u fryzjera patrzyłam na siebie w lustrze czułam, że w końcu mogę oddychać. Teraz nie wyobrażałam sobie mieć innego koloru a ten do mnie pasował. Królowa lodu – tak mówiła moja siostra patrząc na moje włosy i z niechęcią musiałam przyznać jej rację, bo oddawały mój charakter.

- Rozumiem. – odpowiedział, ale co on mógł o tym wiedzieć.

Od razu było widać, że jemu też rozmowa na temat zmarłych nie odpowiada. Gdyby było inaczej nie przejechałby dłonią po policzku a następnie nie włożyłby ich obu do kieszeni chcąc zająć się czymś byle tylko na mnie nie patrzeć.

- Widzimy się jutro w magazynie? – zapytałam chcąc zakończyć to spotkanie i ten dzień.

- Jasne. – pokiwał głową.

- Mam cię odwieźć? – wskazałam dłonią na samochód, ale w duchu liczyłam, że odmówi. Chciałam pobyć trochę sama zanim wrócę do domu.

- Nie. – oznajmił po czym wskazał głową na samochód po drugiej stronie ulicy. – Max i Liam mnie odwiozą.

- Więc to oni kryją się za przyciemnianymi szybami samochodu. – powiedziałam na głos po czym pomachałam im ręką chcąc, aby wiedzieli, że o nich wiem. Jeśli Romero im nie powiedział, że wiem o tym całym jeżdżeniu za mną to chyba teraz już są tego świadomi. – Niech jutro po mnie przyjadą, skoro i tak o nich wiem.

- Od razu ich o tym poinformuję. – wymamrotał sztywno.

- Nie musisz się zachowywać jakbym była zadżumiona. – pacnęłam go dłonią w pierś tylko po ty, aby na mnie spojrzał. – Do jutra.

- Do jutra. – pokiwał głową.

Odprowadzałam go wzrokiem jak wsiada do samochodu, który po chwili odjeżdża. Podrzuciłam w dłoni kluczyki niezwykle zadowolona, że udało mi się go wyprowadzić z równowagi. A już myślałam, że jest niczym skała. Przyłapałam się po raz kolejny na tym, że na moich ustach majaczy uśmiech.


Romero

Wsiadłem do samochodu w dalszym ciągu nie wiedząc jak doszło do tego, że zaczęła rozmawiać ze mną o seksie. O mnie i o niej. Kurwa jego mać podnieciła mnie i dobrze zdawała sobie z tego sprawę i jawnie to wykorzystywała.

- Oj jutra jeździcie po Laurę i wozicie ja tam, gdzie tylko zechce. – rozkazałem im.

- Czy ona... - zaczął Liam nieporadnie patrząc w kierunku, gdzie stałem jeszcze chwilę z kobietą.

- Zorientowała się już pierwszego dnia. – odpowiedziałem, bo dobrze wiedziałem o co pyta.

- A dzisiaj? – dopytał Max.

- Lepiej już jedź zanim powiem coś czego będę żałował. – warknąłem odchylając się na oparcie fotela.

Co za debile. Zgubili ją a ona manewrowała nimi jak dziećmi. Z kim ja muszę pracować, że tak łatwo jest ich zaskoczyć. Chyba przyszła pora, żeby ich trochę bardziej wyszkolić, skoro dzisiejsza sytuacja pokazała, że do niczego się nie nadają.

- A gdzie mamy jechać? – odezwał się znowu Max.

- Zawieź mnie do domu. – o mało co nie dorzuciłem kurwa, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.

Miałem kilka rzeczy do zrobienia, ale najważniejsze było ochłonięcie po spotkaniu tej diablicy z piekła rodem. Wiedziałem, że robiła to specjalnie chcąc mnie wyprowadzić z równowagi co prawie jej się udało. A kiedy położyła dłoń na moim udzie o mało co nie przygryzłem sobie języka tak bardzo zaciskałem szczękę, żeby nie odpowiedzieć na jej zaczepki.

„Chcesz uprawiać ze mną seks?" – zapytała o to jakby pytała o pogodę a ja miałem ochotę przerzucić ją przez kolana i zlać po tym seksownym tyłku. Zdawałem sobie sprawę z tego jak piękną kobietą jest Laura i chociaż chciałem pamiętać, że dla mnie powinna być tą małą dziewczynką kurwa nie mogłem.

Zwłaszcza wtedy, kiedy patrzyła na mnie jakby chciała mnie pożreć. Wpadłem w sytuację, z której nie mogłem znaleźć wyjścia. Inaczej by to wyglądało gdybym więcej jej nie widział, ale jutro znowu ją zobaczę a reakcja mojego ciała jest jednoznaczna. Nie potrafiłem się przy niej kontrolować. Nawet wtedy, kiedy celowała z broni i strzelała wyglądała niesamowicie a co dopiero kiedy się na mnie rzuciła niby widząc coś po przeciwnej stronie. Nie do końca w to wierzyłem.

Ciekawe co by zrobiła gdybym podjął jej grę tak jak tego chciała. Wyprowadzenie jej z równowagi mogłoby być niezwykle satysfakcjonujące. Miałem czas, żeby to wszystko przemyśleć.

- Szefie to znaczy... nie szefie... ja my mamy teraz pana nazywać? Kurwa, ale to frustrujące. – mamrotał Liam dlatego spojrzałem w jego kierunku.

- Mów mi po prostu po imieniu. Tak będzie najwygodniej.

Nie miało dla mnie znaczenia jak mnie nazywają. Ważne, aby znali swoje miejsce i okazywali mi szacunek. Pozycja szefa była dla mnie złem koniecznym, bo nie było nikogo kto by chciał je objąć czyniąc to tylko dla dobra rodziny Agosti. Większość od razu wszystko by zmieniła i dlatego tak bardzo chciałem przejąłem to stanowisko. Nie dla siebie a dla mojego przyjaciela, który miał swoje zasady i wartości, które nie mogły zniknąć wraz z nim.

Cassio bardzo przestrzegał zasady, aby nigdy nie mieszać się do handlu ludźmi a zwłaszcza dziećmi co sam szczerze popierałem. Nie rozumiałem osób, które chciały skrzywdzić niewinne dzieci, ale i tacy zwyrodnialcy się zaradzali. Narkotyki rozumiałem. Bron tak samo, ale dzieci nigdy i dlatego tak bardzo go podziwiałem.

- Dobrze. Sze... Romero. Jesteśmy na miejscu. – oznajmił w końcu Liam, kiedy tylko zatrzymał się na podjeździe.
- Widzimy się jutro w magazynie i nie zapomnijcie o Laurze. – przypomniałem im wychodząc z samochodu.

Zanim wszedłem do domu rozejrzałem się wokół. Miałem wszystko czego mógłbym pragnąć. Dużo wielki dom, jeszcze większy ogród, basen na tyłach domu, wiele akrów ziemi tylko dla mnie, ale z jakiegoś powodu czegoś mi brakowało. Jakby jeszcze jeden element nie wskoczył na swoje miejsce.

To było przygnębiające, ponieważ miałem trzydzieści pięć lat a tak naprawdę nie miałem nic. Nie miałem rodziny, do której mógłbym wrócić.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro