Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Laura

6 lat wcześniej

Treningi i nauka wypełniały mi całe dnie. Uczyłam się coraz lepiej a nawet mogłabym rzec, że nie potrzebowałam więcej wiedzieć, ale Pan Thao sądził inaczej no i byli jeszcze inni.

Scott zajął się mną ucząc wszystkiego co powinnam wiedzieć na temat broni począwszy od rodzajów a skończywszy na dokładnym posługiwaniu się nią. Najtrudniejsze było dla mnie celowanie i składanie jej jakby mój mózg nie potrafił tego przyswoić. Nawet jego krzyki nie pomagały a jeszcze bardziej sprawiały, że trzęsły mi się dłonie. Pomimo całej tej sytuacji Scott był nauczycielem bardzo dokładnym więc każde uchybienie czy pomyłka od razu zostały przez niego wychwycone. Byłam mu wdzięczna za to czego się nauczyłam i przez co czułam się bezpieczniej.

Bennet z kolei przyjął rolę mojego nauczyciela, który uczył mnie wszystkiego czego dowiedziałabym się w szkole. Nie wiem, jak on to robił, ale wystarczyło, że coś przeczytał a od razu to pamiętał. Ja nie należałam do tych osób więc i z nauką szło mi opornie tak jak i moim siostrom. Do orłów nie należałyśmy, ale traktowałyśmy to jak czas który mogłyśmy ze sobą spędzić.

Następny był Andrew który mówił mi co powinnam wiedzieć o interesach taty. Tutaj zdecydowanie szło mi lepiej i zapamiętywałam dosłownie każdą informację. Opowiadał o wszystkim co było mi to potrzebne, gdy miałam wrócić z martwych. Mówił mi jak prowadzić interesy, kogo unikać, jak rozmawiać z ludźmi nie mówiąc im tym samym o tajemnicach rodziny i co najważniejsze jak negocjować i nie być stratną. Dowiedziałam się również o tym, że nasze korzenie były we Włoszech i mieliśmy tam rodzinę, która całkiem dobrze prosperowała na rynku narkotyków i broni.

No i na koniec pan Thao który nie był tak wyrozumiały i za każdym razem, kiedy się zachwiałam podczas lekcji albo odpływałam daleko myślami dostawałam kijem po plecach. Mogło się to wydawać okrutne, ale ucieczka przed kolejnymi razami pozwalała mi na skupieniu się i opanowaniu emocji.

Kiedy po jednych z zajęć Scott razem z Bennetem i Andrew podeszli do mnie i zaprowadzili do sali, w której się uczyłam poczułam niepokój. Oni nigdy nie przychodzili razem, chyba że dotyczyło to czegoś bardzo ważnego. Sądząc po tym jak na mnie patrzyli stało się coś bardzo ważnego.

- Co się dzieje? – zapytałam siadając na stole.

- Mamy coś dla ciebie. – zaczął Andrew. – Jesteś na tyle przygotowana i gotowa na to, aby w końcu zacząć swoją zemstę.

Siedziałam patrząc na każde z nich nie rozumiejąc co do mnie mówią. Przecież jeszcze kilka tygodni temu mówili mi, że to jeszcze nie czas a teraz wyskakują z czymś takim.

- Dlaczego teraz? – zapytałam kompletnie zaskoczona, ale i po części szczęśliwa, że w końcu będę mogła wykonać kolejny krok.

- Ponieważ jesteś już pełnoletnia i możesz o sobie decydować. – Andrew podszedł do mnie wyciągając z kieszeni złożoną kartkę. – To lista ludzi, którzy są odpowiedzialni za śmierć twoich rodziców i Luisy. To co z nią zrobisz zależy tylko od ciebie.

Wyciągnęłam dłoń i wzięłam niewielki kawałek papieru między place. Patrzyłam na niego jak urzeczona wiedząc, że to kolejny krok, do którego szykowałam się przez te pięć lat. Rozłożyłam ją czytając po kolei każde z nazwisk: Stefano Bianci, Carlo Verri, Sebastian Russo, Nathaniel Simmons, Richard Borratte, Henry McKey oraz Anthony Richardson.

Znałam każdą z tych osób, dlatego jeszcze bardziej nie mogłam zrozumieć, jak mogli to zrobić. Od wielu, wielu lat prowadzili interesy z moim tatą i przyjaźnili się z nim więc nie wiedziałam, czy mam im wierzyć.

- Widzę, jak myślisz i jeśli chcesz sama się o tym przekonać zrozumiemy. – odezwał się Scott.

- Po prostu... - zaczęłam niepewnie po czym spojrzałam na niego czując jak ledwo panuję nad emocjami. - ... nie rozumiem tego. Przecież oni znali tatę a on im ufał.

- Właśnie dlatego uczymy cię żebyś nie ufała nikomu. – Andrew pochylił się w moją stronę, aby nasze oczy były na tej samej wysokości. – Musisz zrozumieć, że każdy i to nawet my możemy cię zdradzić. – pochylił się i zaskakując mnie tym tak bardzo, że nawet nie byłam zdolna się poruszyć pocałował mnie w czoło. – Jesteś dla nas jak młodsza siostra, dlatego znajdź ich i sama się przekonaj. Wtedy wróć i zdecyduj co chcesz z tym zrobić. Pamiętaj jednak, że my zawsze będziemy cię wspierać.

Kiedy wyszli i zostawili mnie samą w końcu pozwoliłam sobie na wzięcie głębokiego oddechu. Chciałam im wierzyć, ale gdzieś w środku pragnęłam usłyszeć, że się mylą, bo to by mnie zniszczyło. Wiara w ludzi to jedyne co miałam a tak zostałaby mi ona odebrana. Ostania rzecz który sprawiała, że czułam się żywa.



Obecnie

Z samego rana dokładnie się przygotowałam do czekającego na mnie zabójstwa. Ubrałam się w czarną zwiewną sukienkę do samej ziemi na ramiączkach pod którą mogłam ukryć broń. Dodatkowo rozpuściłam włosy tak żeby opadały mi na ramiona a na koniec założyłam czarne okulary. Na nogach miałam czarne trampki, które pozwoliłyby mi w każdej chwili na ucieczkę, gdyby zaszła taka potrzeba.

Na miejsce przyjechałam dokładnie godzinę przed czasem, ale tak właśnie działałam. Zaczajałam się na swoją ofiarę i cierpliwie czekałam na jej pojawienie się. Anthony Richardson był moim kolejnym celem, którego śledziłam i poznawałam tak żeby przewidzieć jego kolejny krok. W dodatku passa mi sprzyjała, bo kto by przypuszczał, że pojawi się w restauracji mieszczącej się na dachu budynku dając mi tym szansę na zastrzelenie go. To był jego swoisty rytuał, gdzie spotykał się ze swoją małżonką a dla mnie szansa na odebranie mu życia. Szkoda tylko że nie będę mogła patrzeć na niego z bliska jak życie w jego oczach zaczyna zanikać.

Wysiadłam z samochodu parkując po przeciwnej stronie budynku przy wielkim wieżowcu mieszkalnym w miejscu, którego nie obejmowały kamery. Dzięki swoim dojściom dostałam kartę, którą można było wjechać na sam dach budynku a tym samym idealne miejsce do obserwacji mojego celu.

Zabrałam torbę, w której trzymałam broń z tylnego siedzenia i ruszyłam w kierunku tylnego wejściu do budynku, z którego korzystali pracownicy. O dziwo po drodze nikt mnie nie zaczepił co tylko mi sprzyjało. W kilka minut znalazłam się na dachu budynku mając idealny widok na sąsiadujący wieżowiec.

Wyciągnęłam z torby Karabin snajperski AEG Cybergun FN Herstal Scar H-TPR który dostałam jako pierwszy kilka lat temu i jakoś tak się do niego przyzwyczaiłam, że nie chciałam żadnego innego. Zaczęłam mocować lunetę, kolimator pozwalający na szybkie i skuteczne oddanie strzału a do tego chwytu taktycznego. Uwielbiam w tej broni to, że lufa zakończona była gwintem pozwalającym na zamontowanie tłumika dźwięku przez co zostanę niewykryta.

Przygotowałam wszystko i położyłam się na ziemi dopracowując każdy szczegół. Spojrzałam przez lunetę patrząc dokładnie, gdzie będzie siedział Richardson i czy aby na pewno będę miała na niego dobry widok. Kiedy upewniłam się, że tak wystarczyło tylko czekać co nie było moją mocną stroną.

Machałam nogami w tak piosenki, którą nuciłam a od czasu do czasu patrzyłam czy aby się nie pojawił. Wystarczył mi rzut oka na zegarek, żeby przekonać się, że zostało mi pięć minut do momentu aż w końcu się pojawi.

Westchnęłam przygotowując się do akcji. Wyregulowałam oddech i zaczęłam obserwować całą salę, aby śledzić każdy moment i każdą osobę wchodzącą do środka.

- Czy ty możesz mi powiedzieć co takiego wyprawiasz? – usłyszałam go przez co nie mogłam opanować wzdrygnięcia.

Obróciłam się w kierunku Romero stojącego kilka metrów ode mnie. Nie wiem jak się tutaj dostał, ale mogłam się domyśleć, że ktoś dał się przekupić tak samo jak ja to zrobiłam.

- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

- Założyłem ci GPS w samochodzie, kiedy wczoraj zaczęłaś się wykręcać od spotkania.

- Fajnie. – mlasnęłam i odwróciłam się, żeby spojrzeć przez lunetę. Richardson właśnie siadał przy stoliku czekając na swoją towarzyszkę. – Możesz sobie przycupnąć, bo nie chcę żebyś mnie rozpraszał swoim biadoleniem.

- Co robisz! – warknął, ale spełnił polecenie kładąc się obok mnie. Przyglądałam się temu rozbawiona jak to dziwnie wyglądało.

- Cicho. – powiedziałam skupiając się na swoim celu.

Wiedziałam, że lepszego momentu nie będę miała, zwłaszcza że w drzwiach prowadzących do restauracji pojawiła się jego żona. Chciałam, żeby to widziała z bliska więc poczekałam aż kobieta zajmie miejsce przy stoliku. Dopiero wtedy wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam za spust.

Dokładnie poczułam moment, kiedy kula opuściła magazynek i poszybowała w stronę mężczyzny i utkwiła mu w głowie. Wykrzywiłam usta w niewielkim uśmiechu i przygryzłam wargę, kiedy krew trysnęła na twarz kobiety a jej usta wykrzywiły się w krzyku.

- Pięknie. – westchnęłam odsuwając się od broni i odkładając ja na bok.

- Laura! – warknął. – Czy ty możesz chociaż jeden raz nie wystawiać się na niebezpieczeństwo.

- Ale wtedy życie nie byłoby takie piękne. – kątem oka zauważyłam niewielki błysk więc nie tracąc więcej czasu obróciłam nas tak aby zasłaniał nas półmetrowy murek.

Nie powiem, żeby pozycja w jakiej się znalazłam była odpowiednia, ale nie miałam wyjścia. Leżąc na nim z piersiami na jego ciele czułam każdy oddech a oczy wpatrzone we mnie nie wiedziały kompletnie co tu się odpierdala.

- Możesz mi wytłumaczyć co ty robisz?

- Ktoś nas obserwuje.

- No tak. – mlasnął. – Ale to nie tłumaczy tego, dlaczego się na mnie rzuciłaś.

- Przepraszam bardzo, że nie chciałam żebyś zginął. – położyłam dłoń na niego piersi podnosząc się nieznacznie. – Jak chcesz to mogę z ciebie zejść.

- Czekaj. – poczułam jego dłoń na mojej tali która przyciągnęła mnie w jego ramiona. – Chcesz się zabić?

Zaśmiałam się z niedorzeczności tego co powiedział a po chwili dotarło do mnie co się właśnie wydarzyło. Po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na szczery śmiech a to wszystko przez niego i samą jego obecność. Spojrzałam na niego wystraszona tym co zrobiłam, bo okazanie emocji mogło mnie słono kosztować, ale patrząc w jego oczy, w których była cała gama emocji nie mogłam się poruszyć.

- Masz piękny śmiech. – dotknął dłonią mojego policzka. – Od dawna nie słyszałem czegoś tak cudownego a zarazem magicznego. – musnął delikatnie moją dolną wargę a ja mogłam tylko leżeć na nim nie mogąc się poruszyć.

Moje ciało było jak zamurowane a to za sprawą jego dotyku, od którego chciałam jednocześnie uciec, ale i wtulić się w jego ciepłą pierś.

- Moja Laura zamilkła. – spojrzał na mnie z błyskiem w oczach. – A to ci nowość. – wymamrotał nie odrywając wzroku od moich warg. Podniósł nieznacznie głowę chcąc się zbliżyć jeszcze bardziej, ale dotarło do mnie, gdzie jesteśmy.

Odepchnęłam go podnosząc się z miejsca i zbierając ze sobą broń.

- Musimy stąd iść. – powiedziałam zachrypniętym głosem.

- Nie myślałem, że tak łatwo jest cię wystraszyć. – powiedział podnosząc się z ziemi w ślad za mną.

Podpadłam do leżącej na boku broni, rozłożyłam ją po czym zapakowałam o torby. Na szczęcie moje dłonie w końcu przestały drżeć od nadmiaru emocji co pozwoliło mi się szybko z nią uporać. Mogłam zrzucić na to, że właśnie zabiłam człowieka, ale prawda była taka, że to stojący obok mężczyzna wywoływał we mnie takie emocje.

- Nie boję się. – spojrzałam na niego przeciągle zmuszając go do ruszenia za mną i ignorując swoje uczucia. Sukienka obijała się o moje nogi wraz z porywem wiatru łopocząc jak prześcieradło na wietrze.

- Tak sobie wmawiaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro