Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dodatek - Zapowiedź drugiego tomu

Luisa

Rzadko kiedy Nathaniel pozwolił mi wychodzić domu. Chociaż teren posesji posiadał setki akrów i było wręcz niemożliwe, aby ktoś przedostał się do środka i tak mnie ograniczał. Ukrywał mnie niczym swój największy sekret, ale prawda była taka, że panicznie się bał chwili, w której mógłby mnie utracić. Byłam dla niego życiem i to dosłownie. Od wielu lat oddawałam mu swoją krew niszcząc tym samym swoje ciało.

Dbał o mnie trzymając niczym w złotej klatce. Miałam wszystko co tylko chciałam; ubrania, kosmetyki, książki, telefon czy laptop a nawet samochód jednak tego ostatniego nie mogłam używać samodzielnie. Nikt nie mógł mnie dotknąć, bo byłam zbyt cennym towarem jednak to nie znaczy, że nie próbowano.

Tylko raz, kiedy miałam piętnaście lat jeden z jego ludzi próbował mnie zgwałcić jednak nie przewidział, że ktoś może przechodzić pod drzewami mojego pokoju. Moje zduszone krzyki zaalarmowały jednego z ochroniarzy. Potem nie widziałam więcej mojego oprawcy jednak słyszałam, że zginął.

Dzisiaj był dziwny dzień. Nathaniel mówił, że to z okazji moich dwudziestych pierwszych urodzin chciał mi dać prezent i mogłam spędzić cały dzień w centrum handlowym. Jakby mnie wcześniej spytał dowiedziałby się, że nie lubiłam przebywać wśród ludzi, bo tak długo byłam zamykana, że czułam tylko zbliżający się ból głowy. To miejsce było dla mnie zbyt głośne. Ludzie przechadzali się, po sklepach śmiejąc i głośno rozmawiając. Drażniło mnie to.

Przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje które z czasem zaczęło się nasilać. Odwróciłam głowę w kierunku ochroniarza idącego kilka metrów za mną. Bardziej niż mną przejmował się swoim telefonem, więc nie zdziwiłabym się, gdyby za jakiś czas zginął. Jednego czego się nauczyłam przez te wszystkie lata to tego, że zawsze trzeba być czujnym i skupionym. Jak widać on nie za bardzo przykładał się do swojej pracy a tym samym wystawiał się na niebezpieczeństwo.

Przez to, że ciągle na niego zerkałam nie zauważyłam dwóch nastolatek idących w moim kierunku, kiedy już było za późno. Wpadłam na nie przez co cała nasza trójka się zachwiała jednak jakimś dziwnym cudem udało nam się zachować równowagę.

- Przepraszam. – wybąknęłam, kiedy spojrzały na mnie jakbym wyrządziła im bardzo wielką krzywdę. Nie czekając na odpowiedź ruszyłam dalej nie przejmując się nimi trochę. Już dawno przestałam zwracać uwagę na to jak patrzą na mnie inni ludzie i co o mnie myślą.

Widok tych nastolatek przypomniał mi o moich siostrach. Laurze, która była nasza przywódczynią i zawsze rozstawiała nas po kątach. Lucii która zawsze miała uśmiech na twarzy i wszystko chciała wiedzieć. No i w końcu maleńka Lina, której jakikolwiek psikus uchodził na sucho. To było tak dawno a nadal pamiętam ich twarze. Pełne dziecięcego szczęścia.

W jednej chwili wszystko się zmieniło. Cała moja rodzina zginęła jak to mówił mój porywacz, ale ja wiedziałam swoje. Moje siostry żyły i miały się dobrze. Pamiętałam moment, w którym usłyszałam krzyk mamy i opuściłam bezpieczne schronienie. Nie wiem, dlaczego nogi same mnie poniosły ku wyjściu, ale przez to straciłam siostry na długie lata.

Nie wiedziałam komu mogę zaufać i kogo powiadomić, że żyję. Poza tym Nathaniel skutecznie mnie od tego odwiódł. Prawda była taka, że przystosowałam się do życia jakie miałam. Może i wegetowałam jednak z czasem opuściła mnie odwaga, aby zawalczyć o własne szczęście. Pozwoliłam mu zawładnąć mną i przestało mnie obchodzić co się ze mną stanie. Skrycie liczyłam na to, że pewnego dnia coś pójdzie nie tak i mnie zabije.

- Chcę już wracać. – powiedziałam do mężczyzny. Nie wiedziałam, jak ma na imię i nawet nie chciałam wiedzieć. Prędzej czy później moją ochroną będzie zajmował się ktoś inny. Było tak od zawsze, bo jak twierdził Nathaniel mogłam się przywiązać do jego człowieka a tym samym wykorzystać do własnych celów.

Nie wypowiadając ani jednego słowa wyprowadził mnie z centrum handlowego tylnym wyjście co trochę mnie zdziwiło. Miałam nawet zapytać, dlaczego to zrobił, ale przecież on zajmował się moją ochroną, więc musiał mieć dobry powód.

Szłam obok niego wiedząc, że im bliżej samochodu byliśmy tym bardziej kończyła się moja wolność. Ta świadomość zaczęła mnie coraz bardziej przygniatać, dlatego musiałam wymyślić coś, aby dłużej przeciągnąć czas jaki mi pozostał na zewnątrz.

- Możemy pojechać jeszcze do jakiegoś baru? – zapytałam z nadzieją.

- Po co? – wyburczał.

- Bo nigdy w takim nie jadłam. – zmarszczyłam brwi w zamyśleniu. – Albo tego nie pamiętam.

- Chciałaś wracać. – przypominał mi. - Jedziemy z powrotem i ani myślę dużej cię niańczyć. Mam lepsze rzeczy do roboty.

Poczułam zawód, że mi odmówił, ale czego ja się mogłam spodziewać. Spojrzałam na mojego ochroniarza, kiedy otworzył mi drzwi samochodu jednak bardziej skupiałam się na czymś innym. Zaledwie kilka metrów od nas w cieniu krył się mężczyzna ubrany cały na czarno. Nie zdziwiłoby mnie to ani trochę, gdyby nie to, że w jego dłoni błyszczała broń wycelowana w naszą stronę. Powinnam powiedzieć stojącemu przede mną mężczyźnie o niebezpieczeństwie, ale nie potrafiłam.

- Co ty robisz! – warknął. Zanim zdążyłam odpowiedzieć usłyszałam świst kuli a w następnej poczułam jak jego krew zalewa mi ubranie. Upadł na ziemię z raną w ramieniu i wtedy to się stało.

Spojrzałam na mężczyznę przenoszącego swoją uwagę na mnie. Moje nogi jakby otrzymały potrzebny bodziec. Zaczęłam uciekać pomiędzy samochodami jednak wiedziałam, że to i tak nie ma sensu. Moje ciało nie było przyzwyczajone do wysiłku przez co po kilkunastu strach poczułam zadyszkę. Jego szybkie kroki coraz bardziej się zbliżały.

To co zrobiłam w następnej chwili było największą głupota jaka może zrobić każda kobieta. Odwróciłam się przez ramię chcąc się przekonać jak daleko jest. W tym samym czasie wydarzy się dwie rzeczy. W pierwszej się potknęłam a w drugiej to on popchnął mnie na zimne podłoże lądując na mnie.

Moje ciało z pełną mocą uderzyło o twardy asfalt wyduszając ze mnie głośny jęk. Ból rozszedł się po moich plecach jednak to na brzuchu bardziej skupiłam całą swoją uwagę. Mężczyzna przytknął do niego broń i spojrzał na mnie oczami, w których zatonęłam. Nigdy nie widziałam tak jasnoniebieskich tęczówek, które dosłownie przypominały kolor morza. To była tak nieprawdopodobne, że patrząc w nie czułam spokój.

- Jeśli myślisz, że będę błagać o życie to się przeliczyłeś. – powiedziałam patrząc na niego łagodnie. Myślałam tylko o tym jak on musiał się czuć robiąc innym krzywdę i poczułam ogromnie współczucie. – Zrób to. – wyszeptałam cicho gotowa na śmierć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro