Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Mika

W trakcie całej drogi dowiedziałam się tylko tego, że ma na imię Adisa a cała reszta pozostawała dla mnie tajemnicą. No może coś tak wiedziałam, ale nie chciałam jej o tym mówić. Jeśli będzie chciała sama mi o tym opowie.

To co mnie w niej urzekło to długie do pasa blond włosy schowane teraz pod czapką z daszkiem. A jej oczy to było coś. Ich błękit sprawiał, że wszystko wydawało się niepozorne a zaledwie rzut okiem w jej kierunku sprawiał, że czuło się przemożny spokój. Jej delikatna porcelanowa cera idealnie kontrastowała z całą jej osobą. Wyglądała po prostu jak wróżka.

Na samą myśl co ją spotkało czułam jakby ktoś wyrywał mi wnętrzności. Nie mogłam zrozumieć jak wiele zła może być na tym świecie, aby skrzywdzić tak uroczą kobietę.

- Już jesteśmy – oznajmiłam zatrzymując się na tyłach baru do czekającego tam na nas Billa. – Gotowa?

- Nie wiem – spojrzała na mnie niepewnie a potem w kierunku mężczyzny, którego nie znała.

- On ci pomoże. Bill może i wygląda na groźnego, ale jest potulny niczym miś. Zobaczysz, że zrobi wszystko, żeby cię ochronić – pokrzepiająco ścisnęłam jej palce.

Pokiwała nieznacznie głową i chwyciła na klamkę. Szybko wyskoczyłam z samochodu i okrążyłam go machając do Billa dłonią, aby się nie ruszał. Łapiąc Adisę za ramię ruszyłam z nią w kierunku wejścia.

- Wszystko poszło dobrze? – Bill czekał na nas przy wejściu do środka.

- Bez przeszkód – oznajmiłam.

- To dobrze – przyjrzał się Adisie bardzo wnikliwie. – Tutaj będziesz bezpieczna.

Ona w odpowiedzi posłała mu nieznaczny uśmiech, na który tylko zaburczał i zabrał nas do jej nowego życia. Szliśmy przez ciemne przejście oświetlone tylko kilkoma małymi światłami na całej długości schodów.

- Wiem, że to niewiele, ale teraz musisz być gdzieś, gdzie nikt cię nie zobaczy. Z czasem będzie lepiej – posłał jej szeroki uśmiech. – Zobaczymy się później? - zwrócił się do mnie.

- Tak. Za chwilę przyjdę – pokiwałam głową.

Zostawił nas same zamykając za sobą drzwi. Niewielki pokój oświetlony kilkoma lampkami. Ścisnęło mnie w piersi, kiedy zobaczyłam jak bardzo postarał się, aby było jej tutaj przytulnie.

Niewielkie łóżko, ale jak na nią w sam raz. Stało na samym środku pokoju z piękną zieloną pościelą i brązowym wełnianym kocem. Przy ścianach stała szafa z komodą a w rogu wielkie lustro na mosiężnych nogach.

W powietrzu unosił się zapach kwiatów dochodzący z urządzenia podłączonego do gniazdka.

- Wiem, że to może nie odpowiednia pora, ale Billy przyjmie cię do pracy, jeśli tylko chcesz. – palnęłam zanim pomyślałam. Przecież po tym co przeszła praca to ostanie o czym myśli.

- Dziękuję. – pokiwała głową gładząc pościel dłonią. – Potrzebuję czegoś dzięki czemu przestanę myśleć o tym wszystkim.

Usiadłam obok niej z nogą w kolanie. Naprawdę chciałam jej jakoś pomóc zaadaptować się w tym miejscu. A może z czasem je pokocha i zobaczy, że ludzie tutaj są inni od tych z którymi przebywała. Zobaczy, że nikt nie zrobi jej krzywdy. Nie wiem co przyniesie przyszłość jednak może to jest miejsce, w którym znajdzie to czego szuka.

- Czy chcesz do kogoś zadzwonić? - zapytałam powoli.

Na pewno miała jakąś rodzinę, która czekała na jej powrót rozpaczając za utraconą przed laty córką. Nie mogłam wyobrazić sobie tego bólu jaki odczuwali. Ból jaki odczuwali był dla mnie niezrozumiały, ale z jakiegoś powodu nie mogłam przestać myśleć o jej bliskich.

- Nie – panikowała miętoląc brzeg koca. – Nie mogę się z nimi spotkać.

- Spokojnie – przytuliłam ją. – Nikt cię do niczego nie zmusza. Kiedy będziesz gotowa możesz do mnie przyjść a ja ci pomogę.

I miałam zamiaru dotrzymać tej obietnicy. Poznałam ją zaledwie kilka godzin temu a czułam do niej przywiązanie. Jakbym zajmowała się młodszą siostrą, której nigdy nie miałam. Ona nie miała nikogo, dlatego będę dla niej najlepszą przyjaciółką, siostrą i rodziną, jeśli tylko to jej pomoże podnieść się i zacząć od nowa.

- Nie mogą mnie zobaczyć. Nie po tylu latach – płakała w moją pierś. Ten dźwięk był tak rozdzierający, że sama poczułam łzy pod powiekami.

- Już dobrze – kołysałam ją do czasu aż jej płacz ucichł.

Trudno było mi zrozumieć jakie uczucia nią targają, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale na samą myśl, że zostałabym rozdzielona z tatą poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce. Było mi żal jej i rodziny, która zapewne czekała na swoje dziecko tyle lat. Oni powinni wiedzieć, że żyje i jest bezpieczna, ale jeśli to ona nie była na to gotowa nie mogłam jej do niczego zmuszać.

W końcu, kiedy się uspokoiła obiecałam, że przyjdę do niej jutro i będę to robić w każdej chwili, jeśli tylko będzie mnie potrzebowała. Zasnęła zaledwie przykładając głowę do poduszki, przykryłam ją i zostawiłam zamykając za sobą cicho drzwi.

Billa znalazłam siedzącego przy barze z butelką whisky.

- Wiesz, że nie możesz pić – napadłam na niego.

Zajęłam miejsce za barem i miętoliłam w rękach serwetkę. Oboje nie wiedzieliśmy, jak zacząć tą rozmowę a to było coś nowego. Zazwyczaj zawsze coś ciekawego mieliśmy do powiedzenia, ale nie w tej sytuacji, która najwyraźniej przerosła każdego z nas.

- Ile miała lat?

- Jakieś piętnaście albo szesnaście – odpowiedziałam wiedząc, że prędzej czy później i tak się dowie.

- Była jeszcze dzieckiem – westchnął. – Nie rozumiem tego świata. – pociągnął solidny łyk alkoholu opróżniając szklankę. Odstawił ją z głośnym trzaskiem po czym zniknął za drzwiami.

Pochyliłam się w stronę baru i już chciałam nalać sobie solidną porcję, której potrzebowałam by jakoś zakończyć ten dzień, ale przypomniałam sobie, że przecież przyjechałam tu samochodem. A wrócić też jakoś musiałam chociaż mi się do tego nie spieszyło.

Od chwili, kiedy wyszłam z jego domu nie wiedziałam, jak mam się zachować, kiedy wrócę. Czy powinnam coś powiedzieć? A może całkowicie zapomnieć o tym co było? Ale jak mam to zrobić, kiedy w głowie cały czas słyszę jego słowa o tym, że to jeszcze nie koniec.

Podparłam głowę na rękach i zapatrzyłam się w stojące na drewnianych regałach wszelkiego rodzaju alkohole. Tak pilnie ich pragnęłam a nie mogłam mieć. Głośnie poruszenie w kuchni sprawiło, że to na drzwiach się skupiłam.

- Billy lepiej żebyś niczego nie rozwalał, bo nie chce mi się ciebie ratować. – krzyknęłam słysząc jeszcze więcej trzasków.

- Jedź – w końcu wyszedł i postawił przede mną talerz z makaronem oprószony białym serem. Patrzyłam na niego zaskoczona.

- Nie jestem...

- Nie obchodzi mnie to. Jesteś za chuda – wyburczał podając mi sztućce. – Jak zjesz to możesz jechać do domu.

- Dziękuję – powiedziałam biorąc pierwszy kęs.

Nie chciałam tego przyznać, ale byłam głodna jak nigdy. Przez cały dzień chodziłam poddenerwowana i nie mogłam nic przełknąć.

- Wy młodzi zawsze tak mało jecie. – mamrotał.

Nie przestając jeść uśmiechnęłam się pod nosem. Lubiłam te jego pogadanki nawet jeśli miały na celu pomóc mu się uspokoić.


Manolo

W końcu udało mi się połączyć z Ryanem, ale nie było to łatwe. Zakłócenia a także to, że był w Iraku nie ułatwiało zadania.

- Cześć stary – z ekranu patrzyła na mnie zmęczona twarz mojego kuzyna. Wiedziałem, jak to jest być po drugiej stronie, bo byłem na jego miejscu i to nie raz.

- Cześć. Co słychać? – zapytałem standardowo.

- Wiesz, jak jest. – odparł wymijająco. – Powiedz mi lepiej co słychać u ciebie. Podobno nieźle ci idzie.

- Coraz lepiej dlatego wracaj do domu, bo cię potrzebuję – powiedziałem bez ogródek.

Ryan od kilkunastu lat, odkąd się zaciągnął powtarzał, że jeszcze nie pora, aby wrócić. Odsłużył więcej niż ja a pomimo tego nic się nie zmienił. Cały czas pozostał sobą choć w tamtym piekle to nie jest łatwe. Nie kiedy widzisz, ile śmierci jest naokoło nawet jeśli samemu się ją zadaje. Nie jest to łatwe o tym zapomnieć.

- Zostało mi jeszcze siedem miesięcy a potem wracam na stałe. – w tle słychać było trzeszczenia, ale też i wybuchy. Żaden z nas nie zwróciło na nie uwagi przez to, że byliśmy do tego przyzwyczajeni.

- Naprawdę? – tym mnie zaskoczył. – Wielki Ryan McKey odchodzi?

- Rozmawiałem ostatnio z tatą. Widać, że nie jest już tak zdrowy jak wcześniej, dlatego przyda mu się pomoc.

- Ty i prowadzenie baru – parsknąłem śmiechem, bo nie mogłem sobie tego wyobrazić.

- Bardzo śmieszne kurwa – wypalił. – Wiesz, że dla rodziców zrobiłbym wszystko. – pochylił się w moją stronę z zawadiackim uśmiechem. – Powiedz mi lepiej coś o tej lekarce, bo tata cały czas o niej mówił, kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Nie może się jej nachwalić.

- Co mam ci powiedzieć. – wzruszyłem ramionami udając głupka. – Pracuje trochę u nas trochę i trochę z twoją mamą w przychodni.

- Fajna jest?

- Spierdalaj od niej – wybuchłem, kiedy pomyślałem, że może chcieć się z nią umówić.

- No nie! – krzyknął po czym zarechotał. – Nie wierzę kurwa. Ty i ona?

- Nie wiem o czym mówisz.

- Ta jasne. – pochylił się jeszcze bardziej w stronę ekranu. – Widzę jak oko ci drga stary. Coś jest na rzeczy.

I co miałem mu powiedzieć. Że kiedy widzę ją jak wychodzi rano ze swojego domu chcę, żeby to ode mnie wychodziła. Że kiedy widzę jej uśmiech to ja chce być jego powodem. Kurwa miałem totalnie przejebane.

- To skomplikowane – stwierdziłem tylko. – Przyjechała tu kilka dni temu – broniłem się.

- Ale ty już wpadłeś po uszy – stwierdził.

- Nie pomagasz.

- Stary to prosta sprawa. Ty lubisz ją, ona ciebie i jest super.

- Nie jesteśmy w przedszkolu.

- Ale zasady są takie same. Widzisz dziewczynę i kiedy ona się z tobą bawi to jest twoja.

- Kurwa, ale z ciebie debil – zaśmiałem się na to porównanie. – Nikt nie potrafi pleść takich bzdur.

- Czyli jeszcze się nie bawiliście?

- Kurwa Ryan – walnąłem rękami o blat. – Chyba nie myślisz, że będę ci mówił czy z nią spałem czy nie. Czy ty jesteś normalny?

- Stary jesteśmy braćmi. Słyszałem i widziałem wszystko.

W sumie racja. Od małego wychowywaliśmy się razem. Dotyczyło to spędzania razem czasu po szkole, nocowaniu u siebie, pierwszego papierosa, pierwszego zgonu po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu albo nawet stłuczki. Byliśmy jak bliźniaki syjamskie złączone razem.

Tylko jednego nie dzieliliśmy. Dziewczyn i to była nasza granica. Ten który pierwszy wypatrzył jakąś która nas interesowała drugi odpuszczał nawet jeśli bardziej mu się podobała. Dla innych to było dziwne, że byliśmy ze sobą blisko, ale dla nas oznaczało to braterstwo aż po grób.

- Dobra nie ciągnijmy tego tematu – powiedziałem a w tle usłyszałem jak pod domem obok zatrzymuję się samochód.

- To ja może będę kończył – poruszył sugestywnie brwiami. – Ciekawe co tam u niej.

- Czy ty... - nie zdążyłem dokończyć, bo dupek już się rozłączył. Patrzyłem w czarny ekran jak debil przez kilka chwil jednak w końcu otrzeźwiałem i zerwałem się z fotela.

Wiedziałem, że miała coś do załatwienia, ale żeby wracać o tej godzinie samemu po ciemku to już gruba przesada. Postanowiłem, że powiem jej co o tym myślę. Ta kobieta sprawiała, że robiłem się słaby i nie wiedziałem czy do dobrze czy źle. Jednego byłem pewny. Ona sprawiała, że życie stawało się o wiele lepsze.

Wyszedłem z domu akurat wtedy, kiedy ona ruszyła w stronę swojego. Jej kształtny tyłek poruszał się wraz z każdym jej krokiem i sprawiał, że czułem jak mój penis budzi się do życia.

Pokonałem odległość między naszymi domami w zaledwie kilku krokach i od razu na nią napadłem.

- Gdzieś ty kurwa była! – krzyknąłem nie mogąc się opanować. Troska o nią mieszała się ze zmartwieniem, dlatego zamiast pomyśleć i zastanowić się nad tym co powinienem powiedzieć od razu się wydarłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro