Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Mika

Stałam opierając się o framugę okna. Skandowałam całe otoczenie swoim zmęczonym wzrokiem. Po szybkim prysznicu chciałam jeszcze raz przekonać się, że to prawda.

Na zewnątrz pomimo tak późnej pory nadal kręciło się kilku mężczyzn. Latarnie rozmieszczone na dworze nie dawały wielkiego pola do popisu więc nie wiedziałam za bardzo czy wśród nich byli mężczyźni z baru, ale to mało ważne.

Ważniejsze było to, że chyba zwariowałam chcąc tu zostać. Jak miałoby to wyglądać. Sama wśród tylu mężczyzn i to w dodatku wojskowych. To tylko kwestia czasu aż palnę coś głupiego i zrażę ich do siebie.

- Jesteś głupia Mikaela – wymamrotałam do siebie w przestrzeń. Co mnie obchodzi jak będą mnie postrzegać. Mam tu tylko pracować i nic innego się nie liczy.

Zasłoniłam okno i z westchnieniem ulgi położyłam się na łóżku. Czułam, jak powieki zaczynają mi ciążyć a umysł walczy z tym, aby nie zasnąć. Najwidoczniej to, że przeciągnęłam sen dało mi się we znaki.

Obróciłam się na brzuch a dłoń wpakowałam pod poduszkę. Cisza wokół pozwoliła mi odpłynąć w spokojny i długi sen.

***

Zaciekłe walenie w drzwi wybudza mnie ze snu. Wzdrygnęłam się i podnosząc do siadu rozejrzałam wokół. Obce miejsce przypomniało mi, że nie jestem w domu a w jednostce wojskowej czy co to w ogóle było.

Odgarnęłam włosy z twarzy przeciągając po niej palcami. Nie tak łatwo było odgonić ogromne zmęczenie i wyczerpanie po tak długiej podróży.

- Ja pierdole – wymamrotałam, kiedy uderzanie w drzwi ponowiło się. – Ludzie dajcie mi spać – z jękiem podniosłam się z wygodnego łóżka.

Zarzuciłam na ramiona cienki sweter i wyszłam z sypialni. Chociaż pogoda była wręcz piękna niby go nie potrzebowałam, ale nie chciałam, żeby ktoś widział moje piersi w wyzywającej koszulce. Otuliłam się nią szczelnie przechodząc przez salon.

Jedyne co mi się w tym domu podobało to, że praktycznie wszystko było na jednym piętrze. No może poza wielką sypialnią na górze. A tak, poza tym salon, kuchnia, łazienka i spiżarnia, czyli to co mnie interesowało było na dole. Jak dla mnie to było idealnie.

- Halo – zza drzwi dobiegło mnie wołanie a potem ktoś zaczął maltretować to nieszczęsne drewno swoją dłonią. Albo nogą kto go tam wie.

- Idę – krzyknęłam otwierając drzwi z szarpnięciem.

Byłam wściekła za przerwany sen. Liczyłam na odpoczynek w ciszy i spokoju a dostałam jakiegoś niedźwiedzia walącego do mojej oazy.

- Dzień dobry – w drzwiach stało dwóch mężczyzna. Jednym z nich był Luke a tego drugiego nie pamiętam więc nie było do wczoraj w barze.

- Nie wiem czy taki dobry – łypałam na nich zaspana.

- Mamy dla ciebie kawę – oznajmił wpychając mi w dłoń kubek termiczny. – Chcieliśmy zobaczyć, jak mieszkasz.

Nie przejmując się tym, że stoję mu na drodze przesunął mnie na bok i wszedł do środka. Patrzyłam na niego zaskoczona, kiedy zniknął w salonie jakby był u siebie.

- Jestem Michael – mężczyzna wyciągnął w moją stronę dłoń.

- Uhm – odparłam z ustami pełnymi kawy. Machnęłam na niego ręką i zaprosiłam do środka.

- Przepraszam za niego, ale on tak się napalił, żeby tu przyjść, że nie dało się go uspokoić – odpowiedział drapiąc się po szyi.

- Nic nie szkodzi – uspokoiłam go, bo najwyraźniej nie czuł się z tym dobrze. - Wejdź, usiądź.

- Ale masz fajny telewizor – krzyknął Luke z salonu.

Stanęłam w drzwiach patrząc na to jak rozsiadł się wygodnie i włączył jakiś mecz. Jego zadowolona mina wskazywała na to, że nie mieli takich atrakcji na co dzień.

- Nie macie telewizora? – spytałam siadając na brzegu kanapy.

- Mamy tam jakiś telewizor, ale każdy chce oglądać coś innego i zanim się na coś decydujemy czas na rozrywkę dobiega końca – odparł wpatrzony w ekran.

- To lipa – stwierdziłam. – Ale jak chcesz możesz tu przychodzić i oglądać co tylko zechcesz.

Mnie to nie przeszkadzało a jemu najwyraźniej tego brakowało. Z szeroko otwartymi ustami oglądał zaciętą walkę w ekranie telewizora. Było w tym coś fascynującego jak bardzo można zmienić faceta włączając mu program sportowy.

- Serio?

- Pewnie. – wstałam. – Ja i tak nie lubię telewizji więc mi się nie przyda.

- Ożeń się ze mną – spojrzał na mnie zachwycony.

Jak na żołnierza był niezwykle pogodny i rozgadany. Zaśmiałam się na jego słowa, bo miał coś w sobie, że ludzie do niego lgnęli. Ja sama też a nie byłam zbyt ufna w stosunku do obcych.

Chrząknięcie w drzwiach sprowadziło całe towarzystwo podniosło się do pionu. Nawet ja podniosłam się z miejsca zaciekawiona co będzie miał po powiedzenia.

- Możecie mi wyjaśnić co wy tu robicie? – zapytał z rękami na plecach patrząc na swoich żołnierzy z naganą. Jego mina jasno wskazywała, że nie miał zamiaru tak łatwo im odpuścić.

- Ja ich zaprosiłam – odpowiedziałam nie chcąc, żeby mieli problemy.

- Ty? – zapytał z powątpiewaniem. – A możesz mi powiedzieć w jaki sposób ich zaprosiłaś. Bo jeśli powiesz mi, że przechodzili obok z kubkiem kawy z logo naszego ośrodka i przypadkiem na ciebie wpadli to musiał to być naprawdę cud.

- Yyyyy... - no tego to się nie spodziewałam. Postanowiłam jednak grać dalej. – W sumie to tak. Było tak jak powiedziałeś.

Wyszczerzyłam się myśląc, że to coś da jednak jego mina nie wskazywała na to, żeby mi wierzył. Sama bym sobie nie uwierzyła w tak głupie wytłumaczenie, ale mnie zaskoczył swoją bezpośredniością.

- Wyjazd, ale już – wskazał ręką na drzwi. Chłopcy nawet się nie zastanawiali. Wyparowali z mojego domu jakby się za nimi paliło.

- Wpadnijcie jeszcze – krzyknęłam za nimi. – Musiałeś ich tak wygonić? – zapytałam kąśliwie w jego stronę.

- To żołnierze a nie twoje koleżanki – warknął wyraźnie zły.

- Zapamiętam, ale teraz proszę abyś wyszedł – wskazałam mu ręką drzwi. Skoro on nie był w stosunku do mnie miły to i ja nie miałam takiego zamiaru.

- Zabawna jesteś – postawił krok w moją stronę. Był tak wysoki, że musiałam zadrzeć głowę, aby na niego spojrzeć. – Jesteś na moim terenie więc przestrzegaj zasad.

- A jakie one są? – spytałam zaczepnie.

- Nie wchodź w bliższe relacje z innymi mężczyznami na terenie jednostki – oświadczył.

- Czy ciebie też to dotyczy? – stąpałam po cienki lodzie, ale jego mina była bezcenna. Zaśmiałam się. – Nie obawiaj się. Nic ci z mojej strony nie grozi. A teraz przepraszam, ale muszę przygotować się do pracy.

Momentalnie jego oczy zjechały po moim ciele zatrzymując się na mojej koszulce. Niewielka satyna ledwo zakrywała moje piersi i brzuch przez co miał nieziemski widok na moje atuty.

- Widzisz coś co ci się podoba? – zapytałam rozbawiona. Nawet gdybym oczekiwała odpowiedzi to i tak bym jej nie dostała. Za bardzo był we mnie wpatrzony.

Wykorzystując jego słabszy moment postawiłam kubek na komodzie przy wyjściu i ruszyłam na górę, aby się przygotować na nadchodzący dzień. Dalsza rozmowa z nim nie miała sensu.

- Nie myśl sobie, że tak łatwo odpuszczę – odparł, kiedy byłam w połowie schodów na górę.

Odwróciłam się, ale zobaczyłam tylko jak zamykają się za nim drzwi. Znałam już takich cwaniaków co myśleli, że wszystko wiedzą lepiej i naprawdę miałam dość takich osób.

Nie tracąc więcej czasu na roztrząśnie jego słów w końcu zabrałam się za przygotowanie do pracy.

***

Podjechałam pod przychodnię swoim samochodem, który jak tylko wyszłam z domu stał na podjeździe. Manolo albo zapewne ktoś z jego ludzi podstawił go podczas mojej niewiedzy. Nie miałam czasu, kiedy im podziękować, ale miałam zamiar to zrobić jak tylko wrócę.

Wysiadłam z auta i z niedowierzaniem patrzyłam na budynek, który miał być tą tak zwaną przychodnią. Bardzo stare drzwi prowadziły do środka a elewacja budynku wyglądała jakby ten miał się zaraz rozpaść. Jak można w takich warunkach przyjmować ludzi – pomyślałam.

Od razu po wejściu do środka zmieniłam zdanie. Z zewnątrz może i nie wyglądało to zbyt dobrze, ale w środku widać było na pierwszy rzut oka, że ktoś się bardzo postarał, aby wyglądało to cudownie.

Żółte ściany wyglądały jak niedawno odmalowane a cała recepcja jak tylko wybudowana. Na ścianach wisiały kolorowe rysunki wykonane przez dzieci na co na moich ustach pojawił się wielki uśmiech. Jak nic każdy z mieszkańców włożył coś od siebie, aby to miejsce wyglądało przytulnie i przyjaźnie.

Zamiast krzeseł w recepcji stały cztery wielkie kanapy na których leżały kolorowe poduszki i koce. Gdybym nie widziała wcześniej szyldu pomyślałabym, że jest to wielki dom pełen przyjaźni i miłości.

- Dzień dobry. Witamy – zanim się obejrzałam stanęła przede mną bardzo młoda dziewczyna z teczkami w rękach. Jej wielki i szczery uśmiech sprawił, że od razu ją polubiłam. Doskoczyła do mnie zadowolona. – Jak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać. Jestem Mary – wyciągnęła w moją stronę dłoń.

- Mika – uścisnęłam wyciągniętą rękę.

- Nie mogłam się doczekać, kiedy powiedzieli, że będziemy mieli nowego lekarza. Jaka ty jesteś śliczna – zachwycała się.

- Dziękuję – odpowiedziałam powoli.

- Przepraszam, że tak gadam, ale tak już mam. – położyła teczki na blacie biurka. – Gotowa do pracy?

- Już nie mogę się doczekać – na myśl od pracy od razu się odprężałam.

- Więc chodźmy – pociągnęła mnie w stronę pierwszych drzwi po prawej. – To będzie twój gabinet. Wiem, że może nie jest to poziom na jakim do tej pory pracowałaś, ale tak to już u nas jest – wzruszyła ramionami.

- Podoba mi się.

- To dobrze – odetchnęła z ulgą.

- Mary powiedz mi, ile masz lat? – w końcu zadałam to pytanie. Jak dla mnie wyglądała zbyt młoda, żeby ukończyć jakieś studia, ale może się myliłam. – Przepraszam, jeśli to niekomfortowe pytanie, ale wyglądasz bardzo młodo jak na taką pracę.

- Nie przejmuj się – machnęła ręką. – Mam szesnaście lat i wiem, że nie powinnam tu pracować, ale jako jedyna mam przeszkolenie medyczne więc chciałam to wykorzystać.

- Jesteś bardzo odpowiedzialna jak na swój wiek.

- Musisz zrozumieć, że nie ma tutaj wielu wykształconych ludzi. Większość to rolnicy, mechanicy czy robotnicy. To miasto nie ma większych perspektyw, dlatego musimy mieć kogoś kto będzie mógł im pomóc.

- Rozumiem – było mi żal tej dziewczyny chociaż na jej twarzy jaśniał wielki uśmiech. Ktoś tak młody nie powinien jeszcze pracować a uczyć się, żeby robić w życiu to co go interesuje.

- Przyniosę karty pacjentów, ale ostrzegam może być dziwnie – zmarszczyła nos patrząc na mnie rozbawiona.

- To znaczy?

- Większość twoich pacjentów jest w podeszłym wieku i ma dzieci w twoim – odpowiedziała znacząco. – Lepiej się pilnuj – puściła mi oczko zanim zniknęła za drzwiami.

Chciałam wiedzieć więcej, ale kiedy spojrzałam na zegarek dotarło do mnie, że mam tylko dziesięć minut zanim zaczną przychodzić ludzie.

Wyciągnęłam z torby fartuch, który przywiozłam ze sobą Seattle, ale stwierdziłam, że będąc tutaj chciałam być sobą. Zostawiłam go więc schowanego w torbie i usiadłam za biurkiem.

Wystarczył mi tylko stetoskop i kontakt z pacjentem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro