Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Mika

- Jak tu pięknie – zachwycałam się widokiem.

Na zdjęciach las wyglądał pięknie, ale widząc go na żywo to było coś zupełnie innego. Piękne zielone drzewa otaczały w samym jego środku polanę, na której rosły wszelkiego rodzaju kwiaty. W powietrzu unosił się ich piękny zapach docierając wprost do mojej duszy. Mogłabym tu zamieszkać i nigdy nie wychodzić poza jego teren.
Manolo wyciągał rzeczy z samochodu a ja w tym czasie zaczęłam przechadzać się po trawie. Nie mogłam uwierzyć, że tutaj byliśmy a jednak. Ten dzień nie zaczął się zbyt dobrze, ale zakończył wielką niespodzianką.

Wsłuchiwałam się w ćwierkanie ptaków i głośny szelest drzew. Jak nic w lesie mieszkały zwierzęta, które tak samo jak my podziwiały widoki. Powinno mnie to wystraszyć, ale jeszcze bardziej poczułam jakbym była we właściwym miejscu. W otoczeniu przyrody i zwierząt.
- Gotowe – oznajmił Manolo przyciągając tym moją uwagę.

Spojrzałam na wielki rozłożony namiot, który stał na baczność niczym żołnierz. Podniosłam wysoko brwi zaskoczona, że poradził sobie z nim tak sprawnie.

- Jak ty to zrobiłeś, że udało ci się rozłożyć go tak szybko? – podeszłam podziwiając efekt jego pracy.

- Lata wprawy – mrugnął do mnie.

- Muszę przyznać, że nawet wyszło ci nieźle – żartowałam z niego.

- Nieźle! – krzyknął oburzony. – Rozłożyłem go w pięć minut. Co za zołza – wymamrotał kierując się do pozostałych pakunków.

- Jesteś niezastąpiony! – krzyknęłam chcąc go udobruchać, ale chyba mi się nie udało, bo nawet się nie odwrócił.

Musiałam sprawdzić, jak wygląda ze środka, dlatego odsunęłam suwak przy drzwiach i wpakowałam się do jego wnętrza. Z zewnątrz robił wrażenie, ale w środku to było coś pięknego. Manolo rozłożył nawet pościel i poduszki na których ułożyłam głowę.

- Jak miękko – wymruczałam.

- Pamiętaj o tym, że to ja go złożyłem – pojawił się nade mną otaczając swoimi ramionami.

- Dziękuję – dotknęłam dłońmi jego twarzy. Jego dwudniowy zarost drapał mnie po wnętrzu dłoni, ale mi to nie przeszkadzało. Na samą myśl co może mi nim zrobić zrobiło mi się mokro w majtkach.

- Nie patrz tak na mnie.

- Jak?

- Jakbyś nie myślała o niczym innym jak o zerwaniu ze mnie ubrań.

- Wow – zachwyciłam się. – Zgadłeś. Właśnie to chciałam zrobić.

- Idę zadzwonić do twojego taty, że nie wrócimy przez dwa dni – oznajmił oddalając się ode mnie.

Patrzyłam na to zszokowana. Mój cały zapał ostudziły słowa o moim tacie. Nic tak nie psuło zabawy jak rodzice. Z przejawem czystej frustracji jęknęłam zawiedziona tak głośno, aby to usłyszał. Sądząc po jego śmiechu udało mi się to.

***

Przez dłuższy czas Manolo nie przychodził dlatego postanowiłam, że to ja wyjdę do niego. Rozejrzałam się patrząc teraz na skąpaną przy świetle księżyca polanę nie mogąc uwierzyć, że może być jeszcze piękniejsza. Zastałam go siedzącego na kłodzie przy rozpalonym ognisku, które co jakiś czas trzeszczało i puszczało w górę maleńkie ogniki. Cudowny widok z osobą, która jest dla mnie ważna. Usiadłam obok opierając głowę o jego ramię.

- Jak to przyjął? – zapytałam ciekawa co powiedział tata na to, że zostajemy dłużej.

- Powiedział, że mamy się nie śpieszyć a on się wszystkim zajmie – objął mnie i przyciągnął do siebie.

- Powiedziałeś mu prawda?

- Tak powiedziałem – westchnął rozdarty między mną a moim tatą. Wiedziałam jaki potrafił być, kiedy się na coś uparł więc zapewne powiedział dosadnie Manolo kilka słów, które go ubodły i wszystko mu wyśpiewał. Znając go było to pewnie coś w stylu „to moje dziecko i jak mi nie powiesz to uwierz mi, że znowu się do niej wprowadzę i to będzie koniec waszego nocowania".

- Nie gniewam się – szturchnęłam go w brzuch chcąc rozładować atmosferę.

- To dobrze – odetchnął z ulgą. – Twój tata jest nienormalny.

- Wiem – zaśmiałam się. – Potrafi jednym słowem sprowadzić człowieka do parteru a czasem nawet wystarczy tylko spojrzenie.

- Nie dziwię się. Myślałem, że oderwie mi głowę przez telefon – żachnął się.

- Lubi cię – stwierdziłam.

Tata od zawsze miał problemu z moimi chłopakami a nawet i z Brandonem. Nie zmieniło to nawet tego, że był żołnierzem i służył krajowi. Z jakiegoś nieznanego mi powodu nie chciał słuchać o nim, kiedy z nim rozmawiałam przez telefon. Nie zmieniło tego nawet to, że byliśmy zaręczeni i chcieliśmy się pobrać. Jak widać tata miał co do niego rację a tylko ja byłam zaślepiona miłością do niego.

- Jeśli to jest lubienie to nie wiem co w jego języku oznacza kogoś nienawidzić.

- Nie chciałbyś wiedzieć, ale był taki jeden – szeptałam do niego.

- Wystarczy mi to słowo „był" – złapał mnie za kolano. – Nic więcej nie muszę wiedzieć.

- Lepiej dla ciebie.

Przytuliłam się do niego i zapatrzyłam w ogień. Jak prosto było zapomnieć o wszystkim a to tylko dzięki temu miejscu. Cisza i spokój otulały nas z każdej strony. Istny raj na ziemi.

- Mikaela musimy porozmawiać – oznajmił przerywając tę cudowną ciszę.

- O czym? – momentalnie znieruchomiałam, bo przeczuwał co się wydarzy.

- O tym co powiedziała lekarka. Wiem, że to dla ciebie szok, ale poradzimy sobie. Przecież to nie koniec świata.

- To nie jest takie proste jak ci się wydaje – odsunęłam się od niego. Jak miałam mu wytłumaczyć, że leczyłam ludzi i nie chciałam abym przez aparat słuchowy była postrzegana jako ktoś niekompetentny. Nie mógł tego zrozumieć, bo nie wiedział, jak to jest.

- To jest całkowicie proste.

- Może dla ciebie – prychnęłam zapatrując się w ogień, który pozwolił mi na zebranie właściwych słów. – Jako lekarz ciągle jestem oceniana nawet wtedy, kiedy mam doświadczenie. To jakbyś każdego dnia zmagał się z tym samym a teraz doszły moje problemy ze słuchem. Jak będą patrzeć na mnie ludzie, kiedy przyjdą do lekarza a zobaczą kogoś wybrakowanego.

- Wyjdź za mnie. – powiedział patrząc na mnie roziskrzonym wzrokiem.

- Co? – zapytałam nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam. Wszystko ucichło razem z palącym się ogniem i odgłosami lasu. Zostały tylko jego słowa, które raz za razem słyszałam w mojej głowie.

- Wyjdź za mnie.

- Manni – szepnęłam dotykając jego twarzy. – Nie mogę za ciebie wyjść, bo to nie byłoby w porządku wobec ciebie.

Nie wiem, dlaczego to powiedział, ale chciałam powiedzieć tak. Bardzo chciałam co było do mnie niepodobne, ale nie mogłam. Gdybym to zrobiła byłabym samolubna i myślała tylko o sobie. Manolo też miał uczucia i musiałam o tym pamiętać

- Niby dlaczego?

- Ledwo się znamy.

- Ale poznamy lepiej z czasem. – drążył a ja coraz bardziej nie wiedziałam, jak mam z tego wybrnąć.

- Nie Manni – powiedziałam mocnym tonem. – Nie możesz prosić mnie o rękę tylko dlatego że tak trzeba.

- A kto powiedział, że tylko dlatego. – podniósł się z miejsca po czym zaskakując mnie uklęknął przede mną. – Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale tylko przy tobie jestem szczęśliwy. Każdego dnia wstaję tylko po to, aby zobaczy uśmiech na twojej twarzy.

- Manni – szepnęłam.

- Lubię jak tak do mnie mówisz – pochylił się w moją stronę. Nie mogłam nic zrobić, aby go powstrzymać, dlatego czerpałam wszystko z pocałunku, którym mnie obdarzył.

Przyciągnął mnie w swoje ramiona, w które tak ochoczo wpadłam oddając mu wszystko co miałam.

Moje usta.

Moje ciało.

Moją duszę.

I serce, które czy chciałam czy nie należało do niego.

- Nie mogę – oderwałam się od niego opierając policzkiem o jego. – Nie chcę niszczyć tego co mamy poważnymi zobowiązaniami. Lubię to jak jest teraz.

- Rozumiem – czułam całą sobą jak bardzo zawiedzony jest moimi słowami jednak nie namawiał mnie więcej. Uszanował moją decyzję za co byłam mu bardzo wdzięczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro