Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Mika

- Tato! – krzyknęłam wpadając mu w ramiona. Poczułam mocny uścisk tak znanych mi objęć a także automatycznie w moich oczach stanęły łzy. – Co tu robisz?

- Stwierdziłem, że coś musiało się stać po naszej ostatniej rozmowie więc przyjechałem. Nie uwierzyłem ci tak łatwo. – stwierdził gładząc mnie po głowie jednocześnie przenosząc swój baczny wzrok na Manolo. – A ty to kto?

- Dzień dobry. Nazywam się Manolo McKey – wyciągnął w jego stronę dłoń, którą tata przyjął. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem a uścisk dłoni jak dla mnie zbył zdecydowanie za długi.

- Nie wiem czy taki dobry – powiedział.

- Tato! – odparłam oburzona jego zachowaniem. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób do żadnego faceta, z którym się spotykałam. - Co w ciebie wstąpiło?

- Gdzie stacjonowałeś synu? – zignorował moje słowa skupiając się całkowicie na Manolo.

- W Iraku kilka tur – odpowiedział bez zająknięcia.

- Ile?

- Siedem.

- Jak dawno odszedłeś z wojska?

- Dwa lata.

- Z jakim stopniem?

- Starszego sierżanta.

- Tato przestań go przesłuchiwać – syknęłam przerywając im wymianę zdań.

Czułam się rozdarta pomiędzy bronieniem Manolo a miłością wobec taty, który z jakiegoś powodu już go znienawidził. Nie mogłam jednak pozwolić na to, aby sprawy zaszły za daleko, dlatego się wtrąciłam.

- Ktoś musi, bo twój ostatni wybór był tak jakby kretynem. Chcę ci oszczędzić bólu. – może i jego słowa były szczere i prawdziwe, ale musiałam radzić sobie sama. Nie zawsze będzie przy mnie, aby mnie bronić.

- Dziękuję, ale umiem o siebie zadbać. Tego mnie przecież uczyłeś. – przypomniałam mu.

Od dziecka musiałam walczyć o swoje czy to w szkole czy w życiu i nikt mnie nic nie dał za dramo. Wszystko wywalczyłam sobie sama. Nie powiem, że studia medyczne były łatwe, bo wiele razy miałam ochotę to rzucić i wynieść się z uczelni w cholerę, ale w takich momentach przypominałam sobie słowa taty, że „silnymi jesteśmy tylko wtedy, kiedy pokonujemy swoje przeciwność" więc to zrobiłam.

- Na długo zostajesz? – zapytałam.

- A co? Już chcesz się mnie pozbyć? – przyciągnął mnie do siebie mocniej.

- Wcale. Możesz nawet ze mną zamieszkać. – chociaż jego obecność całkowicie przeszkodzi mi w schadzkach z Manolo nie mogłam go tak po prostu nie przygarnąć.

- Zostanę na kilka dni – powiedział sprawiając, że poczułam skurcz w żołądku na myśl, że wyjedzie i znowu mnie zostawi.

- Zaraz załatwimy panu nocleg. Większość domów stoi pusta – do rozmowy wtrącił się Manolo patrząc na nas z niewielkim uśmiechem. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie, że udało mu się znaleźć idealne wyjście dla każdego z nich. W ten sposób będę mogła się z nim spotkać nie przejmując się tym, że tata mógłby mnie nakryć. Niby byłam dorosła, ale przyłapanie przez tatę jak wymykam się do faceta było krępujące.

- To nie będzie konieczne. Mogę spać na kanapie u Mikaeli – oznajmił całkowicie niszcząc moje plany.

- Będzie ci niewygodnie tato. – starałam się przemówić mu do rozsądku a raczej sprawić, że będę mogła swobodnie wejść do domu Manolo i wyjść z niego z samego rana.

- Nic mi nie będzie.

- Ale...

- Żadne, ale. Chodź już. – puścił mnie i ruszył w stronę domku.

- Nici z naszej wspólnej nocy – dotknęłam jego piersi czując pod nią mocno bijące serce.

- Będą inne okazję.

- Będę tęsknić – wyszeptałam.

- Ja bardziej – przybliżył do mnie swoją głowę prawie muskając mnie w delikatnym pocałunku.

- Mikaela idziesz? – krzyknął tata niszcząc chwilę. Manolo parsknął śmiechem na jawne wtrącenie się mojego taty.

- Lepiej już pójdę, bo jeszcze tu przyjdzie – szepnęłam.

- Idź. – popchnął mnie w stronę domu. – Spotkamy się jutro.

Z niechęcią odsunęłam się od niego i zniknęłam we wnętrzu domu. Zamknęłam cicho za sobą drzwi opierając się o nie. Emocje nieznacznie opadły, ale nadal czułam motylki w brzuchu.

Słyszałam, jak tata krząta się po salonie więc oderwałam się od drzwi, aby mu pomóc.

- Po co ci to wszystko? – zapytałam, kiedy zaczął wyciągać śpiwór i poduszkę.

- Muszę na czymś spać – spojrzał na mnie jak na idiotkę.

- Przecież dałabym ci coś lepszego niż te starocie.

- Ale one są dobre. – uparł się.

- Tato one się rozwalają i już dawno powinny być w koszu. – obserwowałam, jak układa wszystko na sofie. Patrząc tak na oko to był o wiele za wielki na tak małą kanapę, ale się uparł i nic go nie przekona do zmiany zdania.

- Są dobre.

- Niech ci będzie. – nie chciałam się z nim kłócić.

Kiedy on poszedł na górę się wykąpać ja zrobiłam dla nas herbatę. Krzątałam się w kuchni rozmyślając co może w tym czasie robić Manni. Ten wieczór miał się zakończyć całkowicie inaczej, ale niespodzianka w postaci mojego taty wszystko pokrzyżowała. Nie znaczyło to, że nie cieszyłam się z tego, że tu był.

- Nie musiałaś tego robić – wszedł do kuchni siadając przy stole.

- Powinieneś coś wypić przed spaniem. – nakazałam.

- To ja tu jestem rodzicem. Chyba nie zapomniałaś? – mimo tego co powiedział sięgnął po kubek.

- Wiedz, że zdaję sobie sprawę z tego co zrobiłeś. – wyrzuciłam z siebie zanim straciłabym odwagę.

- Niby co?

- Tato – westchnęłam. – Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem dziewicą i że sypiam...

- Stop – krzyknął. – Nie chcę tego słuchać. Dopóki tu będę postarajcie się, żebym was nie nakrył, bo nie chcę obić mu mordy.

- Tato!

- Idź już spać. – machnął na mnie rękę i zabierając ze sobą kubek zostawił mnie samą.

Nie mając powodu, aby dalej stać w kuchni jak kretyna poszłam do pokoju. Zrzuciłam sandałki z nóg i rozkoszowałam się uczuciem ulgi jakie po tym nastąpiło.

Spojrzałam w stronę okna myśląc, że spotkam tam Manniego, ale nic z tego. W jego sypialni było całkowicie ciemno więc jedyne co mogłam zrobić to położyć się spać.

***

Schodząc na dół przygotowana do pracy nie spodziewałam się zastać własnego taty stojącego przy kuchence i gotującego. Był to tak niecodzienny widok, że w pierwszej chwili myślałam, że mam przywidzenia. Przecież on nigdy nie gotował w domu a wolał zamawiać jedzenie z pobliskich knajp albo kupować gotowce które wystarczyło podgrzać w mikrofalówce.

- Nie stój tak tylko siadaj – machnął na mnie łyżką nie odwracając wzroku od tego co robił.

Przez pewien czas siedziałam w ciszy czekając aż usiądzie obok mnie. W powietrzu unosił się cudowny zapach pieczonego boczku i jajek który wywoływał dziwne wspomnienie jakby już to kiedyś robił.

W końcu nakładając jedzenie na talerze obrócił się do mnie i ustawił jeden przede mną a drugi dla siebie. Podał mi sztućce i szklankę napełnioną sokiem pomarańczowym.

- Czy na pewno wszystko w porządku? – zapytałam poważnie zaniepokojona.

- Tak a co?

- Nigdy nie gotowałeś – spojrzałam najpierw na talerz a potem na niego. – Jesteś chory?

- Dlaczego zadajesz takie dziwne pytania? – zaśmiał się.

- Bo najpierw przyjeżdżasz bez zapowiedzi spakowany tak jakbyś zabrał wszystko co posiadasz, zostajesz na noc i z samego rana robisz śniadanie. To do ciebie niepodobne.

- Coś sobie uświadomiłem po tym jak ostatnio zadzwoniłaś – chrząknął wyraźniej zawiedziony. – Dotarło do mnie, że przez te wszystkie lata nie opiekowałam się tobą jak powinnaś. Poświęciłem się w pełni pracy zaniedbując tym ciebie.

- To była twoja praca – powiedziałam nie chcąc, aby się tym zadręczał.

- Ale nie powinienem cię zaniedbywać.

- Nie mam ci tego za złe tato – złapałam go za dłoń. – Może teraz nadrobimy wszystko czego nie mieliśmy okazji zrobić w dzieciństwie.

- Dobrze, że to mówisz, bo przeszedłem na emeryturę – oświadczył sprawiając, że wypuściłam widelec z ręki.

- Że co! – krzyknęłam. - Kiedy? – zapytałam trochę ciszej.

- Godzinę po tym jak zadzwoniłaś.

- Tato jesteś tego pewny?

- Jak niczego na świecie. Ty jesteś dla mnie najważniejsza i musiałem to w końcu zrozumieć.

- Dobrze – otarłam spływającą łzę po czym uśmiechnęłam się do niego. – Jedzmy.



Kolejne od poniedziałku  💞💞💞💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro