Rozdział 14
Mika
- Tato! – krzyknęłam wpadając mu w ramiona. Poczułam mocny uścisk tak znanych mi objęć a także automatycznie w moich oczach stanęły łzy. – Co tu robisz?
- Stwierdziłem, że coś musiało się stać po naszej ostatniej rozmowie więc przyjechałem. Nie uwierzyłem ci tak łatwo. – stwierdził gładząc mnie po głowie jednocześnie przenosząc swój baczny wzrok na Manolo. – A ty to kto?
- Dzień dobry. Nazywam się Manolo McKey – wyciągnął w jego stronę dłoń, którą tata przyjął. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem a uścisk dłoni jak dla mnie zbył zdecydowanie za długi.
- Nie wiem czy taki dobry – powiedział.
- Tato! – odparłam oburzona jego zachowaniem. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób do żadnego faceta, z którym się spotykałam. - Co w ciebie wstąpiło?
- Gdzie stacjonowałeś synu? – zignorował moje słowa skupiając się całkowicie na Manolo.
- W Iraku kilka tur – odpowiedział bez zająknięcia.
- Ile?
- Siedem.
- Jak dawno odszedłeś z wojska?
- Dwa lata.
- Z jakim stopniem?
- Starszego sierżanta.
- Tato przestań go przesłuchiwać – syknęłam przerywając im wymianę zdań.
Czułam się rozdarta pomiędzy bronieniem Manolo a miłością wobec taty, który z jakiegoś powodu już go znienawidził. Nie mogłam jednak pozwolić na to, aby sprawy zaszły za daleko, dlatego się wtrąciłam.
- Ktoś musi, bo twój ostatni wybór był tak jakby kretynem. Chcę ci oszczędzić bólu. – może i jego słowa były szczere i prawdziwe, ale musiałam radzić sobie sama. Nie zawsze będzie przy mnie, aby mnie bronić.
- Dziękuję, ale umiem o siebie zadbać. Tego mnie przecież uczyłeś. – przypomniałam mu.
Od dziecka musiałam walczyć o swoje czy to w szkole czy w życiu i nikt mnie nic nie dał za dramo. Wszystko wywalczyłam sobie sama. Nie powiem, że studia medyczne były łatwe, bo wiele razy miałam ochotę to rzucić i wynieść się z uczelni w cholerę, ale w takich momentach przypominałam sobie słowa taty, że „silnymi jesteśmy tylko wtedy, kiedy pokonujemy swoje przeciwność" więc to zrobiłam.
- Na długo zostajesz? – zapytałam.
- A co? Już chcesz się mnie pozbyć? – przyciągnął mnie do siebie mocniej.
- Wcale. Możesz nawet ze mną zamieszkać. – chociaż jego obecność całkowicie przeszkodzi mi w schadzkach z Manolo nie mogłam go tak po prostu nie przygarnąć.
- Zostanę na kilka dni – powiedział sprawiając, że poczułam skurcz w żołądku na myśl, że wyjedzie i znowu mnie zostawi.
- Zaraz załatwimy panu nocleg. Większość domów stoi pusta – do rozmowy wtrącił się Manolo patrząc na nas z niewielkim uśmiechem. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie, że udało mu się znaleźć idealne wyjście dla każdego z nich. W ten sposób będę mogła się z nim spotkać nie przejmując się tym, że tata mógłby mnie nakryć. Niby byłam dorosła, ale przyłapanie przez tatę jak wymykam się do faceta było krępujące.
- To nie będzie konieczne. Mogę spać na kanapie u Mikaeli – oznajmił całkowicie niszcząc moje plany.
- Będzie ci niewygodnie tato. – starałam się przemówić mu do rozsądku a raczej sprawić, że będę mogła swobodnie wejść do domu Manolo i wyjść z niego z samego rana.
- Nic mi nie będzie.
- Ale...
- Żadne, ale. Chodź już. – puścił mnie i ruszył w stronę domku.
- Nici z naszej wspólnej nocy – dotknęłam jego piersi czując pod nią mocno bijące serce.
- Będą inne okazję.
- Będę tęsknić – wyszeptałam.
- Ja bardziej – przybliżył do mnie swoją głowę prawie muskając mnie w delikatnym pocałunku.
- Mikaela idziesz? – krzyknął tata niszcząc chwilę. Manolo parsknął śmiechem na jawne wtrącenie się mojego taty.
- Lepiej już pójdę, bo jeszcze tu przyjdzie – szepnęłam.
- Idź. – popchnął mnie w stronę domu. – Spotkamy się jutro.
Z niechęcią odsunęłam się od niego i zniknęłam we wnętrzu domu. Zamknęłam cicho za sobą drzwi opierając się o nie. Emocje nieznacznie opadły, ale nadal czułam motylki w brzuchu.
Słyszałam, jak tata krząta się po salonie więc oderwałam się od drzwi, aby mu pomóc.
- Po co ci to wszystko? – zapytałam, kiedy zaczął wyciągać śpiwór i poduszkę.
- Muszę na czymś spać – spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Przecież dałabym ci coś lepszego niż te starocie.
- Ale one są dobre. – uparł się.
- Tato one się rozwalają i już dawno powinny być w koszu. – obserwowałam, jak układa wszystko na sofie. Patrząc tak na oko to był o wiele za wielki na tak małą kanapę, ale się uparł i nic go nie przekona do zmiany zdania.
- Są dobre.
- Niech ci będzie. – nie chciałam się z nim kłócić.
Kiedy on poszedł na górę się wykąpać ja zrobiłam dla nas herbatę. Krzątałam się w kuchni rozmyślając co może w tym czasie robić Manni. Ten wieczór miał się zakończyć całkowicie inaczej, ale niespodzianka w postaci mojego taty wszystko pokrzyżowała. Nie znaczyło to, że nie cieszyłam się z tego, że tu był.
- Nie musiałaś tego robić – wszedł do kuchni siadając przy stole.
- Powinieneś coś wypić przed spaniem. – nakazałam.
- To ja tu jestem rodzicem. Chyba nie zapomniałaś? – mimo tego co powiedział sięgnął po kubek.
- Wiedz, że zdaję sobie sprawę z tego co zrobiłeś. – wyrzuciłam z siebie zanim straciłabym odwagę.
- Niby co?
- Tato – westchnęłam. – Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem dziewicą i że sypiam...
- Stop – krzyknął. – Nie chcę tego słuchać. Dopóki tu będę postarajcie się, żebym was nie nakrył, bo nie chcę obić mu mordy.
- Tato!
- Idź już spać. – machnął na mnie rękę i zabierając ze sobą kubek zostawił mnie samą.
Nie mając powodu, aby dalej stać w kuchni jak kretyna poszłam do pokoju. Zrzuciłam sandałki z nóg i rozkoszowałam się uczuciem ulgi jakie po tym nastąpiło.
Spojrzałam w stronę okna myśląc, że spotkam tam Manniego, ale nic z tego. W jego sypialni było całkowicie ciemno więc jedyne co mogłam zrobić to położyć się spać.
***
Schodząc na dół przygotowana do pracy nie spodziewałam się zastać własnego taty stojącego przy kuchence i gotującego. Był to tak niecodzienny widok, że w pierwszej chwili myślałam, że mam przywidzenia. Przecież on nigdy nie gotował w domu a wolał zamawiać jedzenie z pobliskich knajp albo kupować gotowce które wystarczyło podgrzać w mikrofalówce.
- Nie stój tak tylko siadaj – machnął na mnie łyżką nie odwracając wzroku od tego co robił.
Przez pewien czas siedziałam w ciszy czekając aż usiądzie obok mnie. W powietrzu unosił się cudowny zapach pieczonego boczku i jajek który wywoływał dziwne wspomnienie jakby już to kiedyś robił.
W końcu nakładając jedzenie na talerze obrócił się do mnie i ustawił jeden przede mną a drugi dla siebie. Podał mi sztućce i szklankę napełnioną sokiem pomarańczowym.
- Czy na pewno wszystko w porządku? – zapytałam poważnie zaniepokojona.
- Tak a co?
- Nigdy nie gotowałeś – spojrzałam najpierw na talerz a potem na niego. – Jesteś chory?
- Dlaczego zadajesz takie dziwne pytania? – zaśmiał się.
- Bo najpierw przyjeżdżasz bez zapowiedzi spakowany tak jakbyś zabrał wszystko co posiadasz, zostajesz na noc i z samego rana robisz śniadanie. To do ciebie niepodobne.
- Coś sobie uświadomiłem po tym jak ostatnio zadzwoniłaś – chrząknął wyraźniej zawiedziony. – Dotarło do mnie, że przez te wszystkie lata nie opiekowałam się tobą jak powinnaś. Poświęciłem się w pełni pracy zaniedbując tym ciebie.
- To była twoja praca – powiedziałam nie chcąc, aby się tym zadręczał.
- Ale nie powinienem cię zaniedbywać.
- Nie mam ci tego za złe tato – złapałam go za dłoń. – Może teraz nadrobimy wszystko czego nie mieliśmy okazji zrobić w dzieciństwie.
- Dobrze, że to mówisz, bo przeszedłem na emeryturę – oświadczył sprawiając, że wypuściłam widelec z ręki.
- Że co! – krzyknęłam. - Kiedy? – zapytałam trochę ciszej.
- Godzinę po tym jak zadzwoniłaś.
- Tato jesteś tego pewny?
- Jak niczego na świecie. Ty jesteś dla mnie najważniejsza i musiałem to w końcu zrozumieć.
- Dobrze – otarłam spływającą łzę po czym uśmiechnęłam się do niego. – Jedzmy.
Kolejne od poniedziałku 💞💞💞💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro