Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Mia

Weszłam do baru i zatrzymałam się przy ladzie, gdzie zaledwie kilka kroków ode mnie Billy podawał piwo lokalnym pijaczkom. Nie chciałam mu przeszkadzać dlatego czekałam aż sam do mnie podejdzie a wiedziałam, że prędzej czy później to zrobi.

Zastanawiałam się czy przyjazd tutaj i proszenie go o przysługę to dobry pomysł jednak patrząc na to jak się do mnie odnosił wiedziałam, że będzie idealną osobą, aby mi pomóc. Zrobiłby nie tylko dla mnie, ale dla każdej innej osoby. Czy to znajomej czy obcej. Taki już był i podziwiałam go za to.

- Cześć. Co mogę ci dzisiaj podać? – zapytał pochylając się w moją stronę. Jak zwykle jego nieodłączna koszula hawajska robiła niesamowite wrażenie na tle wiejskiego baru i ludzi w koszulach w kratę. Było to tak bardzo inne, ale w pozytywnym sensie.

- Możemy porozmawiać? – zapytałam cicho nie chcąc, żeby ktoś mnie usłyszał. Ta sprawa wymagała wielkiej dyskrecji z jego strony.

- Coś się stało? – zmarszczył oczy przyglądając mi się uważnie.

- Mnie nic nie jest. – pokręciłam głową.

- A komu jest? – trafił w punkt.

- Możemy porozmawiać, gdzie nikt nas nie usłyszy?

- Chodź na zaplecze – machnął na mnie ręką. Ruszyłam za nim krocząc pomiędzy stołami kuchennymi przy których stał starszy mężczyzna. Kiedy się odwrócił zrozumiałam, że to jedna z osób których nie miałam okazji poznać. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział. Za to ja pomachałam mu ręką, kiedy znikaliśmy za kolejnymi drzwiami.

- Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas – rozejrzałam się po zagraconym papierami małym pomieszczeniu. Dwa małe okienka przy samej górze sufitu zapewniały niewiele światła, ale było w tym coś tajemniczego i ciekawego.

- Dla ciebie zawsze. – usiadł za biurkiem. – Co mogę dla ciebie zrobić?

- Nie szukasz może pomocy w barze?

- Może i szukać a co? Nie podoba ci się praca lekarza?

- To nie dla mnie – zacisnęłam mocno pieści.

- A czy ten ktoś potrzebuje pomocy?

- I to jak – wypuściłam szybki oddech czując jak moje płuca rozszerzają się pod wpływem ulgi. Wiedziałam, że mi pomoże. Miał to wypisane na twarzy.

- W takim razie ma pracę. Kiedy ją poznam? – zapytał nie z ciekawości a raczej dlatego że po prostu chciał się przygotować na jej przybycie.

- I tu mamy rzecz, o której musimy porozmywać. – spojrzałam na niego chcąc, żeby znał powagę sytuacji. – Przywiozę ją w nocy i potrzebuję miejsca, gdzie będzie się mogła zatrzymać.

- Rozumiem, że u ciebie nie może – dopowiedział.

- Lepiej, żeby nie przebywała z taką ilością mężczyzn – zaznaczyłam.

- Rozumiem – zacisnął mocno szczękę.

Billy jest mądrym człowiekiem i do razu zorientował się co się święci, lecz pomimo tego nie powiedział, że jednak nie pomoże.

- Dziękuję Billy – byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że tak bardzo chciał pomóc. Nie pytał o szczegóły czym zyskał mój szacunek.

- Na górze baru mamy wolny pokój. Nie jest to jakiś luksus, ale jak się go odmaluje i wysprząta to będzie się nadawał do zamieszkania.

- Jesteś cudowny.

- Powiedz to mojej żonie. – wykrzywił usta w obrzydzeniu. – Postanowiła, że przechodzę na dietę i wszędzie znajduję warzywa, owoce i zdrowe jedzenie.

- To chyba dobrze. Czy nie? – zapytałam, kiedy posłał mi wkurzone spojrzenie.

- Jestem mężczyzną, który potrzebuję mięsa, tłuszczu i cukru a nie jakąś cipą, która je same warzywa – oburzył się.

- Porozmawiam z nią Billy – podniosłam się z miejsca. – Pomogłeś mi więc ja pomogę tobie.

Rozmowa została zakończona więc zostałam zaproszona na pyszny obiad chociaż wieczór chylił się ku końcowi. Nie udało mi się przekonać mężczyzny, że nie długo miałam iść na grilla z chłopakami. Stwierdził, że zanim coś przygotują to i tak zgłodniej więc nie miałam wyjścia i zastałam jeszcze jakiś czas.

W końcu jednak zebrałam się do wyjścia i pożegnałam ze wszystkimi obecnymi.

***

Przebrałam się w czarną bluzkę na grubych ramiączkach, jeansowe spodenki i klapki zapinane na kostce. Z makijażu postanowiłam zrezygnować, zwłaszcza że nie przywiązywałam do niego tak dużej wagi. Włosy związałam w wysoki kucyk i byłam gotowa.

Wyszłam z domu nie przejmując się tym, żeby go zamknąć. Zauważyłam, że ludzie nie używają tu klucza do zabezpieczania domu a zostawiają je otwarte. Było to dla mnie coś nowego, ale spodobało mi się to, zwłaszcza że byłam w miejscu, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie.

Już z daleka dochodziły mnie głośne śmiechy i krzyki. Z tego co zrozumiałam za kilka dni kończyło się szkolenie tej grupy a po nich zaczynała kolejna. Nic więc dziwnego, że chcieli się pożegnać chociaż widzieliśmy się tylko przelotnie.

- Mika – krzyknął Luke i podbiegł biorąc mnie w ramiona. – Chodź poznasz chłopaków. – poprowadził mnie w ich stronę.

W oddali zauważyłam Manolo stojącego ze starszym mężczyzną, który mógł być w wieku mojego ojca. Byli tak zaoferowanie rozmową, że nawet nie zauważyli, jak przyszłam. Nie powiem zrobiło mi się przykro, bo sądziłam, że chociaż się do mnie uśmiechnie.

Postanowiłam się tym nie przejmować i zapoznałam się z niektórymi osobami. Nie sposób było wszystkich spamiętać za jednym razem, ale gdyby spędzili tu więcej czasu nie miałabym z tym problemu.

Słuchałam ich przekomarzanie siedząc na krześle, wokół ogniska które postanowili rozpalić twierdząc, że lepiej się przy nim poznamy.

- A ty Mika – zapytał Carson. – Czego chcesz od życia? Domu? Dzieci? Psa?

- To trudne pytanie – zamyśliłam się pociągając łyk piwa z butelki. – W sumie to chyba niczego.

- Serio? – zapytał Michael. – Każdy czegoś chcę.

- Mnie wystarczy to co mam – posłałam mu uśmiech.

Nie miałam zbyt wielkich wymagań. Po prostu cieszyłam się z każdego dnia i czerpałam z niego jak najwięcej. To było moje motto od czasu wyrzucenia pierścionka przez okno. Tak jakbym rozpoczęła nowy rozdział życia i niezmiernie mi się to podobało.

Jeśli będę miała kiedyś męża i dzieci to tak się stanie, ale nie będę robiła nic na siłę. Znalezienie byle jakiego faceta jest bardzo łatwe, ale spędzenie życia z kimś kto pokocha mnie za to jaka jestem to coś zupełnie innego.

- Mam pomysł – wstałam z miejsca. – Chłopaki chodźcie. Gamy w „Nigdy w życiu". Ty też Manolo i pan – wskazałam ich jako jedynych którzy nie podeszli.

Jako nastolatka uwielbiałam w to grać, zwłaszcza że było przy tym wiele śmiechu i zabawy. Od czasu do czasu żałowałam, że te młodzieńcze lata już minęły. Co nie przeszkadzało mi w tym, aby się zabawić.

- Może być ciekawie – powiedział Stephen, którego imię przedstawiła mi reszta, kiedy nie wiedziałam kim jest. – Na czym to polega? – zapytał siadając obok mnie a tuż za nim pojawił się Manolo.

- Mówi pan na przykład: Nigdy w życiu nie upiłem się tak żeby obudzić się z dwoma kobietami w łóżku – poruszyłam sugestywnie brawami. – A kto tak miał pije łyk piwa.

- Nawet łatwe – mruknął. – To kto zaczyna?

- Luke – wskazałam na niego palcem.

- Okej. – podniósł się z miejsca. – Nigdy w życiu nie uprawiałem seksu w kinie – oświadczył zadowolony z siebie.

Co mogłam poradzić, że miałam bujne życie erotyczne. Pociągnęłam łyk alkoholu patrząc jak tylko dwie osoby też to zrobiły. Reszta patrzyła na nas zaskoczona.

- No co? – otarłam usta z piany.

- Serio?

- Co mogę powiedzieć. – wzruszyłam ramionami. – Byłam młoda. No to kto następny?

- Teraz ja. – podniósł się Michael. – Nigdy w życiu nie trzymałem w rękach broni przed osiemnastką.

- Serio? – prychnęłam pociągając kolejny łyk. – Ta gar zrobiła się jakaś głupia.

- Kiedy niby trzymałaś broń? – zapytał Manolo ciężkim tonem.

- Pierwszy raz, czy jak strzelałam? – dopytywałam, bo to były zbyt rozbieżne przedziały wiekowe.

- W obu sytuacjach.

- W sumie jak miałam chyba z osiem lat – podrapałam się po głowie. – Zastanawiałam się, dlaczego tata zawsze go chowa w sejfie, a że byłam na tyle mądra znałam szyfr do niego. Nie było w tym nic skomplikowanego, bo był datą moich urodzin. No więc jak go otworzyłam zaczęłam go oglądać na wszystkie strony i wtedy wszedł tata – westchnęłam.

- Musiał się nieźle wkurzyć – stwierdził Stephen patrząc na mnie z naganą.

- W sumie nawet nie. Powiedział mi tylko że nie powinnam więcej bawić się takimi rzeczami, bo mogę sobie zrobić krzywdę. Nie był dobry w rozmowach na takie tematy. – tego mi właśnie brakowało. Naszych rozmów.

- A kolejny raz?

- Miałam szesnaście lat i stwierdził, że jestem na tyle dorosła, żeby nauczyć się strzelać – uśmiechnęłam się z nostalgią.

- Pojebało go? – Stephen był zaskoczony takim obrotem spraw.

- Sama go poprosiłam – zapatrzyłam się w ogień. – Tylko tak mogłam spędzić z nim czas. Nie potrafił rozmawiać ze mną o lalkach, pieczeniu ciast czy innych duperelach, ale potrafił godzinami nawijać o strzelaniu, taktykach wojennych i innych nieciekawych dla mnie rzeczach.

- Tak w sumie kim jest z zawodu? – zapytał Manolo patrząc na mnie zmrużonymi oczyma.

- Wojskowym – odparłam.

- To wszystko tłumaczy. – pokiwał głową.

- Kto teraz? – zapytałam zauważając, że wokół nastąpiła cisza zmącona tylko przez strzelające z ogniska drewno.

Reszta wieczoru minęła całkiem przyjemnie. Zapomniałam nawet o tym, że powinnam już wracać do czasu aż noc zrobiła się chłodna a ludzi zostało coraz mniej nie licząc mnie, Manolo, Stephena, Luke'a i Michaela.

- Ja będę się zbierać – oznajmiłam podnosząc się z krzesła. – Dziękuję za zaproszenie i miły wieczór.

- Będziemy za tobą tęsknić – westchnął Luke zawiedziony, że już za pięć dni będą musieli wyjechać.

- Może się jeszcze spotkamy. – powiedziałam i żegnając ruszyłam w stronę domu.

Noc była niezwykle piękna, ale z zimna poczułam jak na rękach włoski podnoszą się z każdym podmuchem wiatru. Nagle na ramionach wylądowała mi kurtka i to nie byle jaka. Złapałam jeden z rękawów w moro a potem spojrzałam na osobę, która mi ją dała.

- Dziękuję – bąknęłam, bo nie wiedziałam co innego miałam powiedzieć.

Szliśmy obok siebie a jego wojskowe buty stukały o chodnik niczym utwór muzyczny. Aż za dobrze czułam jego obecności, która z każdą chwilą zaczęła mi ciążyć. Jego zapach otulał mnie z każdej strony sprawiając, że moja silna wola malała.

- Naprawdę umiesz strzelać czy tylko tak mówiłaś? – zapytał, jak stanęliśmy pod naszymi domkami.

- Oczywiście – posłałam mu przenikliwe spojrzenie. – Może nawet jestem w tym lepsza od ciebie.

- Nikt nie jest lepszy ode mnie – oznajmił pochylając się w moją stronę. – Nikt.

- Może ja jestem – powietrze aż iskrzyło od przyciągania pomiędzy nami. Widziałam, jak błądził wzrokiem pomiędzy moimi ustami a oczami jakby nie mógł się temu oprzeć. Rozchyliłam zachęcająco wargi. – Może sprawdzimy kto jest lepszy.

- Naprawdę chcesz iść w tą stronę? – zapytał stawiając krok do przodu. Nasze ciała były tak blisko siebie, że nasze koszulki stykały się. Wystarczyło przechylić się delikatnie w przód i wtedy mogłabym się na nim oprzeć.

- Może lubię niebezpieczeństwo – wyciągnęłam dłoń kładąc ją na jego piersi. – Może lubię nowe wyzwania. – przechyliłam głowę patrząc na niego spod rzęs.

- Czasami lepiej nie ryzykować – złapał mnie za nadgarstek mocnym uchwytem, ale nie na tyle żeby zrobić mi krzywdę.

- Jednak zaryzykuję – powiedziałam i zanim miał okazję coś odpowiedzieć wpiłam się w jego usta. Mieszkanka piwa i dymu zaatakowała mój język niczym najlepszy nektar.

W momencie przyciągnął mnie do siebie łapiąc jedną ręką za biodro a drugą ściskając moje włosy. Odchylił moją głowę sprawiając, że musiałam przerwać najlepszy pocałunek jaki do tej pory miałam.

Jego ciało reagowała na mnie a sądząc po tym co czułam na brzuchu to aż za dobrze. Przygryzłam wargę zduszając w sobie jęk, ale kiedy podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię aż pisnęłam zachwycona.

- Chciałaś ryzykować to przyszykuje się na ostrą jazdę – warknął niosąc mnie w stronę swojego domu.

Skurcz w podbrzuszu zwiastowała, że mam przejebane. Nigdy nie próbuj podjudzać faceta, bo może podjąć wyzwanie. Ciekawe czy będzie tak jak sobie wyobrażałam i czy warto. Co ja pieprzę – facet niósł mnie do swojego łóżka więc nie będę narzekać. Będę się z tego cieszyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro