Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Mika

Wróciłam do domu pod wieczór po spędzeniu kilku godzin w barze Billego. Tak jak obiecałam skontrolowałam czy aby bierze leki a także dostałam solidny uścisk od Soni, że mi się to udało. Najwyraźniej próbowała go przekonać do ich brania od kilku lat, ale jej się nie udało. Powiedziała, że jestem czystym dobrem co ogrzało moje serce.

Zapytałam Sonię o panią Montgomery, ale widząc jej minę nie musiała więcej mówić. Chciała jej pomóc, ale kobieta nie chciała mówiąc, że mąż jej nie bije i tylko upadła. Nie można pomóc nikomu na siłę, jeśli tego nie chcę, ale nawet po tym jak jechałam do domu nie mogłam o niej zapomnieć.

Dom. Byłam tu zaledwie dwa dni a już nazywałam to miejsce domem. Nic dziwnego, skoro zostałam tutaj przyjęta z miłością. Nadal ciężko mi było uwierzyć w to, że podchodzili do mnie obcy ludzie i zagadywali jak mi się tutaj podoba i czy już się urządziłam. Nie przywykłam do takiego zachowania, dlatego tym bardziej czułam się we właściwym miejscu.

Jutro miałam zostać w jednostce, gdyby ktoś potrzebował mojej pomocy, ale też miałam okazję, aby się w końcu rozpakować. Kiedy weszłam do sypialni moje walizki i torby leżały nadal w kącie.

Zdążyłam wyjąć tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy jak ręczniki czy piżama, więc mogłam bez problemu ogarnąć się do spania. Po drodze do łazienki zdjęłam koszulkę przez głowę a w łazience resztę ubrań. Dzisiejszy dzień mnie wykończył, dlatego jedyne czego potrzebowałam to kojący prysznic no i łóżko.

Włączyłam deszczownicę i wskoczyłam do środka zamykając za sobą drzwi. Woda uderzała w moje plecy i głowę spływając wzdłuż ciała. Nie chcąc zasnąć pod nim szybko się umyłam.

W myślach układałam co będę musiała jutro zrobić. Najważniejsze to zakupy. Nie miałam nic w lodówce, w której jedyne co było to światło. Kolejną rzeczą było rozpakowanie się i poukładanie wszystkiego po swojemu. Tyczyło się to też salonu a zwłaszcza kanapy, która jak dla mnie stała nie tak jak trzeba.

Wyłączyłam prysznic i okręciłam się ręcznikami. Wytarłam swoje ciało i nałożyłam spodenki wraz z koszulką na ramiączkach. Włosy zostawiłam rozpuszczone zaledwie kilka razy przeczesane szczotką. Zgasiłam światło w łazience i przeciągając się ruszyłam do łóżka.

Momentalnie stanęłam wiedząc, że coś jest nie tak. Odwróciłam się i spojrzałam wprost w czekoladowe oczęta które śledziły każdy mój ruch.

Niemo-kurwa-żliwe. Mieszkałam obok mężczyzny, który wywoływał we mnie wiele emocji niekoniecznie tych które chciałam a który skandował moje ciało powoli jakby się nim rozkoszował.

Co jak co, ale śmiałości mi nie brakowało, dlatego zrobiłam to samo co on. Podeszłam do okna, oparłam dłonie na parapecie i spojrzałam na jego szeroką i wysportowaną klatkę piersiową. Nawet z odległości pięciu metrów mogłam zauważyć maleńkie ciemne włoski które zniknęły pod jeansowymi spodniami które miał rozpięte przez co wisiały na jego biodrach. W dodatku tatuaże pokrywające jego prawą rękę i bok były idealnie wyeksponowane.

Spojrzałam w jego twarz i zobaczyłam na niej zuchwały uśmieszek.

- Napatrzyłeś się? – zapytałam szeptem przez szkło. Od razu pochylił się bardziej w moją stronę i pokręcił głową.

- Ściągnij – wyczytałam z jego ust, kiedy poklepał się po piersi.

Tak chcesz grać palancie? – pomyślałam. To ja ci pokażę na czym polega ta gra. Otworzyłam nieznacznie usta i przejechałam językiem po zębach. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej i teraz już były wręcz czarne. Oparłam jedną dłoń na oknie na drugą na dole swojej bluzki. Widziałam, jak przełknął a jego grdyka zadrgała, kiedy zaczęłam podnosić ubranie. Teraz widział już cały mój brzuch i nim się obejrzałam milimetry dzieliły mnie od pokazania mu piersi. Jeszcze trochę naciągnęłam i już miał widok na spód moich piersi. Zanim zdążył pomyśleć o tym jak wyglądają w całości puściłam podkoszulek i jednym szybkim szarpnięciem zasunęłam zasłony.

- A masz kretynie – zaśmiałam się i rzuciłam na łóżko.

Ten dzień może i nie należał do udanych, ponieważ wiele się wydarzyło, ale jego zakończenie to była bomba. Sprawienie, żeby mój sąsiad poszedł spać ze wzwodem to coś pięknego. Nic więc dziwnego, że na koniec dnia spałam jak niemowlak.

***

Z samego rana wybrałam się do sklepu po zakupy i znowu zostałam wciągnięta w rozmowę. Kilka starszych pań nawijało o jakimś facecie co wygląda jak ciasteczko. Ich słowa nie moje.

- No mówię ci kochana wyglądał jak grecki bóg – zachwycała się jedna.

- W dodatku ten jego wygląd. Niejedna kobieta by za nim poszła. – złapała się za pierś i westchnęła – Gdybym to miała z trzydzieści lat mniej.

- No nie wiem Carrie – następna spojrzała na nią z powątpiewaniem. – Ale naszą Miką może by i się zainteresował – posłała mi oczko.

Tak oczko. Babcia w wieku siedemdziesięciu lat a może i więcej zachowywała się jak nastolatka. A poza tym od kiedy to byłam „ich" jak to powiedziała.

- Przepraszam, ale ja muszę iść. Mam wiele pracy – napomknęłam chcąc jak najszybciej uciec z ich wianuszka.

- Naprawdę kochana? – pani Carrie była wyraźnie zawiedziona. – No cóż. Wy młodzi wszędzie się śpieszycie. Leć kochana.

Pożegnałam się z kobietami i pognałam pomiędzy alejkami, aby jak najszybciej zrobić zakupy. Miałam jeszcze wiele do pracy a czas tak szybko leciał.

W końcu zatrzymałam samochód przed domkiem patrząc na niego po raz pierwszy przez dłuższą chwilę. Takie widoki zawsze mnie dobijały, bo wiązały się z ciągłymi przeprowadzkami tam, gdzie tata miał stacjonować. Nie wiedziałam, czy jak wrócę do domu zastanę wszystko spakowane i gotowe do drogi. Nigdy też nie mówił mi, kiedy i gdzie mamy się przenieść. Po prostu to robił, ale z biegiem lat zrozumiałam, że nie wiedział, jak ma mi o tym powiedzieć. Więc stawiał mnie przed faktem dokonanym.

Wysiadłam i otworzyłam bagażnik z zamiarem wyciągnięcia z niego zakupów, ale kiedy na nie spojrzałam wiedziałam, że muszę wrócić kilka razy. Tak to jest jak trzeba kupić dosłownie wszystko. Wzięłam dwie torby i ruszyłam w stronę domu, ale nie przewidziałam tego, że będę miała problem z włożeniem klucza do zamka.

- No cholera no – krzyknęłam sfrustrowana. Nie miałam cierpliwości dosłownie do wszystkiego.

- Ciężki dzień – zapytał Luke zaskakują mnie.

- Możesz? – zapytałam podając mu klucze.

- Pewnie – szybko otworzył dla mnie drzwi.

Weszłam do środka zostawiając torby na kuchenny blat, aby wrócić po następną turę. Zdążyłam zrobić zaledwie trzy kroki, kiedy do kuchni wparowała Luke z trzema torbami, które położył obok tych które ja przyniosłam.

- Zamknąłem twój samochód – podał mi kluczyki.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się.

- Jak leci? – zapytał siadając na krześle.

- Trochę mi zajmie zanim się przyzwyczaję do nowego miejsca, ale nie jest źle – zaczęłam wypakowywać zakupy i układałam je na blacie w kupkach według miejsca, gdzie będę stały. Czy to w lodówce, czy w szafkach, czy w spiżarni.

- Zobaczysz, że tutaj nie jest tak źle. Ludzie są bardzo mili.

- To mnie zaskoczyło. – spojrzałam na niego. -Nigdy się z tym nie spotkałam.

- Ja też nie, ale to miła odmiana.

- Luke ty znowu tutaj? – od wejścia dobiegł nas mocny głos.

Spojrzałam na stojącego w drzwiach Manolo z ręką owiniętą ręcznikiem. Nawet stąd widziałam jak szybko przesiąka barwiąc się na czerwono.

- Co się stało? – zapytałam rzucając to co właśnie robiłam.

- A nie widać? – zapytał z zaciśniętymi zębami. – A ty chyba miałeś być na strzelnicy – rzucił do Luke'a.

- Tak jest! – krzyknął i wybiegł z mojego domu.

Podeszłam do niego i powoli odwinęłam dłoń. Na wewnętrznej stronie przez całą szerokość widziałam podłużne rozcięcie, z którego nadal wypływała krew.

- Trzeba to zszyć – spojrzałam na niego.

- Dobrze – odparł patrząc na moje usta.

Odchrząknęłam zawstydzona jego palącym spojrzeniem i kazałam mu usiąść w salonie. W tym czasie wbiegłam na górę po schodach po torbę lekarską którą zabrałam ze sobą wiedząc, że przyda się w takich właśnie chwilach.

Zastałam go dokładnie tam, gdzie mu kazałam. Miejsca było niewiele, dlatego klęknęłam rozsuwając jego kolana, aby mieć większy dostęp.

- Trzeba było powiedzieć, że mam się rozłożyć – parsknął rozbawiony.

- Nie wiem jak ty, ale ja wolę jak mój partner jest w pełni sił – rzuciłam od niechcenia wkładając rękawiczki. Wyłożyłam potrzebne narzędzia i przybory na kanapie obok niego i zabrałam się do pracy. Znieczuliłam ranę, dokładnie oczyściłam i zaczęłam zszywać.

- Jak pierwszy dzień w pracy? – zagadał.

- Nie nazwałabym tego pracą. Miałam zapełnioną całą przychodnię, ale tylko trzy osoby przyszły na prawdziwą wizytę.

- A reszta?

- A jak myślisz? – posłałam mu zmęczone spojrzenie. Nie byłam tak wyczerpana po dwudziestogodzinnym dyżurze jak kilku godzinach z osobami wciskającymi mi swoich wolnych członków rodziny.

- Jesteś wolna to dlatego, ale dadzą ci spokój na jakiś miesiąc.

- Proszę cię powiedz, że żartujesz – byłam przerażona, że po raz kolejny mogę przez to przechodzić.

- Musisz się do tego przyzwyczaić. Tu ludzie lubią wtryniać się do spraw innych.

- Mieszkałeś tu od urodzenia prawda? – dopytywałam kończąc zszywać jego dłoń.


Manolo

- Tak, ale nie wyobrażam sobie, że miałbym tu nigdy nie wrócić. Tu jest mój dom – przyglądałem się jak szybko i wprawnie zajmuje się moją dłonią. Kto by przypuszczał, że przez zwykłą głupotę i nieuwagę rozwalę ją sobie w momencie, kiedy miałem zamiar iść na strzelnice. Mogłem opatrzyć się sam, ale od czegoś ona tu w końcu była.

Cały dzień chodziłem sfrustrowany i podniecony tym co zrobiła wczoraj w oknie. Co mnie napadło i ją nie wiem, ale ten widok wyrył się w mojej pamięci i ciężko jest o nim zapomnieć, zwłaszcza że teraz klęczy przede mną. To jak spełnienie moich najskrytszych marzeń.

- Fajnie jest mieć miejsce, z którym wiąże się wiele wspomnień – w jej głosie dało się wyczuć zazdrość.

- A ty takich nie masz? – pytałem dalej chcąc się dowiedzieć o niej czegoś więcej.

- Często się przeprowadzałam – rzuciła po czym zajęła się przyklejeniem plastra do mojej dłoni. Jej rozpuszczone włosy ocierało się o materiał moich spodni, ale to na jej twarzy skupiłem swój wzrok. – Gotowe – uśmiechnęła się do mnie.

- Dzięki Mikalea – chrząknąłem podnosząc się szybko z miejsca co sprawiło, że klapnęła na tyłek.

- Jeśli to jest twoje dziękuję to nie wiem, jak przepraszasz. – spojrzała na mnie z dołu wyciągając w moją stronę dłoń.

Nie chcąc jej dotykać szybko wyszedłem z jej domu słysząc jak mnie woła. Kurwa. Gdybym podał jej dłoń nie wiem, czy zdołałbym się oprzeć. Co ona ze mną zrobiła, że wystarczył zaledwie jeden uśmiech żebym całkowicie się pogubił.

Musiałem się ogarnąć i zapomnieć, że mieszkała obok mnie nie ważne jak trudne to było. Była tu po to, żeby pracować a nie rozpraszać mnie czy innych. I na tej myśli się skupiłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro