Rozdział 22
Manolo
- Nie guzdraj się tak – krzyknąłem do niej.
Zaledwie kilka metrów ode mnie Mikalea starała się dotrzeć na niewielkie wzniesienie. Patrząc na nią jak wchodziła po stromym zboczu z rękami na kolanach, zaróżowionymi policzkami i klatką unoszącą się w szybkim oddechu wiedziałem, że jest na granicy wytrzymałości.
- To nie jest zabawne – wydyszała w końcu do mnie podchodząc.
- Przecież chciałaś iść na spacer – przypomniałem jej słowa z samego rana. Obudziła się ciesząc jak dziecko, że będziemy mogli pochodzić po lesie jakby to było nie wiadomo co a nie zwykły spacer.
- Ale to jakaś katorga.
- Mówiłem ci, że nie będzie lekko.
- Muszę przyznać ci rację, że tym razem mogłam cię posłuchać. – z jękiem usiadła na wielkim kamieniu. – Nigdzie już nie idę. Jak chcesz to idź sam. – machnęła na to wszystko rękami poddając się.
Nawet kilkugodzinny spacer nie pomógł mi zapomnieć o wczorajszym wieczorze. Mówiąc, że chcę, żeby za mnie wyszła mówiłem poważnie i nie dlatego że tak wypadało. Dotarło do mnie, że z nikim nie będę tak szczęśliwy jak z nią dlatego chciałem, żeby została moją żoną. Wydawało się to takie proste jednak jej odmowa sprawiła, że poczułem rozrywający ból w piersi.
Miała rację mówiąc, że znamy się za krótko, ale życie takie właśnie było. Zbyt krótkie, aby wypróbować wszystkich rzeczy jakich pragniemy, dlatego złapałem za chwilę, skoro trwała. Nie wiedziałem tylko że dostanę nią w twarz.
Nie rozmawialiśmy więcej na ten temat i poszliśmy spać. Trzymając ją w ramionach w tym wielkim namiocie nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się jak przekonać ją do zamiany zdania zbytnio jej nie naciskając, ale nic nie wymyśliłem. Udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, ale nawet mój sen nie trwał długo. Wystarczyło, że Mikaela poruszyła się przez sen i automatycznie się budziłem. Szukałem zagrożenia jakbym znowu był na wojnie a nie w lesie.
A kiedy nastał ranek ani na moment nie zająknęła się o mojej propozycji jakby jej w ogóle nie było. Nie wiem, czy powinienem się wściekać, że tak po prostu przeszła nad tym do porządku dziennego czy cieszyć, że już zapomniała.
- Chodź na barana – zaproponowałem wyciągając do niej rękę.
- Naprawdę? – ucieszyła się i podniosła na mnie pełen wdzięczności wzrok.
- Dla ciebie wszystko.
- A co za to będziesz chciał? – zapytała podnosząc się z miejsca. Wskoczyła mi na plecy, nogami objęła w pasie a ręce położyła na moich barkach. Żeby się nie zsuwała położyłem dłonie pod jej pupą co było niezwykle korzystne dla mnie. Mogłem do woli dotykać jej tyłka nawet się nie wysilając.
- Jeszcze nad tym pomyślę – zacząłem schodzić z nią z niewielkiego pagórka. Nie był to dla mnie żaden wyczyn. Cięższy od niej był mój plecak, z którym nie rozstawiałem się podczas misji w Iraku.
- Pomyśl, bo może spełnię każde twoje życzenie – wyszeptała mi wprost do ucha.
- Potrafisz człowieka dobić.
- Poczekasz a zobaczysz – obiecywała kusząc.
Wiedziałem co potrafiła zrobić swoim ciałem a zwłaszcza dłońmi, kiedy trzymała mojego penisa w dłoniach i zabawiała się nim. Przy niej traciłem kontakt z rzeczywistością i poddawałem się temu jak reagowało moje ciało. Co dziwne ani razu nie powiedziała żebym przestał, zwłaszcza kiedy czasami mnie ponosiło. Znosiła każde brutalne pchnięcie w jej rozgrzane i gorące wnętrze jak najczulszą pieszczotę.
- To lepiej wracajmy jak najszybciej się przekonać jaka potrafisz być miła - uszczypnąłem ją w pośladek.
- Lubię to – wymruczała.
Ja też, ale tego nie miałem jej zamiaru mówić.
Mika
- Właśnie tak kochanie – każde jego słowo wyszeptane przy moich uchu podniecało mnie jeszcze bardziej. Moje rozgrzane ciało raz za razem nawiedzała fala gorąca spływającą w dół mojego ciała sprawiając, że jedyne o czym myślałam to, żeby w końcu dojść.
Ledwo co weszliśmy do namiotu a rzuciliśmy się na siebie jak para nastolatków. Ubrania latały po całym pomieszczeniu, ale nam to nie przeszkadzało wystarczyło, że miałam go na sobie. W sobie. A każdy jego ruch sprawiał, że jęczałam coraz bardziej.
- Już nie mogę – pokręciłam głową łapiąc go mocno za ramiona, aby móc się go trzymać.
Jego penis wbijał się we mnie w szybkim rytmie sprawiając, że moje mięśnie nie nadążały za nim. W każdym calu otaczałam go jak rękawiczka sprawiając, że każde pchniecie było torturą.
- Jeszcze raz – wbił się we mnie pod innym kątem sprawiając, że momentalnie zadrżałam. Przez moje ciało raz za razem przelatywała fala ciepła kumulując się u zbiegu moich ud.
Nasze ciała, rozgrzane i mokre od potu ocierały się podkręcając atmosferę, która i tak była na granicy wybuchu. W głowie mi szumiało jak po najlepszym alkoholu, ale to było tylko pożądanie, które wykraczało poza wszystko co do tej pory czułam.
- Nie... znoszę... cię – sapałam przy każdym jego pchnięciu.
- Kochasz to – warknął uderzając po raz kolejny. Sprawił, że dłużej nie mogłam się wstrzymywać i w akompaniamencie naszych jęków doszłam zaciskając się na nim najmocniej jak mogłam.
Doszedł tuż za mną wbijając się we mnie do samego końca. Czułam, jak podryguje w moim wnętrzu a jego ciało opadło na moje. Ten słodki ciężar pokazywał, że należy tylko i wyłącznie do mnie.
Otoczyłam jego biodra nogami a dłonią zaczęłam gładzić jego szyję. Każdy oddech był niezwykle trudny przez niego, ale uwielbiałam to.
- Lepiej? – zapytałam.
Wiedziałam, że miał swoje potrzeby, ale z chęcią zgadzałam się, aby wyżył się właśnie na mnie. Przez głupi telefon tuż po powrocie podziałał na niego jak płachta na byka. Chodził od jednej strony na drugą krzycząc do telefonu i wydając rozkazy. Z tego co udało mi się rozumieć to ktoś a mianowicie z rządzących w Waszyngtonie pomylił kolejne terminy treningów dla żołnierzy i wysłał ich za szybko do placówki. To wywołało wiele problemów, bo Manolo nie miał tylu ludzi, aby przeprowadzić szkolenia, ale na to było już za późno. Nie mogli wyjechać bez odpowiednich papierów potwierdzających odbycie szkolenia.
Tak więc nie brzmiało to ciekawie więc jak tylko odłożył telefon nie przejmując się jego miną i protestami zaciągnęłam go do namiotu, gdzie zrobiłam wszystko, aby poprawić mu humor. Sądząc po jego minie udało mi się to aż za bardzo.
- O wiele – westchnął przejeżdżając zarostem po moich sutkach.
- Manni – pisnęłam z bólu.
Przez wiele godzin torturował mnie swoją brodą przez co na całym ciele czułam pieczenie od ostrego zarostu. Może i powinnam być zadowolona, ale nie kiedy, gdy przesadził. Całe moje uda, brzuch a także piersi były podrażnione a jego to najwyraźniej bawiło.
- Przepraszam – spojrzał na zaczerwienione i opuchnięte sutki, aby po chwili muskać je delikatnie ustami.
- Wiesz, że znowu nie mogę i nic ci to nie da.
- Jeszcze zobaczymy – uśmiechnął się cwaniacko.
Normalnie byłam w szoku, że po czterech godzinach seksu, pieszczot i wielu rzeczy, o których wstydziła się mówić on nadal stał na baczność. Na końcu języka już miałam pytanie czy bierze jakieś tabletki, ale wiedziałam, że wtedy miałabym przerąbane przez całą noc. Starałby się mi udowodnić, że nie bierze żadnych leków sprawiając, że wyzionęłabym ducha podczas szczytowania.
- Na dzisiaj koniec – ostrzegłam. – A teraz wyjdź ze mnie.
- Jeszcze nie.
- Niby czemu?
- Bo lubię twoje ciepło – spojrzał na mnie tak niewinnie, że nie mogłam mu domówić.
- Masz szczęście, że cię lubię, bo inaczej wylądowałbyś na zewnątrz.
- Też cię lubię – wetchnął opierając głowę między moimi piersiami. – I to bardzo.
No i co ja miałam mu odpowiedzieć? Że też go lubię i zniszczyć wszystkie pokłady moich postanowień, aby się nie angażować? Na to chyba było już za późno. Manolo wkroczył w moje życie jak tornado i bałam się, że jego skutki będę czuła przez bardzo długo.
Jakiś czas później w końcu ze mnie wyszedł. Westchnęłam z ulgi, że poczułam pustkę, bo jego rozmiar potrafił mnie czasami przytłoczyć. Jak najdelikatniej oczyścił mnie mokrymi chusteczki, które wyciągnął z plecaka. Każdym ruchem pokazywał mi jak bardzo jestem dla niego ważna.
- Potrzebowaliśmy tego wyjazdu – przyciągnął mnie do siebie okrywając nas ciepłym kocem.
- Zdecydowanie – oparłam brodę na jego piersi patrząc na niego niezwykle zadowolona i zaspokojona.
- Co?
- Uwielbiam spędzać z tobą czas. Może nie lubię chodzić na spacery... – przypomniałam sobie jak się czułam po dzisiejszej wycieczce i obiecałam sobie, że to ostatni raz. - ..., ale wszystko inne mogę znieść, jeśli tylko będę mogła być przy tobie. Nawet spróbuję tego twojego podnoszenia na drążku chociaż nie uda mi się ani razu.
- Nie musisz tego robić – gładził mnie nieprzerwanie po placach wywołując przyjemne ciepło w okolicy serca.
- Wiem i dlatego cię lubię. Do niczego mnie nie zmuszasz, ale kiedy chcę coś robić wspierasz mnie nawet jeśli ci się to nie podoba. – zmarszczyłam nos mówiąc w końcu na głos to co myślę. Przyszło mi to niezwykle łatwo jakby mój umysł tylko czekał aż te słowa wydostaną się z moich ust.
- Nie ma za co.
- Nie dziękowałam ci.
- Kiedyś to zrobisz – przyciągnął mnie w swoje ramiona. – A teraz śpij.
- Nie mów mi co mam robić.
- Śpij ty mała franco.
- Jeszcze zobaczysz. – wyburczałam, ale zrobiłam co kazał. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w spokoju sen, w którym widziałam siebie za dziesięć lat.
W tym samym mieście.
W tej samej pracy.
W domu Manolo.
Z naszymi dziećmi.
Ten sen był tak piękny, że chciałam się obudzić i powiedzieć mu, że jednak za niego wyjdę. Zanim udało mi się to zrobić sen się rozwiał i zapomniałam już co mi się śniło. Wiedziałam tylko to, że budząc się rano na mojej twarzy majaczył wielki uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro