Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Manolo

Rozpierała mnie duma na myśl co teraz robiłem. Zapewniałem żołnierzom odpowiednie szkolenia tak aby po powrocie na wojnę mogli je wykorzystać. Nic bardziej mnie nie wkurwiło jak to, że my młodzi zostaliśmy wrzucani do wojska a tam trenowano nas jak psy. Rozumiałem, że to ma nas nauczyć dyscypliny i walki o przetrwanie, ale tym sposobem nie wykorzystywaliśmy całego naszego potencjału.

Nie było czasu na to, aby nauczyć się wszystkiego. Dopiero na wojnie okazywało się jak bardzo myliliśmy się jak to wygląda. Ludzie ginęli od przyjacielskiego ognia, bo byli za mało wyszkoleni i dlatego ten projekt był dla mnie ważny.

Zbudowana placówka szkoleniowa miała za zadanie nauczyć młodych ludzi tego czego nie mieli czasu nauczyć się podczas treningów. Uczyliśmy ich wszystkiego od podstaw jak w szkole, a kiedy ktoś nie mógł sobie poradzić powtarzaliśmy to do czasu aż załapał.

To nie był jedyny cel otworzenia przeze mnie placówki. Można było tutaj się podszkolić, ale przejść od nowa wszystkie testy. Kontuzje, nieodpowiednie zachowanie, niesubordynacja sprawiała, że każdy lądował tutaj.

Teren udało mi się pozyskać dzięki koneksjom Billego który z kolei miał kontakty w Waszyngtonie. Dzięki temu burmistrz nie miał nic do gadania i musiał odpuścić. W zaledwie rok powstał wyspecjalizowany ośrodek zapewniający wszystko czego potrzebowaliśmy począwszy do siłowni a skończywszy na strzelnicy.

Brakowało nam tylko jednego. Lekarza, który zająłby się poważnymi ranami jakie odnoszą żołnierze podczas szkolenia. Moja ciotka nie zawsze mogła przyjechać od razu po telefonie a to przysparzało nam problemów. Zatrudnienie lekarza na miejscu było dobrym wyjściem, dlatego przystałem na jej propozycję.

Jakie było moje zaskoczenie, kiedy wyszliśmy, aby wypić na spokojnie drinka a spotkałem małą blondynkę z niebieskimi oczami. Naszego lekarza, ale o tym Sonia zapomniała mi powiedzieć, zwłaszcza że miał być on mężczyzną. Kobieta nie nadawała się do mieszkania wśród tylu mężczyzn, zwłaszcza że przez to będą problemy. Stwierdziłem jednak, że tym będę się przyjmować, jak przyjdzie pora.

Rozmowa szła gładko chociaż coś mi się w niej nie podobało. Dopiero wzmianka o tym, że jej chłopak był wojskowym dała mi do myślenia.

- Serio jesteście rodziną? - wyszeptała do mojej ciotki zapewne nie zdajać sobie sprawy, że i tak powiedziała to zbyt głośno.

- Jesteśmy - odpowiedziałem za nią. - A co?

- Oni są mili - wskazała ręką ma mojego wuja i ciotkę.

Zacisnąłem mocno szczękę, aby nie palnąć czegoś głupiego. Ta kobieta miała charakterek a sądząc po tym jak na mnie spojrzała będą z nią problemy. I to niejedne.

W sumie wyglądała niczego sobie aż miałem ochotę powiedzieć Lukowi, żeby się odsunął. Nigdy do żadnej kobiety nie czułem tego co do niej. Czystą i zaborczą zazdrość.

- Ja też jestem miły - oznajmiłem.

Kiedy chłopaki wybuchli śmiechem kobieta do nich dołączyła. Miała czysty i piękny śmiech, w którym każdy by się zakochał.

- Chodźmy Mikaela, bo nigdy nie porozmawiamy - Sonia złapała ją za dłoń i pociągnęła w stronę stołów na środku pomieszczenia.

- Nie idź jeszcze - wyjęczał Luke z zawiedzioną miną.

- Luke - warknąłem. - Siadaj na dupie - sam zająłem miejsce zwolnione przed chwilą przez moją ciotkę.

- Co ty taki drażliwy? - przyjrzał mi się.

- Zobaczył coś co mu się spodobało - Billy nie wiedział, kiedy lepiej się zamknąć.

Wziąłem od niego piwo nie przejmując się tym, że chłopaki przekrzykują się, żeby zapytać o więcej. Jedno spojrzenie sprawiło, że zamilkli.


Mika

Usiadłam przy stole z Sonią. Kobieta niby od niechcenia rzuciła mi szybkie spojrzenie.

- Możesz powiedzieć o co ci chodzi? - nie mogłam się oprzeć i zapytałam. Założyłam ręce na piersi czekając na to co ma do powiedzenia.

- Podobasz się Manolo - stwierdziła. - A jemu się nikt nie podoba.

- Jak to? - zapytałam zaciekawiona. - Widzę, jak wygląda - jeszcze raz na niego spojrzała. Krótkie brązowe włosy i te czekoladowe oczy, od których mogłabym stopnieć. W dodatku to ciało, którego pozazdrościły mu każdy. Mięśnie idealnie wyrzeźbione zwłaszcza te na brzuchu, kiedy z założonymi rękami stał kilka kroków ode mnie. A teraz siedział przy barze pijąc piwo prosto z butelki. - Kobiety zapewne do niego lgną.

- Oj tak, ale on żadnej nie pozwolił się dotknąć.

- Jak to?

- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Zawsze, kiedy jakaś zbliża się za bardzo odsuwa ją od siebie. Momentami myślałam, że jest gejem, bo tyle czasu spędza w ich towarzystwie.

Wypchnęłam śmiechem nie mogąc się opanować. Zakryłam usta dłonią patrząc na cały wianuszek mężczyzn siedzących przy barze.

- To było dobre - ledwo opanowując śmiech odwróciłam od nich wzrok choć to nie było łatwe. Testosteron aż wylewał się z każdego kawałka ich ciał. - Chyba bardzo dobrze się znacie.

- Całe życie. - poprawiła się na krześle. - Manolo to syn mojej siostry. Dobry chłopak, ale nie wiedział co ma w życiu robić więc wstąpił do wojska razem z moim synem.

Od razu było widać, że traktuje go jak własnego syna. Ta matczyna czułość była aż zanadto widoczna przez co na moich ustach formował się uśmiech.

- Nie chce wracać? - zapytałam ciekawsko. Co mogłam poradzić na to, że byłam z tych osób, które chciały wszystko wiedzieć.

- Na razie twierdzi, że chce uratować tylu ilu się da, ale wojna jest podstępna.

- Musicie być z niego bardzo dumni.

- Jesteśmy, ale nie jest to łatwe. - pogładziła dłonią swoje uda masując je posuwistymi ruchami. - Jest ciężko, kiedy ktoś puka do drzwi a ty myślisz, że to ten moment, kiedy musisz pożegnać się z dzieckiem.

- Na pewno nic takiego się nie stanie - poklepałam ją po dłoni. - Dobrze się czujesz? - zapytałam niepokojąc się o nią.

- Tak, tak - zapewniła. - Od czasu wypadku czasami mi dokucza.

- Było źle? - spojrzałam na jej nogi.

- Z początku nie wyglądało to najlepiej. - przyznała. - Skończyło się na tym, że teraz z pomocą laski udaje mi się przejść większe odległości. Dlatego tak bardzo Billy nalegał na to, żeby kogoś zatrudnić - patrzy na mnie błagalnie.

- Sonia - powiedziałam ostrzegawczo. - Rozumiem to, ale postawiłaś mnie w nieciekawej sytuacji.

- Dlaczego?

- Wiesz, że niedawno rozstałam się z narzeczonym. - przypomniałam jej.

Nie wiedziałam jak w takiej sytuacji miałam pracować z tymi mężczyznami. Sam ich widok przypominał mi o tym jak zakończył się mój związek. Chociaż nie powinnam przenosić swoich uczuć na innych, bo to nie oni zawinili, ale nic nie mogłam poradzić na to, że czułam jakbym mogła się na nich rzucić.

- Kochana - złapała mnie za dłoń. - Na twoim miejscu korzystałabym z tego, że jesteś wolna - powiedziała znacząco.

- Czy ty chcesz wepchnąć mnie w ramiona któregoś z nich? - zapytałam z niedowierzaniem. Normalnie byłam w szoku. Poznałam ją dzisiaj a ona robi coś takiego. Nie wiedziałam, czy się mam na nią wściekać czy raczej śmiać z tej sytuacji.

- Nie wszystkich oczywiście.

- Oczywiście - wymamrotałam za nią.

- Tylko Manolo - mrugnęła do mnie przekornie.

- Sonia! - pisnęłam nie mogąc się powstrzymać. - Jesteś niemożliwa.

- Kochana po prostu korzystaj z życia. Nikt nie mówi, że masz się z nim od razu wiązać i wychodzić za mąż.

W sumie co miałam do stracenia. Mogłam się przecież zabawić, skoro byłam sama. Już dawno tego nie czułam. Dreszczyku emocji oczekując na coś niesamowitego.

Pieprzyć moją obietnicę.

***

Niedługo później pożegnałam się z Sonią i jej mężem, który nie chciał słyszeć o tym, że mam za coś płacić. Przytuliłam go i obiecałam, że wpadnę jeszcze niejeden raz.

Od jutra miałam zacząć i wdrożyć się w system pracy za co byłam jej wdzięczna. Nie mogłam się doczekać aż zacznę w końcu robić to co kocham.

Leczyć ludzi.

Pomagać.

Kiedyś moim marzeniem było zostać chirurgiem, ale po zwolnieniu nie miałam takiej możliwość, bo moja dalsza kariera skończyła się zanim się tak w ogóle zaczęła. Jednak może i to wyjdzie mi na dobre. Zaczęcie wszystkiego od nowa w całkowicie obcym miejscu.

Z ciężkim sercem zostawiłam nowo poznanych przyjaciół w środku, ale czułam jak dosłownie padam na pysk. Chciałam tylko położyć się i przespać calutki dzień. Ledwo unosząc nogi wpakowałam się do samochodu. Nie zdawał sobie sprawy, że tak prozaiczna rzecz a może mnie wykończyć.

Przekręciłam kluczyk w stacyjne i nic. Po raz kolejny spróbowałam, ale i tym razem totalne NIC. Nawet nie zaświeciła się kontrolka od świateł czy silnika. Wystarczył mi jeden rzut oka na przełącznik światła abym doznała olśnienia.

Znowu zapomniałam wyłączyć świateł, kiedy wysiadałam. Oparłam głowę na kierownicy i zaczęłam biadolić nad swoim losem. Jak można być tak nierozgarniętym i zapomnieć je zgasić. Gdyby to zdarzyło się dawno to nie byłby problem, ale to powtórzyło się już któryś raz z rzędu w ciągu miesiąca. Chyba pora zacząć zostawiać sobie na kierownicy kartkę przypominającą mi o tym.

Pukanie w szybę odsunęło ode mnie niechciane myśli o tym jak powinnam strzelić sobie w twarz. Opuszczając szybę zauważyłam, że Manolo patrzył na mnie z mieszanką kpiny.

- Problemy z samochodem? - zapytał z rękami na piersi.

- Może - zmrużyłam oczy.

- Wysiadaj może coś na to poradzimy - zaproponował łapiąc za klamkę i otwierając dla mnie drzwi. Powinnam zareagować, że tak się rządzi, ale posłusznie opuściłam samochód.

- A masz akumulator? - zapytałam z przekąsem.

Niezrażony moim wywodem mężczyzna pochylił się nad maską samochodu. W zaledwie kilak sekund zdołał otworzyć maskę i zanurkować pod nią. Oparłam się o bok samochodu patrząc jak z zainteresowaniem przygląda się wszystkim częściom. Nie powiedział nic na temat tego w jakim stanie one były. Fakt. Mogłam zadbać o wymianę wszystkiego co potrzeba, ale unikałam tego najdłużej jak mogłam. Nie chodziło o pieniądze, ale o czas, którego nie miałam zbyt dużo będąc cały czas na dyżurach w pracy.

- Skąd wiesz, że to akumulator?

- Bo zostawiłam włączone światła - odpowiedziałam opierając się mocniej o maskę. Przymknęłam oczy chcąc odgonić w ten sposób zmęczenie, które kazało mi zasnąć na stojąco.

- Okej - zamknął z trzaskiem klapę. - Teraz i tak ci w tym nie pomogę, ale pojedziesz z nami. Rano to załatwimy.

- Dobrze - nie chciało mi się z nim kłócić.

- Żadnego, ale? - zapytał rozbawiony.

- Nie mam na to dzisiaj siły - westchnęłam otwierając bagażnik. Chciałam wyciągną torbę, ale mi na to nie pozwolił.

Odsunął mnie i sam ją wyjął.

- Chodźmy, bo zaraz nam tu zaśniesz - powiedział kładąc dłoń na moich plecach.

Poczułam jak przez całe moje ciało od czubka głowy aż po place u stóp przebiega przyjemny dreszcz. Ten facet zwiastował kłopoty.

- Chłopaki pani jedzie z nami - oznajmił im Manolo. W odpowiedzi usłyszałam gromkie krzyki a potem każdy chciał siedzieć obok mnie.

W końcu skończyło się na tym, że zostałam usadzona pomiędzy dwoma młodymi mężczyznami, którzy tylko uśmiechnęli się do mnie nieznacznie.

A droga? Droga była bardzo krótka i nie spodziewałam się, że wjedziemy w szczere pole. Zaraz potem wyrosła przede mną wielka brama, która otworzyła się jak tylko podjechaliśmy.

Przejechaliśmy przez wielkie budynki zatrzymując się przy niewielkich domkach. Kiedy tylko jeden z mężczyzn wysiadł mogłam wydostać się z samochodu. Spojrzałam na niewielki budynek zaskoczona, że będę mieszkać w tak pięknym miejscu.

- Nie wiedzieliśmy czy ci się spodoba - powiedział zza mnie Manolo.

- Jest dobrze - posłałam mu wdzięczny uśmiech i wyciągnęłam dłoń po torbę. - Dziękuję.

Staliśmy patrząc na siebie a w powietrzu unosiło się cykanie świerszczy. Nasze oczy wwiercały się w siebie nawzajem jak zaklęte. Nic nie mogło ich rozdzielić.

Dziwne uczucie osiadło na moich barkach. Jakby coś intensywnego nakłaniało mnie, aby stawić krok bliżej i oprzeć dłoń na jego piersi.

Dopiero kiedy zatrąbił samochód oderwałam się od niego.

- Jeszcze raz dziękuję - posłałam mu sztywny uśmiech i ruszyłam do środka zanim zrobię z siebie jeszcze większą idiotkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro