Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Cole

-Caroline? - zapytałam, a moje oczy się zaszkliły. Dziewczyna pokiwała głową, zaciskając usta w wąską linię. Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam, cicho szlochając w jej ramię.
- Myślałam, że nie żyjesz!
- A ja bałam się, że przeze mnie umrzesz... - szepnęła. Oderwałam się od niej i spojrzałam w jej oczy. Również płakała.
- Nigdy więcej się o mnie nie martw - uśmiechnęłam się delikatnie - Zawsze jakoś sobie poradzę.
- Chyba czas ci coś powiedzieć - do rozmowy dołączył się Kai - Chodź do środka, poznasz moją siostrę.
~~~
- Mam na imię Nya - ciemnowłosa uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Rosemary - odwzajemniłam gest.
- Tak, słyszałam o tobie. Jak każdy w Ninjago.
Moje oczy stały się wielkie.
- Ale... jak to?!
- Usiądź - rozkazał Kai. Wykonałam polecenie i spojrzałam wyczekująco na chłopaka - Od czego by tu zacząć...
- Najlepiej od początku - uśmiechnęłam się zachęcająco. Chłopak westchnął, usiadł na przeciwko mnie i przeczesał włosy dłonią.
- To było ponad tydzień temu. Caroline dostała od nas specjalne tabletki, aby mogła nas odwiedzać, kiedy tylko miała taką ochotę. Jak się jedną taką zje, to wystarczy na 5 godzin odwiedzin. Jednak całą sytuację zobaczyłaś ty, co jest u nas karane śmiercią. Żaden obcy nie powinien wiedzieć o naszym świecie. Cole dostał ataku histerii i chciał sprawiedliwości, wiedząc, że niczemu nie zawiniłaś. Nie mam pojęcia, skąd nagle to się u niego wzięło. Postanowił sprowadzić cię tutaj, ponieważ żaden człowiek prezydenta nie pomyśli, że chcemy cię chronić - przerwał na chwilę - Cole poszedł dzisiaj szpiegować. Niestety, zauważono go. Wrócił do domu ranny, ale za to z cenną informacją: ponoć ludzie prezydenta są już w twoim świecie i będą cię szukać. Musimy więc cię schować - Kai zakończył swoją opowieść i spuścił wzrok. Pokiwałam ze zrozumieniem głową, układając sobie wszystko w myślach.
- Coś mi tu jednak nie pasuje - odparłam - Dlaczego chcecie mnie chronić?
Kai uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.
- Bo Caroline nie dawałaby nam spokoju, gdyby coś ci się stało. Poza tym, jesteśmy przeciwni rządom prezydenta. To nieludzkie, żeby karać kogoś za coś, co zobaczył przypadkowo - wytłumaczył.
- Cieszę się, że chcecie mi pomóc. Mogę mieć jedną prośbę?
- Słucham - Kai spojrzał na mnie niepewnie.
- Zaprowadzisz mnie do Cole'a? Chcę mu podziękować.
Chłopak uśmiechnął się w moją stronę.
- Z miłą chęcią.
~~~
Spojrzałam na zakrwawionego chłopaka z przerażeniem. Wyglądał trochę inaczej, niż wtedy w moim drugim śnie. Jego cera była blada, a ciemne włosy roztrzepane. Gdy weszłam do jego pokoju, od razu całą uwagę przeznaczył mnie. Zarumieniłam się pod jego badawczym spojrzeniem. Podeszłam bliżej łóżka i usiadłam na krześle tuż przy nim.
- Nie wierzę, że temu idiocie udało się cię znaleźć - stwierdził.
- Ładnie się ze mną witasz - prychnęłam - Ale jestem zmuszona ci wybaczyć, ponieważ z własnej woli mi pomagasz. Dziękuję.
- Taka moja praca - mruknął - Za to ty ładnie dziś wyglądasz.
Ponownie się zarumieniłam. Spróbowałam odwrócić głowę, aby tego nie zauważył.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się po chwili - Jaka szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o tobie. Niepotrzebnie się tam pakowałeś.
- Przestań - burknął - Gdyby mnie tam wtedy nie było, leżałabyś teraz martwa.
Faktycznie, ma rację.
- Taa... Przepraszam.
- Za co? - zapytał, spoglądając na mnie ciekawsko.
- Przeze mnie cierpisz...
- O wiele bardziej bym cierpiał, gdyby niewinny człowiek umarł - odpowiedział beznamiętnie, uciekając wzrokiem od mojej twarzy. Ma mnie dosyć.
- To ja już pójdę...
- Nie - przerwał mi, chwytając moją dłoń - Zostań jeszcze chwilkę. Tak mało o tobie wiem...
Uśmiechnęłam się mimowolnie, przystając na propozycję chłopaka. Rozmawialiśmy naprawdę długo, o wszystkim i o niczym, aż w końcu zasnął. Wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku i opuściłam pokój z naprawdę przyjemną myślą.
Cole naprawdę potrafi być przyjazny.

~~~

Mówiłam coś, że poprzedni rozdział był fatalny? Najwidoczniej przeszłam samą siebie. Nigdy nie napisałam tak krótkiego rozdziału... Teraz rozdziały będą coraz krótsze i coraz nudniejsze... Mam nadzieję, że wytrzymacie, bo wielki finał będzie... naprawdę małym finałem. Ehh, moje książki schodzą na psy :/ No nic, pozdrawiam serdecznie i czekam na hejty :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro