Rozdział 7: Wycieczka by pilnować wilkołaki
Nie znaleźlismy ciała Dereka ani Ennisa. Kali próbowała opanować emocje, wbijając pazury w wewnętrzne części dłoni. Nie chcąc być w tym miejscu wyszłam na świeże powietrze.
- Clare oddychaj głęboko - uspokojałam sama siebie. - On musi żyć. Musi.
Z mojego telefonu wydobyła się muzyczka, oznaczająca przyjście wiadomości.
Allison: Masz ochotę odetchnąć i pojechać ze mną oraz Lydią na wycieczkę?
Clare: Jaki w tym haczyk?
Allison: Żaden. Dawaj, będzie ciekawie!
Clare: Hmm...Niech będzie.
Wątpię, aby cokolwiek poprawiło mi humor, ale nie mam nic już do stracenia. Chcę odpocząć od ostatnich wydarzeń, a ten wyjazd powinien to załatwić.
Ooo...jak się myliłam.
~~~~~~
- Nieźle to sobie wymysliłaś - prychnęłam oglądając przez okno krajobrazu. - Chłopaki chyba nie potrzebują nianek, a w ogóle jednego zostawiłam w Beacon Hills. Oni przecież jadą tylko na zawody!
- Martwię się o nich, to dlatego - tłumaczyła młoda Argent.
- Już myślałam, że naprawdę odpocznę - jęknęła Lydia, która tez została zmuszona do wpakowania się do samochodu na kilka godzin. - I powinnaś zatankować.
Brunetka przeklnęła pod nosem.
- Pamiętać, nigdy więcej ulegać Allison Argent - powiedziałam, na co dziewczyna się uśmiechnęła. - Nie rozumiem do czego ci jestem potrzebna, a uwierz, mam ochotę rozszarpać ci, za ten przekręt, gardło.
- Powinnaś pilnować Ethana.
- Ja wiem, że on kręci z tym kolesiem, ale nie chcę się w to pogłebiać - uprzedziłam, wyjmując słuchawki z kieszeni.
- Może się nie opanować...
- Tak samo, jak Boyd i Isaac, więc macie większy problem - włożyłam jedną słuchawkę do ucha.
- Clare - ciągnęła dalej brunetka - Tu chodzi o dobro nas wszystkich...
Zadzwonił telefon. Stiles. Wreszcie coś się dzieje.
- Hej, Stiles - przywitała się Martin.
- Słuchaj, wiem, że jedziecie za nami.
Lydia zrobiła wielkie oczy. Allison zaczęła kręcić głową, a ja dalej słuchałam muzyki.
- My...
- Nie udawaj, Lydia. Scott jest ranny i to nie wygląda coraz lepiej.
- Spróbuj przekonać trenera do zatrzymania się - poleciła rudowłosa. - Wtedy może uda nam się pomóc.
- Dobra postaram się - i się rozłączył.
Długo na przystanek nie musiałyśmy czekać. Stilinski jest niemożliwy. Nie chcę znać szczegółów jego niesamowitego planu, wystarczy, że zmusił kolegę do wymiotów.
- Jesteś obrzydliwy - skomentowałam.
- A to nowe dla mnie określenie, jesteś oryginalna - pochwalił i mrugnął do mnie.
- Jestem tego świadoma.
Zostawiłam ich na chwilę i podeszłam do bliźniaka. Cały czas gapił się w ekran. Czekał na wiadomość od Aidena. Nie mam bladego pojęcia, co oni kombinuja i jeszcze przede mną ukrywają.
- Ethan, co tam? - uśmiechnęłam się.
- Co tu robisz, Clare? - był zdziwiony moją osobą. - Przyjechałaś z nimi?
- Taa... Męczyły mnie sms'ami - skłamałam.
- Będziesz bliżej McCall'a i będzie ci łatwiej go do siebie przekonać - stwierdził, a jego telefon zaczął wydawać z siebie muzyczkę.
Oddalił się trochę ode mnie, a ja podeszłam do Lydii, która pilnowała wejścia do łazienki. Rozglądała się dookoła i chyba mnie nie zauważyła.
- Lydia...
- Oh...ja, przperaszam, zamyśliłam się - tłumaczyła. - Allison próbuje zszyć ranę Scottowi.
- Aż tak jest źle?
To nie było normalne. Oczywiście, rana po Alfie regeneruje się dłużej, ale nie tak długo. Chodzi pewnie, o coś więcej. Zrozumiałam, że obwinia się za śmierć Dereka i bardzo to przeżywa. Przynajmniej go wspierają. Są taką zgraną paczką, że wydaje się absurdalne.
- Clare... - odezwała się ponownie rudowłosa i kiwnęła głową w stronę jakieś grupki.
- Zabije obu... - syknęłam i popędziłam w ich stronę.
Ethan ledwo opierał się o drzewo cały zakrwawiony. Nad nim stał Isaac i uderzał go w twarz pięścią. W oczach blondyna widziałam furię, która nim owładneła. Ruchy jego zaciśniętej dłoni były coraz szybsze. Trener próbował powstrzymać chłopaka, nic to nie dało. W okół bójki schodziło się więcej nastolatków.
- Isaac! - warknęła w jego stronę. Obok mnie pojawił się z Scott, Stiles i Allison. Niebieskooki dalej uderzał wilkołaka.
- Isaac!!! - krzyknął tym razem McCall, a beta go posłuchał.
Zaskoczyło mnie to, bo jakim cudem beta słucha bety...chyba że on...
- Hej, Clare - przywitał się ze mną czekoladowooki. - Nie sądziłem, że zaprzyjaźniłaś się z dziewczynami.
- Ustalmy, iż mnie zmusiły - rzekłam, na co się roześmiał.
~~~~~~
Nauczyciel zawołał wszystkich do autobusu. Musiałyśmy się z nimi zabrać, ponieważ w baku samochodu Allison nie było ani kropli benzyny. Lydia zajeła miejsce obok Stiles'a, którego to niezmiernie ucieszyło. Argent pilnowała Boyda i Isaaca przed atakiem na bliźniaka oraz opanowaniem złości przez stratę Dereka. Ethan siedział z Dannym, więc mi zostało miejsce obok wilczka. Cały czas mi się przyglądał.
- Gapisz się - zwróciłam mu uwagę.
- Na twój tatuaże - przyznał Scott. - Ma jakieś znaczenie?
- Tak.
Chłopak wyciągnął rękę w stronę mojego ramienia, na którym widniał księżyc.
- Co oznacza? - zadał pytanie, przejeżdżając po nim paluszkami palców.
- Zrobiłam go, gdy zostałam prawdziwą członkinią stada. Poznałam wtedy Aidena i Ethana - wyjaśniłam, a na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech. - Też jest moim ulubionym.
- Ile miałaś lat?
- Piętnaście.
Jego mina na moją odpowiedź, była idealna. Zdziwił się, ale chyba zrozumiał.
Późnym wieczorem kierowca zatrzymał się przed jakimś starym motelem, w kótrym mieliśmy nocować, a nazywał się California.
784 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro