Rozdział 3: Nie każdy plan oznacza sukces
Wróciłam do naszej kryjówki. Byli w niej tylko bliźniacy i Kali, u której boku stała Marin Morrell, druid naszego stada.
- Gdzie byłaś? - odezwała się do mnie kobieta wilkołak wysuwając pazury u stóp.
- Załatwiałam starą sprawę - odparłam obojętnie i zmierzyłam w kierunku mojego miejsca spania.
Nie będę się jej tłumaczyć. Byłam zmęczona całym tym spotkaniem z Derekiem. Tłumaczenie mu, jakim cudem jego rodzona siostra przeżyła.
Derek nie wierząc w moje słowa, złapał się za głowę. Isaac przyglądał się mi i jemu, nie dokońca wiedząc, co powiedzieć lub zrobić. Alfa zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Czy, jak jest w szoku, to często tak reaguje? - zapytałam Isaaca.
- Zazwyczaj rozwala wszystko dookoła.
- To nie tak źle - podsumowałam.
W końcu się uspokoił i mogłam mu opowiedzieć całą historię. Corę znaleźliśmy na południu, miała tam swoje mieszkanie. Do Deucaliona przyprowadził ją Ennis. Próbowała się wyrywać. Poznała mnie. Patrzyła, jak na wroga. Zamknęli ją w jednym z pomieszczeń. Nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam do niej. Kazałam być cicho. Porozmawiałyśmy trochę. Od tamtej nocy odwiedzałam ją regularnie i pomagałam przeżyć pełnie. Może i jestem pozbawiona uczuć, ale nie dla rodziny. Razem z całym stadem i nią przenieśliśmy się do Beacon Hills, aby zchwytać Dereka. Choć nie chciałam, zrobiłam jak chciał ślepy wilkołak. Wtedy w lesie spotkaliśmy Erice i Boyda i ich porwaliśmy, co akurat było ciekawe, ale ten komentarz zostawiłam sobie.
~~~~~~
Następnego dnia Aiden mnie obudził. Musiałam w końcu ruszyć się do tej szkoły. Ubrałam się w zwykłą bordową bluzkę z dekoltem w kształcie V i do niej ciemne jeansy. Założyłam jeszcze skórzaną kurtkę. Bliźniacy dokładnie opowiedzieli mi o ptakach w sali na pierwszej lekcji. Rozbiły okna i wyrządziły nieduże szkody. Wsiedliśmy na nasze motory i ruszyliśmy do męczarni dla innych. Dla mnie było to nowe doświadczenie. Ostatnio coś podobnego działo się w Las Vegas, gdy ja i Ethan się upiliśmy oraz graliśmy w pokera. Wygraliśmy niezłą sumkę, ale Deucalion był trochę wściekły, lecz z kasy się ucieszył. Zbliżaliśmy się do budynku. Na parkinkgu zatrzymaliśmy nasze maszyny i weszliśmy do środka. Ponownie inni uczniowie patrzyli na nas zaciekawieni.
- Clare- przyjaciel hetero zwrócił się do mnie. - Nasz lider ma dla ciebie zadanie.
- Jakie? - uśmiechnęłam się zachwycona, że wierzy mi. Otworzyłam swoją szafkę, znajdującą się obok bliźniaków.
- Masz rozkochać w sobie wilczka - odpowiedział mi Ethan.
Uwielbiam tego typu zadania. Kilka takich się już zdarzyło, ale to będzie dopiero wyzwanie. Przynajmniej jest przystojny.
- Bardzo fajne zadanie - zerknęłam w prawo, z skąd przyglądał mi się Scott i Stiles.
Złapałam mojego kolegę homo za koszulę i przyciągnęłam do siebie, aby zwrócić uwagę chłopaków. Wbiłam się w jego usta i zaczęłam namiętnie całować. Bliźniak przysunął mnie bliżej pogłębiając pocałunek. Czułam, paląc wzrok ich, a zwłaszcza Stilinskiego. Jak się oderwaliśmy od siebie, widziałam zakłopotaną minę McCalla. Oblizałam usta, a potem razem z bliźniakami poszłam pod klasę. Usłyszałam jeszcze po drodze rozmowę dwóch dziewczyn, rudej i brunetki.
- Mówiłaś, że jeden jest homo - powiedziała ta druga.
- Może jest bi - zasugerowała rudowłosa.
O mało przez nie parsknęłam śmiechem. Dzwonek na lekcje zadzwonił. Ze wszystkimi weszliśmy do klasy.
~~~~~~
- Czemu ja nie wiedziałam, że szkoła jest tak męcząca - jęknełam schodząc po schodach wejściowych po zakończeniu zajęć. - Kto wymyślił matematykę?!
Aiden i Ethan szli za mną, chichocząc jak chiliderki z drużyny szkolnej. Weszliśmy na nasze cacuszka i mieliśmy już jechać, kiedy zobaczyłam Scotta. Bezwstydnie 'obczajał' mnie wzrokiem, co odziwo robił również Isaac. Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem i z chłopakami odjechaliśmy. Niby Kali oraz Ennis kazali nam wracać, ale jak to ja: lubię łamać zasady. Zaczęłam się rozpędzać. Od razu zrozumieli. Jechaliśmy dłuższą drogą. Wyprzedziłam ich dosyć sporo. Zajrzałam przez ramię, a oni mi wystawili, równocześnie, środkowe palce. Przyśpieszyłam. Czułam się, jak w biegu podczas pełni, do tego przemieniona. Wreszcie dojechaliśmy, znaczy oni za mną, rzecz jasna.
- Czujecie to, co ja? - zapytał Ethan.
Wciągnęłam powietrze nosem. Zapach, który poczułam, był znajomy.
- Na pełnię - otworzyłam szerzej oczy. - Oni tu są...
Wbiegłam do środka. Denerwowałam się, cholernie. Powietrze łykałam coraz częściej. Usłyszałam wycie. Dochodziło ono ze skarbca. Kierowałam się w tamtą stronę. Był tam Deucalion i Kali, ale potem zniknęli. Dotarłam tam, jednak nie zdążyłam.
- Gdzie jest Boyd i Cora? - zadałam pytanie.
Derek spojrzał na Scotta, a ten na tą brunetkę ze szkoły. Zapomniałam...dzisiaj jest pełnia.
- Szlak! - wrzasnęłam. - Co żeście zrobili?!
- My... - zaczął McCall, przy okazji mierzwiąc sobie włosy na mój widok, co nie umknęło jego koleżance. - Dobra, nie potrafię tłumaczyć, więc Derek...
Mój brat wskazał na siebie pytająco, a tamta dwójka tylko go zachęcała. Skrzyżowałam ręce i patrzyłam wyczekująco.
- Clare...chcieliśmy ich ratować, ale zapóźno się dowiedzieliśmy no ooo....
- Nie wiedzieliście o tym, z czego zrobione są ściany, - starałam się uspokoić - a teraz dwa wilkołaki, które od dawna nie widziały pełni, biegają o tak sobie i bardzo możliwe, że kogoś zabiją. Świetnie.
- A co z Ericą?
- Nie widziałam jej od trzech tygodni...wiem, że przenieśli ją do oddzielnego pomieszczenia - zastanowiłam się przez chwilę. - Der, idziesz ze mną.
Pociągnęłam go za sobą. Starałam się wyczuć jej zapach, ale nic. Zaglądałam w każde miejsce i nagle ją zobaczyłam. Leżała...martwa. Derek stanął obok mnie. Przejechał dłonią po twarzy. Był zdenerwowany. Podszedł do dziewczyny, wziął ją na ręce i wróciliśmy do Scotta i brunetki.
- Musimy ich jak najszybciej znaleźć - stwierdził beta - inaczej zabiją niewinnych ludzi.
864 słów
Rozdział wstawiam wcześniej, ponieważ jutro bym się nie wyrobiła. 😉😉
Jeśli ci się podoba ta książka, zostaw po sobie znak, po przez gwiazdkę i komentarz, co motywuje do dalszej pracy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro