Rozdział 16: Koniec problemów niesie ze sobą koniec nie wyjaśnień
Minęło szesnaście godzin, a oni nadal są zanurzeni. Zaczynaliśmy się niepokoić. Do tego zastanawiałam się nad Strażnikiem Nemetonu. Nie rozumiałam, o co może chodzić. Chronić jakieś stare, ścięte drzewo? Brzmi to strasznie żałośnie.
Nagle coś usłyszałam. Spojrzałam na wanny, a z nich wyłoniła się cała trójka.
- Wiemy, gdzie jest pień. Byliśmy tam, kiedy szukaliśmy ciała - powiedział szybko Scott.
- Gdy Peter cię ugryzł - dodał Stiles.
- Ja z mamą o mało nie potrąciłyśmy wtedy człowieka - oznajmiła Allison, łapiąc duże ilości powietrza.
- To byłem ja - odparł wilkołak.
- Dobra, wiemy, jak się tam dostać - widziałam, jak Stilinskiego wypełniała nadzieja znalezienia rodziców.
Mój wzrok przeniosłam na Lydię i Isaaca, a następnie na Deatona. Pozostali patrzyli na nas z niepokojem.
- Co?
- Byliście długo nieprzytomni - oznajmił Lahey.
- Jak długo? - dopytywał McCall.
- Szesnaście godzin - odparł Alan. - Za cztery wzejdzie księżyc i stracicie moce.
Jak mogłam zapomnieć, że to dzisiaj. Zaćmienie, które odbiera wszystkim nadprzyrodzone zdolności. Zapowiada się niesamowita walka.
Scott nagle się podniósł i ruszył do przodu, nie zwracając na innych uwagi.
- A ty gdzie się wybierasz? - złapałam go za nadgarstek.
- Muszę wrócić do Deucaliona. Zawarłem z nim umowę.
- Nie ma mowy! - zaprzeczyła Argent. - Deaton, on cię słucha, wybij mu to z głowy.
- Nie jestem pewien, czy to akurat taki zły pomysł - na te słowa uniosłam jedną brew do góry ze zdziwenia. - Czasem trzeba sprzymierzyć się z wrogiem. Jego możemy wykorzystać jako przynętę.
Naszą rozmowę przerwał skrzyp otwierania drzwi wejściowych. Weterynarz wyjrzał, aby sprawdzić, kto to.
- Szukam Lydii i Clare - usłuszałam głos Aidena.
Razem z truskawkowo włosą wyszłysmy do niego. Jego serce biło szybciej niż zwykle.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Musicie mi pomóc powstrzymać mojego brata i Kali - nie oznaczało to nic dobrego. - Chcą zabić Dereka.
~~~~~~
Pojechałyśmy z bliźniakiem do loftu. Coś było nie tak. Derek jakiś inny i nie chodzi mi o wygląd. Nie emanowała od niego ta sama energia, co wcześniej.
- Kali nie będzie czekała na wyrównanie sił i pojawi się tu przed zaćmieniem - poinformował Hale'ów chłopak.
- Mam uciekać? - spytał spokojnie.
- Nie, - odparł Peter - daj się rozszarpać Alfie, która ma obsesję na punkcie stóp.
- Jeśli chcesz umrzeć, to niech przynajmniej twoja śmierć coś znaczy - dodała Cora.
- Skąd wiecie, że przegram?
- My nie, ale ona tak.
Stary wilkołak wskazał na Martin. Zaczął ją wypytywać o jej odczucia, co powodowało, iż czułam się dziwnie.
- Czuję się, jakbym stała na cmentarzu - powiedziała dziewczyna w odpowiedzi.
- Cholera... - szepnęłam. - Mam pewien pomysł, ale wymaga on udziału wszystkich...
~~~~~~
Po krótkim czasie pojawiła się Kali wraz z Ethanem. Chyba naprawdę była w podłym nastroju, bo rozwaliła alarm. Dobrze, że Cora i Derek uciekli.
- Gdzie on jest?
Lydia, do której było skierowane pytanie, zerknęła na Aidena.
- Wspominał, że musiał iść na zakupy, no... - odpowiedziała.
- Wiesz, z kim rozmawiasz?
- Ona nie, ale ja tak.
Stanęłam za kobietą i pokazałam jej moje czerwone oczy.
- Clare...dawno się nie widziałyśmy, prawda?
- Pff...całe szczęście, miałam dosyć twojego odoru z nóg - trochę, znaczy bardzo, ją tym komentarzem wkurzyłam.
Już miała zamiar udzielić mi odpowiedzi, gdy niespodziewanie, w pewnym sensie, przez szklany sufit wpadła Jennifer, przy tym rozbijając go. Aiden przytulił do siebie banshee i razem usiedli pod jedną z belek podtrzymujących cały budynek. Kali zaatakowała druida, który sprytnie odbierał każdy cios. W końcu darach ją pchnęła, przez co straciła równowagę i z impetem uderzyła o ścianę. Nastepnie do walki ruszył Ethan, lecz został powalony jednym ruchem. Aiden rozerwał koszulkę, co poczynił kolejno jego brat. Zaczęli się łączyć, ale Blake ich rozdzieliła. Kali wstała po odzyskaniu trochę sił i ponownie rozpoczęła się walka po między dawnymi przyjaciółkami. Darach uniosła ręce wyżej, a z tym drgnęły odłamki szkła. Każdy kawałek uniósł się na wysokość głowy Alfy. Z ogromną siłą pchnęła je na nią, one idealnie przecięły jej skórę aż do kości. Upadła na posadzkę, tworząc dookoła siebie ogromną kałużę krwi. Była nauczycielka skierowała się w stronę Lydii. Od razu zareagowałam. Zasłoniłam sobą przyjaciółkę, żeby odebrać atak.
- Tylko spróbuj, suko - syknęłam w stronę tego potwora.
- Clare, jakże jesteś nieświadoma swoich mocy - mówiła to z takim spokojem, że powoli się denerwowałam. - Stado z Las Vegas miało cię zabić, a wyszło na odwrót. Wzmocniło twoje moce. Braciszek uratował cię, mając jedynie trzy lata, niebywałe.
- Niby.. - miała ją spytać, ale mi przerwała.
- Mam dużą wiedzę o rodzinie mojego następcy, choć szkoda, że niedoszłego - zacmokała ustami. - Twoja babka mogłaby cię wiele nauczyć.
- Ona nie żyje!
- Jesteś pewna? Czy tak powiedzieli ci rodzice, gdyż po narodzinach Jackiego już nigdy się nie pokazała?
Jaka była moja radość, kiedy bliźniacy się połączyli i naparli na nią. Jednak nie trwało to długło. Jennifer wbiła im paznokcie w szyję. Ustami płynęła spora ilość czerwonej substancji. Kobieta uderzyła mnie w twarz, robiąc głęboką ranę na policzku. Kręciło mi się w głowie oraz miałam ochotę zasnąć. Usłyszałam krzyk banshee.
Przez otwarte wejście wbiegli Derek i Cora. Siostra pomogła mi wstać i zajęła się oszołomioną Lydią.
- Pomóż mi pokonać Deucaliona - przekonywała Hale'a jędza. - Bez ciebie sobie nie poradzę.
- Nie ufaj jej, Derek - ostrzegłam go, ale nie zwracali na mnie uwagi.
- Pomóż mi go zabić, a inni przeżyją.
I zniknęli oboje. Nabrałam wątpliwości, czy McCall da radę. Ruszyłam do wyjścia.
Muszę pomóc Scottowi.
- Clarie, gdzie ty idziesz?!
Słyszałam, jak mnie wołają, ale byłam jak w transie. Nawet z tąd potrafiłam wyczuć zapach Prawdziwej Alfy.
~~~~~~~
Przemieniłam się w pełną postać, co zrobiłam ostatnio bardzo dawno temu. Chciałam jak najszybciej się tam znaleźć. Niestety, spóźniłam się. Gdy pojawiłam się tam, nadeszło zaćmienie. Wszyscy byli oszołomieni tym zdarzeniem.
- Clare? - zauważył mnie czekoladowooki. - Uciekaj!
- Ile to jeszcze osób wymówi moje imię? Skup się na obronie!
Podeszłam do niego i stanęłam obok. Na zewnątrz nie trwała już zwykła burza, a piaskowa. W niej pojawiła się darach, ale w swej prawdziwej osobie. Ryknęła głośno, aż mnie i chłopaka pchnęło do tyłu na beczki przeznaczone do przewozu ropy naftowej. Blake złapała Deucaliona. Biła go z taką siłą, aż powstała wokół głowy krwawa plama.
- Jennifer! - zawołał do niej Derek. - On nie wie, co straciłaś! Wie jedynie, ile zapłaciła Kali za zabicie swojego stada!
- Masz rację.
Druid przyłożył dłoń do oczu ślepego Alfy, a ten zaczął krzyczeć. Scott przysunął mnie do siebie i objął ramieniem, jakby bał się o mnie. Patrzyliśmy na to, jak wilkołak odzyskuje wzrok. Kobieta natomiast wróciła do swojego lepszego wyglądu. Upadłaby, gdyby nie złapał ją mój brat.
- Co się stało? - spytała.
- Uzdrowienie go kosztowało cię sporo mocy - rzekłam, podchodząc bliżej. - Jesteś osłabiona na przynajmniej kilka minut.
- Zabijcie go...
- Nie.
Była zaskoczona odmową czarnowłosego. Rzuciła się na niego. Chwyciła go za ramiona i zaczęła uderzać o metalowy przedmiot. Tracił przytomność. Cudem było to, iż właśnie minął kwadrans. Koniec zaćmienia. Suka została odepchnięta i błyskawicznie stworzyła krąg blokujący dostęp do siebie. McCall znalazł się tuż przy mnie. Przyłożył dłonie do bariery i napierał na nią. Poczęłam robić to samo. Jennifer uśmiech zszedł z buzi, gdy zrozumiała, że się nam to uda. Zerwaliśmy ochronę. Zerknęłam kątem oka na bruneta. Jego oczy były czerwone. Przestraszona Blake odsunęła się od nas.
- Zatrzymaj burzę albo cię zabiję - Scott postawił jej ultimatum. - Nie ważne, że zmieni mi się kolor oczu.
- Mój się nie zmieni - powiedział Deucalion idąc prosto na nią - Clare, ostatni raz?
- Ostatni.
Razem na przeciwko niej zatrzymaliśmy się, a także jednocześnie pazurami rozerwaliśmy gardło. Zmarła jako szkaradne stworzenie.
Widziałam, że Derek i Scott, nie mogli zrozumieć, dlaczego to zrobiłam. Potrzebowałam ostatni raz tego, aby poczuć się pewniej. Mój przyrodni brat otulił mnie swoimi ramionami. Czułam się bezpieczna i znowu kochana.
Nowy Alfa odebrał telefon, zapewne od Stilesa, a potem we trójkę zostawiliśmy te miejsce.
Koniec rytuałów. Koniec zabójstw. Koniec darach. Koniec Deucaliona. Koniec. Po prostu.
1262 słów
Zbliżamy się do końca 1 części. Został jeszcze jeden rozdział i epilog. Jeszcze w tym tygodniu powinien się pojawić rozdział 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro