Rozdział 1: Znowu Beacon Hills
7 lat po pożarze
(Clare)
Beacon Hills, kopę lat mnie tu nie było. Nic się nie zmieniło. Jak gdyby nigdy nic, jadę motorem. Dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły, na odległość można było wyczuć przyśpieszone tętno u uczniów i nauczycieli. Ja i moi dwaj towarzysze mieliśmy za zadanie obserwować w publicznym liceum pewne osoby. Zapowiada się ciekawie. Gdy znalezliśmy się przed budynkiem, bliźniacy stanęli po obu moich stronach.
- Gotowi? - na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Jak zawsze - powtórzyli mój gest i skierowaliśmy się do środka.
Pierwszy raz widziałam od tej strony szkołę. Tak, nigdy nie chodziłam do szkoły. To, oczywiście, nie znaczy że jestem jakaś niedorozwinięta. Wszędzie pełno ludzi. Będzie trzeba ogarnąć, komu mamy się przyglądać. Wystarczy wyczuć zapach innych stworzeń.
Szliśmy przez korytarz. Czułam na sobie wzrok innych, co tylko podnosiło moją pewność siebie. Kokieteryjnie przełożyłam włosy do tyłu i uroczo, fałszywie, się uśmiechnęłam. Nagle poczułam tego wilkołaka. Był to wysoki, przystojny, umięśniony brunet o czekoladowych oczach. Będzie jeszcze ciekawiej. Szturchnęłam Aidena i Ethana, aby spojrzeli tam, gdzie ja. Wyostrzyłam słuch, aby wiedzieć, o czym rozmawia z kolegą.
- Nie wierzę, że chcesz go prosić o pomoc - prychnął ten drugi.
- Stiles, Derek ma jeden na plecach, więc wie, jak go zrobić - odparł tamten.
Derek, czyli to prawda. Przeczucie było dobre. Muszę z nim jak najszybciej porozmawiać. Nie wiedzą, co ich czeka. Zatrzymałam się w miejscu. Chłopcy stanęli przede mną.
- Zrywam się - oznajmiłam im podwijając rękawy bluzki.
- Myślałem, że to ty będziesz tą pilną uczennicą - zażartował mój homo-koleżka.
- Dlaczego opuszczasz pierwszy dzień? - dodał jego brat, który akurat jest hetero.
- Mam coś do załatwienia, kryjcie mnie - powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
~~~~~~~~
Zmierzałam ku wejściu do lasu. Powinnam była znienawidzić to miejsce, ale nie potrafię, jest mi już obojętne. Nie czekając na nic, zmieniłam się w wilka, aby szybciej tam dotrzeć. Czułam bicie mego serca i adrenalinę, która nie opuszczała mnie od dawna. Nie wierzyłam, że przeżył. Musiałam spędzić kilka dni w samotności, żeby poukładać wszystko w głowie, rzucając nożami w ścianę. Dopuszczałam jedynie do siebie Kali, która była dla mnie oporą. Wytłumaczyła mi, dlaczego tak się musi stać. Zagrożenie trzeba likwidować. Patrzyłam na nią wtedy obojętnie. Ona się uśmiechała i mnie zostawiała. Miała rację, przyłączy się albo zginie.
W końcu dotarłam, dom Hale'ów, a raczej to, co po nim zostało. Wspomnienia przewinęły mi się przed oczami, ale nie dałam się ponieść emocjom. Otworzyłam z hukiem drzwi, bo po co pukać? Przecież też tu mieszkałam. Moim oczom ukazał się wysoki ciemnowłosy mężczyzna i ten koleś ze szkoły, szybki jest, bo wyszłam przed nim. Chociaż mi dłużej zajęło znalezienie tego miejsca. Jego mina na mój widok była powalająca.
- Clare... - tyle udało mu się z siebie wydusić. Brunet obok był zdezorientowany.
- Witaj Derek - uśmiechnęłam się szeroko. - Trochę czasu minęło odkąd ostatnio się widzieliśmy.
- Myślałem, że wszyscy nie żyjecie...
Przyglądał mi się bardzo uważnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ten budynek to jedna wielka ruina. W podłogach wielkie dziury, pewnie nie po jednej walce. Tapety obdarte i spalone. Interesujace, iż schody na piętro się utrzymały. Pamiętam, jak bawiliśmy się w chowanego, a one głośno skrzypiały i było słychać stukot stóp. Zauważyłam za Derekiem chłopaka. Nieprzytomny i widać było, że cierpi. Z tej odległości nie widziałam, kim jest.
- Gdzie się podziewałaś? - spytał. - Mogłaś tu wrócić...
- Derek, myślisz, że jedenastolatce łatwo było wrócić do przeszłości? Za bardzo się bałam, ale przeszło - przejechałam ręką po ramienu leżącego blonydna. Złapałam go za dłoń, aby zabrać trochę jego bólu. - Pomogli mi.
- Kto...?
Nie zdąrzyłam odpowiedzieć na pytanie, ponieważ w pokoju znalazł się kolega wilkołaka. Otworzył delikatnie usta i pytający spojrzał na pozostałych. Założyłam ręce na piersi, co tylko podkreśliło mój biust, aż ten musiał przełknąć ślinę.
- Derek, nie powiedziałeś, że masz taką śliczną koleżankę - odezwał się w końcu, a ja wywróciłam oczami na jego wypowiedź.
- To moja siostra, Stiles - syknął w jego stronę.
- Siostra? - oboje byli zaskoczeni.
- Nie do końca - roześmiałam się, przyglądając się czekoladowookiemu. - Jestem bardziej przyrodnią, znaleźli mnie w lesie.
- Wow... - uniosłam jedną brew do góry. - Znaczy... eee...
- Jesteś Stiles - podeszłam bliżej chłopaka, który się spiął przez moją bliskość. Położyłam mu dłoń na ramieniu - Nie wyczuwam nic, czyli jesteś człowiekiem, ale ty - tym razem zwróciłam się do tego bruneta - Jesteś jak ja i Derek, wilkołakiem, ale młodszym. Ile tak masz moc? Rok?
- Jak ona to... - powiedział.
- Dar - odparłam. - Jak się nazywasz?
- Scott McCall...
- Zgaduję, że to również jeden z naszych - wskazałam na zranionego. Widziałam teraz dobrze. To ten Isaac, którego wcześniej ścigali Aiden i Ethan. - Twoja beta, bratku.
- Kto cię uratował? - Hale zmienił temat. - Kogo stałaś się betą?
- Nie jestem betą - warknęłam, a oczy zmieniły się z zielonych na czerwone. Scott i Stiles patrzyli zszokowani na Dereka. - Jestem Alfą, Prawdziwą Alfą.
775 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro