Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Po południu Sophie leżała na łóżku delikatnie gładząc psa ręką. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Wszystkie lekcje odrobiła dawno temu. Zajęła się tym od razu po obiedzie, który był zostawiony dla niej w lodówce. Chciała bardzo wyjść z mieszkania, aby pozwiedzać okolice. Wiele słyszała o Nowym Yorku. Pragnęła poznać każdy zakamarek tego wielkiego miasta. Niestety musiała poczekać na Agnes i Tony'ego, którzy zostali dłużej w pracy przez jakąś awarię. Opiekun napisał jej o tym podczas powrotu do domu przy okazji pytając jak minął pierwszy dzień szkoły. Trochę zasmuciła ją ta wiadomość. Dzień wcześniej padła obietnica, że pójdą wspólnie na dłuższy spacer oraz przy okazji zahaczą o dobrą lodziarnie. No cóż, czasami tak bywa.

Soph leżała jeszcze kilka minut, dopóki nie zawibrował jej telefon. Sięgnęła na półkę obok łóżka przerywając głaskanie psa. Mars od razu poderwał głowę do góry zawiedziony końcem pieszczot. Dziewczyna spojrzała w urządzenie. Okazało się, że napisała do niej Courtney. Uśmiech rozgościł na jej twarzy. Zadowolona była z wiadomości od przyjaciółki z sierocińca. Dziewczyny długo ze sobą pisały. Sophie odpowiedziała o swoim dniu, nowym domu i ludziach, których poznała. Oczywiście nie pominęła historii z krążkiem w roli głównej. Niestety nadeszła chwila kiedy Court musiała kończyć, jednak obiecała, że zadzwoni do niej jutro wieczorem.

Blondynka postanowiła coś porobić. Wyszła ze swojego pokoju. Miała ochotę przejść się po mieszkaniu. Chciała lepiej poznać to miejsce. Liczyła, że trafi na jakieś wspólne zdjęcia swoich opiekunów. O dziwo nie zauważyła niczego takiego. Raczej lokum zdobiły różnorakie obrazy niż fotografie. Trochę zaczęło ją to zastanawiać. Kochająca się para powinna mieć pełno zdjęć. Jednak tutaj ich brakowało. Ogólnie niedużo wiedziała o Tony'm i Agnes. Ignorowali niektóre jej pytania dotyczące pracy czy przeszłości. Kusiło ją wejść do biura dorosłych. To było jedyne pomieszczenie, w którym jeszcze nie była. Sophie pewnie ruszyła w stronę odpowiednich drzwi. Miała właśnie chwytać za klamkę lecz przerwał jej głośno ujadający Mars. Szczekał na nią. Dziewczyna zdziwiła się tym zjawiskiem. Jednak zignorowała zwierze i nacisnęła na klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.

- Zamknięte. – Mruknęła do sobie. – Ciekawe gdzie są klucze.

Zaciekawiło ją to pomieszczenie. Powinno coś ważnego się tam znajdować, skoro jest zamknięte. Postanowiła dzisiaj odpuścić i ruszyła do salonu. Mars szedł tuż za nią, już nie szczekał. Sophie spojrzała na zegar. Wskazywał godzinę 18:00. Tony i Agnes powinni już być.

- Nie będę tutaj sama siedzieć. – Powiedziała do siebie lekko zirytowana.

Chwyciła za swój plecak. Ze stołu w kuchni zabrała klucze i wyszła z mieszkania. Założyła słuchawki. Muzyka ją bardzo relaksowała. Postanowiła iść przed siebie, nie do końca zwracała uwagę jak idzie. W końcu dotarła do bramy parku. Szła alejkami w poszukiwaniu miejsca na odpoczynek. Dopiero przy fontannie znalazła pustą ławkę. Rozsiadła się wygodnie. Wyjęła notes i zaczęła szkicować.

Tymczasem całkiem niedaleko dwójka braci szła na spotkanie ze swoimi przyjaciółmi w skateparku. Ustalili, że chwilę pojeżdżą na deskach, a później pójdą na pobliski dach jednego z bloków. Lubili tak spędzać wieczory. Chłopaki już widzieli miejsce spotkania, gdy nagle drogę zajechał im blondyn na deskorolce. Był to Mike.

- Ty durniu! Gdzie masz oczy?! – Od razu zareagował młodszy z braci.

- Co tak wolno panowie? Macie strasznie żółwie tępo. – Odrzekł blondasek wystawiając język. Doskonale wiedział jak sprowokować kolegę.

Dominic od razu ruszył w pościg zostawiając brata samego. Ten z kolei wolał spokojnie dojechać na miejsce. Mimo odległości doskonale słyszał zirytowanego Dom'a i uradowanego Mike'a.

Dojeżdżając zastał bardzo częsty widok. Blondasek był przyszpilony do ziemi przez „agresora" grupy. Sam głośno dopingował wygrywającemu chłopakowi, natomiast April patrzyła na to wszystko z lekkim załamaniem.

- Cześć Leo! – Rudowłosa przywitała się z nowoprzybyłym ignorując resztę.

- Hej Ap, gdzie masz chłopaka? – Zapytał wysoki brunet widząc, że brakuje jeszcze jednego towarzysza.

- Spóźni się dzisiaj. Musiał zostać dłużej w szkole o jakiś projekt. - Odrzekła zawiedziona. Po czym dodała – liczę, że dzisiaj trochę potrenujemy.

- Jasne, pokażę ci dzisiaj kilka nowych ruchów, a później może jakiś sparing. Co ty na to? – Zapytał koleżanki. 

- Czekam z niecierpliwością. – Nie potrafiła ukryć zadowolenia.

W tym czasie Dom odszedł od Mike'a. Skoro przyszli do skateparku to warto trochę pojeździć na deskorolce. Chłopaki rozgrzali się. Podjechali do najbliższej rampy i zaczęli wykonywać różne triki. Przechodzili od tych najprostszych do coraz trudniejszych. Jedynie Leo został dalej rozmawiając z April. Chwilę później przyszedł zdyszany Aaron. Ewidentnie się śpieszył. Wracał prosto ze szkoły co sugerował plecak na plecach. Chłopak pocałował rudowłosą w usta i usiadł obok towarzyszy. Odetchnął.

- Sorki za spóźnienie. – Brunet uspokoił oddech. - Musiałem dokończyć projekt z chemii. Te nieroby nic nie robią! Całą robotę odwalam ja!

- To oddaj to sam. Olej ich. – Stwierdził Leo.

- Łatwo ci mówić. Masz jakieś materiały? Miałeś z tym gościem. – Olśniło chłopaka.

- Kurcze nie wiem. Muszę sprawdzić. To było dawno.

Dyskusje na temat projektu z chemii przerwali im przyjaciele, którzy właśnie zeszli z rampy. Przywitali się z Aaron'em i usiedli obok grupy.

- Nie idziecie na deskę? Mam nowy trik! – Oznajmił uradowany Mike. – No padniecie jak go zobaczycie!

- Ja pass. Kolano trochę doskwiera. – Posmutniał Leo. Od wypadku miewał co jakiś czas z nim problemy.

- Stary... Znowu? – Jones marudził za co dostał w tył głowy od Dom'a.

- Ej, chodźmy już na dach skoro się skończyliście. – April dołączyła do dyskusji.

Chłopcy przytaknęli. Podobał im się pomysł dziewczyny. Najczęściej chodzili do swojej kryjówki, ale eksplorowanie dachów też należało do ciekawych zajęć. W sumie robili tam to samo co w swoim sekretnym miejscu – trenowali, grali w gry jak i pili. Lubili ze sobą spędzać czas. Nigdy nie było nudno.

Ruszyli na dach żywo dyskutując. Co jakiś czas padał żart ze strony wesołka – Mike'a. Każdy się zaśmiał. Uwielbiali humor blondaska. Zawsze rozweselał całą grupę. Droga minęła im bardzo szybko. Chwilę później byli gotowi do swojego codziennego treningu, który prowadził Leonardo.

Dochodziła godzina 22, a Sophie dalej siedziała w parku. Nie spodziewała się tej godziny, jeszcze niedawno było jasno. Szybko zebrała swoje rzeczy. Wiedziała, że już dawno powinna być w domu. Pospiesznym krokiem wyszła z parku. Chciała uruchomić nawigację, żeby się nie zgubić. Jednak jej telefon był praktycznie rozładowany. Słuchanie muzyki wykończyło urządzenie. Musiała polegać na swojej intuicji. Próbowała przypomnieć sobie drogę do domu. Nie wychodziło to najlepiej. Po kilku minutach szła jakąś węższą uliczką, gdzie ruch był zdecydowanie mniejszy. Wiedziała, że się zgubiła. Czuła lekki niepokój.  Nagle ktoś jedną ręką zakrył jej usta, a drugą złapał za talię. Nieznajomy ciągnął dziewczynę do ciemnego zaułka między blokami. Soph chciała krzyczeć, lecz napastnik to uniemożliwił. Szarpała się. W alejce zobaczyła jeszcze 3 innych mężczyzn. Mieli na sobie ciemne ubrania, a ich twarze zasłonięte były fioletowymi maskami.  Wiedziała jak się bronić, Sam przygotowywał ją na takie sytuacje. Jednak w tym przypadku strach opanował dziewczynę. Była bezsilna, szarpanie nie pomagało. Napastnik okazał się zbyt silny.

Na szczęście dla Soph, szóstka przyjaciół siedziała na dachu jednego z bloków i zauważyła całe zdarzenie.

- Ruda, czy to nie ta nowa laska ze szkoły? - Pierwszy zareagował Jones.

- Tak! Trzeba jej pomóc! Szybko! - April wydała rozkaz. Chłopaki bez słowa sprzeciwu pobiegli w stronę schodów przeciwpożarowych, po których sprawnie zbiegli.

Chwilę później byli na dole. Napastnicy zauważyli towarzystwo, jednak nie zrobiło to na nich wrażenia. Zaśmiali się pod nosem wyciągając ukryte pod kurtkami noże. Wiedzieli, że zaraz nadejdzie walka. Byli nawet pewni swojej wygranej mimo braku przewagi liczbowej. Jednak nie mieli świadomości, że nowo przybyli są wyszkoleni w sztukach walki. W końcu jeden z napastników rozpoczął bitwę szarżując na Mike'a. Reszta ruszyła za nim. Sophie skuliła się, strach dalej ją trzymał. Nie była w stanie trzeźwo myśleć.

Minęło zaledwie pięć minut, a napastnicy obici uciekali z zaułka. Chłopcy szybko poradzili sobie z problemem. Potraktowali to jak zwykły trening. Oprawcy nawet nie byli w stanie zadać im jakiegokolwiek ciosu. Okazało się, że należą do znanego gangu o nazwie „Fioletowe Smoki". Można było ich poznać po charakterystycznych fioletowych dodatkach. Najczęściej kurtkach bądź maskach. Grupa przyjaciół już kilka razy natrafiła na tych ludzi. Ich spotkania zazwyczaj kończyły się tak jak to dzisiejsze.

Soph dalej siedziała skulona. Dopiero teraz dochodziła do niej ta cała sytuacja. Grupa przyjaciół stała lekko z boku. Zastanawiali się co zrobić z dziewczyną. Podejść i porozmawiać czy może poczekać aż blondynka poukłada sobie wszystko w głowie. W końcu Dominic nie wytrzymał. Irytowało go zachowanie Sophie. „Ileż można przeżywać" – pomyślał. Czarnowłosy szybko tracił cierpliwość. Chciał to mieć za sobą i wrócić do domu. Niestety podszedł do wystraszonej dziewczyny od tyłu chwytając ją za ramię. Ta w odwecie szybko się odwróciła uderzając z całej siły chłopaka w policzek. Przez ten niespodziewany ruch Dompadł na ziemię z obolałą twarzą. Każdy patrzył zszokowany na to co właśnie zaszło.Jones aż musiał przetrzeć oczy. Niełatwo powalić taką kupę miecha jaką jest Dominic.Na sparingach dla niektórych stanowiło to duży problem.

- Kim jesteście?! – Warknęła blondynka przyjmując obronną postawę.

- Spokojnie, po co tyle agresji dziewczyno, co? – Pierwszy odpowiedział najmłodszy z grupy.

- Kurwa! Zabije ją. – Dom wstał z ziemi. Ruszył w stronę Soph chcąc aby zapłaciła za to co mu zrobiła.

- Hola, hola. Uspokój się trochę. – Leonardo stanął na drodze brata zasłaniając dziewczynę. Musiał załagodzić jakoś tą sytuację. Zadał pytanie nieznajomej. – Nie zrobiłaś tego celowo, prawda?

Ta pokręciła głową twierdząco. Nie miała świadomości co zrobiła. Wtedy jeszcze była w amoku. Dopiero po uderzeniu wróciły jej zmysły. Dom tylko splunął krwią na ziemie i odszedł pod ścianę. Leo odetchnął, kiedy jego brat odpuścił.

- Sophie spokojnie. Chłopaki nic ci nie zrobią. To nasi przyjaciele. – April wyszła przed towarzyszy ukazując się szarookiej.

- Co wy tutaj robicie? – Blondynka była zdziwiona widokiem koleżanki z klasy. Jednak jej obecność ją rozluźniła. W końcu opuściła gardę.

- Jutro w szkole ci wszystko wyjaśnimy. Obiecuję. – Rudowłosa położyła rękę na sercu. – Teraz proszę poznaj moich przyjaciół.

Wzięła Soph za rękę i podeszła do pierwszego chłopaka. Był wysokim, krótko przyciętym brunetem o szafirowych oczach. Miał na sobie błękitną bluzę oraz czarne rurki.

- To jest Leo, lider naszej grupy. – Chłopak podał rękę blondynce. Ta uścisnęła ją wpatrując się w oczy bruneta. W tym kolorze było to coś. Nie mogła odciągnąć od nich wzroku.

- Dalej mamy Aaron'a, to mój chłopak. – April pociągnęła koleżankę w stronę najwyższej osoby w zespole. Ponownie brunet, włosy miał zaczesane do tyłu. Oczy były w kolorze piwnym. Nosił duże, okrągłe okulary.

Aaron skinął głową w stronę Soph. Rudowłosa chciała przedstawić kolejnego członka grupy, jednak ten postanowił zrobić to sam.

- A przed tobą kłania się jedyny i niepowtarzalny Michael Lucas Forto. – Jak powiedział tak zrobił. Chłopak był wzrostu April. Jego kręcona, blond czupryna nachodziła mu lekko na błękitne oczy. Wyglądał bardzo młodo.

- Miło mi Michael. – Odpowiedziała z uśmiechem blondynka.

- Wystarczy Mike. A ten pod ścianą co mu przydzwoniłaś to Dominic. Nie przejmuj się jego humorkami. Bywa dość nerwowy. – Owy chłopak miał zielone oczy oraz krótkie czarne włosy. Był bardzo umięśniony. W jego uszach można było dostrzec srebrne kolczyki.

- Przepraszam za to uderzenie. – Soph postanowiła przeprosić. Nie zrobiła tego specjalnie. Jednak Dom burknął coś pod nosem. Ewidentnie jeszcze się gniewał.

- Dobra grupo, chyba pora wracać do domu. Emocjonujący to był wieczór. – Zadecydował Leo po czym spojrzał na blondynkę. – Znasz drogę?

- Niestety nie, zgubiłam się. – Przyznała spuszczając wzrok w dół.

- My ją odprowadzimy. – Zaoferowała swoją pomoc April z Sam'em.

- Pójdę z wami. – Aaron szybko dopowiedział. Zamierzał spędzić jeszcze chwilę czasu z dziewczyną. Chciał wiedzieć, że doszła bezpiecznie do domu.

Grupa pożegnała się. Każdy poszedł w swoją stronę. Trójka chłopaków ruszyła na deskorolkach. Oczywiście musieli dopiec Dominic'owi, że powaliła go dziewczyna.Większy zespół odprowadził Soph pod odpowiedni blok. Dziewczyna szybko pobiegła po schodach do odpowiedniego mieszkania.

W tym czasie idąc w stronę domku April, Aaron postanowił zadać pytanie.

- Ap, dlaczego nie ufasz Sophie? Wydaje się miła?

- Wiesz co, ciężko mi to wytłumaczyć. – Zamilkła, chciała dobrze dobrać słowa. – Jakby czuję od niej dziwnie bijącą aurę. Coś jest z nią nie tak. Poczułam to od razu jak ją zobaczyłam.

- Rozumiem. Jednak może warto dać jej szansę? – Dociekał brunet.

- Wiesz, że moje przeczucia się zawsze sprawdzają. Jest tak odkąd wyszłam z Golden Soul.

- Wiem słońce. – Aaron przytulił swoją dziewczynę i pocałował czule w czoło.

W końcu doszli pod blok April. Rudowłosa pożegnała się przytuleniem z chłopakami. Byli jej bliscy. Sam'a poznała w dzieciństwie, a Aaron'a darzyła silnym uczuciem. Oczywiście panowie bywają o siebie zazdrośni. Na początku usilnie ze sobą rywalizowali o względy Ap. Jednak to brunet zdobył serce dziewczyny.

Chłopaki poczekali, aż ruda zniknie w klatce schodowej budynku. Uścisnęli sobie dłonie i ruszyli w swoje strony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro