Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

EPILOG

- Jestem z ciebie dumna – Eva wpatruje się we mnie, po czym wpija się w moje usta. Wiem, że wzrok wszystkich jest na nas skupiony i strasznie mnie to bawi.

- Nie, że coś Eva, ale skończenie liceum to nic wielkiego, skoro taki idiota jak Chris tego dokonał – słyszę za sobą głos Williama i mam ochotę przewrócić oczyma.

Eva odsuwa się ode mnie i poprawia swoją granatową sukienkę. Koło niej staje mój ojciec, który wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją, by mieć za sobą całą tę szopkę. Sztywne i nieszczere gratulacje spływają po mnie jak po kaczce. Przyglądam się swoim kumplom i dociera do mnie, że to już koniec. Skończyliśmy szkołę i przestajemy być Penetratorami. Jasne, że legenda zostanie, ale to już nie to samo. Nie lubię rozmyślań i pieprzonych filozoficznych wywodów, ale nigdy nie sądziłem, że moje życie się tak potoczy. Ten rok był jednym wielkim zawirowaniem. I to wszystko przez jedną, niepozorną i cholernie seksowną Evę Mohn, która wpatruje się we mnie z uśmiechem, który znam aż za dobrze. Wiem, że chciałaby już wrócić do domu, gdzie moglibyśmy być sami, ale na to się nie zanosi. Dzisiaj nasza pożegnalna impreza. W sumie to impreza Williama, ale jakby nie było, wszyscy się żegnamy. Spoglądam na Mangussona, który szuka wzrokiem Noory i wiem, że będę za nim tęsknił. Okej, wyjeżdża tylko na wakacje, ale mimo wszystko. Co nie zmienia faktu, że dalej mam ochotę go wykastrować za to, co odstawił razem z przyjaciółkami Evy. Okazało się, że wielki wyjazd do Londynu i kłótnia dziewczyn, były skrupulatnie zaplanowane. To wszystko miało na celu to, żebym w końcu się zszedł z Evą. Jakby nie patrzeć, to trochę nam pomogli, ale większość i tak musieliśmy zrobić sami. O ile ja pogodziłem się z Williamem, tak nie mogę tego powiedzieć o Evie i Vilde. Eva robi wszystko, by nie przebywać w towarzystwie blondynki, co w jakimś stopniu rozwala całą ich paczkę. Jeśli mam być szczery, kompletnie nie wiem, czy te dwie się w końcu dogadają.

*

- Mogłabyś się pośpieszyć? - Przewracam oczyma i spoglądam na zegarek.

- Przepraszam, ale nie wszyscy potrafią tak szybko chodzić – sarkastyczny ton Evy sprawia, że się uśmiecham.

- Dochodzić? - Odwracam się do niej i pokazuję jej język.

- Ty nie masz z tym problemu, to fakt – parska, a ja się zatrzymuję.

- Doigrasz się Mohn – chwytam ją za biodra i przyciągam do siebie. - Jakbyś tak mniej mówiła i skoncentrowała się na chodzeniu, to już byśmy byli na miejscu.

- Mogłeś mi powiedzieć, że większość trasy będzie pod górę – marszczy czoło.

- Jesteśmy w Szwajcarii, czego się spodziewałaś – wybucham śmiechem i całuję ją w czoło. - Gdybyś uważała na geografii, to byś wiedziała co i jak – parskam.

- Odpuść sobie, wiesz? Dopiero co skończyłam liceum i mam prawo być bezmózgowcem. Daleko jeszcze?

- Brzmisz jak osioł ze Shreka.

- Jeszcze jedno słowo Schistad i znów będziesz singlem – unosi do góry brew i zadziornie się uśmiecha.

- Nie wytrzymałabyś beze mnie za długo Mohn – puszczam do niej oko. - Już naprawdę niedaleko, chodź – wyciągam do niej rękę, za którą dziewczyna mnie chwyta.

Idziemy w ciszy, co jest u nas rzadkością. W końcu dochodzimy do miejsca docelowego i się uśmiecham.

- Serio Chris? - Eva przygląda mi się z niedowierzaniem. - Zabrałeś mnie do innego kraju, gdzie musiałam przejść kilka kilometrów, by pokazać mi ławkę z dość ładnym widokiem? - Unosi brwi. - U nas też są ławki, jakbyś nie wiedział.

- Ta jest inna – spoglądam na nią i ciągnę ją w kierunku kilku drewnianych desek. Dziewczyna siada obok mnie, a ja uważnie przyglądam się drewnu.

- Co ty robisz?

- Cii – uciszam ją, licząc, że jakimś cudem, rzecz, której szukam, przetrwała. Przejeżdżam palcem wzdłuż deski i znajduję to, czego szukałem. Uśmiecham się do siebie jak szalony i spoglądam na Evę, która przygląda mi się z troską. - Widzisz, co tutaj jest? - Pytam dziewczynę, wskazując palcem miejsce, które przed chwilą znalazłem.

Eva się schyla i mruży oczy.

- A. C. S. ? - Patrzy na mnie zdezorientowana.

- Alice, Chris Schistad – uśmiecham się do niej.

- Byłeś tutaj z Alice? - Patrzy na mnie zszokowana.

- Byłem – przyciągam ją do siebie. - W ostatnie wakacje, które spędziliśmy razem – wzruszam ramionami. - Wylądowaliśmy tutaj przez kompletny przypadek, ale z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że to nie był przypadek.

- Jak to?

- Alice była jak Szwajcaria. Kompletnie nie pasowała do naszej rodziny. Ojciec despota, matka wariatka i ja – wybucham śmiechem. - Alice próbowała zażegnać każdy konflikt, który tylko się pojawiał. Za wszelką cenę chciała, by nasza rodzina się nie rozpadała. Tak naprawdę, to ona była ogniwem, które nas łączyło – przygryzam wargę i wpatruję się w panoramę Genewy.

- Bardzo za nią tęsknisz? - Spogląda na mnie ze smutkiem. - Przepraszam, to głupie pytanie.

- Tęsknię, ale mniej niż kiedyś.

- Dlaczego?

- Bo mam ciebie – uśmiecham się do niej i z zaskoczenia ją całuję. - Jesteś do niej podobna. Nie wizualnie, ale z charakteru. W jakiś chory sposób, przy tobie czuję się jak przy niej i to jest dobre uczucie.

- Jak do tego doszło? - Delikatnie się ode mnie odsuwa. - Jak to się stało, że razem z Williamem zdobyliście taką popularność?

- Przez Alice – wybucham śmiechem.

- Jak to? - Przygląda mi się uważnie.

- Alice była ode mnie starsza o sześć lat. Wylądowała w Nissen, gdzie była jedną z najpopularniejszych dziewczyn. Była pierwszakiem, a spotykała się z trzecioklasistą – puszczam do Evy oko, a ona się uśmiecha. - Wkręcała nas na imprezy, mimo że byliśmy młodsi. Wyobraź sobie trzynastoletniego mnie i Williama w gronie licealistów – wybucham śmiechem. - Ratowało nas to, że byliśmy od Alice i że byliśmy przystojni. Koleżanki Alice na nas leciały a były od nas starsze. Jej znajomi nas znali i gdy przyszedłem z Williamem do Nissen, już mieliśmy znajomości i opinię, bo byliśmy od Alice. W tym aspekcie nazwisko Schistad coś znaczyło i otwierało nowe możliwości. Gdy umarła, coś we mnie pękło. I jak beznadziejnie to zabrzmi, odnoszę wrażenie, że mnie skleiłaś Mohn – puszczam do niej oko, a ona wybucha śmiechem.

- Co ja z tobą zrobiłam Schistad – kręci głową.

- Człowieka – parskam.

- Z tym bym się kłóciła – pokazuje mi język. - Strasznie tutaj cicho. - Rozgląda się, po czym kładzie głowę na moim ramieniu.

- Gdzie widzisz siebie za pięć lat? - Pytanie wyskakuje z moich ust.

- Nie wiem. Nawet nie wiem, co będę robiła jutro, więc nie zadawaj mi takich pytań.

Szwajcarskie powietrze na mnie źle działa. Czuję się totalnie obnażony i nie wiem, czy tak powinno być.

- Ale chciałabym być przy tobie – jej głos jest cichy. - Jutro i za te pięć lat – dodaje, a ja się uśmiecham.

- Myślałaś kiedyś o ślubie? - Dziewczyna gwałtownie się ode mnie odsuwa.

- Co? - Patrzy na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

- Spokojnie, nie oświadczam ci się – wybucham śmiechem. - Po prostu jestem ciekaw, co myślisz na ten temat.

- Kiedyś chciałam wziąć ślub. Marzyłam o idealnej sukni, piosence do pierwszego tańca i tak dalej. A potem moi rodzice się rozwiedli i wizja małżeństwa dla mnie umarła – wybucha śmiechem.

- Do czego chciałaś tańczyć? - Przyglądam się jej z rozbawieniem.

- Nie powiem, bo będziesz się śmiał – krzyżuje dłonie na piersiach.

- Nie będę, słowo harcerza.

- Nie byłeś harcerzem Chris.

- Ale chciałem – wybucham śmiechem. - No powiedz!

- Do Heaven Bryana Adamsa. - Mówi, po czym spuszcza głowę.

- Nie znam – patrzę na nią z rozbawieniem.

- Co takiego?! Jak możesz tego nie znać! Te słowa, ta melodia i głos Bryana – patrzy w niebo – chyba właśnie doszłam na samą myśl o tej piosence – wybucha śmiechem. - Teraz poważnie zastanawiam się, czy nasz związek ma sens Schistad, skoro nie znasz takich klasyków.

- Musisz mi to wybaczyć – całuję ją w czoło.

*

- Cieszysz się, że zobaczysz swoich znajomych? - Z łazienki dobiega mnie głos Evy.

- Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą.

- No wiesz co? - Dziewczyna wchodzi z pomieszczenia, poprawiając włosy, które spięła w wysoki kucyk.

- Część z nich i tak spotykam na uczelni czy gdzieś tam. Nie wiem, czemu się tak ekscytujesz.

- Bo to 170 – te urodziny Nissen i wszyscy absolwenci się zjadą – Eva patrzy na mnie z podekscytowaniem.

- Wiesz, że wcale tak nie będzie – przewracam oczyma. - Starsze roczniki, już miały spotkanie, tylko nasze roczniki będą miały tę nieszczęsną imprezę.

- Czemu tak zrzędzisz? - Patrzy na mnie i zakłada ręce na biodra.

- Po co mam wracać do szkoły, skoro już ją skończyłem – przewracam oczyma. - Zresztą ty też się cieszyłaś, że ją skończyłaś, a kilka miesięcy później do niej wracasz z uśmiechem na twarzy. Co z tobą jest nie tak? - Wybucham śmiechem.

- Cieszę się, że zobaczę swoich znajomych. Mów co chcesz, ale na pewno masz mnóstwo wspomnień związanych zNissen?

- Niby tak – odpowiadam bardziej do siebie.

Jestem cholernie zestresowany. Chciałbym, żeby było już po wszystkim, ale jednocześnie chcę, by ten moment w ogóle nie nadszedł. Eva wyczuwa mój dziwny nastrój i nie odzywa się do mnie przez całą drogę do Nissen. Wchodzimy do budynku, który został udekorowany jakimiś paskudnymi balonami i kierujemy się do stołówki. Po drodze zahaczam o łazienkę, gdzie próbuję się uspokoić. Dwa głębokie wdechy, dwa wydechy i jedziesz Schistad. Nic złego nie może się stać. Kto ma dać radę jak nie ty. Doganiam Evę, która zawzięcie dyskutuje o czymś z Noorą a William rzuca mi rozbawione spojrzenie. Mam ochotę ukręcić mu kark, bo wiem, że jawnie i perfidnie się ze mnie nabija. Żałuję, że cokolwiek mu mówiłem. Wchodzimy na stołówkę, z której zrobiono salę balową i mam ochotę się roześmiać. Za dnia wpieprza się tu rozgotowane ziemniaki, a wieczorem urządza pieprzone norweskie Oscary. Zajmujemy wyznaczone miejsce i mam ochotę wy dźgać sobie oczy. Eva rzuca mi zirytowane spojrzenia, bo chciałaby pójść zatańczyć, ale to jeszcze nie pora Mohn. Odrobinę cierpliwości. Sięgam po szklankę z jakimś sokiem, gdy do moich uszu dochodzą pierwsze takty Bad Romance Lady Gagi. Z prędkością światła chwytam Evę za rękę i wyciągam ją na parkiet.

- Co ty wyprawiasz? - Przygląda mi się ze złością. - Oblałeś mnie sokiem Chris. Muszę iść to przetrzeć.

- Za chwilę – mówię i przyciągam ją do siebie.

- Będę miała plamę Chris – Eva jęczy, ale obejmuje moją szyję.

- Kupisz sobie nową kieckę, nie marudź.

- Jesteś okropny – kręci głową. - Nie wiedziałam, że lubisz Lady Gagę.

- Nie lubię.

- Więc czemu tańczymy do jej piosenki? - Patrzy na mnie zdezorientowana.

- Bo miałem taki kaprys. Tańcz.

Dziewczyna wzdycha i rezygnuje z dalszej rozmowy ze mną, co szczerze mówiąc, jest mi na rękę. Piosenka dobiega końca i Eva chce się ode mnie odsunąć, ale jej nie pozwalam.

- Chris? - Patrzy na mnie i marszczy czoło. - Co się z tobą dzisiaj dzieje?

Z głośników lecą pierwsze takty piosenki i Eva wytrzeszcza oczy.

https://youtu.be/KEVKVR6Nm2c

- Kochanie, jesteś wszystkim, czego chcę, kiedy leżysz tutaj w moich ramionach – szepcę do ucha Evy, która wciąż nie wie, co się dzieje. - Nie musimy brać ślubu Mohn – ściszam głos – ale chcę, żebyś była ze mną już do końca. To, co szturcha cię w biodro to pudełko z pierścionkiem, a nie coś innego – parskam, a dziewczyna idzie w moje ślady. - Nie uklęknę przy wszystkich, bo nigdy nie lubiliśmy się afiszować ze swoim związkiem. Ale sama powiedziałaś, że mamy mnóstwo wspomnień z Nissen i chcę, by to było jednym z nich. Jeśli miałbym być dokładniejszy, to musiałabym ci się oświadczyć w twojej kuchni, bo tam cię pierwszy raz zobaczyłem. Ale chyba właśnie tutaj, na tej przeklętej i zazwyczaj śmierdzącej czymś do jedzenia stołówce zrozumiałem, że jesteś dla mnie stworzona Mohn. Dlatego byłbym niezmiernie zadowolony, gdybyś była taka dobra i zgodziła się zostać moją żoną – puszczam do niej oko i dostrzegam łzę spływającą po jej policzku. - Eva nie płacz, bo jeszcze pomyślą, że cię zdradziłem czy coś – parskam nerwowym śmiechem.

- Zaplanowałeś to wszystko, prawda? - Przygląda mi się uważnie. - Zresztą, po co pytam – parska. - Jesteśmy za młodzi Chris – kręci głową – wiesz, że cię kocham, prawda?

- Wiem – uśmiecham się do niej. - Już ci mówiłem, że nie musimy brać ślubu. Po prostu chcę mieć w życiu coś pewnego.

- Nie rozumiem?

- Ty. My. To sprawia, że stąpam po ziemi, a nie jestem namiastką człowieka. Po prostu bądź moja bądź przy mnie i noś pierścionek, przez który przez najbliższe kilka miesięcy nie będziemy jedli – wybucham śmiechem.

- Skoro tak stawiasz sprawę – puszcza do mnie oko – to bardzo chętnie Schistad. Czuj moją łaskę – próbuje udawać, że jest spokojna, ale widzę w jej oczach mieszankę emocji.

- Więc zapytam jeszcze raz Mohn, bo zeszliśmy z tematu. Chcesz, żeby najlepsza partia w Oslo była twoim narzeczonym? – unoszę brwi i staram się nie roześmiać.

- Tak – uśmiecha się do mnie, po czym mnie całuje.






_____

Odnoszę wrażenie, że z każdym rozdziałem było coraz gorzej i całkowicie zniszczyłam tą historię i postać Chrisa, ale musicie mi to wybaczyć ;) I tak Give me love kończy się na dobre, dzięki za wszystko! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro