EPILOG
- Jestem z ciebie dumna – Eva wpatruje się we mnie, po czym wpija się w moje usta. Wiem, że wzrok wszystkich jest na nas skupiony i strasznie mnie to bawi.
- Nie, że coś Eva, ale skończenie liceum to nic wielkiego, skoro taki idiota jak Chris tego dokonał – słyszę za sobą głos Williama i mam ochotę przewrócić oczyma.
Eva odsuwa się ode mnie i poprawia swoją granatową sukienkę. Koło niej staje mój ojciec, który wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją, by mieć za sobą całą tę szopkę. Sztywne i nieszczere gratulacje spływają po mnie jak po kaczce. Przyglądam się swoim kumplom i dociera do mnie, że to już koniec. Skończyliśmy szkołę i przestajemy być Penetratorami. Jasne, że legenda zostanie, ale to już nie to samo. Nie lubię rozmyślań i pieprzonych filozoficznych wywodów, ale nigdy nie sądziłem, że moje życie się tak potoczy. Ten rok był jednym wielkim zawirowaniem. I to wszystko przez jedną, niepozorną i cholernie seksowną Evę Mohn, która wpatruje się we mnie z uśmiechem, który znam aż za dobrze. Wiem, że chciałaby już wrócić do domu, gdzie moglibyśmy być sami, ale na to się nie zanosi. Dzisiaj nasza pożegnalna impreza. W sumie to impreza Williama, ale jakby nie było, wszyscy się żegnamy. Spoglądam na Mangussona, który szuka wzrokiem Noory i wiem, że będę za nim tęsknił. Okej, wyjeżdża tylko na wakacje, ale mimo wszystko. Co nie zmienia faktu, że dalej mam ochotę go wykastrować za to, co odstawił razem z przyjaciółkami Evy. Okazało się, że wielki wyjazd do Londynu i kłótnia dziewczyn, były skrupulatnie zaplanowane. To wszystko miało na celu to, żebym w końcu się zszedł z Evą. Jakby nie patrzeć, to trochę nam pomogli, ale większość i tak musieliśmy zrobić sami. O ile ja pogodziłem się z Williamem, tak nie mogę tego powiedzieć o Evie i Vilde. Eva robi wszystko, by nie przebywać w towarzystwie blondynki, co w jakimś stopniu rozwala całą ich paczkę. Jeśli mam być szczery, kompletnie nie wiem, czy te dwie się w końcu dogadają.
*
- Mogłabyś się pośpieszyć? - Przewracam oczyma i spoglądam na zegarek.
- Przepraszam, ale nie wszyscy potrafią tak szybko chodzić – sarkastyczny ton Evy sprawia, że się uśmiecham.
- Dochodzić? - Odwracam się do niej i pokazuję jej język.
- Ty nie masz z tym problemu, to fakt – parska, a ja się zatrzymuję.
- Doigrasz się Mohn – chwytam ją za biodra i przyciągam do siebie. - Jakbyś tak mniej mówiła i skoncentrowała się na chodzeniu, to już byśmy byli na miejscu.
- Mogłeś mi powiedzieć, że większość trasy będzie pod górę – marszczy czoło.
- Jesteśmy w Szwajcarii, czego się spodziewałaś – wybucham śmiechem i całuję ją w czoło. - Gdybyś uważała na geografii, to byś wiedziała co i jak – parskam.
- Odpuść sobie, wiesz? Dopiero co skończyłam liceum i mam prawo być bezmózgowcem. Daleko jeszcze?
- Brzmisz jak osioł ze Shreka.
- Jeszcze jedno słowo Schistad i znów będziesz singlem – unosi do góry brew i zadziornie się uśmiecha.
- Nie wytrzymałabyś beze mnie za długo Mohn – puszczam do niej oko. - Już naprawdę niedaleko, chodź – wyciągam do niej rękę, za którą dziewczyna mnie chwyta.
Idziemy w ciszy, co jest u nas rzadkością. W końcu dochodzimy do miejsca docelowego i się uśmiecham.
- Serio Chris? - Eva przygląda mi się z niedowierzaniem. - Zabrałeś mnie do innego kraju, gdzie musiałam przejść kilka kilometrów, by pokazać mi ławkę z dość ładnym widokiem? - Unosi brwi. - U nas też są ławki, jakbyś nie wiedział.
- Ta jest inna – spoglądam na nią i ciągnę ją w kierunku kilku drewnianych desek. Dziewczyna siada obok mnie, a ja uważnie przyglądam się drewnu.
- Co ty robisz?
- Cii – uciszam ją, licząc, że jakimś cudem, rzecz, której szukam, przetrwała. Przejeżdżam palcem wzdłuż deski i znajduję to, czego szukałem. Uśmiecham się do siebie jak szalony i spoglądam na Evę, która przygląda mi się z troską. - Widzisz, co tutaj jest? - Pytam dziewczynę, wskazując palcem miejsce, które przed chwilą znalazłem.
Eva się schyla i mruży oczy.
- A. C. S. ? - Patrzy na mnie zdezorientowana.
- Alice, Chris Schistad – uśmiecham się do niej.
- Byłeś tutaj z Alice? - Patrzy na mnie zszokowana.
- Byłem – przyciągam ją do siebie. - W ostatnie wakacje, które spędziliśmy razem – wzruszam ramionami. - Wylądowaliśmy tutaj przez kompletny przypadek, ale z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że to nie był przypadek.
- Jak to?
- Alice była jak Szwajcaria. Kompletnie nie pasowała do naszej rodziny. Ojciec despota, matka wariatka i ja – wybucham śmiechem. - Alice próbowała zażegnać każdy konflikt, który tylko się pojawiał. Za wszelką cenę chciała, by nasza rodzina się nie rozpadała. Tak naprawdę, to ona była ogniwem, które nas łączyło – przygryzam wargę i wpatruję się w panoramę Genewy.
- Bardzo za nią tęsknisz? - Spogląda na mnie ze smutkiem. - Przepraszam, to głupie pytanie.
- Tęsknię, ale mniej niż kiedyś.
- Dlaczego?
- Bo mam ciebie – uśmiecham się do niej i z zaskoczenia ją całuję. - Jesteś do niej podobna. Nie wizualnie, ale z charakteru. W jakiś chory sposób, przy tobie czuję się jak przy niej i to jest dobre uczucie.
- Jak do tego doszło? - Delikatnie się ode mnie odsuwa. - Jak to się stało, że razem z Williamem zdobyliście taką popularność?
- Przez Alice – wybucham śmiechem.
- Jak to? - Przygląda mi się uważnie.
- Alice była ode mnie starsza o sześć lat. Wylądowała w Nissen, gdzie była jedną z najpopularniejszych dziewczyn. Była pierwszakiem, a spotykała się z trzecioklasistą – puszczam do Evy oko, a ona się uśmiecha. - Wkręcała nas na imprezy, mimo że byliśmy młodsi. Wyobraź sobie trzynastoletniego mnie i Williama w gronie licealistów – wybucham śmiechem. - Ratowało nas to, że byliśmy od Alice i że byliśmy przystojni. Koleżanki Alice na nas leciały a były od nas starsze. Jej znajomi nas znali i gdy przyszedłem z Williamem do Nissen, już mieliśmy znajomości i opinię, bo byliśmy od Alice. W tym aspekcie nazwisko Schistad coś znaczyło i otwierało nowe możliwości. Gdy umarła, coś we mnie pękło. I jak beznadziejnie to zabrzmi, odnoszę wrażenie, że mnie skleiłaś Mohn – puszczam do niej oko, a ona wybucha śmiechem.
- Co ja z tobą zrobiłam Schistad – kręci głową.
- Człowieka – parskam.
- Z tym bym się kłóciła – pokazuje mi język. - Strasznie tutaj cicho. - Rozgląda się, po czym kładzie głowę na moim ramieniu.
- Gdzie widzisz siebie za pięć lat? - Pytanie wyskakuje z moich ust.
- Nie wiem. Nawet nie wiem, co będę robiła jutro, więc nie zadawaj mi takich pytań.
Szwajcarskie powietrze na mnie źle działa. Czuję się totalnie obnażony i nie wiem, czy tak powinno być.
- Ale chciałabym być przy tobie – jej głos jest cichy. - Jutro i za te pięć lat – dodaje, a ja się uśmiecham.
- Myślałaś kiedyś o ślubie? - Dziewczyna gwałtownie się ode mnie odsuwa.
- Co? - Patrzy na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Spokojnie, nie oświadczam ci się – wybucham śmiechem. - Po prostu jestem ciekaw, co myślisz na ten temat.
- Kiedyś chciałam wziąć ślub. Marzyłam o idealnej sukni, piosence do pierwszego tańca i tak dalej. A potem moi rodzice się rozwiedli i wizja małżeństwa dla mnie umarła – wybucha śmiechem.
- Do czego chciałaś tańczyć? - Przyglądam się jej z rozbawieniem.
- Nie powiem, bo będziesz się śmiał – krzyżuje dłonie na piersiach.
- Nie będę, słowo harcerza.
- Nie byłeś harcerzem Chris.
- Ale chciałem – wybucham śmiechem. - No powiedz!
- Do Heaven Bryana Adamsa. - Mówi, po czym spuszcza głowę.
- Nie znam – patrzę na nią z rozbawieniem.
- Co takiego?! Jak możesz tego nie znać! Te słowa, ta melodia i głos Bryana – patrzy w niebo – chyba właśnie doszłam na samą myśl o tej piosence – wybucha śmiechem. - Teraz poważnie zastanawiam się, czy nasz związek ma sens Schistad, skoro nie znasz takich klasyków.
- Musisz mi to wybaczyć – całuję ją w czoło.
*
- Cieszysz się, że zobaczysz swoich znajomych? - Z łazienki dobiega mnie głos Evy.
- Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- No wiesz co? - Dziewczyna wchodzi z pomieszczenia, poprawiając włosy, które spięła w wysoki kucyk.
- Część z nich i tak spotykam na uczelni czy gdzieś tam. Nie wiem, czemu się tak ekscytujesz.
- Bo to 170 – te urodziny Nissen i wszyscy absolwenci się zjadą – Eva patrzy na mnie z podekscytowaniem.
- Wiesz, że wcale tak nie będzie – przewracam oczyma. - Starsze roczniki, już miały spotkanie, tylko nasze roczniki będą miały tę nieszczęsną imprezę.
- Czemu tak zrzędzisz? - Patrzy na mnie i zakłada ręce na biodra.
- Po co mam wracać do szkoły, skoro już ją skończyłem – przewracam oczyma. - Zresztą ty też się cieszyłaś, że ją skończyłaś, a kilka miesięcy później do niej wracasz z uśmiechem na twarzy. Co z tobą jest nie tak? - Wybucham śmiechem.
- Cieszę się, że zobaczę swoich znajomych. Mów co chcesz, ale na pewno masz mnóstwo wspomnień związanych zNissen?
- Niby tak – odpowiadam bardziej do siebie.
Jestem cholernie zestresowany. Chciałbym, żeby było już po wszystkim, ale jednocześnie chcę, by ten moment w ogóle nie nadszedł. Eva wyczuwa mój dziwny nastrój i nie odzywa się do mnie przez całą drogę do Nissen. Wchodzimy do budynku, który został udekorowany jakimiś paskudnymi balonami i kierujemy się do stołówki. Po drodze zahaczam o łazienkę, gdzie próbuję się uspokoić. Dwa głębokie wdechy, dwa wydechy i jedziesz Schistad. Nic złego nie może się stać. Kto ma dać radę jak nie ty. Doganiam Evę, która zawzięcie dyskutuje o czymś z Noorą a William rzuca mi rozbawione spojrzenie. Mam ochotę ukręcić mu kark, bo wiem, że jawnie i perfidnie się ze mnie nabija. Żałuję, że cokolwiek mu mówiłem. Wchodzimy na stołówkę, z której zrobiono salę balową i mam ochotę się roześmiać. Za dnia wpieprza się tu rozgotowane ziemniaki, a wieczorem urządza pieprzone norweskie Oscary. Zajmujemy wyznaczone miejsce i mam ochotę wy dźgać sobie oczy. Eva rzuca mi zirytowane spojrzenia, bo chciałaby pójść zatańczyć, ale to jeszcze nie pora Mohn. Odrobinę cierpliwości. Sięgam po szklankę z jakimś sokiem, gdy do moich uszu dochodzą pierwsze takty Bad Romance Lady Gagi. Z prędkością światła chwytam Evę za rękę i wyciągam ją na parkiet.
- Co ty wyprawiasz? - Przygląda mi się ze złością. - Oblałeś mnie sokiem Chris. Muszę iść to przetrzeć.
- Za chwilę – mówię i przyciągam ją do siebie.
- Będę miała plamę Chris – Eva jęczy, ale obejmuje moją szyję.
- Kupisz sobie nową kieckę, nie marudź.
- Jesteś okropny – kręci głową. - Nie wiedziałam, że lubisz Lady Gagę.
- Nie lubię.
- Więc czemu tańczymy do jej piosenki? - Patrzy na mnie zdezorientowana.
- Bo miałem taki kaprys. Tańcz.
Dziewczyna wzdycha i rezygnuje z dalszej rozmowy ze mną, co szczerze mówiąc, jest mi na rękę. Piosenka dobiega końca i Eva chce się ode mnie odsunąć, ale jej nie pozwalam.
- Chris? - Patrzy na mnie i marszczy czoło. - Co się z tobą dzisiaj dzieje?
Z głośników lecą pierwsze takty piosenki i Eva wytrzeszcza oczy.
https://youtu.be/KEVKVR6Nm2c
- Kochanie, jesteś wszystkim, czego chcę, kiedy leżysz tutaj w moich ramionach – szepcę do ucha Evy, która wciąż nie wie, co się dzieje. - Nie musimy brać ślubu Mohn – ściszam głos – ale chcę, żebyś była ze mną już do końca. To, co szturcha cię w biodro to pudełko z pierścionkiem, a nie coś innego – parskam, a dziewczyna idzie w moje ślady. - Nie uklęknę przy wszystkich, bo nigdy nie lubiliśmy się afiszować ze swoim związkiem. Ale sama powiedziałaś, że mamy mnóstwo wspomnień z Nissen i chcę, by to było jednym z nich. Jeśli miałbym być dokładniejszy, to musiałabym ci się oświadczyć w twojej kuchni, bo tam cię pierwszy raz zobaczyłem. Ale chyba właśnie tutaj, na tej przeklętej i zazwyczaj śmierdzącej czymś do jedzenia stołówce zrozumiałem, że jesteś dla mnie stworzona Mohn. Dlatego byłbym niezmiernie zadowolony, gdybyś była taka dobra i zgodziła się zostać moją żoną – puszczam do niej oko i dostrzegam łzę spływającą po jej policzku. - Eva nie płacz, bo jeszcze pomyślą, że cię zdradziłem czy coś – parskam nerwowym śmiechem.
- Zaplanowałeś to wszystko, prawda? - Przygląda mi się uważnie. - Zresztą, po co pytam – parska. - Jesteśmy za młodzi Chris – kręci głową – wiesz, że cię kocham, prawda?
- Wiem – uśmiecham się do niej. - Już ci mówiłem, że nie musimy brać ślubu. Po prostu chcę mieć w życiu coś pewnego.
- Nie rozumiem?
- Ty. My. To sprawia, że stąpam po ziemi, a nie jestem namiastką człowieka. Po prostu bądź moja bądź przy mnie i noś pierścionek, przez który przez najbliższe kilka miesięcy nie będziemy jedli – wybucham śmiechem.
- Skoro tak stawiasz sprawę – puszcza do mnie oko – to bardzo chętnie Schistad. Czuj moją łaskę – próbuje udawać, że jest spokojna, ale widzę w jej oczach mieszankę emocji.
- Więc zapytam jeszcze raz Mohn, bo zeszliśmy z tematu. Chcesz, żeby najlepsza partia w Oslo była twoim narzeczonym? – unoszę brwi i staram się nie roześmiać.
- Tak – uśmiecha się do mnie, po czym mnie całuje.
_____
Odnoszę wrażenie, że z każdym rozdziałem było coraz gorzej i całkowicie zniszczyłam tą historię i postać Chrisa, ale musicie mi to wybaczyć ;) I tak Give me love kończy się na dobre, dzięki za wszystko!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro