12
Nie wiem, ile tak staliśmy, ale powoli zaczynały boleć mnie nogi. Cała trójka wpatrywała się we mnie i nie było to zbyt komfortowe.
- Siadaj – William odsunął barowe krzesło stojące w kuchni Evy i na nie wskazał.
- Co to ma być? - Mój głos jest przeraźliwie zachrypnięty.
- Po prostu siadaj – głos Noory przesycony jest zmęczeniem.
- Nie będę brał udziału w żadnej pieprzonej interwencji ani w waszej orgii – odwróciłem się i wzrokiem szukałem butów. Chwilę później poczułem jak, ktoś chwyta mnie za rękę i z całej siły ciągnie do kuchni. Odwróciłem głowę i zorientowałem się, że to Eva mnie trzyma. Skąd ona ma tyle siły.
- Siadaj – jej głos jest słaby. Nie wiem czemu, ale wykonuję jej polecenie.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz Chris? - William przyglądał mi się uważnie.
- Mógłbyś sprecyzować pytanie?
Chłopak chwyta się za głowę i odchodzi, po chwili wraca i wygląda na wściekłego.
- Dlaczego się tak zachowujesz? Zdajesz sobie sprawę, że na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy dwa razy mogłeś umrzeć ty skończony idioto? - Każde słowo jest wykrzyczane coraz głośniej.
- Nie krzycz, boli mnie głowa.
- I bardzo dobrze, że cię boli! To, co wczoraj odstawiłeś, było największą głupotą, jaką kiedykolwiek zrobiłeś, a uwierz mi, zrobiłeś ich w chuj.
- O co ci chodzi? - Patrzyłem na niego z niezrozumieniem.
- O to, że jesteś na silnych lekach Chris, których za żadne skarby nie powinieneś łączyć z alkoholem ani z narkotykami a ty sobie wczoraj zrobiłeś jakiś pierdolony koktajl!
Wydarzenia z wczoraj pamiętam jak przez mgłę. Wiem na pewno, że byłem na imprezie i że piłem. To już coś. Ale narkotyki? Jasne, od czasu do czasu wypaliłem skręta, ale ogólnie jakoś nie ciągnęło mnie do tego typu używek. Przyglądam się Evie, która nic nie mówi. Dopiero teraz się zorientowałem, że dziewczyna wciąż trzyma mnie za rękę.
- Możesz mi odpowiedzieć Chris? - William intensywnie mi się przygląda.
- Nie bardzo – wolną ręką drapię się po głowie – niewiele z wczoraj pamiętam.
- Upiłeś się i zażyłeś coś, co kupiłeś od Jonasa – głos Noory był cholernie irytujący.
- Jakiego znowu Jonasa? Możecie dać mi spokój? Czuję się okropnie i jedyne, o czym marzę to powrót do własnego mieszkania.
- Noora, William możecie już wyjść – słowa Evy mnie zaskakują. - Nie chcę być niemiła, ale niczego razem nie wskóramy.
- Ale..
- Nie William. To, że będziesz po nim wrzeszczeć, nic nie da – wzrusza ramionami. - Wiem, że jesteście przyjaciółmi, ale w tym momencie to nie ma żadnego znaczenia.
- Ja wyjdę – słyszę swój głos. - Za kogo wy się uważacie – powoli wstaję i kręcę głową – teraz zgrywacie super przyjaciół, a gdzie byliście, kiedy na serio chciałem pogadać? William – spoglądam na chłopaka – dzwoniłem do ciebie jak pojebany, a ty ani razu nie raczyłeś odebrać. I mamy jeszcze Evę – mój wzrok ląduje na dziewczynie, która w końcu puszcza moją rękę – powiedz mi skarbie, czemu nie byłaś taka chętna do rozmowy, kiedy to ja – wyraźnie akcentuję to słowo – do ciebie przyszedłem? Nie odpowiadacie? - Parskam śmiechem. - Zamiast zastanawiać się, co ja robię ze swoim życiem, zastanówcie się, co wy robicie. A teraz żegnam.
Wychodzę z kuchni i kieruję się do wyjścia, wkładam buty i przekręcam zamek. Powoli otwieram drzwi i czuję, jak rześkie powietrze uderza w moją twarz. Sprawdzam kieszenie i wszystkie najważniejsze rzeczy takie jak klucze do mieszkania, do auta i telefon są. Dziękuję w duchu za to, że Johan mieszka niedaleko, bo odzyskam swój samochód. Szybkim krokiem przemierzam uliczki i po chwili widzę swoje auto. Uśmiecham się do siebie i podchodzę do swoich czterech kółek. Mój uśmiech blednie, gdy widzę, że jakiś koleś śpi oparty o drzwi pasażera. Podchodzę do niego i budzę go szturchnięciem nogi. Chłopak gwałtownie otwiera oczy, a ja uzmysławiam sobie, że skądś znam te brwi. Twarz chłopaka wykrzywiona jest w jakimś nieopisanym bólu, na policzku ma czerwony ślad, a pod okiem tworzy mu się sporych rozmiarów siniak.
- Mógłbyś odsunąć się od mojego samochodu? - Pytam, wyciągając gumę do żucia.
- Nic ci nie jest – chłopak brzmi, jakby zaraz miał się posikać ze szczęścia.
- A co miałoby mi być? - Unoszę brew i wpatruję się w niego jak w idiotę.
- Nie pamiętasz? - Chłopak marszy czoło co powoduje, że jego brwi tworzą jedną wielką włochatą gąsienicę.
- Skoro pytam to chyba najwyraźniej nie – przewracam oczyma i zaczynam czuć lekką irytację.
- Wczoraj na imprezie sprzedałem ci towar, bo którym totalnie sfiksowałeś – przygryza wargę.
- Co to znaczy sfiksowałem?
- Najpierw się normalnie bawiłeś, potem byłeś strasznie pobudzony i dostałeś jakichś drgawek i w ogóle masakra. A najgorsze było to, że nie mogliśmy zadzwonić po pogotowie, bo by wyszło, że coś brałeś – chłopak wzruszył ramionami. - Na szczęście siostra Johana studiuje medycynę i trochę cię ogarnęła.
Chryste, ależ odstawiłem przedstawienie. Mogę się założyć, że w poniedziałek cała szkoła będzie huczeć od plotek.
- Kto cię tak urządził? - Pokazuję palcem na jego twarz.
- Eva – chłopak burczy pod nosem.
- Evensen? - Pytam zdziwiony. - Przecież on siedzi.
- Eva Mohn – na twarzy chłopaka zaczęły pojawiać się rumieńce.
- Eva? Dlaczego Eva miałaby cię pobić? - Ból głowy zaczął pulsować i chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, ale moja ciekawość wzięła górę.
- Bo to ja sprzedałem ci towar.
- I co z tego?
- Pytasz serio? - Teraz to chłopak przygląda mi się jak idiocie.
- Najwyraźniej – moja irytacja za chwile sięgnie zenitu.
- Przecież Eva się w tobie kocha – mówi, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Słucham? - Myślałem, że się przesłyszałem.
- No tak – chłopak wzrusza ramionami. - Temu dała kosza Evensenowi, zresztą rozstali się w strasznej atmosferze i temu wszyscy myśleliśmy, że dlatego cię pobił.
- Wybacz, ale nie mam czasu na dalsze plotkowanie, muszę jechać do domu. - Rzucam i nawet nie patrzę na chłopaka, który odsuwa się od mojego samochodu.
Legenda głosi, że kiedykolwiek będę miał dzień spokoju bez żadnej pieprzonej dramy. Nie wiem, ile czasu mija, gdy w końcu dojeżdżam pod swoje mieszkanie. Wchodzę do niego i jedyne, o czym marzę to długa kąpiel. Kieruję się do łazienki i siadam na wannie. Wkładam korek i reguluję wodę do momentu, aż uzyskam idealną temperaturę. Wchodzę do wanny, co powoduje, że woda niemal się z niej wylewa. Kładę głowę na oparciu, które zrobiłem z własnej bluzy i staram się przeanalizować to, co się właśnie odkurwia. Pomińmy narkotyki, moją głupotę i całą resztę. O co chodzi Evie. Niech ktoś normalny mi to rozrysuje, bo nie nadążam. Jakiego rodzaju masochistką jest, że coś do mnie czuje. Po tym wszystkim powinna mną gardzić i pluć na mój widok a ona robi wszystko na odwrót. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Patrzę na pomarszczoną skórę na palcach i stwierdzam, że pora już wyjść z wanny. Alice zawsze to powtarzała i wierzę, że wiedziała, co mówi. Owijam się ręcznikiem i słyszę, jak burczy mi w brzuchu. Powoli kieruję się do kuchni i uderza we mnie pustka w mojej lodówce. Jedyne co tam mam to lód, zgromadzony na półkach a nim się raczej nie najem. Sięgam po telefon i dzwonię po pizzę. Opadam na kanapę i włączam telewizor. Bezmyślnie skaczę po kanałach, chyba nawet się nie łudząc, że znajdę coś odpowiedniego. Próbuję tylko jakoś czas. Do moich uszu dociera dzwonek i uśmiecham się sam do siebie na myśl, że zaraz będę jadł. Ignoruję fakt, że jestem owinięty ręcznikiem. Jeżeli pizzę przywiozła kobieta, to sobie popatrzy a jak koleś, to będzie mi zazdrościł ciała. Jednym ruchem odkręcam zamek i otwieram drzwi. Zamiast mojej pizzy widzę Evę, która wygląda, jakby przed chwilą płakała. Wpatruje się we mnie i wybucha płaczem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro