11
Od niemal tygodnia każdy mój dzień wygląda tak samo. Najpierw kilka godzin męki w szkole, bo dyrektorka ubzdurała sobie, że jak opuszczę jeszcze jakąś godzinę, to nie dopuści mnie do egzaminów i będę musiał kiblować. A potem imprezy do białego rana. Rewelacja. Stoję przed szafą i szukam jakiejś bluzy. Na wieszaku wisi bluza The Riot Club, ale ostatnimi czasy nie mam ochoty w niej chodzić. Wciągam przez głowę czarną koszulkę i decyduję się na czarną koszulę w kratę. Jeszcze poprawię włosy i mogę wychodzić. Moje rutyny przypominają przygotowywania dziewczyn do imprezy i na samą myśl o tym wybucham śmiechem. Pół godziny później stałem w mieszkaniu Johana i czułem, jak muzyka pulsuje w moim ciele. Chwyciłem w dłoń plastikowy kubek i wlałem do niego wódki. Wszedłem do pokoju, gdzie było najwięcej ludzi i zobaczyłem, że wszyscy Penetratorzy mają ubrane nasze bluzy oprócz mnie. Wzruszyłem ramionami i upiłem łyk swojego napoju. Poczułem przyjemne ciepło rozlewające się po moim przełyku i zacząłem tańczyć. Kilka dziewczyn wręcz domagało się mojej uwagi, co szalenie mnie rozbawiło. Przyciągnąłem jedną do siebie i zaczęliśmy się całować. Była strasznie nachalna, co mnie zirytowało i odsunąłem się od niej. Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby zaraz miała się rozpłakać, a ja cicho parsknąłem. Odwróciłem się od niej i skierowałem się do kuchni. Zdecydowanie potrzebowałem więcej alkoholu. Znalazłem się w pomieszczeniu i wskoczyłem na blat, na którym wygodnie się usadowiłem. Z tego miejsca miałem najlepszy widok na całą imprezę. Dolałem wódki do swojego kubka i wypiłem wszystko naraz. Zobaczyłem Noorę, która uważnie mi się przyglądała, na co tylko westchnąłem. Mogłem się domyślić, że William i jego nowe przyjaciółki też tutaj będą. Chwilę później blondynka stoi przede mną i rzuca mi pełne litości spojrzenie, które mnie bawi.
- Czegóż byś chciała dziewczynko? - Spoglądam na nią i unoszę brew.
- Chris – chwyta mnie za ramię, a ja automatycznie zrzucam jej rękę.
- Jesteś Williama – unoszę ręce w geście kapitulacji. - Może z nim już nie gadam, ale nie zaliczę jego laski, sory Noora. No, chyba że zerwaliście to, co innego – wybucham śmiechem i oblizuję usta.
- Musimy pogadać – dziewczyna przewraca oczyma, co mnie rozbawia.
- O czym?
- O stanie uprawy zboża w Jemenie.
- Chyba nie było mnie na tych zajęciach.
- Jesteś niemożliwy – dziewczyna wzdycha.
- Zazwyczaj słyszę to w sypialni, więc się przyzwyczaiłem.
- I dodatkowo jesteś pijany. To sobie nie pogadamy – dodaje ciszej.
- Imprezy nie są od gadania Nooro. Poza tym jeszcze nie jestem pijany – puszczam do niej oko i zeskakuję z blatu.
Wymijam ją i ponownie wchodzę do pokoju, w którym zdecydowanie przybyło ludzi. Obserwuję chłopaka, który krąży między imprezowiczami z małym woreczkiem wypełnionym czymś, co na pewno nie jest cukrem. Kieruję się do niego i dostrzegam jego twarz, która powoduje u mnie wybuch śmiechu.
- Ej ty krzaczastobrewy! - Wołam do chłopaka, starając się uspokoić.
Chłopak niepewnie rozgląda się po pomieszczeniu, jakby myślał, że ktoś jeszcze w tym pomieszczeniu ma takie kosmate brwi.
- Tak ty! - Pokazuję na niego palcem i pokazuję, by do mnie podszedł.
Gdy chłopak stoi już przede mną, nie potrafię oderwać wzroku od jego brwi. Nie wiem, czy to przez wypity alkohol, czy własną głupotę, ale przejeżdżam palcem po brwi chłopaka, po czym wybucham śmiechem.
- Sory stary, ale nie mogłem się powstrzymać – ścieram łzę, która ze śmiechu spłynęła mi po policzku i powoli poważnieję. - Co tam masz? - Wskazuję na woreczek, który chłopak desperacko próbował schować do kieszeni.
- Ja, nie, nic – odpowiada, co powoduje kolejny wybuch mojego śmiechu.
- Stary, nie jestem z policji, pytam, bo chciałbym kupić – przyglądam mu się uważnie, a chłopak wygląda, jakby się zrelaksował.
- Szczerze mówiąc, to nie wiem – wzrusza ramionami i robi się czerwony. - Dostałem to od swojego...
- Dilera – kończę za niego. - Wiesz, że jak coś sprzedajesz, to powinieneś wiedzieć co tam masz, racja?
Chłopak kiwa głową, a ja zaczynam odczuwać irytację.
- Mam nadzieję, że nie wsypałeś tam cukru pudru albo mąki, którą podjebałeś Johanowi?
- No co ty, koleś.
- Tylko nie koleś – delikatnie unoszę głowę. - Daj mi to, chcę się zabawić. Ile mam ci dać?
- Trzydzieści – odpowiada i podaje mi woreczek.
- Może być – wyciągam z kieszeni kilka banknotów i mu je podaję. Zabieram co moje i kieruję się do łazienki, by wykorzystać kupiony towar.
Na moje nieszczęście kolejka do łazienki jest gigantyczna, więc wychodzę na taras gdzie o dziwo nikogo nie ma. Podchodzę do barierki, o którą się opieram i powoli otwieram woreczek. Wciągam jego zawartość do nosa i poprawiam włosy. Mam nadzieję, że to coś porządnego, bo potrzebuję dobrego kopa. Wchodzę do pokoju i dostrzegam, że William, Noora i Eva się na mnie patrzą. Kręcę z rozbawieniem głową i próbuję wmieszać się w tłum. Nie wiem gdzie zostawiłem swój kubek, ale jakoś mnie to nie interesuje. Czuję się cholernie rozluźniony i strasznie mi się to podoba. Zaczynam tańczyć jak szalony i mam kompletnie gdzieś, że ludzie na mnie patrzą. Czuję na sobie czyjeś ręce, a później jakaś dziewczyna mnie całuje. Próbuję wsadzić ręce pod jej koszulkę, ale ta mnie powstrzymuje. Nie mam ochoty na pieprzone gierki, więc odchodzę od niej. Kieruję się w stronę kuchni, gdy pokój zaczyna się kołysać. Dostrzegam świętą trójcę, która patrzy na mnie z przerażeniem. Chwilę później widzę dwóch Williamów, dwie Noory i dwie Evy i żałuję, że nie ma obok nich kolesia z dziwnymi brwiami, bo chciałbym zobaczyć to podwójnie. Kręcę głową, licząc, że widok się unormuje, ale jest tylko gorzej. Próbuję się czegoś chwycić, ale nie czuję rąk. Powoli zaczyna ogarniać mnie panika. Moje oczy zachodzą czerwienią i ostatnie co czuję to silne uderzenie w głowę.
*
Cholernie boli mnie głowa i czuję totalną suszę w ustach. Powoli otwieram oczy, ale momentalnie je zamykam, bo światło chciało wypalić mi dziury w oczodołach. Próbuję jeszcze raz i jest odrobinę lepiej. Podciągam się na łokciach i dociera do mnie, że leżę w łóżku w cudzym pokoju. Rozglądam się po pomieszczeniu i idę o zakład, że już w nim byłem. Opadam na poduszkę i do moich nozdrzy dochodzi zapach, który dobrze znam. Eva. Siadam na łóżku i orientuję się, że jestem w pokoju dziewczyny, ale kompletnie nie wiem, co tutaj robię i jak tutaj trafiłem. Powoli się przeciągam i wstaję. Znajduję swoje ubranie ułożone w kostkę na stole dziewczyny. Zakładam spodnie, wciągam koszulkę i zarzucam na to koszulę, ale nigdzie nie potrafię znaleźć swoich skarpetek. Otwieram drzwi i powoli wspinam się po schodach do góry. Gdy staję na przedpokoju dostrzegam, że w kuchni stoi Eva, William i Noora i o czymś dyskutują. Wiem, że nie ma szans, żebym przeszedł niezauważony, bo przeklęta kuchnia łączy się zarówno z przedpokojem, jak i salonem. Kręcę zrezygnowany głową i decyduję się na ruch. Idę przed siebie ignorując trójkę zgromadzoną w kuchni i kieruję się do drzwi.
- Nigdzie nie pójdziesz – słyszę stanowczy głos Evy. - Musimy porozmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro