10
Jest kilka rzeczy, których szczerze nienawidzę. Na przykład zimna kawa. Zimna, a nie mrożona. Po co ktoś robi sobie kawę, a później jej nie pije? Gdy kawa jest ciepła, jest aromatyczna i przyprawia człowieka o rozkosz. Albo Coca cola bez gazu, no błagam. Coca cola bez gazu to jak seks bez orgazmu. Niby ugasi pragnienie, ale to nie to samo. Te wszystkie rzeczy to jednak pikuś, przy tym, czego nienawidzę najbardziej. Uczucia. Kto w ogóle to wymyślił? Po co ludzie mają dobierać się w pary i zakładać rodziny skoro to z góry jest skazane na katastrofę? Z roku na rok jest coraz więcej rozwodów i paradoksalnie coraz mniej małżeństw się zawiera. Ludzie w końcu zaczynają myśleć i mam ochotę im pogratulować. Uczucia to nie tylko miłość, ale i nienawiść, smutek, rozpacz, żal, głód, pragnienie i wiele więcej. Niektóre z uczuć jestem w stanie tolerować i je pielęgnować i zaspakajać. Niektóre z kolei odpędzam od siebie niczym śmierdzącego menela spod supermarketu. Była kilka momentów w moim życiu, gdy byłem smutny. Pierwszym lepszym może być to, gdy w podstawówce trener piłkarski stwierdził, że są ode mnie lepsi i nie widzi dla mnie miejsca w drużynie. Byłem smutny, później zirytowany a na końcu poważnie wkurwiony i rzuciłem karierę piłkarską w cholerę. Nie, żebym jakąś miał skoro najwyraźniej byłem słaby, ale kto wie, może coś by ze mnie wyrosło. Na pewno byłem też smutny, gdy zdechł mój pies. Rozpaczałem po śmierci Alice i to mnie ukształtowało. Nie miałem przy sobie nikogo kto powiedziałby „Chris dość". Byłem młody i wszystko wydawało mi się zajebiste a świadomość, że William był w stu procentach w tym ze mną, była genialna. Byliśmy tylko ja i on. Pieprzony Batman i Robin. A teraz nie ma ani Batmana, ani Robina. Jest William, który zmienił się dla dziewczyny i obraża się o wszystko i jestem ja. Teraz bardziej chyba jestem Jokerem. I jest uczucie, którego chyba nigdy nie czułem. Aż dotąd. Nie bez powodu pojechałem do Evy. Jasne, chciałem się wygadać i wylać z siebie jak jest mi źle, ale głównie chciałem ją przeprosić. Za to, co jej zrobiłem, bo jest mi z tym źle. Słowa ojca o Alexie i Marit i ich zemście jakoś otworzyły mi oczy. Nie nazwę tego miłością. To chyba nawet nie jest zauroczenie, bo wtedy nie ciągnęłoby mnie do innych dziewczyn. Ale na pewno mi na niej zależy, na pewno mnie pociąga i chciałbym spędzać z nią więcej czasu. W całym swoim życiu usłyszałem wiele. Obelg, skarg, zażaleń wszystkiego. I kompletnie mnie to nie ruszało, ba, powiem, że mnie to bawiło. Bo dziewczyna, która wskakuje mi do łóżka po pięciu minutach znajomości, nie ma prawa oczekiwać, że dam jej pierścionek albo z nią będę. Jednak dzisiejsze słowa Evy mnie dotknęły i zabolały. Różnicą jest usłyszeć, że jest się chujem, a że ktoś chciałby, żebym umarł. Wiem, że zrobiłem jej świństwo, ale mimo wszystko nie sądziłem, że Eva jest zdolna do aż tak negatywnych uczuć względem mnie. Od niemal godziny dzwoni mój telefon. Eva na przemian z Williamem gwałcą mój numer, a ja nie mam zamiaru z nimi rozmawiać. Może uznają mnie za dziecinną, obrażoną nastolatkę, ale mam do tego pieprzone prawo. Zawsze byłem dla Williama i nie raz nadstawiałem za niego kark. Okej, nie przyszedłem na jego imprezę i nie do końca wywiązałem się ze swojego obowiązku, ale czy to jest powód, by skreślać naszą wieloletnią przyjaźń? Nie sądzę. Czułem, że za chwilę rozsadzi mnie gniew. Chwyciłem kurtkę, paczkę papierosów, zapalniczkę i udałem się w jedyne miejsce, które potrafiło mnie w jakiś sposób wyciszyć. Wieczór był chłodny i zanosiło się na to, że za chwilę się rozpada, dlatego przyspieszyłem kroku. W końcu dotarłem do miejsca docelowego i w głowie odtwarzałem sobie drogę, która czekała mnie do przejścia. Najpierw prosto, przy trzeciej alejce skręcić w prawo, a następnie odszukać ułamaną ławkę. Znajduję to, czego szukam i siadam na zimnym i lekko wilgotnym marmurze. Za każdym razem, gdy patrzę na nagrobek Alice, czuję, że nie mogę oddychać. Obok jej imienia, nazwiska i daty urodzenia i śmierci widnieje zdjęcie, na którym Alice szeroko się uśmiecha. Wygląda na nim na cholernie szczęśliwą i nie mogę pojąć, jak ktoś mógł jej coś takiego zrobić. Alice powinna mieć męża i dzieci i powinna zapraszać mnie na weekendowe obiady, jak mi obiecywała. Zaciskam pięści i staram się uspokoić, bo w końcu po to tu przyszedłem. Rozglądam się, by upewnić się, że jestem sam i biorę głęboki wdech.
- Co tam Alice? Jakie to dzisiaj ploteczki tu usłyszałaś, co? - Parskam. - Spoko, nie odpowiadaj. Jak ci się leży obok naszej matki? Pewnie nawet po śmierci cię nęka. Mniejsza z tym, mam nowiny. Otóż słuchaj uważnie Alice. Mamy kolejne rodzeństwo! Wiem, też byłem w szoku. Nasza siostra przyczyniła się do twojej śmierci, a nasz brat chciał mnie zabić. Chryste, ludzie na serio nas nie znoszą – parskam. - Ale poza tym to bez zmian. Ojciec dalej jest dupkiem, ale wyremontował mi mieszkanie i za to ma malutkiego plusika. William ma chyba okres albo zamienia się w kobietę, jest cholernie drażliwy i na domiar wszystko się na mnie obraził. A dziewczyna, która nawet mi się podoba, żałuje, że żyję, więc chyba wszechświat mnie nienawidzi. Ale hej, co mnie nie zabije to mnie wzmocni, nie Alice?
- Pewnie tak – słyszę za sobą głos Williama. Nie odwracam się, bo nie mam ochoty go teraz oglądać.
- Ile podsłuchałeś? - Mój głos jest oziębły.
- Od momentu, że mam okres.
- Po co tu przeszedłeś?
- Zawsze tu przychodzisz, gdy coś się pieprzy albo jak ktoś cię zrani.
- Daruj sobie William – wzdycham i powoli wstaję. Klepię nagrobek Alice i odchodzę.
- Co się dzieje Chris? - Czuję, że chłopak za mną idzie.
- Nic – wzruszam ramionami.
- Gdyby nie to, że boję się, ci przyłożyć, to bym to zrobił.
- Niby dlaczego – staję i odwracam się do niego.
- Boję się, że dam ci w pysk i coś ci się stanie, dobrze wiem, że jeszcze nie doszedłeś do siebie po tym wszystkim. Ale nawet to nie jest powodem, by być dupkiem Chris.
- Ja zawsze byłem dupkiem William – podnoszę głos. - Więc dlaczego teraz nagle wszystkich to boli?
- Bo byłeś dupkiem dla obcych, a nie dla przyjaciół. A ostatnio jedyne co robisz, to ranisz ludzi, którym na tobie zależy.
- Niby kogo? - Parsknąłem.
- Na przykład Evę – patrzy na mnie jak na idiotę. - Byłem święcie przekonany, że sobie to wszystko wyjaśnicie i spróbujecie zbudować jakiekolwiek normalne relacje.
- Ciężko będzie mi zbudować normalną relację z kimś, kto żałuje, że nie zostawił mnie, bym wykrwawił się na śmierć w pierdolonym parku William.
- Co? - Chłopak patrzy na mnie zdezorientowany.
- Czyżby twoja przyjaciółka Eva nie pochwaliła się przed tobą co o mnie myśli? Myślałem, że jesteście ze sobą tak blisko. Więc skoro Eva ci nie powiedziała, to ja ci powiem, Eva żałuje, że mnie uratowała. A ja myślałem, że jest inna! -Krzyczę. - A jest taka sama jak wszyscy.
- Eva się o ciebie martwiła, zadzwoniła do mnie spanikowana.
- Dobrze wiedzieć, że jednak potrafisz odbierać telefon – uśmiecham się ironicznie.
- Potrzebowałem czasu, by sobie wszystko poukładać, okej?
- Okej i mogę ci zagwarantować, że od teraz będziesz miał mnóstwo czasu, bo nie mam zamiaru już więcej zawracać ci głowy William. Zrywam z tobą na cmentarzu, pa! - Odwracam się i szybkim krokiem kieruję się do swojego mieszkania. Po drodze wstępuję do sklepu i kupuję alkohol. Jedyne czego mi potrzeba do szczęścia w tej chwili to przyjemne uczucie odcięcia się od tego świata a procenty mi to zapewnią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro