Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Nienawidziłem swojego domu. Panował w nim przepych i nic do siebie nie pasowało. Moi rodzice nigdy nie konsultowali ze sobą zakupów i tym sposobem w naszym domu znajdzie się wszystko. Siedzę w kuchni i czuję się nieswojo. Sterylne szare meble przypominają kostnicę. Pamięcią wracam do czasu, gdy przesiadywałem w kuchni Evy, nie wiem, dlaczego, ale czułem się tam dobrze. Nie była jakaś ekstrawagancka i przesadnie wyposażona, ale to wszystko idealnie do siebie pasowało. Pokręciłem głową i podszedłem do ekspresu do kawy, by uzupełnić braki w kubku, ale na moje nieszczęście w dzbanku nic nie zostało. Westchnąłem i zrezygnowany udałem się do salonu. Czerwona wielka, skórzana kanapa wyglądała jak w tanim domu publicznym, więc mogę się założyć, że kupiła ją moja mama. Usiadłem na niej i nie czułem się komfortowo. Na kanapie Evy mogłem leżeć, siedzieć, a nawet stać i było mi dobrze. Zaczynałem sam siebie irytować tym, że ciągle myślałem o Evie. Gwałtownie wstałem i wbiegłem na piętro. Gdy przechodziłem obok pokoju Alice, wciąż mogłem czuć jej perfumy. Przystanąłem i z wielkim wahaniem chwyciłem klamkę. Nie byłem w jej pokoju od czasu jej śmierci. To było dla mnie zbyt bolesne i intymne. Wchodzenie do pokoju Alice bez jej zgody było złe, ale w tej chwili potrzebowałem czegoś, co pomogłoby mi pozostać przy zdrowych zmysłach. Delikatnie popchnąłem drzwi i do moich nozdrzy dotarł waniliowy zapach, który Alice tak kochała. Wszystko, co kupowała, musiało być waniliowe i to w dodatku zapach musiał być naturalny, a nie jakiś przetworzony. Przypomniała mi się sytuacja, gdy pojechaliśmy na zakupy i Alice chciała kupić świeczki. Staliśmy godzinę przy stanowisku ze świeczkami, a Alice nie potrafiła wybrać, który zapach jest lepszy. Koniec końców wzięła wszystkie, jakie mogła, a ja miałem ochotę coś jej zrobić. Wiem, że zabrzmi to, jakbym co najmniej był nienormalny, ale czuję jej obecność. Spoglądam na wielką tablicę, na której Alice przyczepiała zdjęcia. Na każdym była uśmiechnięta i poczułem, że sam się uśmiecham. Moją uwagę przyciągnęło zdjęcie, które przyczepione było na samym środku tablicy, byłem na nim z Alice i obydwoje śmialiśmy się z czegoś. Nie potrafiłem przypomnieć sobie, kiedy to zdjęcie było zrobione i dzięki komu powstało, ale poczułem ukłucie w sercu. Jej długie włosy zasłaniały częściowo moją twarz, a ja wyglądałem, jakbym miał je nawet w ustach. Nie mogłem dłużej na to patrzeć. Usiadłem na jej łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Spędziłem w tym łóżku niejedną noc, bo Alice przygarniała mnie, gdy nasi rodzice się kłócili, a robili to cholernie często. Położyłem się i wpatrywałem w sufit, na którym było pełno maleńkich gwiazdek. Nie potrafię nazwać i określić uczucia, które we mnie jest od kilku dni. Brakowało mi Evy. Tak po prostu, po ludzku. Zabrzmi to śmiesznie, bo większość czasu spędzonego z dziewczyną kończyła się kłótnią bądź jakimś nieporozumieniem, ale emanował od niej jakiś spokój, który sprawiał, że było mi z nią dobrze. Słowa, które powiedziałem w urzędzie, były szczere i to boli najbardziej. Polubiłem ją, a przez jej uparty charakter, zacząłem poświęcać jej więcej czasu, niż powinien i pewnie przez to się do niej przyzwyczaiłem. Nie wiem, dlaczego poszedłem do niej i to wszystko jej powiedziałem. Osiągnąłem swój cel, mój ojciec stracił szczęście, więc powinien był odpuścić i po prostu spędzać z Evą czas i obserwować co z tego wyniknie. Ale nie mogłem. Widziałem w Evie taką samą dziewczynę, jaką była Alice i nie potrafiłbym przebywać w jej towarzystwie, oszukując ją. Jestem największym hipokrytą i idiotą na świecie. Wiedziałem, że im dłużej będę o tym myślał, tym większe wyrzuty sumienia będę miał. Westchnąłem i wyciągnąłem z kieszeni telefon. Wybrałem numer Williama, licząc, że będzie chętny na jakiś wypad. Kilka sygnałów później usłyszałem głos przyjaciela i wiedziałem, że z moich planów nici.

- Czego chcesz? - William był rozdrażniony.

- Myślałem o tym, że do ciebie wpadnę i może coś wypijemy?

- Odpada, Noora u mnie jest. - Westchnął.

- No to jak pójdzie.

- Zostaje dzisiaj na noc, sory Chris, ale nie mogę rozmawiać.

Rozłączył się, a ja mógłbym przysiąc, że chłopak nie mówił prawdy. Zirytowało mnie to i szybko wstałem z łóżka. Wyszedłem z pokoju Alice i zbiegłem po schodach. Miałem gdzieś, że ojciec kazał oddać mi kluczyki do mojego auta, skoro mieliśmy kilka innych. Chwyciłem je i udałem się do garażu. Kilkanaście minut później stałem pod blokiem, gdzie mieszkał William i nie wiem czemu, ale zacząłem się stresować. Pokręciłem głową i pewnym ruchem wszedłem na klatkę. Spod drzwi chłopaka było słychać muzykę i śmiechy dziewczyn. Przycisnąłem dzwonek, zastanawiając się, dlaczego William nie powiedział mi o imprezie. Chwilę później drzwi się otworzyły i zobaczyłem Noorę w dziwnej plastikowej czapeczce. Na mój widok dziewczyna się skrzywiła i delikatnie zasunęła drzwi.

- Mogę w czymś pomóc? - Jej głos był pełen złośliwości.

- Przyszedłem do Williama – wzruszyłem ramionami.

- William jest zajęty – odpowiedziała, a za jej plecami wybuchnęła salwa śmiechu.

- Macie jakąś orgię? - Uniosłem brew i się zaśmiałem, co tylko zirytowało dziewczynę.

- A ty swoje – westchnęła.

- Co to za impreza, na którą nikt mnie nie zaprosił?

- Najwidoczniej nie dla ciebie Chris, skoro nikt cię nie zaprosił – oparła głowę o drzwi i posłała mi złośliwy uśmieszek.

- Możesz zawołać Williama? Albo lepiej, wpuść mnie do środka.

- To nie wchodzi w grę Chris – pokręciła głową z przerażeniem.

- Wybacz, ale jakoś mnie to nie obchodzi – popchnąłem delikatnie drzwi i wyminąłem dziewczynę. Wszedłem w głąb pomieszczenia i zauważyłem, że w salonie jest pełno balonów i innych dziwnych rzeczy. Zmrużyłem czoło, bo nie wiedziałam, po co William miałby robić z domu cyrk.

- William?! - Zawołałem i nagle wszystkie rozmowy ucichły. Skierowałem się w stronę kuchni i zauważyłem, że właśnie tam znajdują się zgromadzone osoby.

Wszedłem do pomieszczenia i zamarłem. Przy stole stała Eva w takiej samej czapeczce jak Noora i trzymała w rękach nóż, którym miała kroić tort. Było za późno by się wycofać, bo dziewczyna podniosła wzrok i zareagowała podobnie do mnie. Dopiero teraz się jej przyjrzałem i zobaczyłem, że jej włosy są o połowę krótsze, niż gdy widziałem ją po raz ostatni. Miała na sobie idealnie dopasowaną czerwoną sukienkę, która w żaden sposób nie była wulgarna czy wyzywająca. Nie wiem ile czasu staliśmy, wpatrując się w siebie, ale przerwałem to, gdy poczułem na ramieniu rękę Williama.

- Chris? - Jego głos był nerwowy. - Co ty tutaj robisz, przecież mówiłem ci, że masz nie przychodzić.

- Co tutaj się dzieje? - Zapytałem, chociaż nawet idiota by się zorientował.

- Eva ma urodziny – westchnął – nie chcę być wredny, ale musisz wyjść.

Wiem, że William wciąż mówił, ale ja koncentrowałem się tylko na Evie, która wpatrywała się we mnie z bólem w oczach. Miałem ochotę podbiec do niej i wziąć ją w ramiona, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

- Ja już pójdę – zrobiłem krok w tył. Odwróciłem się i skierowałem w stronę drzwi. Coś nie dawało mi jednak spokoju i dlatego przystanąłem i odwróciłem głowę – Wszystkiego najlepszego Evo – spojrzałem na nią i poczułem, że robię się słaby. Szybko się odwróciłem i niemal wybiegłem z mieszkania Williama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro