Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02.04

Rozdział miał być w sobotę, ale Give me love jak szalone pnie się w górę w statystykach i obecnie znajduje się na #147 miejscu w kategorii fanfiction i to jest po prostu wow, bo jeszcze dwa dni temu było zdecydowanie niżej.  Więc w ramach podziękowania dostajecie rozdział wcześniej! :) 


- Jesteś tam? - Przygryzam nerwowo wargę.

- Jestem – odpowiada z wahaniem – gdzie jest Noora?

Blondynka zabawnie wymachuje rękoma i domyślam się, że mam nie mówić, że sama dała mi telefon.

- Yhm w łazience – to chyba w miarę wiarygodne kłamstwo.

- Dlaczego korzystasz z jej telefonu? - Głos Evy robi się coraz bardziej podejrzliwy.

- Bo nie odbierasz ode mnie połączeń – wzdycham.

- To chyba wymowne, nie sądzisz Chris? - Mogę się założyć, że uniosła zwycięsko do góry prawą brew.

- Nie, to dziecinne, ale mogę na to przymrużyć oko, bo w końcu jakby nie patrzeć, jesteś dzieciakiem.

- Zaraz się rozłączę.

- Nie nie nie, czekaj! - Wymawiam na jednym oddechu i wstaję z krzesła. Kieruję się do salonu. - Kiedy wrócisz?

- A co to, przesłuchanie? - Parska.

- Eva – kręcę głową i zaczynam tracić cierpliwość.

- Jutro wieczorem – w jej głosie słychać rozbawienie.

- O której?

- Wieczorem Chris.

- Pytałem o której, a nie kiedy – wzdycham – odbiorę cię z lotniska.

- Będę z mamą.

- To ją też odwiozę, to chyba logiczne.

- To nie jest dobry pomysł. Doceniam chęci, naprawdę Chris, ale odpuść.

- Dlaczego? - Czuję się jak jakiś idiota.

- Moja mama o niczym nie wie – wzdycha – ostatni raz widziała cię, jak odstawiałeś cyrk w urzędzie i od tej pory jest przekonana, że między nami coś jest. I gdybyś odebrał nas z lotniska, to tylko utwierdziłbyś ją w tym przekonaniu, co z kolei spowodowałoby to, że nie miałabym życia. Więc zapamiętam, że chciałeś, ale poradzimy sobie z mamą.

- Jesteś taka uparta – mimowolnie zaciskam pięść.

- I dlatego nie chciałam z tobą rozmawiać – wzdycha.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Baw się dobrze – nie dopuszczam jej do głosu, bo szybko się rozłączam.

Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że dogadanie się z Evą to coś, co nie będzie mi dane. Wracam do kuchni, by oddać Noorze telefon i zastaję ją w towarzystwie Williama.

- Co ty tu robisz? - Przyjaciel wpatruje się we mnie uważnie.

- Masz mnie – unoszę ręce do góry – przyłapałeś nas na gorącym uczynku. Teraz w końcu możemy ci powiedzieć, że jesteśmy razem i planujemy z Noorą ślub – wybucham śmiechem.

- Jesteś idiotą Chris – Noora kręci głową z politowaniem. - Twój przyjaciel się upił, a potem przyjechał do mnie, by się poużalać nad sobą. Odwieziesz, go?

- Dopiero co przyjechałem – William wzdycha i siada na krześle.

- To ja pójdę do salonu, a wy zajmijcie się sobą. Dzięki za telefon – rzucam go do dziewczyny, a ona patrzy na mnie z mordem w oczach. - Dobrze, że masz refleks, bo inaczej nie miałabyś już telefonu – parskam i idę do wcześniej wspomnianego pokoju.

Rzucam się na kanapę i po chwili tego żałuję, bo czuję, jak robi mi się niedobrze. Wkładam pod głowę stertę poduszek i próbuję znaleźć idealną pozycję. Wyciągam z kieszeni telefon i dostrzegam, że mam wiadomość od Evy. Marszczę czoło i niepewnym ruchem odblokowuję ekran.

Obraziłeś się na mnie?

Chris nie bądź dzieckiem....

Wszyscy jesteśmy dziećmi

...

Przecież ci powiedziałam, że doceniam twoje chęci więc w czym problem??

Chciałem pogadać.

To mogłeś się nie rozłączać, wiesz?

Nie wtedy

Jakbym odebrał cię z lotniska, to byśmy mogli pogadać, a tak znowu będziesz mnie unikać

Przecież możemy pogadać, w czym problem?

W tobie i we mnie

jesteśmy pieprzonym problemem Eva

yy, okej? Dobrej nocy Chris 

Odkładam telefon i próbuję odgonić od siebie wszystkie negatywne myśli. Może faktycznie zachowuję się jak dziecko, ale Eva wcale nie jest lepsza.

Wyślesz mi swoje zdjęcie?

Co?

Pytałem, czy wyślesz mi swoje zdjęcie.

Po co ci moje zdjęcie?

Zbliża się noc a ty jesteś daleko więc dodaj dwa do dwóch :D

jesteś obrzydliwy

zapomnij

fuj

chryste Chris jesteś okropny

a jednak wciąż do mnie piszesz

możesz być ubrana

może być nawet sama twarz

no popatrz, jaki jesteś łaskawy

po tym, co napisałeś, nie zasługujesz na nic

przecież tylko żartowałem, znasz mnie

znam, i wiem, że ten „żart" ma drugie dno Schistad

ale czuj moją łaskę

czyja to ręka?

Co?

o kogo się opierasz?

O moją mamę

To na pewno nie jest jej mama. Dlaczego do cholery tak koślawo wykadrowała to pieprzone zdjęcie? Mogła wysłać je całe, chyba nie wstydzi się swojej mamy. Zaczynam odczuwać irytację i powoli wstaję. Kieruję się do kuchni, ale zatrzymuje się, gdy moich uszu dochodzi rozmowa Williama i Noory.

- Musimy w końcu się na coś zdecydować. Mój ojciec nie będzie wiecznie czekał.

- Wiem, ale to nie takie proste William – dziewczyna wzdycha.

- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale sama to zaproponowałaś.

- Przestań. Dobrze wiesz, że to wyszło od ciebie.

- Ale się tym zainteresowałaś.

- Bo zawsze chciałam mieszkać w Londynie.

- Więc możemy zamieszkać w nim razem i to za kilka tygodni, nie wiem, w czym problem.

Jaki Londyn do cholery.

- Co z moją szkołą?

- Możesz sobie zrobić rok przerwy albo kontynuować ją w Londynie.

- Za dużo papierkowej roboty – dziewczyna wzdycha.

- Zawsze możesz zrezygnować.

- Wiem, ale chciałabym mieć wykształcenie.

- Albo chcesz mieć ciastko, albo zjesz ciastko Noora.

- A co z moimi przyjaciółkami? Co z Chrisem?

- A co ma być z Chrisem? Jest dorosły. Ma mnóstwo innych przyjaciół.

Ciekawe gdzie Magnusson ty pieprzony egoisto.

- On i Eva nas potrzebują – dziewczyna wzdycha – przecież wiesz, że jak im nie pomożemy, to się nie zejdą.

- Dlaczego wiecznie mamy robić coś dla innych, co? - Jego głos się zmienia. - Zawsze musiałem mieć oko na Chrisa, a nawet nie jesteśmy rodziną. Chciałbym w końcu zrobić coś dla siebie.

- Wiem, ale...

- Nie, do jutra masz mi dać odpowiedź. Mam odwieźć Chrisa?

- Czyli nie zostaniesz na kolacji – słyszę, jak gwałtownie przesuwa się na krześle. - To po cholerę w ogóle ją robiłam.

- Noora

- Nie. Proszę bardzo, odwieźć swoje przyjaciela, którego chcesz zostawić i miej gdzieś, że mieliśmy zjeść kolację jak normalna para William!

Powoli się wycofuję i wracam na kanapę. Analizuję słowa tej dwójki i dochodzi do mnie, że na poważnie rozważają wyjazd do pieprzonego Londynu. Pytaniem jest, dlaczego William mi nic nie mówił. Dlaczego nikomu nic nie powiedzieli?

- Chodź, odwiozę cię – przede mną staje William, który wygląda na zirytowanego.

- Jasne – odpowiadam, ale nawet na niego nie patrzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro