Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

*parę dni później*

-Kurt POV-

Byłem w mojej ulubionej księgarni w Queens z Jeffem. Przeglądaliśmy regały, snując się bez konkretnego celu. Uwielbiałem takie momenty. Żadnych naglących terminów, żadnych ważnych telefonów. Tylko wolna sobota, którą mogłem spędzić, jakkolwiek chciałem.

-Przypadkiem zobaczyłem ten wyciąg z konta- zaczął Sterling, na co westchnąłem w duchu.

-Jak to „przypadkiem"?

-On się golił, a kwit był w jego teczce- powiedział blondyn, unikając kontaktu wzrokowego.

-A gdyby on zobaczył, że grzebiesz w jego rzeczach?

-Nic nie rozumiesz! Posłuchaj, co odkryłem. On właśnie wydał 120 dolarów na nocną koszule dla swojej żony. On chyba jej nigdy nie rzuci- powiedział przybity Jeff.

-Wszyscy tak myślą- potwierdziłem.

-Masz racje, wiem- przyznał zasmucony blondyn, kręcąc głową.

Nie wiedziałem, jak go pocieszyć. Chłopak wciąż robił sobie nadzieje, że jego związek z Philipem jest czymś więcej, niż tylko skokiem w bok. Nie wiedząc co robić, powróciłem do przeglądania książek. Nagle blondyn szturchnął mnie w bok, chcąc zwrócić na siebie moją uwagę.

-Ktoś się na ciebie gapi z działu „rozwój osobowości".-mruknął przyciszonym głosem. Spojrzałem w tym kierunku i zobaczyłem znajomą twarz. Blaine Anderson. Na chwile złapaliśmy kontakt wzrokowy, po czym brunet szybko spuścił wzrok, udając, że jest zajęty przeglądaniem regałów.

-Znam go- szepnąłem do Jeffa- twój typ, po ślubie.

-Kto to jest?- spytał z zainteresowaniem chłopak, przyglądając się brunetowi.

-Blaine Anderson, muzyk.

-Przystojny- mruknął Jeff.

-Tak myślisz?

-Skąd wiesz, że jest po ślubie?

-Kiedy go ostatni raz spotkałem, właśnie miał brać ślub.

-Dawno to było?

-Z 2 lata temu.

-Wcale nie musi być jeszcze zajęty-

-To okropny typ- przerwałem Jeffowi.

-Pamiętasz „Zniknięcie starszej pani"? Ona mówi „nigdy nie spotkałam równie okropnego typa"-

-Obrzydliwego- poprawiłem przyjaciela, śmiejąc się.

-A potem oszaleli z miłości.- powiedział blondyn, szczerząc się do mnie. Pokręciłem głową.

-On mnie nie pamięta- stwierdzam, chcąc zakończyć ten temat.

-Kurt Hummel- usłyszałem aksamitny głos za moimi plecami. Odwróciłem się natychmiast i stanąłem oko w oko z Blainem.

-Cześć Blaine- uśmiechnąłem się promiennie do chłopaka i zdjąłem moje okulary, które używam do czytania.

-Wiedziałem, że to ty.- stwierdził brunet, odpowiadając uśmiechem.

-Słusznie. To jest Jeff...- powiedziałem, odwracając się do mojego przyjaciela, który jak się okazało, właśnie oddalał się w kierunku drzwi. Zanim wyszedł z księgarni, odwrócił się w naszym kierunku i entuzjastycznie nam pomachał. Co za zdrajca-...to był Jeff.- powiedziałem lekko wytrącony z równowagi przez blondyna.

-Co u ciebie?- spytał brązowooki uprzejmie.

-W porządku.-powiedziałem, kiwając głową z uśmiechem.

-Jak tam Sebastian?

-Dobrze... podobno- mój uśmiech lekko zbladł.

-Nie jesteście już razem?-spytał ze zdziwieniem Anderson.

-Właśnie się rozstaliśmy.

-Przykro mi. Szkoda.

-Tak...- mruknąłem, szukając odpowiednich słów, ale nie udało mi się żadnych znaleźć. Dlatego postanowiłem zmienić ten temat jak najszybciej- a co u ciebie?

-Wszystko gra- powiedział, rozkładając ręce.

-Jak tam życie małżeńskie?- spytałem z ciekawością.

-Z tym jest gorzej. Właśnie się rozwodzę.

-Przykro mi- powiedziałem z szczerym współczuciem- naprawdę.

-Co robić? A o co wam poszło?

Nawet się nie spostrzegłem, a już siedziałem z Blainem w jednej z klimatycznych kawiarni położonych nad brzegiem East River.

-Kiedy się poznaliśmy z Sebastianem, pragnęliśmy tego samego. Chcieliśmy być razem bez ślubu, bo wszystkie znane nam pary rozpadały się zaraz po ślubie.- Blaine pokiwał głową z zrozumieniem- Sebastian i ja gratulowaliśmy sobie, że tak nam dobrze razem. Że możemy się kochać na podłodze w kuchni bez obawy, że ktoś nam przeszkodzi. I w jednej chwili zdecydować się na wyjazd do Rzymu. Ale pewnego razu na spacerze zobaczyłem rodzine idącą chodnikiem: para mężczyzn z obrączkami z dziećmi. Jeden z ojców trzymał malca na ramionach... A ja się rozpłakałem. A wieczorem powiedziałem swojemu chłopakowi. Sęk w tym, że my nigdy nie polecieliśmy do Rzymu bez zastanowienia.

-A podłoga w kuchni?

-Ani razu- powiedziałem, kręcąc głową- to były bardzo zimne, meksykańskie kafelki.- Blaine lekko się uśmiechnął- Po tym długo rozmawialiśmy i on powiedział, że nie chce tego samego co ja. Powiedziałem, że z nami chyba koniec i on odszedł. A najdziwniejsze w tym jest, że dobrze mi z tym. Już mi przeszło. Dał mi z siebie, ile mógł. A im więcej o tym myśle, tym bardziej przekonany jestem o swojej racji- powiedziałem, prostując się w fotelu.

-To brzmi bardzo rozsądnie- stwierdził Anderson. Przytaknąłem mu, upijając łyk mojej herbaty.

Spacerowaliśmy po parku, rozmawiając. Miło było wygadać się komuś, kto przechodził przez podobne przeżycia, co ty. Blaine wiedział, co powiedzieć, żeby nie urazić moich uczuć.

-Przynajmniej zostałem w mieszkaniu.

-Każdy mnie tym pociesza. Ale przecież nietrudno znaleźć mieszkanie. Wystarczy przejrzeć dział nekrologów- powiedział- znajdujesz nieboszczyka i lecisz do jego mieszkania. Właściwie od razu powinni łączyć nekrologi z działem nieruchomości.- spojrzałem na bruneta- Pisaliby, że drogi zmarły osierocił żonę, dwójkę dzieci i duże mieszkanie z trzema sypialniami i kominkiem- wybuchnęliśmy śmiechem. Dawno nie czułem się tak beztrosko. Gdy się uspokoiliśmy, Blaine spojrzał na mnie z uśmiechem i błyszczącymi oczami.

-Kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy, nie polubiłem cie.

-Nawzajem- odpowiedziałem.

-Byłeś taki... zasadniczy. Teraz zmiękłeś.- stwierdził chłopak, na co skrzyżowałem ramiona.

-Nie znoszę takich uwag- powiedziałem z irytacją- to brzmi jak komplement, ale jest obelgą.

-No to wciąż jesteś twardy jak stal- odpowiedział, wyraźnie nie chcąc mnie denerwować.

-Nie chciałem iść z tobą do łóżka, a ty uznałeś, że jestem chory, bo nie przyszło ci do głowy, że to twoja wina.- uznałem oburzony.

-Jaki jest okres przedawnienia drobnych przestępstw?

-Nie mam zielonego pojęcia.

-Uznajmy, że mniej niż 6 lat. Akurat się załapie- powiedział, patrząc na mnie tymi swoimi lśniącymi oczami w kolorze bursztynu, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko promiennie się uśmiechnąć.

Szliśmy przez chwile w spokojnej ciszy, rozkoszując się wolnym popołudniem.

-Nie umówiłbyś się ze mną na kolacje?- spytałem, przerywając ciszę. Blaine uniósł brwi.

-Czyżbyśmy nagle mieli zostać przyjaciółmi?- spytał, a ja otworzyłem usta ze zdziwienia.

-No... tak.-powiedziałem skonfundowany.

-Świetnie- spojrzał na mnie- jesteś chyba pierwszym atrakcyjnym meżczyzną, z którym nie chciałem iść do łóżka- stwierdził z szerokim uśmiechem.

-To cudownie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro