Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

*7 rano następnego dnia, Nowy Jork*

-Kurt POV-

Tak jak przypuszczałem, natrafiliśmy na makabrycznie długi korek na wysokości Filadelfii, przez który nasza podróż przedłużyła się o dobre 3 godziny. Dlatego dopiero teraz przejeżdżaliśmy przez Most Brookliński, z którego rozciągała się panorama na cały Manhattan. Dzięki Bogu, że na ostatnim przystanku zamieniłem się miejscem kierowcy z Blainem, bo pewnie spowodowałbym tysiąc wypadków, zbyt pochłonięty widokiem miasta. Nowy Jork o 7 rano pełen był spieszących się gdzieś ludzi. Obserwowanie tych bezimiennych twarzy po 30 minutach spędzonych w zakorkowanym mieście stało się moim nowym hobby. Każdy z tych ludzi miał swoje własne marzenia, własne wspomnienia. Niektórzy osiągali sukcesy, inni ponosili porażki. Każdy miał swoją historie, która doprowadziła go do tego momentu, do tego miejsca. Każdy miał jakiś cel, do którego zmierzał. Wróciłem wspomnieniami do wydarzeń sprzed dwóch lat- do mojej pierwszej wizyty w Nowym Jorku. Wtedy z Rachel byliśmy dwójką głośnych dzieciaków, marzących o sławie. Lecz teraz, przejeżdżając przez 5th Ave, patrząc na te wszystkie luksusowe sklepy, na wszystkich tych eleganckich ludzi, myślałem o tym, że z tym miastem łączy się moja przyszłość... czułem się zwyczajnie szczęśliwy. W Limie zawsze czułem się wyobcowany i  nierozumiany, nie wpasowałem się w tamto środowisko. Dopiero w glee poczułem się częścią społeczności, ale glee było mimo wszystko jedynie klubem. W tym mieście czułem się bezpieczniej, bardziej anonimowo. Byłem kolejną twarzą w tłumie, a nie "tym Kurtem Hummelem, pedałem". Mogłem być tu kimkolwiek chciałem. Widziałem przed sobą nieskończoną liczbę możliwości. Odwróciłem się twarzą do Blaine'a i uśmiechnąłem się do niego lekko. Kompletnie zignorowałem fakt, że chłopak musiał wpatrywać się we mnie już od dłuższego czasu. I tak było między nami już wystarczająco niezręcznie. Byłem tak zauroczony miastem, że nawet nie zauważyłem, gdy Blaine dojechał na miejsce. Zatrzymał samochód przed jednym z budynków stojących przy Lafayette Ave. Wysiadłem razem z brunetem z auta, żeby mu pomóc. Gdy chłopak wziął swoje bagaże, stanął przede mną z delikatnym uśmiechem.

-Dzięki za transport.

-To była... ciekawa podróż.

-Było mi miło- powiedział brunet.

-Tak...- mruknąłem, kiwając głową. Przez chwile staliśmy tak bez słowa, wpatrując się w swoje oczy. Przerwałem ten elektryzujący moment, podając mu rękę na pożegnanie. Uścisnął ją, nie odrywając wzroku od mojej twarzy, jakby chciał ją zapamiętać.

-Niech ci się dobrze żyje- zawołałem za nim, gdy już zaczął się oddalać.

-Nawzajem- odpowiedział i odwrócił się do mnie z uśmiechem. Pokiwałem głową, po czym wsiadłem do samochodu i odjechałem, kierując się w stronę Bushwick.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro