Rozdział 30
*31 grudnia*
-Blaine POV-
Leżałem na kanapie w moim mieszkaniu, oglądając początek sylwestrowej transmisji na żywo z Times Square. Patrzyłem na tłumy, które zebrały się pod sceną, na której zaraz mieli wystąpić światowej sławy muzycy. Widząc ścisk ludzi, który mimo wczesnej godziny już był pokaźny, stwierdziłem, że samotny sylwester w domu nie jest takim złym pomysłem. I tak nie byłem w nastroju na świętowanie. „Czy jest mi źle? Oglądam w spokoju telewizje. Jem najlepsze herbatniki pod słońcem. A moja ulubiona drużyna koszykarska wygra w tym nowym roku pierwszy raz od 94 roku... " To myśląc chwyciłem miniaturową piłkę do koszykówki, którą kupiłem w „The Sharper Image" i wycelowaniem ją w miniaturowy kosz, który stał po przeciwległej stronie pokoju. Gdy chybiłem, westchnąłem ciężko i wróciłem do jedzenia herbatników.
-Kurt POV-
Byłem na imprezie, którą urządzał Charles, znajomy Nicka i Jeffa. Muzyka dudniła mi w uszach. Tańczyłem z jakimś facetem w smokingu, który wywijał mną niemiłosiernie. Skłamałbym mówiąc, że mi to nie przeszkadzało. Gdy na chwilę się oddalił, gdy pozbyłem się go, prosząc żeby przyniósł mi Mojito, wytropiłem na parkiecie tańczących Jeffa i Nicka.
-Nie wiem, czemu tu z wami przyszedłem- jęknąłem, ale nie miałem jak z nimi dłużej porozmawiać, bo mój partner wrócił do mnie w zatrważającej szybkości z drinkami w rękach. Zapowiadała się długa noc.
-Blaine POV-
Po godzinie znudziłem się telewizją i zjadłem cały mój zapas herbatników, więc postanowiłem opuścić duszne mieszkanie i wyjść na spacer. „Tu jest znacznie lepiej. Świeże powietrze. Całe miasto dla mnie... po co komu te wielkie przyjęcia, na których wszyscy udają, że się dobrze bawią? Mogę wreszcie w spokoju obejrzeć wystawy. Świetna sprawa..." to myśląc przyjrzałem się witrynie sklepowej z obrzydliwymi, tandetnymi szmacianymi lalkami. Skrzywiłem się lekko. Nagle usłyszałem głośny śmiech po przeciwległej stronie ulicy. Odwróciłem się, ponieważ w Nowy Rok większość ulic pozostaje praktycznie pusta. Zobaczyłem szczęśliwą parę mężczyzn, przytulających się pod księgarnią. Patrzyli na siebie, jakby nie widzieli poza sobą świata. Poczułem bolesny ucisk w żołądku.
-Kurt POV-
Impreza trwała w najlepsze. Wypiłem parę Mojito, ale nawet przyjemny szum w głowie wywołany alkoholem nie skompensował mi dobrej zabawy. Nudziłem się jak jeszcze nigdy w życiu. Dosłownie patrzyłem na zegar, odliczając każdą minutę, gdy jakiś nudziarz opowiadał mi coś, co chyba w jego mniemaniu miało być żartem. Stałem tyłem do Jeffa, który był pochłonięty prywatną rozmową z Nickiem.
-A facet mówi: przeczytaj kartę- to mówiąc nudziarz zaczął się histerycznie śmiać. Patrzyłem na niego, mrugając, nie widząc w jego opowieści ani grama komizmu. Z przymusu dołączam do niego w śmiechu. Pochylam się nieznacznie do tyłu i szepcze do Jeffa.
-Pryskam stąd.
-Nie złapiesz taryfy- mówi Jeff, nawet na mnie nie patrząc. Szybko wracam do fałszywego śmiechu z nudziarzem, który śmiał się tak histerycznie, że niczego nie zauważył. „Potrzebuję więcej Mojito."- pomyślałem.
-Blaine POV-
Lody w zimie nie okazały się najlepszym pomysłem. Zjadłem jedynie trochę, a już zaczęło boleć mnie gardło. Postanowiłem wywalić resztę do pobliskiego kubła. Rozchorowanie się w Nowy Rok nie było na mojej liście rzeczy do zrobienia. Rozejrzałem się. Przede mną rozciągała się panorama na Most Brookliński, a za nim widać było światła Manhattanu. Ten widok przypomniał mi o podróży mojej i Kurta z Westerville do Nowego Jorku w 2012- przejeżdżaliśmy dokładnie przez ten sam most, rozpoczynając nowe życie w tym mieście. Nagle wspomnienia, które dzieliłem z Kurtem zaczęły mnie zalewać.
"-Wiesz oczywiście, że nie możemy być przyjaciółmi.
-Czemu nie?
-Bo to jest absolutnie niewykonalne. Jak już raz wypłynie temat seksu, diabli biorą całą przyjaźń.
-W takim razie nici z naszej przyjaźni.
-Chyba tak.
-Szkoda, bo poza tobą nie mam za wielu znajomych w Nowym Jorku."
Migawki z życia zaczęły zapełniać mój umysł. Widziałem naszą jazdę do Nowego Jorku, nasz wspólny lot do Atlanty, nasze ponowne spotkanie w księgarni, widziałem Kurta podczas premiery „Heathers", widziałem jego śmiejącą się twarz w MET, miałem przebłyski z naszych licznych wspólnych spacerów czy rozmów przy kawie... oraz wspomnienie tamtej nocy, która zmieniła naszą przyjaźń. Zamrugałem kilka razy, chcąc pozbyć się wspomnień. I nagle sobie uświadomiłem. Ta myśl uderzyła we mnie z siłą rozpędzonego pociągu, przynosząc zrozumienie i dziwną... ulgę. To musisz być ty. Nawet się nie zorientowałem, kiedy zacząłem biec ulicami Brooklynu, pragnąc czym prędzej dostać się do Kurta. Zdawało się, że to nie mogło zaczekać ani sekundy dłużej. Biegłem ile sił w nogach, jakby od tego biegu zależało moje życie. Starałem się złapać taksówkę, lecz wszystkie były zajęte. Postanowiłem na nogach dotrzeć na imprezę Charlesa.
-Kurt POV-
Alkohol wcale mi nie pomógł. Męczyłem się jak wcześniej, tylko do tego zaczął boleć mnie brzuch. Rozejrzałem się po sali, szukając wzrokiem Jeffa i Nicka. Gdy wreszcie ich znalazłem, niezwłocznie do nich podszedłem.
-Muszę już iść- oznajmiłem im.
-Zaraz będzie północ!- zaprotestował Jeff.
-Jakoś nie mam kogo całować- prychnąłem.
-Ja cię pocałuje- zaoferował usłużnie Nick. Z trudem powstrzymałem się, żeby nie przewrócić oczami- Zostań, proszę cię.
Uśmiechnąłem się smutno.
-Dzięki Nick, ale muszę lecieć.
-Zaczekaj te parę minut!- zaprotestował Jeff.
-Jutro zadzwonię- obiecałem, przytulając na pożegnanie przyjaciela.
-Blaine POV-
Czułem wszystkie moje mięśnie. Całe moje ciało było napięte z wysiłku. Serce dudniło mi w piersi. Gdy straciłem już rachubę, ile ulic pokonałem, zorientowałem się, że praktycznie stoję pod hotelem, w którym Charles urządzał sylwestra. Wbiegłem po schodach z nową werwą, pokonując po trzy, cztery schodki naraz. Wbiegłem do sali, w której odbywała się zabawa. Poczułem się trochę wyobcowany- ubrany byłem w czarne dżinsy i zwykłą, szarą, flanelową koszulę oraz puchową kurtkę w kolorze khaki, podczas gdy goście imprezy ubrani byli w wyszukane sylwestrowe kreacje. Omiotłem wzrokiem salę w poszukiwaniu Kurta- dostrzegłem w kącie sali nieużywane pianino, a w mojej głowie zaczął powoli formować się plan. Ale wtedy go dostrzegłem. Nagle wszystkie moje inne myśli wyparowały. Praktycznie zapomniałem o powodzie, dla którego tu przybiegłem. Nasze oczy się spotkały, a ja w ułamku sekundy oprzytomniałem i przypomniałem sobie o celu mojej obecności na tej imprezie. Podszedłem pewnym krokiem do Hummela, ani na moment nie odwracając od niego wzroku. Byłem zdecydowany walczyć o nas.
-Długo się zastanawiałem. Kocham cię.- oznajmiłem prosto z mostu.
-Co?
-Kocham cię- powtórzyłem.
-I co ja mam ci na to odpowiedzieć?
-Może „ja też cię kocham"?
-A może „wychodzę"?- to mówiąc Kurt odwrócił się ode mnie i ruszył w kierunku drzwi.
-Czy to, co ci powiedziałem, nic dla ciebie nie znaczy?
-Przykro mi Blaine. Wiem, że jest Nowy Rok, wiem, że czujesz się samotny, ale nie możesz po prostu przyjść, powiedzieć „kocham cię" i liczyć, że to wszystko naprawi. To nie jest takie proste!- powiedział, patrząc na mnie oczami zranionej łani. Zagryzłem wargę.
-Wiem- zgodziłem się cicho, po czym odwróciłem się od niego i zacząłem iść przed siebie. Prawie poczułem, jak Hummel za mną zamiera ze zdumienia, nie wiedząc co począć z tą sytuacją, po czym sam zaczął się oddalać. Przyspieszyłem kroku. Cząstka mnie chciała zaczekać, próbować mu wszystko wytłumaczyć, lecz podświadomie wiedziałem, że słowa mogłyby mnie tu zawieść. Dlatego skierowałem się w stronę pianina, które widziałem wcześniej. Zasiadłem przy nim możliwie jak najszybciej, po czym w duchu podziękowałem fatum, bo pianino podłączone było do wyłączonego, ale podłączonego do prądu mikrofonu, instrument gotowy by na nim grać. Bez namysłu włączyłem mikrofon.
-Dobry wieczór.- zwróciłem na siebie uwagę gości- Chciałbym wykonać dla Państwa bardzo ważny dla mnie utwór, a mianowicie pierwszą piosenkę, którą zaśpiewałem dla miłości mojego życia. Kochanie, to dla ciebie- powiedziałem i zobaczyłem, jak Kurt zamiera w połowie kroku i odwraca się powoli w moim kierunku. Na jego twarzy wypisane było tak wiele uczuć. Jak przez mgłę doszły do mnie okrzyki zachwytu (głównie damskiej części publiki), ponieważ teraz skupiłem się tylko na nim i na naszej piosence. Wlałem w utwór całą swoją miłość, wszystkie moje lęki i nadzieje. Śpiewałem prosto z serca, uzewnętrzniając każdą jedną emocje.
https://youtu.be/8PX2_9LNa2E
Before you met me I was alright but things
Were kinda heavy
You brought me to life
Now every February
You'll be my Valentine, Valentine
Let's go all the way tonight
No regrets, just love
We can dance until we die
You and I, we'll be young forever
You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
Let's run away and
Don't ever look back, don't ever look back
Patrzyłem na niego przez cały utwór. Praktycznie nie spuszczałem z niego wzroku. Kochałem go z całych sił, tak mocno, że mnie to aż bolało. Chciałem, żeby to wiedział. Żeby był tego świadomy, gdy dokona ostatecznej decyzji dotyczącej naszego związku. Po owacji publiczności podszedłem powolnym krokiem do miłości mojego życia. Patrzył się na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a ja oddałbym wszystko w tej chwili, by wiedzieć co się dzieje w jego pięknej głowie. W tamtym momencie odnalazłem odpowiednie słowa.
-Kocham cię. Całego. Kocham cię, kiedy przeziębiasz się przy 30-stopniowym upale, kocham cię, kiedy tracisz półtorej godziny na zamówienie kanapki, kocham tą pionową zmarszczkę na twoim czole, kiedy patrzysz na mnie jak na wariata, kocham to, że po dniu spędzonym z tobą moje ubranie pachnie tobą i kocham to, że tylko z tobą mogę rozmawiać przed snem. Nie dlatego, że jestem samotny i nie dlatego, że mamy Nowy Rok. Przyszedłem tu, bo jak człowiek dochodzi do wniosku, że chce spędzić z kimś resztę życia, to chce żeby ta reszta zaczęła się możliwie szybko.
-Widzisz? Cały ty! Mówisz i robisz takie rzeczy, że w ten sposób nie mogę cię znienawidzić! Ale ja ciebie nienawidzę. Naprawdę- w oczach Kurta błyszczały łzy. Uśmiechnąłem się czule. Ani ja, ani tym bardziej on nie wierzyliśmy w te słowa ani przez sekundę. W tle właśnie goście sylwestrowej zabawy skończyli odliczanie. Zaczęto śpiewać „Auld Lang Syne", odgłos otwieranego szampana, oklaski... ja patrzyłem tylko na pięknego mężczyznę przede mną. Był całym moim światem. Objąłem go w talii i przeciągnąłem do słodkiego pocałunku. Gdy oderwaliśmy się, patrząc sobie głęboko w oczy, naszły mnie dziwne przemyślenia.
-O czym jest ta piosenka? Nigdy tego nie wiedziałem. „Zapomniani przyjaciele znów" to znaczy że mamy o nich zapomnieć, czy mamy przypomnieć sobie zapomniane, co jest niemożliwe- Kurt przewrócił oczami i pokręcił głową, ale na jego twarzy widniał cień uśmiechu.
-Może powinniśmy pamiętać, że o czymś zapomnieliśmy?- posłał mi szeroki uśmiech i prychnął śmiechem- Tak czy siak, to piosenka o starych przyjaciołach.
Zbliżyliśmy się do kolejnego, przepełnionego miłością pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro