Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

*półtorej godziny później*

-Blaine POV-

Zaczęło robić się ciemno. Nic w tym dziwnego, koniec końców dochodziła już godzina 20. Przez ten czas poznałem bliżej Kurta i doszedłem do wniosku, że chłopak często zachowuje się jak niepoprawny optymista i romantyk. Przypuszczam, że ciężko mu będzie odnaleźć się w szarej rzeczywistości Nowego Jorku. Moim zdaniem brunet zbyt mocno wyidealizował to miasto w swojej głowie. W trakcie podróży okazało się, że pomimo wielu przeciwieństw, które nas dzieliły, mieliśmy jeden wspólny temat: stare filmy. Dlatego teraz od dobrych 15 minut rozmawialiśmy o „Casablance".

-Mylisz się!- stwierdził Kurt z przekonaniem.

-To ty się mylisz- oznajmiłem- on chce, żeby ona odleciała, dlatego wprowadza ją do samolotu.

-To ona nie chciała zostać!

-Ależ tak, opuściłbyś Humphrey'a Bogarta dla tego drugiego?

-Na pewno nie zostałbym na resztę życia w Casablance jako mąż właściciela baru. Może jestem snobem, ale trudno.

-Wolałbyś małżeństwo z rozsądku i prezydenta Czech za męża.-stwierdziłem-Opuściłbyś najwspanialszego w życiu kochanka tylko dlatego, że on prowadzi bar?

-Właśnie.- potwierdził Kurt po chwili wahania.

-Rozumiem.- powiedziałem wszechwiedzącym głosem, zatrzymując auto przed restauracją. Kurt obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem.

-Co?- spytał, wysiadając z auta.

-Nic- odpowiedziałem, zatrzaskując drzwi samochodu z impetem.

-No co?- powtórzył Kurt.

-Nic takiego- odpowiedziałem, wchodząc po schodach prowadzących do restauracji.

-No co?!- brunet postanowił drążyć temat. Otworzyłem drzwi restauracji i popatrzyłem na chłopaka, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

-Nigdy nie kochałeś się szaleńczo.- to mówiąc wszedłem do restauracji, zostawiając za sobą zdumionego Kurta.- stolik dla dwóch osób- przekazałem kelnerce, która wskazała mi miejsce przy jednym z wolnych stolików.

-Ależ tak!- usłyszałem za sobą podniesiony głos Kurta. Pod wpływem emocji jego głos zrobił się o oktawę wyższy. Uznałem to za bardzo urocze- tak się składa, że kochałem się dużo i namiętnie- oznajmił chyba odrobinę głośniej, niż zamierzał, zapominając o pozostałych klientach restauracji. Wszyscy na niego spojrzeli, a on wściekle się zarumienił, spuścił głowę i przeszedł przez sale unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Zaśmiałem się na ten widok, po czym podążyłem w kierunku wskazanego nam stolika. Kurt podążył za mną, starając się bezskutecznie ukryć swoje zażenowanie. Usiadł na krześle, po czym omiótł pomieszczenie wzrokiem.

-Z kim?- spytałem, złośliwie chcąc przedłużyć ten niekomfortowy dla chłopaka temat.

-Co?- spojrzał na mnie skonfundowany.

-Z kim się tak kochałaś?- odłożyłem kartę menu na stolik i popatrzyłem na Kurta. W niebieskich oczach chłopaka widniało oburzenie i zażenowanie, a na jego jasnej twarzy widniały wyraźne rumieńce, dodając mu uroku.

-Nie powiem ci tego- odpowiedział, marszcząc brwi.

-No to nie mów- wzruszyłem ramionami z obojętnością i wróciłem do czytania menu. Kątem oka zobaczyłem, że Kurt otworzył usta ze zdziwienia. Pokręcił głową i otworzył menu. Zapadła chwila ciszy.

-Z Chandlerem Kiehlem.- oznajmił nagle niebieskooki, przerywając ciszę. Zamknąłem kartę menu.

-Z Chandlerem?! Nie mogłeś oszaleć z namiętności do Chandlera.- stwierdziłem, kręcąc głową.

-Mogłem- powiedział z pewnością siebie Kurt.

-Gdzie tam! Chandler może liczyć podatki albo być analitykiem statystyk, ale do miłosnych uniesień się nie nadaje. To kwestia imienia.- uznałem. Kurt popatrzył na mnie oniemiały- „przytul mnie, Chandler!", „Chandler, moja bestio", „Wskakuj na mnie, Chandler".- zobrazowałem prześmiewczo przykłady, najwyraźniej doprowadzając Kurta do skraju załamania psychicznego- mowy nie ma.- pewny zakończyłem swój wywód. Kurt jedynie pokręcił głową, po czym bez słowa wziął się za wertowanie menu. Po paru minutach ciszy spytał się mnie, czy już wybrałem zamówienie. Gdy potwierdziłem, chłopak zrobił całkiem niespodziewaną przeze mnie rzecz. Mianowicie zaczął pstrykać palcami, wyraźnie w ten sposób chcąc przyciągnąć uwagę kelnerek. Popatrzyłem na niego z irytacją wypisaną na twarzy. Jedna z kelnerek zlitowała się, podchodząc do naszego stolika ze zrezygnowaną miną.

-Co panowie zamawiają?

-Numer 3- powiedziałem, wyprzedziwszy Kurta i uśmiechnąłem się do kelnerki.

-Ja poproszę sałatkę firmową, a do niej osobno ocet i oliwę i szarlotkę.

-Szarlotka i sałatka- zanotowała kelnerka.

-Szarlotka ma być ciepła, lody osobno. Ale koniecznie truskawkowe, a jak nie, to bita śmietana. Ale jak jest z puszki to nie.

-Nawet ciasta?- spytała kobieta, której brwi unosiły się coraz wyżej z każdą kolejną sekundą wypowiedzi bruneta.

-Nie, ciasto poproszę, ale wtedy zimne.- stwierdził Kurt.

-Aha- mruknęła dziewczyna, a na jej twarzy wypisane było wszystko, co musiała teraz myśleć o Kurcie. Kiedy odeszła od naszego stolika, spojrzałem zrezygnowany na niebieskookiego, na co on się wyprostował i popatrzył na mnie z góry. Na jego twarzy wypisana była irytacja i duma. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok.

-No co?!- spytał pod wpływem mojego spojrzenia.

-Nic! Nic- odpowiedziałem, odwróciwszy wzrok od twarzy bruneta.- czemu rozstaliście się z Chandlerem?- spytałem zaciekawiony.

-Skąd pewność, że się rozstaliśmy?

-Bo gdybyście wciąż ze sobą chodzili, nie byłbyś tu ze mną, tylko z nim.

-Po pierwsze- zaczął Kurt, na którego twarzy widniało oburzenie-nie jestem z tobą. A po drugie, to nie jest twój interes!

-Racja, racja. Nie chcę tego wiedzieć- powiedziałem z obojętnością.

-Jak już chcesz wiedzieć, to on był zazdrosny, a ja dużo czasu spędzałem, pisząc z chłopakiem, którego poznałem w internecie- odpowiedział brunet- mimo faktu, że tylko się z nim przyjaźniłem- wzruszył ramionami.

-Co teraz Chandler robi?

-Studiuje na NYU, może się tam spotkacie.-pokiwałem głową w zamyśleniu. Nastała między nami chwila ciszy-a tak zmieniając temat, czemu nie myślałeś, żeby studiować w NYADA albo w innym college'u z lepszym programem artystycznym? Masz ładny głos- stwierdził cicho, utkwiwszy wzrok w kraciastym obrusie.

-Wręcz przeciwnie, nawet miałem przesłuchanie. Po prostu nie dostałem się- odpowiedziałem, patrząc na Kurta. Chłopak słysząc moje wyznanie, otworzył szeroko usta ze zdziwienia.

-Ale... jak?? Masz dużo lepszy głos ode mnie... mój jest typowo Broadway-owy, twój jest bardziej... uniwersalny.- stwierdził skromnie.

-Nie mam jak ocenić tego czy mam lepszy głos, nigdy nie słyszałem jak śpiewasz- uśmiechnąłem się lekko do niego- a odpowiadając na twoje pytanie, wykonałem zbyt sceniczny utwór. Jak na ironię, w końcu NYADA to szkoła aktorska. Carmen Tibideaux najwyraźniej się nie spodobał mój występ, a dopiero po przesłuchaniu dowiedziałem się, że po prostu nie lubi ekstrawagancji.

-O- mruknął Kurt, wlepiwszy wzrok w solniczkę- a z ciekawości, co wykonałeś?

-„Not the boy next door"- wyznałem.

-Genialne.- stwierdził chłopak bez krzty ironii, patrząc na mnie tymi swoimi przepięknymi oczami.

-Też tak uważam- uśmiechnąłem się krzywo- wtedy wydawało mi się idealne do przesłuchania do szkoły aktorskiej. A ty co zaśpiewałeś na swoim przesłuchaniu?

-Na początku chciałem wykonać „The Music of the Night"- zaczął, lekko uśmiechając się pod nosem na swoje wspomnienie- ale wtedy strasznie się z Chandlerem pokłóciliśmy, a on kilka godzin przed moim przesłuchaniem ze mną zerwał.

-Dupek- stwierdziłem. Hummel tylko pokręcił głową z uśmiechem.

-Koniec końców na dobre mi to wyszło. Podszedłem do występu jeszcze bardziej emocjonalnie i zdecydowałem się na „Being Alive". Chan uwielbiał „Company", to był jeden z jego ulubionych musicali...- wyjaśnił z nutą nostalgii w głosie.

Gdy wreszcie dostaliśmy rachunek za posiłek, za oknami było już kompletnie ciemno. Kurt wziął się za obliczanie swojej części rachunku. Na pierwszy rzut oka widać było, że to zadanie go pochłonęło. W słodki sposób zagryzł wargę i zmarszczył swój lekko zadarty nos, zawzięcie notując coś na paragonie. Wpatrywałem się w niego od dobrych 3 minut, a on nawet tego nie zauważył. Był bardzo przystojny, miał ten nietypowy wygląd, który przykuwał uwagę. Nieskazitelna, alabastrowa cera kontrastowała z jego lekko pofalowanymi włosami w kolorze ciemnej czekolady. Włosy te wydawały się być nieziemsko miękkie, aż chciałoby się zanurzyć w nich rękę. Chłopak po za tym miał śliczne, różowe usta, a gdy się uśmiechał, robiły mu się przeurocze dołeczki. I te jego oczy. Niesamowite, duże oczy w najśliczniejszym i najbardziej magicznym kolorze jaki widziałem w swoim życiu. Mianowicie, tęczówki chłopaka były mieszanką niebieskiego, zielonego, szarego i złotego. Ale najpiękniejszym w oczach chłopaka było to, że wciąż się zmieniały, niczym kalejdoskop. Mógłbym wpatrywać się w nie godzinami.

-15% od mojego zamówienia to będzie... 6.90. 7.-mruknął i popatrzył się na mnie. Wyraźnie zdziwiło go, że się w niego wpatruję.

-Co?- spytał skonfundowany. Nie odrywałem od niego spojrzenia- czy mam brudną twarz?- chłopak od razu zaczął ścierać niewidzialny brud.

-Jesteś bardzo atrakcyjny.- stwierdziłem.

-Dziękuje-powiedział cicho, spuszczając wzrok.

-Jeremiah nigdy mi o tym nie mówił- powiedziałem z zamyśleniem.

-Może tak nie myśli- stwierdził Kurt, zagryzając wargę.

-Gust nie ma tu nic do rzeczy- uznałem- po prostu jesteś atrakcyjny.- powiedziałem wciąż się w niego wpatrując.

Brunet wstał nagle.

-Jeremiah jest moim przyjacielem.- oznajmił z nieskrywanym oburzeniem.

-To co?- spytałem obojętnie.

-Ty z nim chodzisz!

-To co?

-A podrywasz mnie!-wykrzyknął oburzony, wychodząc z restauracji szybkim krokiem. Przyspieszyłem, żeby go dogonić.

-Skądże znowu!- zaprzeczyłem. Kurt otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Tylko popatrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami i pokręcił głową z oburzeniem.

-Już nie można nikomu powiedzieć komplementu?-spytałem z irytacją.-dobra, umówmy się na razie, że to była podrywka.- powiedziałem unosząc ręce- i co zrobisz? Wycofuje co powiedziałem.

-Nie możesz tego wycofać.

-Czemu nie?

-To się już unosi w powietrzu.

-O Jezu, trzeba wezwać policję-zironizowałem- takie coś w powietrzu!

-Zostawmy tę sprawę!-Kurt podniósł swój głos, wsiadając do auta- Dobra?- spytał, już trochę spokojniej.

-Święte słowa!- wykrzyknąłem-to moja żelazna zasada. Zostawmy tę sprawę. Jedziemy do motelu?- brunet otworzył usta ze zdziwienia- widzisz jak ładnie nie zmieniłem tematu? Znów do niego wróciłem...

-Blaine- przerwał mi chłopak, kręcąc głową- będziemy po prostu przyjaciółmi, zgoda?

-Jasne, świetnie!- zapadła między nami chwila niezręcznej ciszy, którą zakłócało jedynie radio.- wiesz oczywiście, że nie możemy być przyjaciółmi.

-Czemu nie?

-Bo to jest absolutnie niewykonalne. Jak już raz wypłynie temat seksu, to diabli biorą całą przyjaźń- stwierdziłem.

-W takim razie nici z naszej przyjaźni.

-Chyba tak.

-Szkoda, bo poza tobą nie mam za wielu znajomych w Nowym Jorku.- powiedział Kurt, wzruszając ramionami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro