Rozdział 22
*6 rano następnego dnia*
-Blaine POV-
Po przebudzeniu poczułem, jak tracę grunt pod stopami. Nagle cała moja relacja z Kurtem, tak pieczołowicie budowana przez naszą dwójkę, zaczęła się walić niczym zamek z piasku. Przeraziło mnie to dogłębnie. Czy ostatnia noc była tego warta? Rzecz jasna, seks był cudowny. Pragnąłem tego od tak dawna, więc zeszła noc była spełnieniem moich najskrytszych fantazji. Ale teraz, kolejnego dnia, gdy emocje ostygły, zaczęły dopadać mnie wątpliwości. Czy to było warte naszej mozolnej pracy nad tą przyjaźnią? Przyjaźń z Kurtem była taka łatwa- prosta, nieskomplikowana. Bez zobowiązań, bez żadnych wymagań. Zwyczajnie spędzaliśmy ze sobą czas, wspieraliśmy się... ta relacja sprawiała, że w dwójkę czuliśmy się połączeni z rzeczywistością. Zawsze mogłem na niego liczyć. Lecz teraz nie mogłem być tego niezachwianie pewny, tak jak byłem przed tym incydentem. Wykorzystałem chwile słabości bruneta, aby zaspokoić własne pragnienia. Teraz, gdy adrenalina z ostaniej nocy opadła, zacząłem się bardzo źle z tym czuć. Spojrzałem na chłopaka. Przytulał się do mnie przez całą noc. Pościel zakrywała jedynie połowę jego alabastrowego torsu, dlatego miałem wspaniały widok na jego mięśnie, długą, wdzięczną szyje i wyraźnie zarysowany obojczyk. Jego włosy były w kompletnym nieładzie. Dostrzegłem, że w niektórych miejscach zostały mu po ostatniej nocy malinki. Cholera. Nie potrafiłem się powstrzymać. Ale skóra chłopaka była taka nieskazitelna... Nagle chłopak gwałtownie się poruszył i otworzył szeroko oczy. Dostrzegłem w nich zdezorientowanie i zagubienie, które wkrótce zmieniło się w zrozumienie, gdy przypomniał sobie poprzedni wieczór. Uśmiechnąłem się do niego niezręcznie, po czym wstałem z łóżka i zacząłem się ubierać.
-Dokąd idziesz?- spytał się mnie cicho, gdy byłem gotowy do wyjścia z mieszkania. Popatrzyłem się na niego, po czym wzruszyłem ramionami.
-Muszę iść- mruknąłem, zupełnie jakby to była sensowna odpowiedź. Po krótkiej pauzie dodałem- muszę iść do domu, przebrać się i lecieć do roboty. Ty też. Ale po tym wziąłbym ciebie na obiad, jeśli masz czas. Masz czas?
-Mam.
-To zadzwonię do ciebie.
-Dobrze.
-Dobrze- pocałowałem bruneta w czoło, po czym opuściłem mieszkanie.
„Schrzaniłem najlepszą rzecz, jaka mi się przydarzyła"- przeszło mi przez głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro