Rozdział 17
-Blaine POV-
-Na pewno dobrze robimy?- spytał się Nick niepewnie.
-To tylko kolacja- westchnąłem.
-Akurat pogodziłem się z faktem, że mam tylko pracę.- mruknął, a po chwili dodał- skoro on taki świetny, to sam go poderwij. W końcu jest teraz singlem.
-Ile razy mam ci powtarzać, że to mój przyjaciel- spojrzałem zirytowany na Nicka.
-Co, nie jest przystojny?- spytał Duval podejrzliwie.
-Zaręczam ci, że jest- westchnąłem, kręcąc głową.
-Ale mówiłeś, że jest miły- powiedział Nick wszechwiedzącym tonem.
-Bo jest- stwierdziłem skonfundowany.
Duval zatrzymał się, wykonując dłońmi w powietrzu bliżej nieokreślony gest.
-Jak chłopak nie jest ładny to zawsze się mówi, że „jest miły".
Westchnąłem głęboko.
-Jakbyś się mnie spytał, jak wygląda, a ja bym odpowiedział, że jest miły, to znaczy, że jest paskudny. Ale ja tylko powiedziałem, że jest miły, co może oznaczać, że jest miły i przystojny albo miły i nieatrakcyjny.
-Więc jaki jest?
-Atrakcyjny.
-Ale nie przystojny- stwierdził Nick. Jęknąłem i odwróciłem się na pięcie, kierując się w stronę restauracji.
Siedzieliśmy w czwórkę w knajpie. Było trochę niezręcznie, starałem się rozmawiać z Jeffem, ale mój wzrok nieustannie podążał w kierunku drugiej strony stołu, gdzie siedzieli Nick i Kurt, pogrążeni w rozmowie. Nick wydawał się być czymś bardzo zaaferowany, podczas gdy Kurt lekko znudzony. Wystukiwał palcami o rant stołu rytm lecącej w tle piosenki, próbując skupić się na opowieści Nicka. Nagle przy stole zapadła cisza, patrzyliśmy na siebie nawzajem w milczeniu. W końcu Kurt postanowił przerwać niezręczną ciszę.
-Blaine, pochodzisz z Columbus. Jeff też.-popatrzyłem na blondyna z uśmiechem.
-Poważnie? Gdzie mieszkałeś?
-W Hilliard. A ty?
-W Reynoldsburg.
-Ooo- Jeff pokiwał głową.
Odwróciliśmy się od siebie, temat wspólnych rozmów się skończył.
Kurt zmusił się do uśmiechu, zakładając okulary i zabierając się za przeglądanie menu.
-Więc... co zamawiamy?- spytałem wszystkich.
-Ja na początek zjem warzywa z rusztu- uznał Hummel i uśmiechnął się lekko.
-Kurt umie zamawiać. Bezbłędnie zamawia wszystko, co najlepsze w karcie i do tego tak podane, że sam szef kuchni by na to nie wpadł- stwierdziłem z uśmiechem, patrząc na Hummela. Chłopak unikał kontaktu wzrokowego.
-Jedzenie stało się ostatnio zbyt ważne- prychnął Nick, patrząc w menu.
-Racja- przytaknął mu Jeff- „Restauracje są teraz tym, czym w latach 60 były teatry". Przeczytałem to w jakimś piśmie- wyznał, rumieniąc się.
-Ja to napisałem.- mruknął zdumiony Nick.
-Nie żartuj.
-Poważnie- odpowiedział Duval, śmiejąc się.
-Nigdy w życiu nie cytowałem gazet! Zadziwiające, prawda? Tyś to napisał?
-Pisałem też, że sos pesto zastąpił francuskie zapiekanki.
-Nie mów!
-Słowo!
-W czym to było?
-W New York Magazine.
-To wywarło ma mnie ogromne wrażenie. Nie znam się na literaturze.
-Wystarczy mi, że przemówiło do ciebie.
-Podziwiam ludzi, którzy umieją wyrażać myśli.
-Jeszcze nikt nigdy nie zacytował mnie przy mnie mnie samego.- W tym momencie nawiązuje kontakt wzrokowy z Kurtem. Wręcz niedostrzegalnie kiwam głową, a na jego twarzy widać cień przekornego uśmiechu. Obydwoje wiemy, dokąd to wszystko zmierza.
-Kurt POV-
Jeff i Nick złapali wspólny kontakt w mgnieniu oka. Lekko mnie to zdołowało, mimo wszystko miała to być moja pierwsza randka od dłuższego czasu, a teraz z Blaine czuliśmy się jak niezbyt ważny dodatek do randki naszych przyjaciół. Przynajmniej z pewnością ja to tak odbierałem. Rzecz jasna, cieszyłem się szczęściem Jeffa, ale w mojej głowie kołatała się jedna myśl: co jeśli nigdy nikogo nie znajdę? Będę samotny do końca moich dni, urwie mi się kontakt z moimi przyjaciółmi, gdy ci będą zwyczajnie... żyć dalej? Gdy założą rodziny, będą cieszyć się miłością, a ja utknę gdzieś w zagrzebanej przeszłości? Nie chcę tego. Całą czwórką wyszliśmy z restauracji. Sterling pochłonięty był rozmową z Duvalem, gdy nagle przerwał i odciągnął mnie na bok, mówiąc Blaine'owi i Nickowi, żeby szli dalej, a my zaraz ich dogonimy.
-Jak ci się podoba Nick?- spytał mnie blondyn prosto z mostu, wcześniej upewniwszy się, że Anderson i Duval są poza zasięgiem słuchu.
-Em...- mruknąłem skonsternowany.
-Chciałbyś się z nim umówić?
-Nie wiem...
-Dobrze się przy nim czuje- stwierdza Jeff, jego oczy błyszczą.
-Chcesz się z nim umówić?- bardziej stwierdzam, niż pytam.
-Jeśli nie masz nic przeciwko.
-Ależ proszę!- mówię, kiwając głową- tylko Blaine jest taki wrażliwy... przechodzi trudny okres. Nie odrzucaj go tak od razu.
-No jasne, rozumiem.
-Blaine POV-
-Skoro nie będziesz dzwonił do Jeffa, to czy ja mogę?- spytał się mnie Nick, gdy wystarczająco oddaliliśmy się od Kurta i Jeffa.
-Ależ proszę!- stwierdzam- ale nie dzisiaj. Kurt jest bardzo uczulony na takie sprawy. To była jego pierwsza randka po zakończeniu poważnego związku. Zadzwoń do Jeffa, powiedzmy... za tydzień.
-Nie ma sprawy. Dzisiaj i tak nie chciałem.- w tym momencie podchodzą do nas Hummel z Sterlingiem. Na twarzy Kurta widnieje niemrawy uśmiech.
-Mam już dość spaceru-oznajmia nagle Nick. Patrzę na przyjaciela ze zdumieniem i oburzeniem- chyba złapię taryfę- stwierdza Duval, nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem. Jego oczy utkwione są w Jeffie.
-Jadę z tobą- wypala Sterling, od razu podążając za Nickiem. Duval z prędkością światła łapie taksówkę i mgnieniu oka obydwoje odjeżdżają, zostawiając mnie i Kurta zupełnie osłupiałych. Przez moment panuje między nami cisza, obydwoje staramy się przetrawić zaistniałą sytuacje, nie do końca pewni tego, co przed chwilą się zdarzyło.
-Nawet się nie pożegnali- mruczy w końcu Hummel. Nasze spojrzenia się spotykają, co działa jak punkt zapalny. Obydwoje zwijamy się ze śmiechu, podczas gdy reszta spacerowiczów patrzy na nas jak na dwójkę wariatów, którzy właśnie uciekli z psychiatryka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro