Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

*2 tygodnie później*

-Blaine POV-

-Adam nie może iść ze mną na tę głupią imprezę sylwestrową- usłyszałem zirytowany głos Kurta w słuchawce telefonu- już wcześniej nie chciało mi się tam iść, ale teraz najzwyczajniej tam umrę. W samotności. Tam będzie tak drętwo...- narzekał chłopak.

-Może ja pójdę z tobą jako twoja osoba towarzysząca?- wypaliłem, zanim ugryzłem się w język. W słuchawce zapadła głucha cisza.

-W sumie...- mruknął niepewnie Hummel- to nie jest najgłupszy pomysł...- uznał w końcu, a ja poczułem jak przyspiesza mi puls.

Szampan rozlewał się hektolitrami, po sali kręcili się kelnerzy, roznosząc przekąski oraz drinki. Kurt wyglądał oszałamiająco- ubrany był w skrojony popielaty garnitur, białą klasyczną koszulę i (rzecz jasna) pasującą apaszkę. Brunet miał do nich słabość, prawie tak wielką jak ja mam do muszek (no dobra, to nie jest możliwe, moja słabość do muszek jest nie do przebicia). W odróżnieniu do większości sylwestrowych imprez na których byłem, ta była bardzo formalna. Wszyscy mężczyźni ubrani byli w markowe garnitury, a kobiety wystrojone były w zniewalające, szaleńczo drogie suknie. 'Drętwe' i 'sztywne' były idealnym słowami, które opisywały to przyjęcie. Średnia wieku imprezowiczów wynosiła ponad 50 lat, ale mimo wszystko razem z Hummelem robiliśmy wszystko, by dobrze wypaść przed innymi uczestnikami sylwestra. Obydwoje byliśmy duszami towarzystwa, w dwójkę szybko wpasowaliśmy się w otoczenie, nawet jeśli głównymi tematami przy stole były rozsądne stopy oprocentowania w bankach, sytuacja polityczna na świecie, korupcja władzy federalnej... mimo faktu, że te tematy ewidentnie nie były ani moim, ani Kurta konikiem, potrafiliśmy odnaleźć się w tej sytuacji. W pewnym momencie mój przyjaciel pochylił się w moim kierunku, a jego duszny oddech przy wrażliwej skórze płatka ucha wywołał u mnie ciarki.

-Cieszę się, że tu ze mną jesteś- szepnął mi do ucha Kurt, a mnie owionął zapach jego cytrusowej wody kolońskiej. Mimo wszystkich sił mojego zdrowego rozsądku, nie powstrzymałem się, żeby nie wdychać odurzającego zapachu bruneta. Chłopak odsunął się, jakby kompletnie nic się nie stało. Uznałem to za szaleńczo frustrujące. I wtedy piosenkarz, który śpiewał na żywo, zabawiając tym gości, zaczął śpiewać cover „Temporary Love" od Bena Platta, a ja poczułem, że tracę oddech. To była jedna z tych chwil, tych właściwych chwil. Chwytam Kurta za rękę i pociągam go na parkiet, w momencie wtapiamy się w tłum tańczących par. Czuje ciepły oddech Kurta na mojej szyi, gdy obejmuje go i przyciągam blisko do siebie. Czuje jego dotyk, pragnę by ta chwila trwała wiecznie. Wszystko wydaje się być takie właściwe. Nasze ciała przylegają do siebie, mimo otaczającego nas hałasu jestem w stanie usłyszeć przyspieszone bicie naszych serc. Opieram brodę na ramieniu Kurta i uśmiecham się, mimo faktu, że brunet tego nie widzi. Tańczymy, moje dłonie trzymają biodra Kurta, wyższy chłopak oparł swoje ręce na mojej szyi. Marzę, by ten moment trwał wieki. Nagle nic nie jest skomplikowane, nagle jesteśmy tylko ja i Kurt. Otoczenie się zatraca, widzę jedynie wyższego chłopaka. Jest całym moim światem. Mój oddech nieznacznie przyspiesza, serce galopuje jak szalone. Piosenka obmywa nas, sprawia, że nagle czujemy się tak właściwie, tak na miejscu. Jakby było nam pisane odnaleźć się w tym Wszechświecie, w tym życiu. Pragnę, by Kurt czuł to samo, pragnę, żeby zakończył ten głupi, beznadziejnie poważny związek z Adamem. Chcę go mieć tylko dla siebie, na wyłączność. Chcę schować go w moim sercu i trzymać pod kluczem, niczym najcenniejszy skarb. Ale nie mogę. On nie jest mój. I nigdy nie będzie.

https://youtu.be/3dbdzbGED5Q

You're afraid to meet someone 

'Cause you've been burned, you've been burned, you've been burned 

Love is good until it's gone 

That's what you learned, what you've learned, what you've learned 

You don't have to hide your love away and I know that I'm gonna make mistakes, but 

Leaning on somebody isn't easy 

I'll do what I can to make you see that 

This is not a temporary love 

This is not a temporary love 

Now your heart is in my hands, I won't give it up 

This is not a temporary love 

You may not think I know the difference 

But I do, but I do, but I do 

I feel the gravity in between us 

And you can, too, you can, too, you can, too 

We don't have to hide our love away and 

Both of us are gonna make mistakes 'cause 

Leaning on somebody's never easy 

But look at me and tell me you don't see that 

This is not a temporary love 

No, this is not a temporary love 

Now your heart is in my hands, I won't give it up 

This is not a temporary love

-Dobrze, że się ogoliłeś i pokazałeś twarz- stwierdził Kurt z uśmiechem, odchylając się lekko, żeby na mnie spojrzeć. Uświadomiłem sobie, że nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem od momentu wejścia na parkiet. Odwzajemniłem nieśmiało uśmiech.

-To ja!- wykrzyknąłem, na co się w dwójkę zaśmialiśmy.

-Dziękuje, że ze mną przyszedłeś.

-Daj spokój. Zawsze masz we mnie awaryjnego amanta.

-Jasne- brunet przybliżył się do mnie- możemy się nawet poprzytulać- zaśmiał się, opierając swój policzek o moją głowę. Jego dotyk, jego ciepło, jego zapach. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie, że jesteśmy w próżni. Tylko ja i on i ta hipnotyzująca, urokliwa piosenka. Nic więcej nie potrzebowałem.

-Uwaga wszyscy! Nowy rok za minutę!- wykrzyknął ktoś, wyrywając mnie gwałtownie z tego przepięknego transu. W momencie odsuwamy się od siebie z Kurtem, niczym poparzeni. Patrzymy na siebie, nie odzywając się. Gdzieś w oddali słychać odliczanie, lecz zdaje się być przygłuszone, nieważne.

-Idziemy na świeże powietrze?- pytam niepewnie. Kurt kiwa głową.

Wchodzimy na udekorowany nastrojowymi lampkami dach. Od razu uderza nas chłód zimowego powietrza. Oprócz nas znajduje się tu jedynie kilka par. Przed nami roztacza się nocna panorama na Zatokę i na New Jersey. „3...2...1...0!"- słyszymy krzyki z dolnych pięter budynku. Rozlegają się odgłosy otwieranego szampana, radosna wrzawa jest wszechobecna. Pary przylegają do siebie, całując się na szczęście. Patrzę niepewnie na Kurta, delikatnie unosząc kąciki ust. Chłopak odwzajemnia spojrzenie, nieśmiało się uśmiechając.

-Wszystkiego najlepszego!- mówimy jednocześnie. Po czym powoli się przybliżamy do siebie, czuje jego oddech i zatracam się w chwili. To jeden z tych momentów, gdy twój duch opuszcza ciało i jesteś jedynie obserwatorem, gdy widzisz siebie samego z lotu ptaka. Mamy oczy zamknięte, a nasze ciepłe usta się delikatnie stykają, chwila trwa ułamki sekund, to zaledwie krótki całus, lecz mi wydaje się trwać wieki. Pragnę więcej i więcej, lecz nie mogę sobie na to pozwolić. Ogień we mnie płonie, powoli trawiąc moje wnętrzności. Lecz ja temu nie ulegnę. Będę silniejszy, stłamszę to uczucie w zarodku. Uda mi się. Musi mi się udać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro