Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

*tydzień później*

-Kurt POV-

Przechadzaliśmy się z Blaine'm po promenadzie w Brooklyn Bridge Park, starając się w pełni wykorzystać jeden z ostatnich słonecznych dni w roku. Na pierwszy rzut oka widać było, że zbliża się zima- liście parkowych drzew mieniły się feerią barw, tworząc wspaniałą atmosferę.

-Znów miałem sen- powiedział nagle Blaine, zmieniając dotychczasowy temat- kochałem się pod okiem sędziów olimpijskich- uniosłem ironicznie brew- odwaliłem program obowiązkowy i zaliczam finały. Kanadyjczyk dał mi 9.8, Amerykanin dał mi 10, a moja matka przebrana za Niemca dała mi 5.6. Pewnie za zakończenie.- przewróciłem oczami i pokręciłem głową.

-Ja też mam dziwne sny odkąd skończyłem 12 lat- mruknąłem, przejeżdżając dłonią po moim nowym zegarku, który dostałem od Rachel z okazji dostania mojej pierwszej, większej roli w Broadwayowskim przedstawieniu.

-Jakie?- spytał zaciekawiony Blaine.

-Wstydzę się- stwierdziłem, lekko się rumieniąc.

-To nie mów- powiedział z obojętnością brązowooki. Popatrzyłem na niego i westchnąłem.

-No śni mi się facet...

-Jak wygląda?

-Nie wiem, nie ma twarzy.

-Facet bez twarzy- mówi Anderson, po czym się zatrzymuje, patrząc na mnie- i co dalej?

-Zdziera ze mnie ubranie.

-I co?

-To już koniec.- Blaine unosi brwi, zdziwiony.

-Koniec?- pyta chłopak skonfundowany- typ bez twarzy zdziera z ciebie ubranie i to jest twój podniecający sen?

-Czasami się trochę zmienia.

-A co dokładnie?

-To, co ze mnie zdziera- Blaine otworzył usta ze zdziwienia, po czym bez słowa zaczął iść. Podążyłem za nim. Zapadła między nami chwila ciszy- No co?- pytam, na widok jego nieodgadnionego wyrazu twarzy.

-Nic- stwierdza.

Poszliśmy do Metropolitan Museum of Art, ponieważ Blaine nigdy w nim nie był, mimo że mieszkał w Nowym Jorku od 6 lat. Uznałem, że muszę to zmienić (sam uwielbiałem mieć kontakt ze sztuką, byłem już w tym muzeum 4 razy). Postanowiłem, że niczym prawdziwi turyści zaczniemy od części poświęconej cywilizacjom starożytności. Przechadzaliśmy się zatłoczonymi korytarzami, podziwiając antyczne dzieła. W trakcie zwiedzania rozmawialiśmy oraz żartowaliśmy. W pewnym momencie minęła nas spora zagraniczna grupa turystów mówiąca z wyjątkowo śmiesznym akcentem.

-Postanowiłem, że przez resztę dnia mówić będziemy o tak- powiedział Blaine, naśladując zabawny akcent. Zaśmiałem się.- Powtarzaj za mną: Proszę Pani, za dużo pieprzu w moim paprykarzu.- prychnąłem śmiechem. Starałem się odwzorować akcent, ale poszło mi zdecydowanie gorzej niż Blaine'owi. Gdy wreszcie udało mi się poprawnie wypowiedzieć słowa, Anderson postanowił kontynuować.- Ale poczęstuje się pekanowym plackiem- powiedział komicznie, na co obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Powtórzyłem zdanie, mając przy tym niemały ubaw.- Pójdziesz ze mną do kina?- spytał, wciąż używając śmiesznego akcentu. Już miałem wziąć się za powtarzanie zdania, gdy brunet mi przerwał.- Nie powtarzaj, tylko odpowiedz: pójdziesz ze mną do kina?

-Oh...- mruknąłem skonfundowany- bardzo bym chciał, ale nie mogę...

-Szałowa randka?- spytał Blaine, wciąż używając zabawnej intonacji. Uśmiechnąłem się.

-Cóż... tak. Miałem ci o tym powiedzieć, ale jakoś nie mogłem.

-Czemu?

-Spędzamy ze sobą tyle czasu...

-To świetnie, że masz randkę.

-Tak myślisz?- spytałem niepewnie.

-Jasne!- uśmiechnąłem się szeroko do chłopaka- idziesz tak ubrany?

-Tak...- spojrzałem na mój strój- znaczy... nie wiem. A co?

-Dobrze wyglądasz w koszulach. Powinieneś nosić je częściej.

-Oh, dostałem poradę modową od mężczyzny, który ma niezdrową miłość do muszek i kolorowych swetrów- zaśmiałem się, starając się zakryć moje zawstydzenie sarkazmem. Blaine uśmiechnął się lekko, kręcąc głową. Wpatrywaliśmy się przez moment w oczy, nic nie mówiąc. Nagle Anderson odwrócił twarz.

-Wiesz, mam teorie, że hieroglify to komiks o Sfinksie- zmienił temat, skupiając swoją uwagę na piśmie starożytnych Egipcjan.

-Blaine, ty też powinieneś się czasem z kimś umówić.- stwierdziłem.

-Uh, jeszcze nie czas.- uznał, kręcąc głową.

-Powinieneś.

-Nie nadaje się do tego.

-Najwyższy czas- powiedziałem głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro