vem, da ne bi smel.
Jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
Wypalał we mnie dziurę której już nigdy się nie pozbędę.
Pragnął mnie.
A ja jego.
- Wyjeżdżamy do Londynu na początku nowego roku a potem trasa koncertowa. - Oświadczył a ja pusto patrzyłam na niego.
- Co? - Nie umiałam pozbierać moich myśli które krążyły mi po głowie. Ciągle wpatrywałam się w jego zmęczoną wszystkim sylwetkę a on dodawał sobie więcej pracy.
- No tak... Słuchaj Noemi... Przecież wiesz że się spotkamy.. Przyjedziesz do Londynu..
- Nie przyjadę do Londynu. Mam studia. Nie koge pozwolić sobie na nawet małe wakacje. Nawet jakbym bardzo chciała. Nawet jeśli to nie mam na to pieniędzy. Rodzice mi nie pożycza bo wystarcza że mieszkam dalej u nich. - Zaczęłam panikować przez co moje ciało całe się trzęsło. On dalej tylko stał wpatrując się tym palącym spojrzeniem.
Nic nie powiedział tylko wyszedł z pomieszczenia. W moich oczach automatycznie pojawiło się mnóstwo łez po czym wybuchłam płaczem.
Zostałam z tym sama.
Gdy drzwi za nim cicho zamknęły się, cała rzeczywistość, w której znajdowałam się jeszcze kilka minut wcześniej, rozpadła się w drobny pył. Zostałam w próżni – w pustce, która wydawała się pochłaniać każdy dźwięk, każdą myśl, każdą nadzieję. Osunęłam się na ziemię, jakbym nie mogła dłużej utrzymać ciężaru własnego ciała. Łzy spływały mi po policzkach, ale ich nie czułam.
Jak mogłam dać się wciągnąć w coś tak skomplikowanego?
Jak mogłam tak głęboko uwikłać się w relację z kimś, kto miał zupełnie inne plany na życie?
Przecież zawsze wiedziałam, że jego świat różnił się od mojego, że dla niego muzyka i koncerty są najważniejsze. Ale wtedy, gdy patrzył na mnie tym przenikliwym wzrokiem, gdy dotykał mnie, jakbyśmy byli jednym, nie myślałam o tym.
Cała reszta przestawała istnieć.
Tylko my się liczyliśmy.
Ale to nie wystarczało. Znowu zostałam sama. Jego słowa ciągle dźwięczały w mojej głowie, ale teraz wydawały się tak odległe, tak bezbarwne.
Chciałam wierzyć, że moglibyśmy to przetrwać. Że jego wyjazd nie musiał oznaczać końca. Ale czy ja naprawdę w to wierzyłam? Czy to była prawda, czy tylko oszukiwałam samą siebie, żeby nie przyznać, że to koniec?
Następne dni były jak w transie.
Przemieszczałam się z jednego miejsca w drugie, wykonując automatycznie wszystkie czynności, ale w środku byłam pusta. Złapałam się na tym, że unikałam dźwięków, które mogłyby przypomnieć mi o nim – wyłączałam radio, kiedy zaczynała grać jego muzyka, unikałam rozmów z naszymi wspólnymi znajomymi. Miałam wrażenie, że jeśli będę żyć w ten sposób, uda mi się zapomnieć. Ale to było niemożliwe. W każdej chwili czułam jego obecność, nawet jeśli fizycznie był gdzieś daleko. Każdy kąt mojego mieszkania przypominał mi o nim – o nas.
Wieczorami, kiedy kładłam się spać, patrzyłam na telefon, czekając na wiadomość od niego, na cokolwiek, co mogłoby wskazać, że on też o mnie myśli. Ale nie pisał. Nie dzwonił. Może naprawdę myślał, że to najlepsze rozwiązanie – oddzielić nasze światy na tyle, by każdy mógł iść własną drogą.
Wreszcie, po kilku dniach ciszy, napisałam do niego.
"Co teraz?"
Minęło kilka godzin, zanim odpowiedział. To były najdłuższe godziny w moim życiu. Miałam wrażenie, że z każdym mijającym momentem moje serce bije coraz słabiej, jakby czekało na jego odpowiedź, by móc zdecydować, czy będzie dalej bić, czy zatrzyma się na zawsze.
"Nie wiem."
Tylko dwa słowa, ale wystarczyły, bym poczuła, jak mój świat rozpada się na kawałki. To było wszystko, co mógł powiedzieć. Nie wiedział. On, który zawsze miał odpowiedzi na wszystko, teraz nie miał odpowiedzi na nasze życie.
Próbowałam jeszcze coś napisać, cokolwiek, co mogłoby uratować naszą relację. Ale co mogłam powiedzieć? W głowie kłębiły się pytania: "Dlaczego?", "Czemu nie walczysz?", "Czemu pozwalasz, żeby to wszystko się skończyło?" Ale nie miałam odwagi zadać ich na głos. Byłam zbyt zraniona, zbyt przestraszona odpowiedzią, którą mogłabym otrzymać.
"Chciałabym, żeby było inaczej."
"Ja też."
I to było to. Cisza, która zapadła po tej krótkiej wymianie zdań, była ciężka, niemal namacalna.
Wiedziałam, że to koniec.
Przez następne tygodnie próbowałam odbudować swoje życie. Skupiłam się na studiach, na pracy, na wszystkim, co mogło odciągnąć moje myśli od tego, co straciłam. Czasem nawet myślałam, że mi się udało. Ale zawsze, kiedy widziałam jakąś informację o jego zespole, kiedy przypadkowo natknęłam się na jego zdjęcie w mediach społecznościowych, wszystko wracało. Wspomnienia, ból, tęsknota. Wszystko to, co próbowałam zepchnąć na dno swojego umysłu, wracało z jeszcze większą siłą.
Pewnego dnia, siedząc w kawiarni z książkami rozłożonymi przed sobą, poczułam, jak dzwoni mój telefon. Spojrzałam na ekran i zamarłam. To był Kris.
Serce zaczęło mi bić szybciej, a ręce drżały, kiedy odebrałam. Jego głos był taki znajomy, a jednocześnie obcy. Mówił coś o Londynie, o trasie koncertowej, o tym, że chciałby się spotkać. Ale ja już nie słyszałam słów. W mojej głowie toczyła się walka – między tym, co czułam do niego, a tym, co wiedziałam, że powinnam zrobić.
- Noemi? - zapytał, gdy przez chwilę nie odpowiadałam. Jego głos był pełen napięcia, jakby obawiał się, co powiem.
Zebrałam całą swoją siłę i odpowiedziałam najprościej, jak potrafiłam:
- Nie mogę.
Nie mogłam znowu wpaść w ten wir emocji, znowu pozwolić, by moje życie kręciło się wokół niego. Moje serce może i krzyczało, żeby do niego wrócić, ale mój rozum wiedział lepiej.
- Rozumiem - powiedział cicho, a potem dodał: - Przepraszam...
Chciałam odpowiedzieć, że ja też przepraszam, ale nie potrafiłam.
W końcu powiedzieliśmy sobie wszystko, co było do powiedzenia.
Życie toczyło się dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro