⚔️25 ROZDZIAŁ - OSZCZĘDŹ ICH⚔️
„Jeśli nie chcesz zostać złamany, ugnij się. Jeśli chcesz być wyprostowany, przystań na odrobinę krzywizny." Lidia Helena Zelman
- Czy ta broń stanowi zagrożenie dla świata? - spytał zatrwożony Czain, chodząc z kąta w kąt. - Proszę mi powiedzieć, kto jest właścicielem korony. To bardzo ważne.
- Wystarczająco dużo panu powiedziałem. - odrzekł z lekką pogardą starzec. - Nie mam prawa mówić, kto ma władzę nad tych przeklętym przedmiotem.
Starzec patrzył przed siebie, jakby nadal nie miał pojęcia, że ktoś znajduje się u jego boku. Czainowi przeszło przez myśli, że mógł być trochę psychicznie chory lub jakimś czarodziejem. Tyle, że mężczyzna nie za bardzo wierzył w takie magiczne brednie.
- Proszę pana... - zaczął Czain.
- Proszę pana. - przerwała mu Aki, tracąc już cierpliwość na ich obojga. - To sprawa życia Chińczyków, a może tak naprawdę całego świata. Ten kto go trzyma przy sobie może kryć za sobą jakieś okrutne plany. Jeśli pan chodź trochę zdaje sobie sprawę z zagrożenia, to proszę nam w tej chwili odpowiedź. Kto... kto jest władcą korony i skąd ją ma?
Starzec podniósł wzrok na dziewczynę i przez chwilę nie spuszczał z niej oczu. Aki nie poczuła się, ani trochę nie dyskomfortowo. Piorunowała mężczyznę chłodnym spojrzeniem, by wyłonił w końcu prawdę.
Przypuszczała, że to musi być dość trudne dla niego, by ujawnić tajną wiadomość obcym. Sama pewnie nie odważyłaby się jakimś towarzyszom znikąd wyjawić szczegółów, które możliwe ktoś mu zakazał mówić. Jeśli tak było i jakaś osoba przekupiła starca, to pytanie jeszcze, dlaczego mu tą tajemnicę powierzyli.
- Nie mogę.
- Kto panu powiedział o koronie i reszcie przedmiotów? - spytała prędko Aki, nie odwracając wzroku od starca. - Proszę mówić. Wiem, że to trudne dla pana, ale musimy o tym wiedzieć. Daje słowo, że informacja się nie rozprzestrzeni.
Mężczyzna podrapał się po nosie, głowie i ponownie po nosie. Zniżył wzrok, by nie patrzeć na dziewczynę, która nie zamierzała go zostawić w spokoju.
- Obiecałem nikomu o tym nie mówić. - powiedział osowiale mężczyzna. - Ale... jak zawsze mam za długi jęzor.
Zamilkł na moment. Rodzeństwo czekało cierpliwie, aż się trochę uspokoi i weźmie do kupy. Starzec potarł już spocone czoło i kontynuował:
- Właścicielem korony jest mój kuzyn.
- To ktoś znany? - spytała szybko Aki. - Czy widzieliśmy go kiedyś? Proszę odpowiedzieć...
Starzec skinął głową.
- Kto to jest? - zapytał tym razem Czain.
Jeśli to był ktoś, kogo Czain i Aki znali oznaczało, że korona znajdowała się nie daleko. Chyba, że ktoś ukrył ją gdzieś daleko i nie ma już z nią styczności. Rodzeństwo nie miało zbyt dużo znajomych, więc prawdopodobieństwo odnalezienia korony jest na najwyższym stopniu. Może nawet bez pomocy starca potrafiliby zlokalizować i stwierdzić, kto jest głównym właścicielem przedmiotu. Jednakowoż mieli w zasięgu wzroku człowieka, który zna pana i w dodatku jest jego członkiem rodziny, nie powinni stracić takiej należytej okazji.
Czain spojrzał wyczekiwanie na starca, który nie zamierzał podnieść na nich spojrzenia. Wziął głęboki oddech i odpowiedział:
- Właścicielem korony jest... - przerwał na moment, biorąc kolejny wdech.
- Kto? - ponagliła go Aki.
- Daj mu powiedzieć, Aki. - poprosił Czain.
- Dobrze, dobrze. - podporządkowała się do brata próśb. Podniosła do góry ręce, po czym spuściła je z rezygnacją.
- Spokojnie... - uspokoił staruszka Czain, dając mu szklankę wody, którą nalał z kranu. Mężczyzna wypił ciecz jednym chlaśnięciem i pustą szklankę przyłożył do głowy.
- Właścicielem jest cesarz.
Rodzeństwo spojrzało na siebie zdziwione, następnie znów na starca.
- Pana kuzynem jest cesarz? - spytała zszokowana Aki.
- Tak... - potwierdził.
- To jest niemożliwe. - mruknął skołowaciały. - Jak cesarz...
- Cesarz jest właścicielem jednego z przeklętych przedmiotów. - przyznała Aki. - Tylko jednego?
- Jednego... - rzekł starzec, dochodząc do siebie. - Przyrzekam, że nie wiem, gdzie jest reszta narzędzi.
- Powiedziałeś, że te narzędzia to nie zabawka. - odparł Czain. - Cesarz jest jednym z właścicieli korony... O nie...
Wszyscy spojrzeli w stronę Czain.
- Co jest Czain? - spytała niespokojnie Aki. Podeszła do brata, łapiąc go za dłonie. - Czain...
- Już wiem, dlaczego Hunowie chcą pójść do cesarza i Mulan ma go zabić.
- Czy oni...
- Chcą opanować koronę? - przerwał jej brat. - Przypuszczam, że właśnie tak planują. A Mulan będzie tylko uległym manekinem, by skołować cesarza i odwrócić wzrok od korony. Tylko jeszcze jednego nie rozumiem.
- Czego?
- Skąd wiedzą o koronie? - nastała niezręczna cisza. Wszyscy rozmyślali nad tym pytaniem. - Dobra, teraz to nie jest najważniejsze. Musimy się zbierać.
Czain odsunął się od siostry i ruszył w stronę swego powieszonego płaszcza. Aki obrzuciła go skruszonym wzrokiem.
- Dokąd? - spytała. - Do cesarza go ostrzec?
- Wątpię, że chciałby nas słuchać, ale tak. - odparł Czain, szykując się. - Mulan i tak już jest zaślepiona i uległa Shanowi. Jedynie, co może jeszcze nas uratować to cud.
- Mulan nam nie pomoże...
- To prawda. Tym razem nie. - potwierdził Czain ze smutkiem.
***
- No... - zaczął Rayman. - To jesteśmy w Taiyuan.
Ling wylądował na jednej z grubych gałęzi, następnie pochylił się do przodu. Widział przed sobą nieosobliwe miasto, które wyróżniało się dość obfitą ilością ziemi. Nie było to ubogie miasto, jednak ekskluzywnych rzeczy materialnych również nikt nie zauważył. Chińczycy w tych rejonach nie mieli nic przeciwko żadnym usterką. Cieszyli się z tego, co mieli i je doceniali. Zajmowali się tym, czym powinni. Wykonywali rozkazy władcy ze szczęściem, nie zwracając szczególnej uwagi na zagrożenie. Ling dobrze sobie zdawał sprawę, że gruba Hunów wraz z Mulan ruszają do Pekinu. A to, co tam szukają i zamierzają ukraść nie wróżyło niczym dobrym dla tych oto mieszkańców. Co gorsza podczas lotu Ling wypatrzył nieprzyjaciela. Przywódcy i Mulan nie dał rady wypatrzeć, ale czuł przez skórę, że gdzieś tu są i to blisko.
- Tak, jak Ci mówiłem Ling... - kontynuował smok, wciąż nie odwracając wzroku od miasta. - Cesarz od dawna ma coś przy sobie, na co Hunowie mają chrapkę. Jeśli się tego nie pozbędziemy Chiny czeka zagłada.
- Rok temu też to słyszałem. - zaśmiał się Ling. - A wiesz kiedy?
Rayman przewrócił oczami.
- Nie czas na żarty Ling...
- Czym żołnierz myje zęby? - przerwał mu rozbawiony Ling. Rayman złapał się za głowę.
- No czym...
- Czym prędzej... - smok oparł się o pień drzewo i zaczął ryczeć ze śmiechu.
Rayman luknął z ironią na ucznia, po czym znów skierował wzrok w stronę miasta. Lecz po sekundzie coś przykuło uwagę smoka. Obrócił się w lewą stronę, gdzie przestrzeń była dzika i porośnięta drzewami. Ni stąd ni zowąd zauważył już maszerujących Hunów, zbliżających się niebezpiecznie do miasta. Rayman uśmiechnął się złowieszczo.
- Ej... - mruknął do Linga. - Uspokój się już i chodź.
- Uspokoić się... - zaśmiał się. - Jak ja nie mogę się powstrzymać...
- Przymknij się wreszcie. - warknął cicho Rayman. - Mamy towarzystwo.
- Oho...
Ling podniósł się, podszedł do smoka i kucnął przy nim. Przebiegł wzrokiem po wszystkim wędrownikach. Próbował odnaleźć wzrokiem Mulan, którą oczywiście nie mógł wypatrzeć.
- Jest tam. - uspokoił Linga. - Idzie nie cały metr za przywódcą. Pilnują ją dwaj jego najsilniejsi ludzie. Widocznie musiała sobie naskrobać.
- Nie wiedzą z kim mają do czynienia. - oznajmił Ling, uśmiechając się pod nosem. - Pewnie im skopała tyłki i się jej boją.
- Uwierz, że właśnie jest odwrotnie. - Ling podniósł się na dwie łapy i założył ręce na piersi, spoglądając dalej na Hunów. Przyjaciel Mulan obrzucił go chłodnym spojrzeniem. - No co...
- Mulan to silna, odważna...
- Gdybyś przy niej był... - przerwał mu Rayman gwałtownie. - to może by tak było. Teraz Shan Yu manipuluje ją, by zabiła cesarza. Kapiesz?
- Zmyślasz...
- Uważasz, że chce Ci zrobić na złość? - oburzył się smok. - Nie mam na to czasu. Chce tylko zdobyć koronę, jak to zrobiłem z mieczem.
- Zaraz... - odparł zdziwiony Ling. - Nie wspominałeś o koronie.
- Bo nie musiałeś o niej wiedzieć.
- Przecież mam Ci pomóc ją odzyskać.
- I pomożesz. - oznajmił Rayman nie wzruszony. - Dowiedziałbyś się na miejscu.
Ling prychnął w odpowiedzi oraz skierował wzrok na Hunów. Tym razem udało mu się wypatrzeć Mulan. Szła posłusznie za przywódcą. Sprawiała wrażenie zmieszanej i obłąkanej. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek widział ją w takim stanie.
- Dobra... - rzucił nagle Rayman. - Lecimy... Zrobi się tu trochę gorąco.
Zrobił kilka kroków w tył, ruszył przed siebie biegiem, po czym wzbił się na otwarte niebo. Ling przez moment patrzył, jak lata. Później on wykonał tą czynność.
***
- To jesteśmy w Taiyuan. - oznajmił zadowolony Shan. Uśmiechnął się złowieszczo, spoglądając na okolicę. Wpatrywał się w Chińczyków, którzy jeszcze nie wiedzieli, co się święci. Za moment będzie ich czekać zagłada. Luknął na dziewczynę. Przemierzała słusznie za nim, mając u boku jego najlepszych ludzi. Środki bezpieczeństwa, pomyślał. Nikt nigdy nie jest pewny, jak może zareagować na sytuację, która zaraz się rozpocznie.
Zszedł bez pośpiechu z konia, następnie ruszył przed siebie. Skierował swego rumaka do jakiegoś drzewa i przywiązał go do niego. Pogłaskał go, patrząc mu centralnie w oczy. Zwierzę wpatrywał się w swojego pana, lekko rżąc pod swym brunatnym nosem. Shan poklepał go lekko po grzbiecie, następnie odwrócił się do niego plecami. Wbił wzrok w Mulan, która do końca nie wiedziała, gdzie jesteśmy. Uśmiechnął się w duchu.
Leniwym krokiem podszedł do wojowniczki, która nie za bardzo miała ochotę z nim rozmawiać. Miała odwróconą głowę w innym kierunku, by tylko nie spojrzeć na niego. Wiedział doskonale z jakiego powodu. Zbyt bardzo siebie ośmieszyła nie dawno, dlatego jest na niego obrażona. Mimo tego, że nie miał zbyt dużej styczności z kobietami, potrafił rozpoznać przyczynę ich zachowań. Podobno większość facetów nie miało takiej zdolności, więc mógł siebie nazwać za szczęściarza.
Spojrzał na ludzi, dając im znak skinięciem głowy. Hunowie na rozkaz odeszli od Mulan, zostawiając ją z nim. Zbliżył się do dziewczyny, położył rękę na jej plecach, następnie poprowadził ją w przednim kierunku. Dziewczyna chodziła tak wyprostowana, jakby kij połknęła. Strach paraliżował jej całe ciało, dzięki czemu miał pewną przewagę, by nie stawiła problemu.
Stanęli niedaleko jego konia i ukucnęli nie daleko jakiegoś zarośniętego krzaka. Shan Yu objął jedną ręką delikatnie dziewczynę, a drugą odsunął kilka gałęzi w lewą stronę. Po drugiej stronie było wyraźnie widać główny plac miasta, Taiyuan. Mulan wpatrywała się w okolicę, nie dowierzając. Lustrowała mieszkańców, którzy nie mieli zielonego pojęcia o zagrożeniu. Wyprostowała się nie spokojnie, by już na to nie patrzeć. Shan jednak jej to uniemożliwił. Zniżył ręką jej plecy, by znów się pochyliła przy krzakach.
Dziewczyna oddychała nie spokojnie. Zaczęło jej się nawet trochę kręcić w głowie. Wiedziała, co się zaraz może wydarzyć, a ona nie będzie potrafiła temu zapobiec. Łzy same prosiły się, by wypłynąć z powiek. Spojrzała na Shana, który nie odrywał od niej wzroku. Miał uśmiech dumy, a zarazem złowieszczego spojrzenia. Chciałaby tak bardzo cofnąć czas, gdy jeszcze miała dość dużo siły, by mu się sprzeciwić. Teraz nie potrafiła nawet krzyknąć.
- Wiesz co zaraz się wydarzy Mulan. - powiedział niskim głosem. Uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy. Mulan odpowiedziała mu jedynie skinieniem głowy. - Mogłaś ich uratować... Nie zaprzeczę, Mulan. Miałaś szansę, ale wiesz dobrze dlaczego to robimy. Oni i tak prędzej, czy później by zginęli. Spójrz na nich...
Mulan skierowała wzrok na mieszkańców.
- Nie wiedzą, że tu jesteśmy. - kontynuował. - Daj mi znać, kiedy mamy to zrobić...
- Nie mogą zginąć. - jęknęła Mulan, nie ukrywając już płaczu. Łzy spłynęły jej po policzkach. - Proszę Cię, Shan. Nie krzywdź ich...
- Wiem co czujesz... - powiedział spokojnie. Położył rękę na jej policzku i otarł jedną z łez. - Też sam bym tego nie robił, ale taka moja natura. Nie można zmienić przeznaczenia, Mulan. Ty jesteś wojowniczką, więc to powinnaś rozumieć.
- Proszę... - prosiła Mulan. - Oszczędź ich...
Shan chwycił jej drugiego policzka i pogłaskał tam również, ścierając jej świeże łzy. Mulan zatonęła spojrzeniem w przywódcę swymi zaszklonymi oczami.
- Wiesz, że tego nie mogę zrobić. - odparł Shan. - Poza tym sama mi kiedyś coś powiedziałaś. Kierujesz się miłością do ludzi, a nie rozkazami cesarza. Sprzeciwiłaś się jemu, bo to uznałaś za słuszne.
- Ale...
- Ci ludzie nie mają pojęcia o jego kłamstwach. - przerwał jej Shan. - Mogłabyś ich uświadomić, ale myślisz, że to coś by dało? Pomyśl, jak by zareagowali na to, że przez cały czas byli oszukiwani. Ty to znosisz, bo widziałaś już najgorsze, ale oni. Nie wytrzymaliby psychicznie.
- Shan...
- Robię to dla ich dobra... - ponownie przerwał, nie dając jej dać do słowa. - Robię to dla Ciebie...
Mulan wbijała w jego wzrok, niezrozumiale. Przez moment myślała, że to przejęzyczenie, ale po minie Shana, było widać szczerość. Spytała:
- Co masz na myśli, że dla mnie?
- Kochasz tych ludzi, Mulan. - odpowiedział. - Dlatego chce Ci pomóc podjąć odpowiednią i najsłuszniejszą decyzję. Ci ludzie zasługują na lepszy los. Zaoszczędź im męki...
- Nie będę potrafiła potem spojrzeć na siebie. - odparła Mulan, kładąc ręce na jego dłoniach. - Ja miałam ich chronić, Shan.
- I to właśnie zrobisz. W wielu formach możesz ich chronić. - Zamilkł na moment. Wbił wzrok na jej uchylone usta. Położył na nich swój wskazujący palec, nie odrywając od niego wzroku. - Pomogę Ci to wykonać, tylko powiedz mi kiedy będziesz na to gotowa.
Nastała niezręczna cisza. Spojrzał na dziewczynę, która spuściła wzrok. Była pogubiona, nie wiedziała co robić. Przybliżył się do niej, złapał delikatnie za podbródek i szepnął jej do ucha.
- Powiedz...
- Robię to dla dobra ludzi.
- Jak chcesz im pomóc? - złapał ją delikatnie za szyję. - Powiedz to...
- Zabijając ich...
- Komu służysz, Fa Mulan?
- Tobie... - Shan uśmiechnął się pod nosem.
- Powtórz to, kochana. - podniósł jej podbródek, by spojrzała na niego. Przyglądali się sobie w milczeniu.
- Robię to dla... dobra ludzi. Zabijając ich... Służę tobie...
- Grzeczna dziewczynka. - oznajmił szepcząc jej do ucha. - Kiedy mamy im pomóc, wojowniczko?
- Teraz...
- Jak sobie życzysz, kochana... - przybliżył swą twarz do jej, po czym pocałował ją w policzek.
Podniósł się z miejsca i rozkazał ludziom atakować miasto. Mulan szumiało w głowie, a przed oczami rozmazywał jej się krajobraz. Z początku słyszała rozkaz przywódcy, potem wielki trzask. Ziemia zaczęła się dziwnie trząść, a przestrzeń zaczynała zmieniać kolor z zielonego na pomarańczowo-czerwony. Las zaczął obtaczać się wielkim płomieniem. Nie potrafiła się ruszyć, bo nie miała siły. Nie daleko jej opadł wielki płonący pień. Spojrzała powoli w lewo. Zauważyła jedynie wielką postać, która do niej biegła, mówiąc:
- Chodź tu, kochana...
Wyczuła wielkie ręce na plecach i nogach, które je podnoszą. Potem, jak ktoś ją podnosi i ciepły tors. Nie potrafiła wyostrzyć wzroku, by zobaczyć, kto ją trzyma. Jednak domyślała się, kto to mógł być.
Nie wiem, jak wam, ale jak pisałam to miałam gęsią skórkę. Miałam zamknięte okno, jakby co. 😉 Jak wam się podoba? Jak myślicie, co się takiego wydarzyło?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro