Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖝𝖝𝖎𝖎𝖎

         Zhongli, mówiąc szczerze, nie przepadał za hotelami. Nie lubił spać poza domem, czuł się wtedy wyobcowany i oderwany od rzeczy znajomych — czyli tych zapewniających mu poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście jego praca wymagała podróży, jednak w życiu codziennym wolał się na takowe nie decydować. Sprawa zdawała się inna, jeśli choć jeden "element" przywodził go do spraw znanych i zwyczajnych. Tym razem nim stał się Ajax śpiący przy Zhonglim.

         Zhongli czuł przy sobie to znajome ciepło, które płynęło w ciele ukochanego za sprawą długiego snu. Jego twarz była tak spokojna, iż wydawał się martwy. Skóra jasna jak mleko jedynie lekkim zaróżowieniem wybijała się na tle białej hotelowej kołdry.

         Swego czasu ta skóra była symbolem szlacheckiego pochodzenia — ocenił w myślach Zhongli. Teraz mój Ajax jest po prostu ładny.

         Za to kosmyki rudych włosów przywodziły Zhongliemu na myśl płomień świecy. Lubił je zapalać, zwłaszcza zapachowe. Ach, właśnie. Ajax zawsze pachniał słodko.

         Sama obecność Ajaxa mocno Zhongliego koiła. Widok jego, tak uroczo śpiącego, działał niby miód na duszę. Wszak para ta spała razem co drugi tydzień, przyzwyczajając się już wystarczająco do swej obecności. A co Zhongliemu niezwykle przypadło do gustu — jego ukochany przywykł do jego nawyków, pamiętając je. To wystarczyło, aby się dogadywali.

         Finalnie Zhongli, zamiast przypatrywać się Ajaxowi owiniętemu kołdrą i odwróconemu w jego stronę, znów ułożył się na plecach. Spojrzał w sufit. Także biały, chociaż ściany były pomarańczowe. Większość pomieszczenia utrzymano w ciepłych barwach, meble utworzono z jasnego drewna.

         Zhongli powoli odpływał myślami — było to dla niego proste. Chwila na zamknięcie oczu, wygodne ułożenie w łóżku, a już widział fikcyjny świat oczami swego bohatera. Mógł dalej dodawać szczegóły do wcześniej zaplanowanych scen, dodając sobie w głowie dwa do dwóch, nawet jeśli czuł się spięty na myśl, iż bezpośrednio nie poczyni postępu w tekście.

         A jednak, pewnie leżał tak dziesięć minut, nim został z tego stanu wyrzucony.

         — Jakieś, mhm... — Głośne ziewnięcie. — Masz jakieś plany na dzisiaj?

         Zhongli znów otworzył oczy. Przewrócił się na swój lewy bok — twarzą do Ajaxa. Jego ślepia były roześmiane, jakby mimo zaspania nowy dzień przyniósł nową radość. Oczy te, piękne i niebieskie niby ocean, cudne niczym akwamaryn, krótko nawiązały kontakt wzrokowy z Zhonglim. Ten znów uciekł spojrzeniem gdzieś w tył, ale jakby w następstwie do sytuacji sprzed chwili Ajax położył swoją dłoń na jego szyi. Delikatnie, jakby ostrożnie, pogładził kciukiem żuchwę Zhongliego.

         — Już się nie stresujesz? — spytał Zhongli z drobnym zdziwieniem w głosie. — Wczoraj byłeś naprawdę zdenerwowany, więc...

         Ajax mruknął coś niewyraźnie.

         — Jest lepiej. Ten wyjazd to dobry pomysł. — Ajax zmarszczył brwi. — Staram się właśnie nieco... pozbyć tamtych myśli.

         Zhongli nie zauważył aluzji, a więc jedynie pokiwał głową. Ajax nie dodawał nic więcej, tylko się przysunął, po czym przytulił do ukochanego. Zhongli szybko objął go w ramionach i talii.

         — Wracając do wcześniejszego pytania... Obiecałem ci przecież ruiny.

         — Prawda.

         I chociaż Zhongli zapewne chętnie już wstałby o tej godzinie — było kilka minut po dziewiątej, jak wskazywał zegarek przy łóżku — to Ajax objął go na tyle mocno, że szkoda choćby się ruszyć. Ajax wszak znów domagał się uwagi, co także stało się niemalże rytuałem powtarzanym przy każdym wspólnym poranku.

* * *

         Pomimo pięknej pogody i kończącego się lata, Ruiny Dunyu nie były oblegane przez turystów. Tylko niewielkie grupki osób spacerowały tam, na ogół mijając się i obserwując z daleka. Nawet te osoby, wyglądające niby mrówki, nie psuły piękna okolic. Budynki oraz figury z kamienia kąpały się w blasku promieni słonecznych, które otulały je czule, jak kochanka w pościeli. Blask tej gwiazdy, która rozgrzewała wszystko, co pozostawało przed nią osłonięte, padał też na wodę pod ruinami. Czysta tak, że widać było głębiny, mieniła się złotem.

         Zhongli zaparkował swój samochód na parkingu chronionym przez podstarzałego mężczyznę stacjonującego w budce. Wiatr wzmagał chmury pyłu, podłoże nie było bowiem wyłożone niczym poza piaskiem.

         Zhongli nachylił się nad kierownicą, mrużąc oczy. Obserwował ruiny nad wodą. Były stare, lecz dobrze je zabezpieczono. Zhongli już układał w swej głowie plan, jak najlepiej o nich opowiedzieć oraz co pokazać. Zaś Ajax szybko chwycił jedyny bagaż, wypadł z samochodu, przebiegł przed maską i otworzył drzwi od strony kierowcy.

         — To idziemy? — spytał podniecony Ajax, nachylając się nad Zhonglim.

         Zhongli otaksował Ajaxa sceptycznym spojrzeniem. Rozsadzała go energia, co — w porównaniu do wczoraj — było zaskakujące. Najwidoczniej oderwanie się od jego ówczesnej rzeczywistości naprawdę działało uspokajająco.

         — Czeka nas jeszcze spacer. — Zhongli uniósł brwi. — Dosyć długi.

         Ajax podał rękę partnerowi. Patrzył na niego wyczekująco, zaciskając wargi. Zhongli kiwnął głową, zgasił silnik i chwycił wyciągniętą dłoń. Wyszedł z samochodu, a Ajax zamknął jego drzwi z głośnym trzaskiem.

         Zhongli aż podskoczył. Uderzył w niego zarówno strach, jak i wściekłość. Skrzywił się, szerzej otwierając oczy. Nieomal z jego ust nie uciekł zduszony krzyk, reakcja automatyczna.

         — Przepraszam — mruknął Ajax, odruchowo pochylając głowę. Podał Zhongliemu jego czarną torbę.

         Zhongli tylko ścisnął rękę Ajaxa jeszcze mocniej. Zamknąwszy samochód, odebrał bagaż i schował do niego kluczyki. Następnie nachylił się nad ukochanym, patrząc na jego twarz ze ściągniętymi brwiami.

         — Nie chcę, żebyś bał się przez reakcje swojego brata. Nie jestem zły, a to był przypadek.

         Ajax pokiwał głową.

         — Jasne. — Uśmiechnął się blado. — Nie boję się ciebie. I chodźmy dalej. Trzymaj mnie za rękę!

         Zhongli odwzajemnił uśmiech. Pociągnął za sobą Ajaxa dalej. Ten rozglądał się wokół; Zhongli był tutaj już tyle razy, iż wszystko wydawało się dobrze znane. Tak więc prowadził tego młodzieniaszka, który faktycznie zdawał się wręcz dziecięco zaciekawiony.

         Normalnie w tym czasie Zhongli robiłby wszystko, aby wyciszyć swe myśli — dziś jednak coś go od tego odrzucało. Chociaż czuł ciepłą dłoń Ajaxa tuż przy tej swojej, miał wrażenie, iż jego ręka była w trakcie wędrówki po biodrze młodzika. Dokładnie tak, jak dziś rano...

         Ajax naprawdę był pożądliwy. Z samego rana prosił o wspólny prysznic, a w jego trakcie przylgnął do Zhongliego. Szybko obaj zbliżyli się do siebie, zalali pocałunkami, sunęli dłońmi po swych ciałach. Ajax chciał być przyciśnięty do ściany, a Zhongli mu to dał. Ajax pragnął, aby Zhongli go masturbował, co starszy mu podarował — wraz z orgazmem. Ajax odpłacił się tym samym.

         Finalnie nie było to przecież coś niezwykłego, straszliwego; Zhongli i Ajax posuwali się już do śmielszych rzeczy. Miejsce też nie było niezwykłe, ponieważ wszystko zmyła woda, a oni w tym czasie byli zupełnie sami.

         Raczej Zhongliego znów zaczęła trapić kwestia, która zastanawiała go już od dawna. Często właśnie ta sprawa powtarzała się przy ich stosunkach, była jakby cechą charakterystyczną. Ajax był głośny, nieraz w trakcie krzyczał. To nie dziś, lecz nigdy nie hamował się z odgłosami. Ponadto przez cały czas przytulał się do partnera, szukając jego ust.

         Zhongli, kontynuując chód, zmarszczył brwi. Z ukosa przyglądał się Ajaxowi z zainteresowaniem, jakby szukał w jego twarzy odpowiedzi. W końcu westchnął, najwyraźniej ją znajdując. Była to wszak myśl bardzo prosta, ale takie zdają się najbardziej sensowne... Ajax po prostu w ten sposób, podniesionym głosem, okazywał emocje. To prostsze niż słowa. A Zhongli przecież najlepiej rozumiał, iż przy innych ludziach słowa nieraz były zawodne.

         Ajax zdawał się podzielać tę opinię, kiedy — podchwycając spojrzenie Zhongliego — uśmiechnął się do niego półgębkiem. Patrzył czule i śmiało.

         — Co prawda to dziwny moment — rozpoczął Ajax, zdejmując okulary przeciwsłoneczne — ale byłoby mi miło, gdybyśmy częściej patrzyli sobie w oczy.

         Zhongli przystanął, robiąc to samo. Rozejrzał się wokół. Nie było nikogo blisko ich dwóch. Z tej racji, jak na zawołanie, zaczął wpatrywać się w oczy Ajaxa z poważną miną. Marszczył brwi, skupiał na niebieskich tęczówkach.

         Normalnie Ajax zapewne by się ucieszył, może uznał to za romantyczne. Ale coś było w spojrzeniu Zhongliego dziwnego, niezręcznego. Ajax podrapał się po karku i potylicy, mocniej ściskając większą dłoń.

         Zhongli pokręcił głową, po czym wbił wzrok w ziemię.

         Ajax zmrużył oczy, lustrując twarz Zhongliego, który swą miną wyrażał zagubienie. Ajax zauważył drobne drżenie brody, ledwie dostrzegalną mieszankę wstydu i zażenowania. W odpowiedzi na to swym kciukiem zaczął gładzić rękę Zhongliego. Wiedział, że publiczne okazywanie swoich uczuć, choćby pocałunkiem, nie wypadało tutaj nawet przeciętnym parom... Więc jedynie uśmiechnął się pokrzepiająco, chwytając drugą z dłoni i je obie zamykając w swym czułym uścisku.

         — To dla ciebie niekomfortowe?

         Zhongli westchnął, potakując.

         — Masz piękne oczy, ale wolę patrzeć na nie niż w nie — oznajmił cicho.

         — W porządku.

         Zhongli uniósł wzrok. Popatrzył w stronę Ajaxa, przywdziewając spokojny wyraz twarzy. Ta znów zastygła w poważną maskę, pod którą kryło się wiele. Mimo to Zhongli robił to przypadkiem, nie tuszował nic celowo, a zakrywał odruchowo. Kto zasługuje, ten zobaczy więcej z tej ograniczonej mimiki.

         — Wiem, iż pary zwykle tak robią i pewnie też chciałbyś...

         — A ja wiem, że masz swoje ograniczenia, ale zgodziłem się na to, pytając o związek te kilka miesięcy temu — urwał Ajax. — Po prostu wolałem o tym powiedzieć i skoro już wiemy, że u nas to odpada, to nie trzeba ciągnąć tego tematu.

         Zhongli pokiwał głową.

         — Dziękuję.

         Ajax tylko zachichotał.

         — Dziękować powinieneś tylko za coś naprawdę wyjątkowego, a akceptowanie cię raczej się do tych rzeczy nie zalicza. — Swoim wzrokiem Ajax znów zaczął płynąć po okolicy, zatrzymując spojrzenie na ogromnych ruinach kryjących się pomiędzy wzniesieniami. — Za to ja będę wdzięczny, jeśli ruszymy dalej. Chcieliśmy pozwiedzać, nie?

         — Racja — zreflektował się Zhongli. Jedną ze swych rąk uwolnił z chwytu partnera. — Więc, proszę, chodźmy.

         Ruszyli więc dalej. Ajax nie mówił nic więcej. Zhongli nie poświęcał mu szczególnej uwagi — Ajax założył okulary przeciwsłoneczne, poprawił czapkę z daszkiem i starał nie patrzeć w stronę słońca. Zhongli zaś zagapił się gdzieś w oddali. Swe usta zacisnął, a jego wzrok ogarniał majaczące niżej, za stalową barierką, kamienne figury. Ich twarze wykrzywił grymas powagi, a miecze stępił wpływ czasu. Trawa okalająca posągi zdawała się osobnym morzem lśniącej zieleni.

         Niestety, bliżej ruin partnerzy musieli puścić swe ręce. Ludzi było tam zdecydowanie więcej, ktoś mógłby ich zobaczyć.

         Ajax niespodzianie przystanął i pochylił głowę, wpatrując się w pomniki wojów, których historie zacierały się, a historia i fikcja splatały.

         — Kim oni byli?

         — To Yakshe, obrośli już w mity.

         Ajax wbił w Zhongliego zaciekawione spojrzenie.

         — Więc opowiedz mi te historie.

* * *

         Spocony Ajax zrzucił sandały przy wejściu do hotelowego pokoju. Odetchnął głęboko klimatyzowanym powietrzem. Idąc do łóżka, po drodze rzucił na siebie swoją spoconą koszulkę. Rzucił się na pościel, mruknął coś, po czym przewrócił na plecy.

         Zhongli bez słowa usiadł obok. Odruchowo powędrował wzrokiem na blady brzuch, rude włoski u jego dołu. Po tym zmrużył oczy, skupiwszy wzrok na prawej stronie żeber Ajaxa. Wyszukiwał śladu, odruchowo od czasu, kiedy pierwszy raz znalazł tam siniak.

         Przecież zniknął już dawno — skarcił się Zhongli. Dla uspokojenia zaczął pożerać wzrokiem inne skrawki ajaxowej skóry.

         Ajax popatrzył na Zhongliego. W reakcji na jego intensywny wzrok, ułożył dłoń na obojczyku, następnie powoli przesuwając nią w dół, aż do pępka.

         Zhongli ułożył się na boku. Policzek podparł o rękę, a wolną dłonią sięgnął do włosów Ajaxa. Szybko odchylił grzywkę, przeczesując czuprynę szczupłymi palcami. Na chwilę świat ponownie przestał istnieć, były tylko rdzawe kosmyki przy żółtawej skórze. Zawijały się wokół ciała jak węże, przypominały fale niosące za sobą części rozbitego statku. Choć mokre nieco się kleiły, kosmyki zbliżały się do siebie, to w jakiś sposób wciąż błyszczały. A jak pięknie kontrastowały do oczu błękitnych, na które często opadała grzywka...

         — Lubisz moje włosy, Zhongli?

         Dłoń Zhongliego została złapana; ta biała wsunęła swoje palce pomiędzy jego. Następnie pociągnęła obie ręce w dół, układając je na brzuchu.

         Zhongli spojrzał na splecione dłonie tuż przy krótkich rudych włoskach. Te też się zawijały.

         — Tak, są bardzo ładne i miękkie — przyznał Zhongli. — Twoje oczy też są śliczne.

         Ajax podniósł się nieco, zbliżając twarz do tej Zhongliego.

         — Mógłbyś...?

         Zhongli pocałował Ajaxa. Ten szybko odwrócił się w jego stronę, kładąc na boku. Zezwolił, aby Zhongli znalazł swoim rękom miejsce na dole swoich pleców oraz między łopatkami. Kiedy obaj zostawili swe usta w spokoju, położyli się całkiem płasko, głowy opierając na materacu.

         Ajax uniósł rękę, po czym pogłaskał policzek Zhongliego. Zrobił to ostrożnie, jakby któryś z nich już za moment miał się spłoszyć... Ale Zhongli to uwielbiał, zauważał w tych gestach słodką nieśmiałość oraz niewinną próbę sprawienia mu przyjemności.

         Dotykałeś tak kogoś wcześniej? Obawiasz się, że źle zareaguję na taki gest? — Zhongli nie zamierzał pytać na głos. Zamiast wtulił policzek w dłoń Ajaxa.

         Ręka Ajaxa była miękka, ale — oczywiście — spocona. Chociaż po plecach Ajaxa także płynęła ta słona ciecz. Zhongli nie powiedział jednak nic, kiedy Ajax wsunął dłoń pod drugą stronę jego głowy. Zhongli tylko przymknął oczy, szukając spokoju w tym cieple znacząco lepszym od gorąca świata poza pokojem hotelowym.

         — Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś — szepnął Ajax, opierając swoje czoło blisko ust Zhongliego. — I że tyle mi opowiadałeś. Zastanawiałeś się kiedyś nad karierą przewodnika wycieczek? — Zachichotał perliście.

         Zhongli, pocałowawszy skórę Ajaxa, uśmiechnął się nieznacznie.

         — Zależało mi na twoim odpoczynku. Jutro i tak musimy wracać, ale obiecałem ci spacer po ruinach już, kiedy się poznaliśmy. — Zhongli odetchnął słodkim zapachem rudych włosów. — Ale ten zawód nie wydaje mi się zbyt opłacalny czy wygodny...

         Ajax prychnął, lecz nie komentował dodatkowo.

         — A obiecujesz, że będziemy to powtarzać, tylko że z podróżami po reszcie Liyue? — zapytał Ajax.

         — Obiecuję.

         Ajax pokiwał głową, odrywając ręce od twarzy partnera.

         — Skarbie? — mruknął niezadowolony Zhongli.

         — Myślę, że to pora wziąć prysznic.

         Tę aluzję Zhongli akurat zrozumiał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro