Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ginny z Wyspy Potępionych

Percy szedł ulicami Wyspy Potępionych tuż za swoim ojcem, który twierdził, że wie dokąd iść. Na początku faktycznie droga układała się jakoś normalnie, ale po niedługim czasie budynki zaczęły się powtarzać i czarnowłosy chłopak stracił wiarę w umiejętności nawigacyjne Mroka.

- Chodzimy w kółko od kilku minut. Jesteś pewien, że wiesz, co robić? - spytał w końcu. 

- Wydaje mi się, że teraz w prawo - rzekł Mrok skręcając gwałtownie we wskazanym kierunku.

- Hurra! Jednak coś nowego - Percy wzniósł ręce w błagalnym geście. Nie miał zamiaru spędzić na tej obskurnej wyspie całego dnia.

Przeszli jeszcze kilka ulic i ujrzeli wysoką kamienicę z odpadającym tynkiem, zaciekami oraz urwanymi okiennicami i parapetami. Niby nie różniła się niczym szczególnym od kilkudziesięciu innych mijanych tego dnia, ale błysk w oku Mroka dał Percy'emu do zrozumienia, że muszą być pod właściwym adresem.

- Jesteśmy na miejscu - uśmiechnął się Mrok.

Percy nie podzielał jego entuzjazmu. Wpatrywał się w budynek i jedyną myślą było to, by pod żadnym pozorem tam nie wchodzić, bo wyglądało, jakby miało się zaraz zawalić. 

- Wchodzimy - zarządził Mrok ciągnąc niechętnego syna za rękaw. 

Schody prowadzące na górę były kręte i obskubane. Dziury sugerowały, że zaatakowały je korniki. Przedostatni schodek tak się kołysał, że Percy wolał go ominąć, mimo że Mrok spokojnie na niego stanął. Pokój był dosyć duży, zaprojektowany w taki sposób, by czarne meble idealnie komponowały się z bordowymi ozdobami. Na środku stał stary fotel, na którym siedziała kobieta o czarnych włosach, ubrana w ciemnobordową suknię. Patrzyła się na swoich gości jakby czekała, aż zaczną mówić. 

- Witaj, Gothel - uśmiechnął się Mrok.

- Co cię do mnie sprowadza? - spytała opierając ręką głowę. Wydawała się nie być zaskoczona widokiem kogoś z zewnątrz wyspy. Jej spokój i opanowanie zdumiały Percy'ego, który słyszał zupełnie inne opowieści o słynnej Gothel.

- Postanowiłem pozbyć się strażników. Więc jak podejrzewasz, chciałem zaproponować współpracę. 

- Ginny ci w tym pomoże? - spojrzała na niego podejrzliwie. 

- Jestem tego pewien. W końcu obie pochodzicie z Corony. 

Percy zdębiał. Skąd Gothel wiedziała, że jej córka jest częścią planu jego ojca. Umiała czytać w myślach? Czy to zwykły przypadek? 

Gothel zamyśliła się. Przyglądała się zarówno Mrokowi jak i Percy'iemu chcąc lepiej wybadać ich plany wobec swojej córki.

- Niech będzie - powiedziała po chwili zrezygnowanym głosem, jakby właśnie przegrała długą kłótnię z bardzo przekonującym przeciwnikiem. - Jeśli Ginny się zgodzi, będziecie mogli ją zabrać ze sobą.

- A gdzie możemy ją znaleźć? - spytał Mrok. Zdawał sobie sprawę z tego, że zgoda Gothel to jedno, ale znalezienie dziewczyny, to drugie.

- Poszła szperać w Zamku Okazji - odparła wiedźma, jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem. - Odkąd Diabolina zniknęła z Wyspy Potępionych na zawsze, mamy więcej luzu niż wcześniej.

Gdy Percy'iemu udało się dotrzeć na wskazane przez Gothel miejsce, wziął głęboki oddech. Nie był pewien, czy w pojedynkę zdoła namówić Ginny na dołączenie do zespołu. Otworzył cicho drzwi i wszedł do środka. Otaczała go ciemność, więc choć na chwilę znów mógł poczuć się jak u siebie. Wszedł ostrożnie po stromych schodach na górę i usłyszał szmery dobiegające z jednego z pokoi. Pchnął lekko drzwi i zajrzał do środka. Na zniszczonym łóżku siedziała piękna dziewczyna o czarnych włosach i ciepłym uśmiechu. Wpatrywała się w zdjęcie, które najprawdopodobniej stało wcześniej na szafce nocnej, ale dziewczyna wzięła je do rąk, by móc lepiej zobaczyć kto jest na zdjęciu. 

- Ty jesteś Ginny? - spytał Percy budząc ją z rozmyśleń i otwierając drzwi do pokoju szerzej, by móc wejść do środka.

- Kim jesteś? - zmarszczyła brwi. 

- Percy - uśmiechnął się chcąc załagodzić sytuację. Był pewien, że jest gotowa się na niego rzucić z nożem, czy siekierą.

- Co chcesz ode mnie? 

- Zawsze jesteś taka nieprzyjemna? - zakpił z uśmiechem. 

- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać? Skąd się tu wziąłeś? - wstała.

- Zadajesz za dużo pytań - westchnął. - Razem z ojcem chcemy pokonać strażników. Chciałabyś dołączyć? 

- Strażników? - Ginny zaczęła łączyć wątki.

- Kolejne pytanie - zaśmiał się do siebie. - Mamy wspólnego wroga i możemy sobie pomóc. Chyba możesz zaufać nieznajomemu choć jeden raz.

- Nie ufam nowym - skrzyżowała ręce. - Ale znasz Strażników. Niewielu ich kojarzy.

- No widzisz - uśmiechnął się. - W tej wojnie może pomóc każdy. Co prawda ojciec ma już jakiś plan, ale skoro zgubił się tutaj, to raczej nie liczyłbym na jego duży wkład. 

- Moja matka o tym wie? - spytała podejrzliwie.

- Stwierdziła, że możesz iść, jeśli będziesz chciała. 

- Więc chcę - uśmiechnęła się szyderczo. - Marzę, by zobaczyć Rubi błagającą o litość. I marzę, by wydostać się z tej zapyziałej dziury jaką jest ta przeklęta wyspa.

- Więc masz cel - stwierdził Percy.

- Marzenie - odparła i założyła ręce. - Odkąd dowiedziałam się, w jaki sposób znalazłam się na Wyspie Potępionych. 

Kiedy wyszli przed Zamek Okazji zobaczyli uśmiechniętego Mroka, który przyglądał się im uważnie. Chwilę później jednak odwrócił się i wyciągnął lewą rękę w bok. Percy złapał dłoń Ginny, podszedł do ojca i gdy zaledwie musnął jego płaszcz, cała trójka zniknęła z wyspy.

Cały wieczór Ginny siedziała na swoim łóżku, które Percy przygotował po powrocie do jaskini Mroka. Objęła nogi i nie wydobyła z siebie ani słowa. Początkowo tak pewna siebie, teraz czuła się dziwnie. Pierwszy raz była tak daleko poza domem. Ale nie bała się o siebie - była pewna, że podoła zadaniom nałożonym na nią przez Mroka. Przejmowała się matką, która tylko dzięki córce mogła pozostać wiecznie młoda. 

- Wszystko w porządku? - spytał Percy wchodząc do jej pokoju i siadając obok Ginny na łóżku.

- Martwię się o mamę. Mam nadzieję, że sobie beze mnie poradzi. 

- Dlaczego miałaby sobie nie poradzić? - zaciekawił się. 

- To długa historia.

- Mamy czas. Tata pisze przemówienie na następne spotkanie z naszym przyszłym wspólnikiem. To może trochę potrwać. 

Ginny się zaśmiała. Spojrzała w jego czarne jak noc oczy i zarumieniła się na widok jego uśmiechu. 

- Wszystko zaczęło się jak miałam roczek - zaczęła. - Moja mama chciała zaśpiewać mi kołysankę, więc zanuciła zaklęcie Słonecznego Kwiatu i wtedy spostrzegła, że wokół mnie pojawiły się złotożółte smugi, które sprawiły, że niektóre przedmioty w pobliżu zaczęły latać. Wtedy zrozumiała, że długotrwałe działanie mocy kwiatu na niej spowodowało, że zakorzeniły się także w moim ciele i dzięki temu mogę leczyć innych, i utrzymywać moją mamę zdrową i młodą.

- Z tego co wiem, Gothel wykorzystywała do tego samego Roszpunkę, jednak tak naprawdę jej nie kochała - zauważył Percy.

- Ale ja jestem jej rodzoną córką - broniła ją Ginny. - Zresztą, wiem po co używam mojej mocy. Chcę by mama była szczęśliwa.

- Ktoś oprócz niej wie o twoim darze? 

- Nie. Ukrywamy to do teraz. Nawet moja starsza siostra mieszkająca w Auredonie nie ma o tym pojęcia.

- Więc czemu mi to mówisz?

- Nie wiem - zarumieniła się. - Jesteśmy wspólnikami. Musimy sobie ufać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro