6
~Magnus~
Po kilkunastu minutach odechciało mi się zabawy z Prezesem. Strąciłem kotka z moich kolan na dywan i wstałem z kanapy. Podreptałem do przedpokoju, bo słyszałem stamtąd żywe głosy. A raczej jeden głos - Alexandra. Ustałem pod ścianą, żeby mnie nie zauważył, i zacząłem troszkę podsłuchiwać...
- Nie masz pojęcia, jak mi się gębą ciągle cieszy - mówił wesoło Alexander. Aż sam się uśmiechnąłem. - No... Iz, naprawdę... To wspaniałe - zachichotał. - I zajebiste... Uh, w końcu żyć mi się zachciało... - to zdanie trochę ściszył, a ja zmarszczyłem brwi i nastawiłem uszu bardziej. I trochę się zaniepokoiłem. - Nawet nie miałem pojęcia, że mogę się tak cieszyć... No, dlatego, że znalazłem Magnusa. Normalnie jakbym tylko jego potrzebował. Masakra, co? - parsknął śmiechem, ale nie słyszałem, żeby w jego głosie była nuta kłamstwa. Hm, poczułem dziwny komplement. Dziwny, bo przecież jeśli ten chłopak tęsknił za mną bez przerwy do tej pory... Zmarnowałem mu życie. - Oh, Isabelle... Tak za nim tęskniłem, że teraz... Teraz będzie wszystko dobrze. Gdy przy nim jestem... Gdy po prostu jest i wiem, że jest, że mogę z nim porozmawiać czy chociaż na niego spojrzeć, wiem... Wiem, że jestem tam, gdzie powinienem. Czuję to. Nie wiem, jak inaczej mogę to opisać... Po prostu gdybym nigdy nie poczuł się z nim taki szczęśliwy, nie brakowało by mi jego po tamtym rozstaniu.
Odsunąłem się od ściany i powoli zacząłem przemierzać salon. Zamrugałem oczami, bo aż się wzruszyłem... Naprawdę. Wątpię, bym usłyszał, żeby ktoś potrzebował do życia właśnie mnie. Że przy mnie czuje się dobrze i tak, jak w domu. Przyjaciele przyjaciółmi, ale to, co mówił teraz Alexander... Aż w mojej głowie przemknęły wspomnienia z naszych pocałunków. Z tego, gdy byliśmy razem, tak w 100% dla siebie nawzajem. Cóż, wprawdzie nigdy nie zerwaliśmy na poważnie...
Pokręciłem głową. Nie będę myślał za nas obu. To głupie. Teraz tylko poczekam, aż Lightwood skończy rozmawiać, zjemy jakąś kolację... I będzie zabawa w wywiad. Naprawdę jestem ciekaw tej krótkiej, trzyletniej biografii pana Alexandra Lightwood'a.
No, ale chyba nie będę tak stał... Póki on mnie tam wychwala, ja mogę coś przyrządzić.
Z tą myślą udałem się do kuchni.
★★★
Jak ja kocham moje kuchenne radio. I skoczne piosenki, które się stamtąd wydobywają i pobudzają moje ciało do tańczenia po kuchennych, śliskich kafelkach. Prawie zaliczyłem wywrotkę, ale mniejsza z tym.
Tańcząc tak jak na swojej własnej scenie, plątałem się po kuchni i z tego wszystkiego przyrządziłem sajgonki tajskie. Uroczo wyglądały. Mam nadzieję, że smakować też będą. I mi i dla mojego nowego współlokatora.
Kończąc już danie, zrobiłem piruet i zatrzymałem się twarzą wprost do drzwi kuchni. I się nie wystraszyłem, bo muszę przyznać, że spodziewałem się widowni.
Alexander stał w drzwiach z Prezesem Miau na rękach. Kot spał, a ogon słodko zwisał z ręki mężczyzny. Niebieskie tęczówki pociemniały, kiedy uśmiechnąłem się i puściłem mu oczko.
- Prawda, że tańczę lepiej niż ci wszyscy zawodowi tancerze razem wzięci? - spytałem z dumą w głosie i chwyciłem dwa talerze, kładąc je na jasny blat stołu.
- Gdybyś miał jeszcze takie tutu na sobie...
Odwróciłem głowę w jego stronę. Co za debil.
- Mam takie, wiesz? - uniosłem wyzywająco brew, a Alec zacisnął usta, uciekając ode mnie wzrokiem. Bardzo śmieszne. - Mogę je nałożyć jako pidżamę. I będę cię gnębił.
- Wątpię, by Magnus w tutu był w stanie mnie gnębić - nie wytrzymał i cicho zachichotał, odkładając przy okazji śpiącego Prezesa na podłogę.
- Oh, a co byś ze mną zrobił, co? - prychnąłem, kładąc na stole koszyczek z pałeczkami do sajgonek i dwa małe kubeczki sosu.
Kiedy znowu na niego spojrzałem, zobaczyłem rumieńce kwitnące na jego dotychczas bladych policzkach. O, że ja sam nie załapałem podtekstu we własnym tekście.
- Gdzie uciekają te niegrzeczne Alecowe myśli... - poruszyłem znacząco brwiami, zadowolony z siebie.
Alec, zamiast na mnie spojrzeć, po prostu szybko usadowił się przed swoim talerzem. Parsknąłem śmiechem i zrobiłem to samo, siadając naprzeciw niego. I jakbym usiadł na jakiś przycisk, po kuchni rozniósł się głośny śpiew miauczącego Prezesa, który odkrył, że w jego misce nie ma nic dobrego do jedzenia.
★★★
- Nienawidzę pałeczek...
- One chyba też za tobą nie przepadają. Prawie je zabiłeś.
- Są zbyt cienkie - wzruszył ramionami Alexander, po chwili uśmiechając się. Zwyczajnie nabił na jedną z pałeczek małą sajgonkę i wsadził sobie do ust. Zacząłem się śmiać, uważając, żebym przypadkiem się nie zakrztusił.
- Mogłeś widelca wziąć... - mówiłem ze śmiechem, na co Alexander marszczył brwi, ale nie potrafił opanować swoich malinowych ust, których kąciki ciągle pozostawały rozkosznie uniesione.
- Mogłeś mi dać. A nie te pseudo słomki.
- Ty jesteś pseudo słomką - uśmiechnąłem się głupkowato, zgrabnie chwytając sajgonkę między pałeczki.
- Nie. Ty nią jesteś.
- Jestem pseudo słomką a ty pseudo kubeczkiem od shake'a z otworem na słomkę - stwierdziłem w końcu.
A kiedy ogarnąłem, że ma podtekst, wbiłem w Aleca dwuznaczne spojrzenie. I jeszcze powoli i zmysłowo oblizałem swoje usta. Alexander zastygł z pałeczką w ręce i spojrzał na mnie spod czarnej, przydługiej grzywki. Poruszyłem brwiami.
- Zaraz wyskoczę przez okno... - ostrzegł, udając powagę i robiąc grobową minę. I tak już widziałem te drżące, rozbawione kąciki ust.
- Złapię cię.
- No co ty? Będziesz taki miły? - mruknął z małym uśmiechem pod nosem, uciekając wzrokiem do swojego talerza i zaczynając bawić się jedzeniem. Ciekawe, co tam sobie myśli pod tą czupryną.
- Powinieneś się cieszyć. Większość populacji, która mnie zna, powie ci, że jestem sarkastycznym gnojkiem - uśmiechnąłem się uroczo. - Więc skoro mówię ci, że nie jestem zbyt leniwy, żeby ściągnąć cię z parapetu...
- To mnie trochę lubisz, wiem - przerwał mi, ciągle na mnie nie patrząc. Odsunąłem od siebie swój talerz i zacząłem bez krępacji gapić się na niego.
- Ale ja cię bardzo lubię, a nie trochę - oznajmiłem, a Alec mimowolnie uniósł na mnie zaciekawiony wzrok. - Stokrotko.
Alexander zarumienił się, jednocześnie się uśmiechając.
★★★
~Alec~
- Te drzwi wyglądają tak, jakby nikt nie był w tym pokoju od kilku lat - dotknąłem klamki i spojrzałem na swoje palce. Był na nich kurz.
- Moi znajomi są zbyt... - zamyślił się Magnus, przeciskając się przede mną. Nałożył białą rękawiczkę i otworzył drzwi, pchając do środka pokoju moją walizkę. - Zbyt denerwujący, żebym pozwolił im tu przebywać dłużej niż jeden dzień. Ale to nie znaczy, że jest tam brudno. Nie zaciągnąłbym cię do brudnego pokoju, Alexandrze - posłał mi głupkowaty, krzywy uśmiech. - A kurz gromadzi się na klamce nawet w ciągu pół godziny od jej ostatniego molestowania.
Wszedł do środka, a ja za nim, kiedy się ocknąłem. Bo gdy stał tak blisko mnie, poczułem nikłe ukłucie w środku. Był tuż obok. Nawet metr nas nie oddzielał. A mimo to robiły to te lata rozłąki, przez co nadal nie zachowywaliśmy się tak, jak kiedyś. Do tego mężczyzna dobitnie pachniał drzewem sandałowym.
Magnus zdjął rękawiczkę i zapalił światło. Pokój był... Cholernie kolorowy. Nawet długie zasłony przy oknie były tęczowe. Dywan kanarkowożółty. Łóżko miało na sobie czerwoną płachtę, a poduszki były różowe, czarne i białe. Pokręciłem głową z uśmiechem. Pokój Magnusa w rezydencji jego wujków był podobny do tego tutaj.
- Nom - azjata klasnął w dłonie, rozglądając się. - Mam nadzieję, że będziesz czuł się tutaj dobrze. Cóż, będziesz, bo w końcu ja tu jestem - poklepał wierzch mojej walizki i uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Dziękuję, ale i tak wiesz, że nie musisz mnie przygarniać - zaśmiałem się, trochę zmieszany. Zacząłem więc rozglądając się po przytulnym pokoju.
- Znowu gadasz jak najgłupsza istota na tej planecie. Wiesz o tym, prawda? - kiedy na niego spojrzałem, złotozielone tęczówki nie odrywały się od tych moich. - Nie chcę teraz myśleć, że mógłbyś być gdzieś tam daleko, gdy mamy tę możliwość bycia blisko siebie.
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, więc po prostu przyjąłem na twarz miły uśmiech. A jednak na języku miałem wiele słów skierowanych właśnie do niego.
Kiedy Magnus poszedł do swojej sypialni, ja udałem się do łazienki z ręcznikami, które mi dał. I ze swoją pidżamą i szczoteczką do zębów. Mimo, że nie chciałbym być teraz nigdzie indziej niż przy nim, czułem, że mu zawadzam. Że się wprosiłem. Najgłupsze jest to, że mam świadomość, iż to nie jest prawda, ale i tak mam takie głupie odczucie. Może prysznic je zmyje.
★★★
Siedziałem na łóżku w swoim nowym pokoju, gapiąc się na szafę naprzeciw mnie. I myśląc. O Magnusie i o tym wszystkim.
Skręcało mnie od środka, żebym wstał i poszedł do tego kogoś, za kim tęskniłem każdej nocy. Moje wnętrzności wręcz krzyczały, żebym się ruszył. A język wywijał tańce w ustach, prosząc, żebym spytał się Magnusa, czy mogę z nim spać. Każdy narząd w moim ciele tego chciał. A jednak mózg, jak jakiś Bóg, mówił mi głośno i wyraźnie, że zbłaźniłbym się, gdybym to zrobił. Przyznawałem mu rację.
Co nie zmienia faktu, że nie czuję się dobrze, będąc kilka pokoi dalej. Brakowało mi Magnusa bez przerwy. Teraz jest. I mam spać gdzie indziej? Przez pół tych pamiętnych wakacji nie spałem tam, gdzie by go nie było... A teraz jesteśmy w tym samym mieszkaniu. I na ironię losu w osobnych pokojach. Ja tak nie chcę.
Jęknąłem głośno i opadłem plecami w duże, miękkie poduszki. I za chwilę usłyszałem otwieranie drzwi... Szybko podniosłem się do siadu i spojrzałem na Magnusa, którego głowa zajrzała w szparę od drzwi.
- Dlaczego tak jęczałeś? - spytał, skanując mnie wzrokiem. Zawstydziłem się. A raczej zażenowałem samym sobą.
- Umm... Słyszałeś to? - spytałem, nerwowo ściskając poszewkę kołdry w dłoni. Jednak nie odrywałem wzroku od twarzy Magnusa. Był bez makijażu. I wyglądał przez to młodziej i po prostu uroczo.
- Przechodziłem obok.
- Aa... To było przypadkiem - próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba wyszło mi to krzywo, bo Magnus parsknął śmiechem po dłuższej chwili.
- Czyli żyjesz?
- Tak, tak.
- To dlaczego nie śpisz?
- Dlaczego robisz wywiad?
- Bo... Chciałem - wywrócił oczami i znowu zaczął mi się dziwnie przyglądać. Nałożyłem koszulkę na odwrót czy co... - Ale nieważne.
Kiwnąłem tylko głową. Teraz nagle zachciało mi się zostać samemu w pokoju, bo zaczynało się robić dziwnie niezręcznie. Nie wiedziałem, o co chodzi Magnusowi, że wciąż nie szedł do siebie, tylko tak stał i się na mnie patrzył...
- Łóżko niewygodne? - spytał w końcu i zmarszczył brwi. - Jeżeli powiesz mi, Lightwood, że moje łóżka są niewygodne...
- Nigdy nie byłem w wygodniejszym łóżku, Magnusie - powiedziałem szybko, uśmiechając się po chwili. Magnus zabawnie zmarszczył nos i wzruszył ramionami.
- Dobrze... Dobranoc w takim razie - zaczął się wycofywać.
Aż otworzyłem usta, znowu pragnąc zatrzymać go przy sobie. Po prostu spać razem. Wystarczyło tylko zapytać!
Magnus nagle westchnął głośno, tuż przed zamknięciem drzwi. Uniosłem brew, zdziwiony i zaciekawiony, kiedy azjata otworzył szerzej drzwi, spojrzał na mnie i spytał:
- Chcesz ze mną spać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro