26
*~ Kilka dni później ~*
~Alec~
- Alec! - zawołała mnie ciocia.
- Co?!
Nie chciałem nigdzie łazić. Siedziałem sobie w pokoju i czytałem książkę, a zaraz miałem iść spać. Jest już po 21. Czego ona chce?
- Otwórz drzwi! Dwójka nowych przyjechała! Weźmiesz ich bagaże! Dwa pokoje obok twojego!
- YGH! No dobra! - niechętnie zszedłem z łóżka i wyszedłem z pokoju.
Clausa już nie ma od wczoraj, dlatego też myślałem, że będę mieć spokój. A teraz znowu ktoś, w dodatku dwójka. Serio?
Zbiegłem po schodach i doszedłem do drzwi, mozolnie podpierając się ścian. Naprawdę chcę spać.
- No już! - krzyknąłem zirytowany, kiedy te ktosie zapukali do drzwi, gdy już przed nimi byłem.
Przekręciłem klamkę i pociągnąłem ją w swoją stronę. Nie zwróciłem uwagi na nowych gości, tylko po prostu wziąłem dwie walizki z czterech, które stały obok dwóch par nóg odzianych w czarne jeansy.
Poszedłem na górę, odstawiłem walizki pod drzwi, które były zaraz obok mojego pokoju... Co mi cholernie nie pasowało... I wróciłem po kolejne dwie. Ci goście już gadali z ciocią, odwróceni do mnie plecami, więc nie widziałem twarzy. W sumie, nie obchodziło mnie to zbytnio. Ale był to jakiś blondyn i szatyn.
Zignorowałem ich jednak i wziąłem się za kolejne bagaże, by jak najszybciej wskoczyć do łóżka, i popisać SMS-y z Magnusem na dobranoc...
****
Ja: Znowu mam jakiś lokatorów -_____- w dodatku dwójkę -_____-
Magsio 💞: Twoja radość XDDDDDD
Ja: 😒
Magsio 💞: Zignoruuuuj gości, bejbe 👌💗
Ja: Pf, mam taki zamiar xD
Magsio 💞: Dobra idź spać bo już północ 👌😘😘
Ja: Noi? 😘😘😘
Magsio 💞: I to że jutro rano idziesz po jajca!
Ja: Jezu xD
Magsio 💞: Podleję szybko kwiatki i pójdę z tobą. Kupimy sobie pączki!!!!!!! 😍
Ja: KINDER JOY.
Magsio 💞: Jak se chcesz 😂👌 ale na serio jedz więcej. Masz za chudy tyłek.
Ja: -,-
Magsio 💞: Serio!! 💗💗💗💗
Ja: Pf. Dobranoc.
Magsio 💞: Dobranoc 💞💞💞💞
Magsio 💞: ❤❤❤
Magsio 💞: Ja tu czekam.
Magsio 💞: 💋💋
Ja: 😒
Ja: 💋❤❤💞💞💟💗💓💝💜❣💙💙
Magsio 💞: Może być 👏
Magsio 💞: ❤
Wstałem z łóżka, by podłączyć telefon do ładowarki, gdyż nieszczęsny kontakt był przy biurku, czyli w drugim kącie pokoju.
Po wykonanej czynności szybko wskoczyłem pod kołdrę i tuliłem poduszkę, wyobrażając sobie wiecznie ciepłe ciało Magnusa... Ja chcę z nim spać! Muszę go zaprosić na noc.
Z myślami, które uczepiły się mojego wakacyjnego romansu, zasnąłem...
****
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłem oczy, myśląc, że to ranek i któryś z wujków coś chce, ale zobaczyłem tylko ciemność, więc musiała być jeszcze noc. A ktoś mi do pokoju pukał... DUCHY.
Od razu zakryłem się kołdrą po czubek głowy, zaczynając trząść się ze strachu. Zawsze tak, kurwa, jest, gdy usłyszę jakiś hałas. A już w ogóle w nocy!
Usłyszałem, jak drzwi się otwierają...
Złapałem się za serce, które chętnie by mi wyskoczyło z piersi. Ktoś pstryknął włącznik światła. Ej, to nie duch...
Szybko usiadłem, zrywając z siebie kołdrę. I to, co zobaczyłem, było gorsze niż jakieś zjawy.
- S-Sebastian...? - wyszeptałem przerażony.
Nie byłem zdolny do jakiegokolwiek ruchu. Obok blondyna stał jakiś szatyn. Na twarzach obojga malowały się uśmiechy, które za żadne skarby nie wróżyły nic dobrego.
- Shh... - szepnął blondyn. - Cicho, maleńki.
- C-co ty t-tu robisz?
- Nie zauważyłeś nas - parsknął śmiechem. - A liczyłem na jakieś powitanie. Poznaj mojego kolegę, Raphaela - wskazał na szatyna, który chował coś za plecami.
Przełknąłem ślinę. Chciałem zacząć krzyczeć, ale gardło związało mi się w supeł. Bardzo, bardzo ciasny supeł. Jednak krzyknąłem oszołomiony, kiedy Raphael doskoczył do mojego łóżka i zrzucił ze mnie kołdrę.
- Cicho! - syknął blondyn, który również znalazł się przy mnie i zatkał mi usta dłonią.
Ugryzłem go, na co natychmiast oderwał rękę od moich ust.
- Gryzie? - zaśmiał się szatyn. - Super.
- Ty... - warknął na mnie Sebastian, a moje ciało przeszedł lodowaty deszcz.
Blondyn złapał mocno za moje włosy. Otworzyłem usta, by zacząć się drzeć, ale zakneblował je jakąś szmatą, by za chwilę złapać za moje oba nadgarstki. Zacząłem więc wierzgać nogami, które zaraz zostały unieruchomione przez Raphaela.
Pomocy.
- Nauczysz ty się szacunku - oznajmił blondyn pewnym siebie głosem.
Patrzył na mnie z góry, jakby miał nade mną całkowitą kontrolę. Jakbym był zabawką, którą zaraz wykorzysta. Bałem się. I to cholernie. Do oczu zaczęły cisnąć mi się łzy, kiedy zdałem sobie sprawę, że tym czymś co chował Raphael, był sznur. Który zaczął zaciskać się teraz na moich kostkach.
A kiedy Sebastian sięgnął ręką do moich spodenek od pidżamy, wiedziałem, że już jestem martwy. Zacisnąłem mocno powieki. Jego dłonie jeżdżące pod koszulką na moim brzuchu zostawiały po sobie piekące ślady. Jakby dotykał mnie węglem. To było okropne.
Nagle jego gorąca dłoń oderwała się od mojej skóry. Naprawdę miałem wrażenie, że będę miał tam blizny.
- Kurwa, ktoś idzie - odezwał się, i dopiero teraz do moich uszu doszły odgłosy kroków na korytarzu. - Weź sznur, Raphael, szybko.
Poczułem, jak dany sznur odwija się z moich nóg, a knebel zostaje wyciągnęty z moich ust. Otworzyłem oczy, z której poleciało kilka samotnych łez strachu.
- Luz - Sebastian na mnie spojrzał. - To jeszcze nie koniec. Mam zamiar dokończyć to, co zacząłem. A jeśli KOMUKOLWIEK coś powiesz, to pobawię się z twoim Magnusem. Rozumiemy się? Wolał byś się nie oglądać go w szpitalu, cio? A, i mam różne sposoby na otwieranie zamkniętych drzwi, więc kluczyk ci nie pomoże. Do następnej nocy - odwrócił się, i razem z szatynem opuścili mój pokój, gasząc za sobą światło. Usłyszałem, jak rozmawiają z Kornelem, ale nie zrozumiałem słów.
"Do następnej nocy."
Miałem w głowie tylko te trzy słowa, które znaczyły tak wiele. Które tak mnie przerażały. Nie sądziłem, że Sebastian posunie się do czegoś takiego. Że powie mi wprost, że chce mnie zgwałcić. Bo jak inaczej określić to, co stało się przed chwilą?
Moje ciało zaczęło się trząść, a płuca nie mogły normalnie funkcjonować. Nie teraz. Nie po tym, co mnie spotkało i nie na myśl, co mnie czeka.
"A jeśli KOMUKOLWIEK coś powiesz, to pobawię się z twoim Magnusem."
****
~Magnus~
Obudziłem się rano i od razu wstałem z łóżka. Zabrałem z biurka rysunek, a za chwilę przykleiłem go do okna. Narysowałem duże serce, które było wypełnione runami Aleca. Mam nadzieję, że mu się spodoba. Ale w sumie nie mam pojęcia, czy wcześniejsze pracę mu się podobały. Jakoś o tym nie rozmawialiśmy.
Wzruszyłem ramionami i postanowiłem się ogarnąć.
Po porannej toalecie oczywiście poszedłem podlać kwiaty. Zajęło mi to mniej czasu niż zwykle, ponieważ po prostu zacząłem to robić wcześniej. By zdążyć, zanim Alec wyjdzie z domu. I akurat to zrobił, kiedy ja odstawiłem konewkę, kładąc ją obok oczka z czarnymi kwiatami. Podskakując z nogi na nogę co zwykłem robić w dzieciństwie, udałem się do furtki.
A za pół minuty szedłem już z Alekiem ramię w ramię do sklepu. Nie odzywaliśmy się do siebie. Chłopak był zamyślony, i ja tak samo. Zastanawiałem się, czy mógłbym mu pokazać mój świat za małymi drzwiczkami.
Jak by zareagował? Czy by mu się spodobało, czy raczej by się wystraszył. Nie wiem, ale niedługo się o tym przekonamy.
- Alec? - odezwałem się, uśmiechając się z przyjemności, jaką dawały mi dzisiejsze promienie słoneczne. - To co z randką z pączkami? Kupujemy i jemy jak żule pod sklepem?
- Muszę zanieść jajka - wymamrotał.
Nie jest dziś w humorze. Cóż, poprawię mu go.
- To sam pobiegnę i je dostarczę, a ty w tym czasie wybierasz pączki. Albo jakieś tam słodycze. Okey?
- Okey - westchnął.
- Okey - pocałowałem czule jego policzek.
I jak ustaliśmy, tak się stało. Po zakupie jajek od razu pobiegłem z nimi do rezydencji Lightwood'ów. Oczywiście uważając na jajka, by nie zrobił się z nich jakiś omlet. Bez pukania wszedłem do budynku i udałem się do kuchni.
- Kornel, mam jaj... Ka... - otworzyłem szeroko oczy, widząc przy stole Sebastiana. I jakiegoś szatyna, ale był on mniej ważny.
- O, dziękuję - Kornel podszedł do mnie z uśmiechem i odebrał pudełko. - Z Alekiem na randkę idziecie, ta? Mówcie, na ile was nie będzie.
- Nie długo - odpowiedziałem, nie spuszczając wzroku z ohydnej mordy blondyna. Uśmiechał się do mnie podejrzanie.
Dlaczego Alec mi nic nie powiedział?
Kiedy Kornel wrócił do przygotowywania śniadania, ja wyprułem z domu i popędziłem z powrotem do mojego ukochanego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro