Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

~Alec~
Do naszych domów dojechaliśmy tak około przed południem. Magnus miał w swoim telefonie kilkanaście nieodebranych połączeń, i choć namawiałem go, by oddzwonił, gdyż dzwonił Ted, ten mnie nie słuchał.

- Ja pier... - zacząłem, ale Magnus od razu mi przerwał.

- NIE! Język! Ile razy mam ci, kurwa, powtarzać?

- Aż zacznę się ciebie słuchać, hipokryto - wywróciłem oczami. - Zatrzymaj się.

- Dlaczego?

- Zatrzymaj! - krzyknąłem, a azjata od razu zatrzymał pojazd akurat przed posiadłościami naszych wujków.

- Co ci odwala? - spytał, a ja odwróciłem głowę w jego stronę.

- Widziałem Elizę. Pod tarasem siedzi, więc nie podjeżdżaj pod dom. Zajedź od tyłu.

- Od tyłu - zachichotał i wdrążył gruchota w ruch, zmieniając trasę na moją prośbę.

- Mhm... - mruknąłem, na początku nie zdając sobie sprawy z tego, co powiedział. Ale nie miałem ochoty narazie tego komentować.

Magnus zatrzymał się za domami naszych wujków, więc obaj wysiedliśmy z auta. Mags po to, by mnie podsadzić. Bo z tyłu domu był znacznie wyższy płot niż z przodu.

- Noooo... A - ponagliłem go. kiedy złapałem się płotu.

Zgiąłem nogę w kolanie, ale za chwilę przypomniałem sobie sytuację w dziurze w lesie. Przygotowywałem się do przypomnienia mu dobrych manier, ale nie zdążyłem, gdyż jego dłonie znalazły się na moim biednym, płaskim tyłku.

Serce podskoczyło mi do gardła kiedy azjata sprawnie pchnął mnie w górę, więc szybko przerzuciłem nogę przez płot.

- Dzięki - skwitowałem i znalazłem się po drugiej stronie płotu.

- Bay, misiaku, który nie potrzebuje bokserek, które jako jedynie ma na sobie! - krzyknął, a ja za moment słyszałem otwieranie drzwi auta.

Potrząsnąłem głową, by znowu nie zawstydzić się na jego "słodkie" określenia, których używa, i skierowałem się do okna mojego pokoju. Chciałem wejść po drabinie, której użyłem rano, ale... Nie było jej. Fuck.

Zadarłem głowę, by dosięgnąć wzrokiem okna. Te było zamknięte. FUCK. Więc tylko mogę się dostać do domu przez drzwi wejściowe... Przy których siedzi ciotka... Będę płakał.

Zamyśliłem się, czy aby na pewno nie ma nigdzie indziej żadnych drzwi albo wejścia do piwnicy. Niby jest, ale ta ciemnia jest zamykana w domu od zewnątrz, więc bym z niej nie wyszedł.

Nigdy więcej niezapowiedzianych randek z Magnusem. Chyba...

Przerwałem swoje jakże zacne przemyślenia, westchnąłem bezradny i poszedłem przed siebie, sunąc ręką po bocznej ścianie rezydencji. Wychyliłem głowę za róg budynku, no i ujrzałem ciocię. Siedziała na krześle tuż przy drzwiach, czytając książkę. Ehh...

Już miałem wchodzić na taras, kiedy drzwi się otworzyły, więc znowu się schowałem. Z domu wyszedł Claus i zaczął rozmawiać z ciocią. A otwarte drzwi trzymał ręką tak, że zasłaniały Elizę... Szansa!

Szybko wskoczyłem na taras i podreptałem w stronę wejścia, no ale mam pecha w życiu. Mężczyzna zatrzasnął drzwi tuż przed moim nosem. Bałem się spojrzeć w ich stronę...

- Alec! - krzyknęła zdenerwowana i zdziwiona za razem ciotka. - Gdzie byłeś?! Dlaczego jesteś w samych gaciach?!

- J-ja... - tępo wpatrywałem się w drewniane, zdobione drzwi i zastanawiałem się nad jakąś wymówką. Ale... A kij z tym. - Byłem z Magnusem na molo. Jak się kąpaliśmy, ktoś ukradł nam ubrania.

- No... - wtrącił się Claus, parskając pod nosem. - Fajną bajeczkę na poczekaniu wymyśliłeś.

- To prawda! - spojrzałem na niego oburzony.

Dlaczego on musi być taki wysoki?! Nie będę specjalnie dla niego męczył swojego karku, by zadzierać głowy!

- Alec... - odezwała się ciocia, na którą przeniosłem swój wzrok. - O której żeś ty wyszedł z pokoju? O dziewiątej już cię nie było!

- E... Szósta? - ściszyłem swój głos z zestresowania i strachu, co myśli sobie teraz Eliza. Spuściłem wzrok na drewniane deski pod nami.

- Jezus... - westchnęła. - Ja wiem, że wy jesteście młodzi i tak dalej, ale myślałam, że masz swój rozum.

- No... Przepraszam. Następnym razem będę ci mówił, gdzie i kiedy wychodzę - westchnąłem.

Zaraz jednak miałem wrażenie, że dostanę białej gorączki, gdyż znowu wtrąciła się ta kretyńska żyrafa:

- Ale molo jest daleko... Jakże wyście się tam dostali? Wątpię, byście szli na piechotę.

- Nie twoja sprawa - warknąłem.

- Alec... - odezwała się ciocia złym tonem. - O manierach pamiętaj. I łaskawie odpowiedz na pytanie Clausa. No chyba, że masz coś do ukrycia?

- P-pojechaliśmy rowerami - wzruszyłem ramionami.

Kiedy te tortury się skończą?! O, właśnie się skończyły przez słowa Elizy:

- Niech ci będzie. Nie mam siły na waszą dwójkę. Znikaj mi z oczu.

~Magnus~
- Dzwoniłem - Ted spojrzał na mnie groźnie.

- I gdzie ty masz ubranie?! - oburzyła się ciocia.

Mam nadzieję, że Alec ma łatwiej ze swoim wujostwem.

- Ukradli, no - westchnąłem zażenowany tym przesłaniem. - Wam nigdy nic nie ukradli, gdy leżało sobie od tak?

- Ygh - warknęła kobieta, łapiąc za nasadę swojego nosa. - Już nigdy nie biorę pod swój dach nastolatka. Idź się ubierz lepiej, a nie, paradujesz w samych gaciach. Ten wasz niepoprawny romans... - skwitowała i po odwróceniu się, poszła w głąb domu.

Zerknąłem na Teda, który najwyraźniej też nie miał nic więcej do powiedzenia, więc pobiegłem do schodów, by za chwilę znaleźć się w swoim pokoju. Na szczęście nie zorientowali się, że z ich garażu zniknął gruchot na kilka godzin.  Hehe...

Przez następne kilka godzin strasznie się nudziłem. Zjadłem obiad, podlewałem kwiaty w ogrodzie, pisałem z Clary, no ale złapała mnie bezczynność i nuda. Chciałem pójść do Alexandra, ale napisał mi, że pojechał z ciocią na miasto. Biedny.

Nie mając nic ciekawszego do roboty, zacząłem tworzyć rysunek, który jutro rano znajdzie się na moim oknie, by powitać Aleca.

****
~Alec~
Od kilku godzin jeździłem z ciocią po mieście. I mam serdecznie dość! Wszystko ja musiałem robić. Pakować zakupy, obsługiwać napełnianie benzyny w baku, nawet trzymać Elizie ubrania, gdy wybierała je w jakimś ciucholandzie. Ehh...

****
- Długo jeszcze? - jęknąłem zmęczony, kiedy na moich rękach wylądowała kolejna bluzka.

- Ile mi się zachce - odpowiedziała i z powrotem zajęła się przeglądaniem wiszących na wieszakach ubrań.

To tortury. Ale skoro dzięki tym torturom nie zostanę odesłany wcześniej do domu, mogę pocierpieć.

Oparłem się barkiem o ścianę, dłońmi bawiąc się jakąś metką ubrania, które spoczywało na moich przedramionach, kiedy usłyszałem głos. Głos, którego tak bardzo nienawidziłem. Myślałem, że się już go pozbyłem!

- Witaj, Alec - powiedział swoim zachrypniętym głosem Sebastian, stając przede mną z rękoma w kieszeniach. Przynajmniej tyle dobrego, że łapy trzyma przy sobie.

- Spadaj - mruknąłem, nawet nie patrząc na jego twarz.

Gdyż kątem oka od razu zauważyłem cwany uśmieszek na jego twarzy. Ale przecież on miał mnie nie znosić! Po tym, co mu zrobiłem...

- Wiesz co? Minął mi gniew na ciebie za twoje wybryki. Sam robiłem podobne rzeczy w twoim wieku.

- Mhm... Daj mi spokój.

- Zdajesz sobie sprawę, że jestem uparty? Spójrz na mnie.

- Spierdalaj - burknąłem.

Za moment syknąłem poddenerwowany, kiedy blondyn złapał mocno za mój podbródek, nakierowując moją twarz tak, bym na niego spojrzał. Znowu zauważyłem ten obłęd w jego oczach.

- Odmawiam, kruszynko - mówiąc to przejechał palcem po mojej szyi, a ja natychmiast się odsunąłem.

Wzrokiem znalazłem ciocię na drugim końcu sklepu, więc pobiegłem do niej, gubiąc po drodze jej ubrania, które trzymałem.

- Alec! - spojrzała na mnie i momentalnie jej mina przybrała złowrogi grymas. - Idź pozbieraj te ciuchy!

- Ciociu.. - jęknąłem jak małe dziecko. - Sebastian tu jest.

- No i? - uniosła brew do góry. - Masz okazję go przeprosić.

- Za co... - mruknąłem cicho. - Pozbieram ci te ubrania i pójdę do samochodu, dobrze?

- Jak sobie chcesz - powiedziała.

Uśmiechnąłem się uradowany. Szybko przemierzyłem sklep, by pozbierać szmaty, dałem je cioci i wybiegłem ze sklepu. Wsiadłem do auta i odetchnąłem z ulgą. Zamknąłem oczy, rozkoszując się spokojem i ciszą.

Podskoczyłem nagle przerażony, kiedy ktoś mocno zapukał w okno po mojej stronie. Niepewnie otworzyłem oczy i od razu zatrzasnąłem swoje drzwi poprzez przycisk przy szybie.

Moje serce zaczęło niemiłosiernie łomotać, kiedy oczy wpatrywały się w tęczówki pod drugiej stronie szyby. Blondyn przejechał językiem po całej przezroczystej powierzchni, zostawiając na niej mokrą smugę.

Skrzywiłem się obrzydzony tym gestem, a Sebastian po prostu odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Ehh, ja chcę do domu...

Czyli do Magnusa.

❤❤❤
Tęskniliście za Sebusiem? 😂👌

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro