17
*~ Kilka dni później ~*
~Alec~
Na szczęście wujostwo zgodziło się, bym został u nich do końca wakacji. Oczywiście muszę być gotowy na każdą ich zachciankę, ale czego się nie robi dla miłości? Miłości...
Nie wiem, czy to co jest między mną a Magnusem można nazwać miłością, ale na pewno lepiej będzie, jeśli mój mózg nie będzie się nad tym zastanawiał.
Magnus poradził sobie jeszcze z przeprosinami mojej cioci za te myszy i obie kobiety pozwoliły nam się spotykać, kiedy i gdzie chcemy. Yay! A prezentem przeprosinowym dla Elizy był bukiet kwiatów, które zerwałem razem z Magnusem z ogrodu jego wujków. A powiedzieliśmy, że po te kwiatki aż do miasta chodziliśmy. Te jej wzruszenie, gdy nam uwierzyła... I jeszcze nikt się nie skapnął.
Kolejne yay!
****
- Alec! - usłyszałem głos Magnusa w swoim pokoju.
Gdy nie odpowiedziałem, azjata usiadł okrakiem na moim tyłku, bo ja leżałem brzuchem na łóżku, czytając książkę.
- Złaź - mruknąłem, próbując skupić się na tekście.
- Nie czytaj w wakacje. Będziesz to robił w szkole pod ławką i na wattpadzie, a nie papierze.
- Odwal się - parsknąłem śmiechem.
Jednak zamknąłem książkę, bo przy nim nie da się skupić na niczym. Odłożyłem przedmiot na szafkę nocną i podparłem się na łokciach. Odchyliłem głowę do tyłu, jak najdalej mogłem, a Magnus złożył czułego całusa na moim czole.
- Idziemy na spacer? - spytał po chwili, dalej tak siedząc na moim tyłku.
Chyba było mu wygodnie i nie wiem, dlaczego, bo z tego co mi mówi Izzy i Jace, mam "płaską dupę".
- Jest dwudziesta.
- No i? Dlatego cię zabieram, bo o tej porze twoi wujkowie o nic cię już nie proszą - stwierdził i pocałował mój kark, gdy opuściłem głowę.
Nie wiem, czy to przez jego ciepłe usta, czy po prostu moje ciało tak reaguje, ale poczułem, jak kark zaczyna mi przyjemnie parzyć. Jakbym oparł się nim o gorący grzejnik. Mruknąłem cicho, co nie uszło jego uwadze.
- Magnus... - westchnąłem zadowolony, kiedy jego usta urządziły sobie wędrówkę po mojej szyi.
- Ta? To chodź - zszedł ze mnie i wraz z nim uciekł mi mój masażysta.
Niechętnie przeturlałem się po łóżku, aż z hukiem nie znalazłem się na ziemi. Czasem tak właśnie "wstaję" z łóżka. Dobry sposób na rozbudzenie, polecam.
****
Szliśmy na środku ulicy, która prowadziła przez te małe osiedle. Trzymaliśmy się za ręce, a latarnie wzdłuż chodników robiły fajny klimat, gdyż zaczynało się coraz bardziej ściemniać.
- Paczaj - szturchnął mnie łokciem Magnus.
Kiedy spojrzałem na jego twarz, oczy azjaty były wpatrzone w niebo. Również odchyliłem głowę i mogłem zauważyć pierwszą gwiazdkę. Albo samolot.
- Przeleciał byś się kiedyś samolotem? - spytałem, obserwując gwiazdę, która nie stała w miejscu. Więc zapewne była to jakaś podniebna maszyna.
- Przeleciał... Bym się. Ciebie też.
Zanim dotarł do mnie sens jego słów, Magnus złapał za mój podbródek, by zniżyć z powrotem moją głowę i odnalazł moje usta, które przykrył swoimi.
- Zbok - mruknąłem przez pocałunek, jednak po chwili skupiłem się tylko na tej czynności, która stawała się coraz bardziej namiętna.
~Magnus~
Całowałem Alexandra i poczułem bardzo dziwne, ale przyjemne uczucie. A mianowicie takie, jakby tylko on był mi potrzebny do życia. Tak jakby robił mi za tlen. Gdy się z nim całuję, wszystko tak fajnie zaczyna wirować wokół naszej dwójki. Jeszcze nigdy tak nie miałem.
Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, by zacząć znowu normalnie oddychać, a mi wpadł pomysł do głowy, kiedy zauważyłem, co rośnie za chodnikiem.
- Alec, chodź w krzaczki - zwróciłem się do nastolatka. Jego reakcją był gromki śmiech. I po czymś takim mówi, że to ja mam zboczone myśli, tak? - Ale nie śmiej się! Ja serio mówię. No, patrz, jeżyny, jeżynko z dwuznacznymi myślami - popchałem chłopaka w stronę krzaków.
- Chcesz, żebym wpadł w te kolce? - nastolatek obrzucił mnie wrogim spojrzeniem, ale kucnął przy krzaku i zaczął jeść jeżyny. Ja zaraz też.
- Nom, zrobił bym ustami efekty dźwiękowe.
- No i z kim ja się zadaję... - westchnął.
- A z takim jednym pojebem - odparłem, napychając sobie usta czarnymi owocami.
- Cnie. Do tego to jakiś zbok.
- Właśnie. I się jeszcze z nim całowałeś! - zrobiłem zszokowaną minę, przez co kilka owocków wypadło mi z ust. - Cholera...
- I jeszcze przeklina! A mi nie pozwala - burknął.
- Bo dba o poprawną wymowę u innych ludzi - uśmiechnąłem się do niego dumnie.
- Kurwa.
- Ej! - zmarszczyłem brwi.
- Ja pierdolę... - przeklinał, spokojnie sobie podjadając jeżyny.
- Przestań.
- Ty skurwie... - zaczął, kiedy jeden owoc wypadł mu z ręki.
- ALEC!
Przez następne dziesięć minut koczowaliśmy przy tych krzakach jak jakieś Hobbity. Kiedy jakiś mężczyzna przechodził chodnikiem i nas zobaczył, zrobił nam zdjęcie. A ja w odwecie na niego nasyczałem jak kot, na co Alec zakrztusił się jeżyną.
****
- AAA! - wydarł się nagle czarnowłosy, a ja podskoczyłem przerażony.
Alec spanikowany wstał i odskoczył na kilka metrów od naszego krzaka.
- Co ci? - spytałem zdziwiony.
- Pająk! - jęknął bojaźliwie, wskazując gdzieś obok mnie.
- To tylko dziecko Spider-Man'a, Alec - rozglądnąłem się i zauważyłem małego pajączka.
Nie żebym je lubił, ale jak są małe, to mogą być.
- Zabij go!
- Niee... - zaśmiałem się, wstając na nogi z pająkiem na dłoni.
Uśmiechnąłem się do Aleca, który już stał po drugiej stronie ulicy.
- Paszoł won mi z tym diabłem!
I tak oto zaczęliśmy się ganiać. Czyli przerażony nastolatek uciekał, a ja goniłem go z tym pająkiem. Owad już dawno mi wyleciał z rąk, ale Alec dalej tak biegł, aż nie dobiegliśmy do naszych furtek. Zdyszani oparliśmy się tyłkami o płot, a Lightwood przysunął się do mnie, kiedy ogarnął, że zgubiłem dziecko Spider-Man'a.
- Nienawidzę cię... - wysapał, opierając głowę na moim ramieniu.
- Okey... - wywaliłem język i dyszałem jak pies.
- Aha.
- Nom.
- Kurw... - nie dokończył, bo pocałowałem tego idiotę.
Chłopak oddał całusa, ale przerwał nam Kornel, którego głos usłyszałem gdzieś z tyłu.
- Aleksio! - krzyknął. - Do domu!
- Nie wołaj mnie jak szczeniaka! - oburzył się czarnowłosy, odwracając głowę do tył.
- Do nogi!
Zacząłem się śmiać na całe osiedle, kiedy nie usłyszałem mojego wujka...
- Magnusku, już późno! Do budy!
❤❤❤
Polecam pisanie takich głupot na spontanie xD 👌
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro