Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

~Alec~
- Naprawdę rzuciłeś szkołę? - spytał Magnus, przeżuwając kawałek naleśnika w swoich ustach.

- Nie widziałem powodu, dla którego miałbym tam chodzić - parsknąłem śmiechem, ze smakiem jedząc śniadanie przygotowane przez Magnusa.

Bo przez kilkanaście minut on spacerował po kuchni, gotując, a ja siedziałem przy stole, piłem kawę i się na niego gapiłem. Najlepsze było wtedy, kiedy włączył radio i zaczął tańczyć.

- Leń - stwierdził azjata.

- A co z tobą? - spojrzałem na niego. - Uczysz się czy może już sobie pracę znalazłeś, panie zaradny?

- Szkoła życia - uśmiechnął się do mnie wrednie, a ja parsknąłem śmiechem w prawie pusty kubek kawy. - Czyli liceum. A za mieszkanko, w którym wesoło tu sobie żyjemy, płaci mój tata. Nauczyłem się już wykorzystywać jego pieniądze.

- Brawo - skwitowałem ze śmiechem.

- Dziękuję, panie Lightwood - kiwnął głową.

- Ależ proszę bardzo, panie Bane... - próbowałem się nie śmiać. Jednak Magnus robił taką poważną minę, że trudno było zachować spokój. I jeszcze gdy tak zabawnie marszczył brwi i nos, łądując sobie do ust kawałki naleśnika.

Już zapomniałem w ciągu tych kilku lat, jak jego drobne gesty potrafią rozbawić mnie do łez i poprawić humor, który mógłby być najgorszy. Okazuje się, że on zawsze będzie w stanie to zrobić nawet bez większego wysiłku.

- A, tak w ogóle to idziemy dzisiaj na randkę - poinformował mnie po chwili Magnus, który skończył swój posiłek i z gracją ułożył równo sztućce na pustym talerzu. Znowu się zaśmiałem. A za chwilę dotarło do mnie, co powiedział.

- Randkę? - ucieszyłem się w duchu. Bardzo. Wracamy do stanu z wakacji, kiedy byliśmy razem. Czyli do najlepszego okresu w moim życiu.

- Nie, kuźwa, na pogrzeb. Dlatego proszę cię, żebyś ubrał się w ładny, czarny garnitur, nie śmiał się z każdego mojego słowa i...

- Dobra, wystarczy - przystawiłem palec do jego ust, uciszając mężczyznę. Który momentalnie zrobił zeza, patrząc w dół. - Zrozumiałem - uśmiechnąłem się lekko. - To gdzie i o której ta randka?

Kiedy cofnąłem swoją dłoń, azjata popatrzył na mnie, mrużąc oczy. A potem płynnie powrócił do rozmowy, zaczynając jeździć swoim małym palcem po brzegu kubka z końcówką zimnej kawy. Odziwo, mojego kubka.

- Godzina szesnasta. Kino. Horror psychologiczny.

- Horror? - westchnąłem ciężko. Cóż, wytrzymam. Wystarczy, że złapię Magnusa za rękę.

- Psychologiczny. W sam raz dla ciebie.

- Jesteś wredny - stwierdziłem z przekąsem i wcale nie myślałem, że przesadzam. Magnus był bardziej sarkastyczny niż zwykle. I to jeszcze w stosunku do mnie.

- Uh, przepraszam - westchnął ciężko, masując swoje skronie. Wgapił się w blat stołu. - Po prostu cały czas muszę się powstrzymywać. A jest to męczące.

- Powstrzymywać? Od czego? - spojrzałem na niego, zdziwiony i zaciekawiony. Trochę też zaschło mi w gardle, kiedy zobaczyłem, jak Magnus powoli oblizał swoje usta. To miał być jakiś znak? Czy przesadzam?

- Ponieważ wczoraj myślałem, że to wszystko sen - machnął niedbale ręką, nadal patrząc w stół. - A dziś już wiem, że nie. I czuję, że chcę z tego korzystać, ale jednocześnie wiem, że nie powinienem się bez powodu spieszyć... - zaczął coraz bardziej mamrotać, jakby nie chciał, żebym to słyszał.

- Nie mamrocz - przerwałem mu z powagą w głosie. Zielone oczy Magnusa pomknęły w moją stronę. - Tylko bądź szczerzy jak zawsze i powiedz, o co ci chodzi. Albo nie idziemy do kina.

Azjata lekko wywrócił oczami, ale uśmiechnął się w końcu. Poprawił się na krześle i spojrzał na mnie, znowu pewny siebie, a w jego oczach błysnęło niedosytem.

- Chodzi o to, panie Alexandrze Lightwood, że moje usta bardzo chcą pocałować twoje.

Czyli jednak miałem rację! I nie wiem, czy zacząłem lekko trząść się ze strachu czy podekscytowania, będąc pod tego rodzaju spojrzeniem Magnusa. Policzki zapiekły mnie mocniej, ale odważnie nie przerywałem kontaktu wzrokowego. A azjata tylko czekał na moją odpowiedź.

- W takim razie to zrób... - powiedziałem. Poczułem większą suchość w gardle.

- Ale nie chcę, żebyśmy się spieszyli - wyznał, wzdychając znowu. Trochę przymknął powieki, zasłaniając błysk, zieleń i złoto twoich tęczówek. A ja postanowiłem skorzystać...

Nie wiem, czy Magnus czuje jakąś blokadę między nami, ale ja nie. Chciałem jego, za nim cholernie tęskniłem od kilku lat, nie mogąc i nie chcąc zapomnieć o tym uczuciu, które poczułem właśnie do niego. I teraz mam zamiar korzystać i robić to, o czym śniłem po nocach, bo niewiadomo, co może stać się potem.

Kiedy widziałem, że azjata nadal ma półprzymknięte oczy, szybko przysunąłem się na krześle do niego i chwyciłem za jego podróbek. I odziwo nie musiałem robić nic więcej, bo dalej zadziałał Magnus.

Przekręcił głowę w moją stronę i złączył nasze usta. Szybko i tęsknie. Tak, jak ja chciałem to zrobić. Zamruczałem, teraz będąc pewnym, że nie potrzebuję niczego więcej.

W moim żołądku wybuchły fajerwerki, kiedy azjata powoli zaczął muskać moje wargi. Z pasją oddawałem każdy pocałunek, mając wrażenie, że jeśli Magnus przyspieszy nasz taniec ust, znajdę się na jego kolanach. Ale chyba sam tego chciałem, a nie tylko podejrzewałem taki scenariusz.

Z niezadowoleniem odczułem, jak ciepłe wargi Magnusa się wycofują. Dlaczego? Chciałbym jeszcze...

Azjata oblizał swoje wąskie wargi i zacmokał ustami, co mnie rozbawiło, mimo tego rozczarowania nad jego czynami. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego wraz z nieprzyjemnym dla ucha szuraniem nóg krzesła o kuchenne kafelki.

- Od razu na mnie wejdź. Po co niszczysz mi podłogę - wymamrotał mężczyzna, opierając nasze czoła o siebie. Uśmiechnąłem się, i w środku i na zewnątrz. Zamknąłem oczy, nie bojąc się już niczego.

- Podobno ktoś tu nie chciał się spieszyć... - wyszeptałem zadziornie, chcąc drażnić mojego... Mężczyznę.

I udało mi się to, bo Magnus Bane prychnął jak zły kot.

★★★
~Magnus~
Przy śniadaniu zdążyłem skraść jeszcze kilka całusów z ust Alexandra Lightwood'a. I byłem z tego powodu bardzo dumny, usatysfakcjonowany i wesoły. I pozostałem wesoły.

Dobrze, że on zrobił ten pierwszy krok, bo ja naprawdę nie wiedziałem, czy czekać czy nie. Bałem się, że mogę wydać mu się zbyt nachalny, a tego bym broń Boże nie chciał. Ale na szczęście te wątpliwości wyparowały, bo dowiedziałem się, zobaczyłem i co najważniejsze - poczułem, że on chce tego samego, co ja.

Po "śniadaniu", czyli o godzinie 12 siedziałem w swojej sypialni przy kosmetyczce, wgapiając się w swoje odbicie w lustrze. Robiłem makijaż. Oczywiście zjawiskowy i błyszczący. Potem przyjdzie czas na wybranie ubrań. I tak pewnie zleci mi popołudnie do tej 16, o której zaplanowałem nam kino.

Oczywiście w czasie trwania tego popołudnia będę musiał czuć obecność Aleca przy sobie. Zaraz będę go wołał, bo już mi trochę samotno. Alexander jest w swoim pokoju i rozpakowywuje walizkę. Pewnie też rozmawia przez telefon z rodzeństwem. A, i Prezes Miau też u niego jest, więc czuję się podwójnie samotnie. Opuszczono mnie.

Na szczęście nie opuścił mnie mój telefon, który zabrzęczał, informując mnie o wiadomości. Ciekawe, który z moich przyjaciół nie ma mnie w nosie i pisze do mnie. Albo któremu mojemu przyjacielowi się nudzi i postanowił mnie nawiedzać.

Przerwałem rysowanie kresek na wodnej linii oczu i sięgnąłem po komórkę. Odblokowałem ją, położyłem na kosmetyczce i zacząłem SMS-ować, a w trakcie czekania na wiadomości kontynuować dekorowanie swojej twarzy.

Cat: hej, Bane. Clary już rozpowiedziała nowinę mnie Ragnorowi Simonowi Jemowi Camille i Mai. I chyba jeszcze innym.

Cat: albo inaczej: Clary powiedziała wszystkim ;-)

Ja: Mmm whatcha say.

Cat: znalazłeś tego twojego kochasia z wakacji za którym tak płakałeś.

Ja: Za dużo pamiętacie z mojego płakania. Jeszcze tego brakuje, żebyście mieli to nagrane! (-_- )

Cat: a kto wie może ktoś ma.

Ja: Taaa, czego w ogóle ode mnie chcesz?

Cat: zwykle sam chciałeś gadać!

Ja: Maluję się :-*

Cat: a no tak. Jest wolne i południe.

Cat: ale mnie to nie obchodzi.

Cat: gadaj jak z tym Alekiem.

Ja: Wiesz co? Piszesz jak Ragnor xd

Ja: RAGNORZE ODDAJ TELEFON SWOJEJ DZIEWCZYNIE.

Ja: Dziękuję.

Cat: (-___-)

Ja: Ragnorze, wyglądasz jak żaba w tej buźce XDD

Ja: I oddaj Catarinie jej telefon ;-*

Cat: mhm.

Parsknąłem śmiechem. Chwila, skoro ludzie w związkach tak impulsywnie zabierają sobie telefony... A, trudno. Alec nie zna mojego hasła.

Cat: Hahah, Ragnor co Ciebie pisał? 😂

Ja: Przeczytaj sobie te sms xd

Cat: O fu... Brak interpunkcji. I każde zdanie z małej litery 😐 O zgrozo. Muszę nauczyć go pisać SMS.

Ja: Nie rób tego!

Ja: Tak łatwo rozpoznać, czy piszę z tobą czy z nim xD

Cat: Jakoś teraz tak szybko tego nie rozpoznałeś 😉

Ja: BO jestem ZAJĘTY. Maluję SIĘ.

Ja: Ile razy można powtarzać.

Cat: Do dopiero drugi raz 😘

Ja: Chyba wolałem pisać z Ragnorem ;-*

Cat: Tak mi przykro, Ragnor obija się przed telewizorem.

Cat: A teraz pisz mi tu o tym Twoim Alexandrze 😍

Ja: Nskaowodjxbsnsm nie mam czasu XDD

Nastawiłem nagle uszu, bo usłyszałem kroki. I przekręcanie klamki od mojej sypialni. Szybko wziąłem telefon i odpisałem przyjaciółce.

Cat: Magnusie 😐

Ja: Ndjdjsosksjsnsnsnsk teraz to w ogóle nie mam czasu, bo Aleś wlazł mi do sypialni 😘😘😘😘 bayyy 💙

Cat: Ty używasz emotek 😍 znowu!

Cat: Pozdrów tego chłoptasia, bo sprowadza cię na dobrą stronę mocy 😘😘

Uśmiechnąłem się do telefonu, odłożyłem go i odwróciłem się na obrotowym krześle. Spojrzałem tylko na Aleca i z powrotem przekręciłem się w stronę lustra. Wróciłem do robienia makijażu.

- Co robisz? - spytał Lightwood, podchodząc do mnie.

- A wiesz, aktualnie proszę ciebie, abyś poprawił swoją spostrzegawczość - powiedziałem z chytrym uśmieszkiem na ustach.

Zauważyłem w lusterku, jak Alec wywrócił oczami. Ale po chwili zaśmiał się i odszedł kilka kroków. Usłyszałem skrzypienie materaca, więc pewnie usiadł na łóżku.

- Ile ci to zajmie? - zapytał, po czym zaczął przywoływać Prezesa za pomocą "kici kici!"

- Nie wiem - wzruszyłem ramionami, przejeżdżając po moich kościach policzkowych pędzelkiem z połyskującym rozświetlaczem.

- Jakieś... Dziesięć minut?

Zaśmiałem się, jednocześnie słysząc miauczenie kota.

- Nie muszę się spieszyć, Alexandrze, co znaczy, że mogę siedzieć przed lusterkiem tyle, ile moja mroczna dusza zapragnie.

- Mroczna dusza? - powtórzył i zachichotał. - Ile twoja mroczna dusza chce czasu się malować?

- W przedziale od godziny do dwóch. Jeśli nadal nie będzie miała pomysłu na strój na naszą randkę.

- Godzinę? - w jego głosie brzmiał czysty, zabawny dla mnie szok. Uśmiechnąłem się połowicznie.

- Ile moja mroczna dusza zapragnie.

- I co ja mam robić w tym czasie?

- Zapoznaj się z mopem, szczotką i szufelką.

- Jeszcze jedno kąśliwe zdanie wypowiedziane w moją stronę, a zabiorę ci te brokaty - burknął gniewnie. Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej.

- Przecież kieruję te kąśliwe zdania w moją stronę. Siedzę przed lusterkiem.

Alexander westchnął głośno i ciężko, jakbym był czymś, co go irytuje najbardziej na świecie. Zastanowiłem się, czy to dobrze czy źle, że mnie to cieszy. Powinno?

Nie myślałem nad tym długo, bo Lightwood powiedział słowo, którego nie chciałem nigdy słyszeć z jego ust.

- Kurwa.

- Nie klnij - rozkazałem, jak narazie spokojnie.

- Przestaniesz być sarkastycznym dupkiem?

Wraz z tym pytaniem wstał z łóżka, bo usłyszałem skrzypnięcie i kroki. I chwilę później zobaczyłem w lusterku bladą twarz i niebieskie, śliczne oczka, które pojawiły się tuż przy mojej głowie. Lightwood odgarnął grzywkę wpadającą mu do oka i oparł brodę na moim ramieniu.

- Nie - powiedziałem, przypominając sobie pytanie mężczyzny. - Mogę jedynie skusić się na opcję przestania być sarkastycznym dupkiem wyłącznie względem ciebie.

- O to mi chodziło.

- A przestaniesz przeklinać? - o, dobiję układu.

- Jeżeli przestanę przeklinać, ty będziesz sarkastycznym dupkiem do kogo chcesz, tylko nie do mnie? - zapytał niebieskooki, patrząc uważnie na to, jak kładę drobinki złotego brokatu na powiekę.

- Dokładnie.

- W takim razie umowa stoi - uśmiechnął się ukojony Alexander.

- Umowa stoi, stokrotko.

- Okey, ale teraz na serio... Co mogę robić przez ten czas, jak ty będziesz się stroić? - dopytał.

- Poczytaj sobie komiksy. Są gdzieś tam między książkami na półce - wsadziłem palec w pojemnik ze złotym brokatem.

- Mój młodszy brat czyta jakieś komiksy... - oznajmił w zadumie.

- Wspaniale. W takim razie idź połącz się ze swoim młodszym bratem.

- Masz szczęście, że nie było to bardzo chamskie, bo inaczej nie miałbyś już brokatu - powiedział, szybko cmoknął moją skroń i zniknął gdzieś z boku, idąc w stronę półki na książki. Poruszyłem sugestywnie brwiami, patrząc sam na siebie w lustrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro